"Bo śmiałkiem jest ten, kto podejmuje decyzje wbrew obawom, ten, kogo na każdym kroku nękają demony, kogo nurtują rozterki, czy ma rację czy nie. A mimo to działa - bo również wierzy w cuda."
-Paulo Coelho
~*~
Jeden, dwa, trzy, cztery… świat jakby podzielił się nagle na dwa
czasy. Miała wrażenie, że jest oddzielona od tego szaleństwa, które nastało
dookoła. Kręciło jej się w głowie i czuła mdłości. W dodatku wszystkie dźwięki
dochodziły do niej jakby z oddali, a i te zagłuszał nieprzyjemnie wysoki pisk.
Zapach spalenizny unosił się dookoła, a gorące powietrze drażniło jej twarz i
oczy. Mogłaby przysiąść, że jej policzki płoną.
Tia, przeszło jej w końcu przez myśl. Podparła się ręką o podłogę i
pośpiesznie pokręciła głową, chcąc odzyskać świadomość. Zamrugała kilkakrotnie
załzawionymi oczami, wpatrując się w gęste płomienie.
- Tia! – wykrzyknęła, starając się podnieść z miejsca. Gdy próba się
nie powiodła, spanikowana ponownie wykonała kilka pieczęci, tym razem jednak,
przykładając dłonie do podłogi.
Drewniane panele zaczęły pękać, a spod desek wynurzyły się roślinne
pnącza. Jak wąż wiły się w kierunku ognia, robiąc się coraz większe.
Kiedy dotarły do celu były już na tyle duże, że mogły zdusić część
ognia, ukazując przy tym małą Tię.
-Tia… - Itami spojrzała na skuloną i przestraszoną córeczkę, po czym
rozpłakała się jeszcze bardziej. W innym wypadku zapewne poradziłaby sobie z
podobną sytuacją bez większego problemu, ale teraz… nie potrafiła pozbierać
myśli. Bez zastanowienia wykorzystywała wszystko, co wpadło jej do głowy,
byleby jak najszybciej wyciągnąć stamtąd dziecko.
Niestety, skupiając całą chakrę na grubych, roślinnych pnączach i z
trudem przytrzymując oddalone płomienie, nie miała pomysłu co dalej. Jak
powinna wydostać z tego piekła swoją małą córeczkę?
Ponad to ogień zdawał się bronić. Niewielkie płomienie skradały się po
jej roślinnej broni, docierając już do dłoni kobiety i boleśnie je parząc.
Gdy była już
pewna, że sama również zacznie się palić, ktoś szarpnął ją za ramiona i
podniósł z ziemi. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się na świeżym powietrzu,
a dłonie miała włożone do wiadra z zimną wodą.
- Nie… - załkała zdezorientowana, dopiero rozumiejąc, że znajduje się
przed domem. Ze strachem spojrzała na drzwi wejściowe i szybko podniosła się z
miejsca. Ostry ból, który przeszył jej ciało, skutecznie powstrzymał ją przed
dalszą drogą. Syknęła głośno, łapiąc się za brzuch i pochylając w przód.
- Już dobrze. – Usłyszała znajomy głos i zaskoczona spojrzała przed
siebie.
Obok drzwi, z który wydobywał się teraz gęsty, czarny dym, stał Yuji.
Ponad to, w ramionach trzymał jej Tie.
Itami wygięła usta, wydobywając z siebie tylko głośny szloch.
Wyciągnęła w jego kierunku ręce, upadając na kolana. Mężczyzna podszedł do
niej, kucając obok i przysuwając bliżej niej nieprzytomną córkę. Brunetka nie
przestając płakać, zaczęła całować jej małą buźkę, głaskać króciutkie włoski i
pośpiesznie oglądać ją z każdej strony.
- Nic jej się nie stało – odezwał się cicho Usami, nadal trzymając Tię
w swoich ramionach. Nie chciał narażać kobiety na dodatkowy ciężar, a Itami
najwyraźniej nie miała zamiaru się z nim szarpać. Spojrzał na śpiącą twarz
dziewczynki, która ani trochę nie była osmolona. – Nawet się nie pobrudziła –
dodał, zerkając na kobietę. Wyglądała jakby zaczynała się już uspokajać.
Przyglądała się teraz córce, delikatnie, drżącymi rękoma dotykając jej włosów.
– Udało mi się dotrzeć do jej umysłu i ją uspokoić. Pomyślałem, że lepiej
będzie, jak trochę pośpi. Gdy tylko nawiązałem z nią kontakt wszystko zniknęło
– powiedział, zwracając się bardziej sam do siebie, niż do swojej przyjaciółki.
Itami westchnęła głośno, po czym zacisnęła usta. Ponownie omiotła
wzrokiem wejście do domu, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Czuła ulgę i strach jednocześnie. Była też zła na siebie, że dopuściła
do czegoś takiego. Gdyby nie Yuji…
Pośpiesznie odwróciła twarz w stronę mężczyzny. Czarnowłosy siedział
teraz na ziemi, uważnie przyglądając się, trzymanej w ramionach dziewczynce.
- Dlaczego wróciłeś? – zapytała, a ton jej głosu zabrzmiał tak, jakby
miała do niego pretensje. Od razu zrobiło jej się wstyd. Ocalił przecież ją i
jej córkę. Powinna raczej mu podziękować, a nie robić wyrzuty.
- Na szczęście nie oddaliłem się tak bardzo i byłem w stanie wyczuć
twój nagły atak paniki – wyjaśnił spokojnie, zupełnie nie przejmując się jej
złowrogim nastawieniem. – Muszę przyznać, że przez ułamek sekundy się
zawahałem. Nastrój małej tak mnie przytłaczał, że nie wiedziałem, czy będę w
stanie jej pomóc – dodał po chwili, uśmiechając się lekko.
Zdziwiona kobieta, przysunęła się bliżej, zerkając na córkę, jakby
chciała dostrzec w jej rysach jakąś odpowiedź.
- Co masz na myśli? – zapytała w końcu.
- Sam do końca nie wiem. Ciężko to wyjaśnić – westchnął. – Po prostu,
gdy nazbyt zbliżyłem się do waszego domu, uderzył we mnie ogromny ciężar. Tak
jakby coś siedziało w mojej głowie i swoim krzykiem miażdżyło mi mózg. Okropne
uczucie. Do teraz boli mnie głowa – skwitował i zaśmiał się smętnie. Po chwili
podniósł wzrok, a widok, który miał przed sobą, trochę go zaskoczył.
Brunetka nadal siedziała, obserwując swoją pociechę. Jej skóra była
teraz blada, a w niektórych miejscach osmolona i poczerwieniała od gorąca. Cała
drżała. W najgorszym stanie były jej ręce. Niemal do łokci były okropnie czerwone
i pokryte pęcherzami.
- Nie wygląda to najlepiej. Powinnaś jak najszybciej…
- Nie! – Przerwała mu ostro, zaciskając powieki i odwracając twarz w
drugą stronę, tak by jej nie widział. – Żaden medyk nie może się o tym
dowiedzieć. Każdy z nich przekazałby tę informacje Sakurze, a ona od razu
poleciałaby na skargę do Naruto – wyjaśniła szybko, a jej ciało zaczynało drżeć
coraz intensywniej. Niewątpliwie, coraz bardziej odczuwała skutki całego
zajścia.
- Itami… - odezwał się zatroskanym głosem, wyciągając w jej kierunku
dłoń.
- Nie! – ponownie krzyknęła, tym razem spoglądając na niego morderczym
wzrokiem.
Zatrzymał dłoń zaskoczony, po czym opuścił ją z westchnieniem
odwracając wzrok.
- Rozumiem – mruknął cicho. Chwilę później ostrożnie ułożył Tię na
trawie obok Itami, a sam wstał z miejsca, odchodząc kilka kroków dalej. Kobieta
powędrowała za nim wzrokiem, czując lekkie zdezorientowanie.
- Zawiadomię Isamu. Niech przyśle tu Ren’a. Im chyba ufasz, prawda? –
powiedział, odwracając głowę nieco w bok. Tym razem to ton jego głosu zabrzmiał
oskarżycielsko, przez co Itami poczuła się jak rozkapryszone dziecko. Nie
potrafiła jednak nic na to poradzić. Nie chciała przyznać, że nie ufa własnym
przyjaciołom, a mimo to… Nadal uważała to za swoją sprawę. To ona powinna się z
tym uporać, znaleźć najlepsze rozwiązanie. Ona pierwsza powinna zrozumieć, o co
tu chodzi. Była pewna, że gdyby to, co właśnie się wydarzyło, dotarło do uszu
zbyt wielu osób, jej życie przestałoby już należeć tylko do niej. Być może
miała na tym punkcie lekką obsesję, ale zawsze wydawało jej się, że inni
próbują nią sterować. Poza tym, to ona wiedziała co jest najlepsze dla niej i
dla jej córki.
- Isamu też ma przyjść – odparła, nieco naburmuszonym tonem, po czym
dodała pewniej. – Tylko niech się pośpieszą.
***
Ciemność,
nieprzyjemny odór i duchota nie zwiastowały niczego dobrego. W dodatku te
ciasne kajdany, zamocowane na nadgarstkach. Przez kilka sekund zastanawiał się,
czy krew dopływa mu do dłoni. Nie podobała mu się perspektywa utraty
którejkolwiek z kończyn.
Mimo wszystko musiał się uspokoić. Nie raz przecież znajdował się w
większym bagnie i wychodził z tego żywy. W dodatku teraz nie chodziło tylko o
niego. Wiedział, że panika nie jest wskazana. Lata praktyki doskonale nauczyły
go, jak zachowywać zimną krew w najgorszym łajnie. Przede wszystkim, musiał
obiektywnie ocenić sytuację. Stracili Otsu, ale nie był to teraz czas na
opłakiwanie. Po zapachu był w stanie stwierdzić, że znajdując się w betonowym,
wilgotnym pomieszczeniu, kilka, a może kilkanaście metrów pod ziemią. Ciśnienie
wydawało się dosyć niskie.
Skupił się teraz na innych osobach. Od początku wiedział, że nie jest
tu sam. Hinata na pewno znajdowała się po jego lewej stronie, jakieś dwa metry
dalej. Akamaru w odległości mniej więcej sześciu metrów przed nim. Ryu z prawej
strony, równie blisko jak Hyuuga.
Był tu jednak ktoś jeszcze. Czuł obce zapachy kilku osób, ale był
pewnej tylko jednej obecności.
- Chyba już wszyscy odzyskaliście przytomność. – Z ciemności wyłonił
się nagle poważny, męski głos. Sekundę później pomieszczenie skąpało się w
ostrym świetle, lekko migocącej lampy.
Kiba zmrużył oczy, zaślepiony przez nagły blask i spojrzał na
stojącego kawałek dalej mężczyznę. Był to dostojny, starszy mężczyzna. Wyglądał
na blisko sześćdziesiąt lat. Miał krótkie, siwe włosy, gęste wąsy i zmarszczki,
które sprawiały, że jego twarz wyglądała niezwykle surowo. Ubrany natomiast był
bardzo zwyczajnie. Jego strój przynosił na myśl przeciętnego rybaka. Długie,
szare, wyblaknięte spodnie, solidne buty sięgające do pół łydki, ciemno zielona
bluzka z długim rękawem i wiązaniem przy dekolcie, oraz stara, poprzecierana w
niektórych miejscach kamizelka.
- Kim jesteś? – zapytał Inuzuka, ukradkiem zerkając na swoich
towarzyszy i pośpiesznie ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie. Tak jak się
spodziewał, było to coś, co przypominało zwyczajny bunkier. Betonowe ściany,
gdzie nie gdzie zacieki i kałuże. Stare rury, jakieś pręty, łańcuchy…
W pewnym momencie dostrzegł swojego Akamaru. Leżał skulony pod ścianą,
przypięty na krótkim łańcuchu do podłogi. Na szczęście oddychał.
- To ja tu będę zadawał pytania – odparł ponuro mężczyzna i splatając
dłonie za plecami, oraz nie spuszczając z nich wzorku, zbliżył się nieco. – Nie
chcemy tu więcej rozlewu krwi, więc byłoby dobrze, gdybyście współpracowali –
dodał.
- Zobaczymy – mruknął Kiba. – O jakiej współpracy mówisz?
- Przede wszystkim, co was tu sprowadza? – zapytał spokojnie starzec.
- Misja zwiadowcza – odpowiedział od razu młody kapitan. Doszedł do
wniosku, że nie ma sensu kręcić, ani ukrywać ich prawdziwych zamiarów. Jakby
nie było, nie knuli przecież żadnego podstępu, a misja sama w sobie miała być
czystą formalnością. Poza tym, kłamstwa by im teraz nie pomogły.
- I jaki raport złożylibyście swojemu panu? – zapytał, mrużąc lekko
oczy.
Inuzuka prychnął cicho, odwracając głowę w kierunku Hinaty. Na
określenie „Pan” w stosunku do Naruto, chciało mu się śmiać. Kobieta jednak
uśmiechnęła się zachęcająco, widząc rozdrażnienie przyjaciela.
- Niewiele zdążyliśmy zobaczyć, więc raczej niezbyt szczegółowy –
powiedział spokojnie.
- Uważaj, młodzieńcze. Jesteś w poważnych tarapatach. Lepiej mów
prawdę – zagroził obcy mężczyzna.
- On mówi prawdę! – wtrąciła się nagle Hinata uległym głosem. –
Przybyliśmy tu tylko w celach zwiadowczych, ale jedyne co byliśmy w stanie
dostrzec, to opustoszałe ulice.
Starzec spojrzał na nią uważnie. Wyraz jego twarzy zdradzał
niecierpliwość i poirytowanie. Wskazał dłonią Hyuugę, robiąc krok w jej stronę.
- Kto z was jest tu kapitanem? – zapytał szczerze zainteresowany
odpowiedzią.
- Ja – odparł od razu Kiba, zwracając tym samym na siebie uwagę
gospodarza.
Mężczyzna przejechał dłonią po swoich wąsach, delikatnie je
poprawiając i lekko kiwając głową. Po chwili znów odwróciła się w kierunku
granatowowłosej, posyłając jej pogardliwe spojrzenie.
- Jakim więc prawem wtrącasz się, gdy rozmawiam z twoim kapitanem? –
warknął, tym razem jednak nie oczekując żadnej odpowiedzi i ponownie zbliżając
się do Kiby. – Zatem, panie kapitanie… -
rozpoczął ponownie, niezwykle poważnym tonem. Sekundę później odwrócił się i
odszedł kilka kroków dalej. W ścianie naprzeciwko, znajdowały się metalowe,
przesuwane drzwi, obok których zamontowane było urządzenie sterujące. Starzec
zbliżył się do nich, po czym wcisnął kilka przycisków. Masywne drzwi, otworzyły
się z wielkim hukiem, a do środka wparowało dwoje, potężnych osobników. Ubrani
byli w czarne kombinezony, a ich twarze zasłaniały dziwne maski, przypominające
maski ochronne. Podeszli do Inuzuki, zatrzymując się tuż przed nim.
Starzec również zdążył już wrócić na swoje wcześniejsze miejsce i stał
teraz pomiędzy dwoma osiłkami.
- Zaczniemy od nowa. Na osobności.
***
Wskazówki zegara
robiły więcej hałasu niż zwykle. Tykający dźwięk, drażnił jej uszy dużo
bardziej niż aparatury, do których jeszcze przed chwilą była podłączona.
Od prawie dwóch godzin starała się zasnąć. Takie było zalecenie
lekarza. Jakimś sposobem jednak, czuła się niezwykle pobudzona. Miała wrażenie,
że siły powracają do niej z niesamowitą prędkością. Doskonale wiedziała czemu
to zawdzięcza.
Zirytowana nieudolną próbą zaśnięcia, otworzyła oczy jednocześnie
obracając głowę w bok. Uśmiechnęła się lekko, a jej serce od razu zabiło
mocniej. W tej chwili doceniła bardziej niż zwykle fakt, że odłączyli ją od
tych wielkich maszyn, które rejestrowały każde uderzenie jej serca.
Odkąd pojawił się przy niej Haruki, czuła jak zdrowieje z każdą
sekundą. Dawniej nie wierzyła, jak ważne dla zdrowia może być samopoczucie.
Teraz jednak na własnym przykładzie mogła stwierdzić, że jest to priorytet w
tej całej rekonwalescencji. To właśnie on, jej wierny przyjaciel, jej prawdziwa
i jedyna miłość był jej najcenniejszym lekiem.
Siedział teraz na
drewnianym krześle z oparciem, tuż obok. Nogi lekko podgięte, obierał o boczną
poręcz łóżka. W jednej dłoni trzymał gazetę z krzyżówkami, natomiast w drugiej
ściskał długopis, którego końcówkę co chwilę przygryzał. Wyglądał na niezwykle
skupionego.
Emi miała wrażenie, że jest wręcz w stanie dostrzec trybiki obracające
się w jego głowie. Zastanawiała się, nad jakim hasłem może się tak skupiać.
- Czego nie wiesz? – zapytała w końcu.
Młody mężczyzna, będąc wciąż w stanie skupienia, spojrzał na nią,
jakby mógł otrzymać jakąś wskazówkę. Dopiero po kilku sekundach zamrugał
kilkakrotnie, wyciągając długopis z ust i odkładając gazetę gdzieś na bok.
- Jak się czujesz? – zapytał, nieco się przybliżając.
Kobieta uśmiechnęła się z wdzięcznością, wyciągając w jego kierunku
dłoń. Bez zastanowienia ją chwycił, jakby było to czymś zupełnie naturalnym.
- Fizycznie, czy psychicznie?
- I tak i tak. Chcę wiedzieć wszystko – odparł oczywistym tonem.
Emi przymknęła na chwilę oczy, uśmiechając się jeszcze szerzej i
mocniej ściskając dłoń przyjaciela. Delektowała się tą chwilą. Miała ochotę
wyznać mu całą prawdę, wszystkie swoje uczucia, swoje troski i obawy, swoje
plany i swoje marzenia. Zaraz potem jednak, przypomniała sobie coś bardzo
istotnego. Haruki już raz odrzucił jej uczucia. Byli wtedy jeszcze dziećmi. Nie
mieli również tylu zobowiązań. A teraz? Wiele kilometrów stąd, w Wiosce
Ukrytego Liścia, na mężczyznę jej życia czeka jego żona. Czeka także na niego
trójka dzieci. Jakim więc prawem, miałaby zagrażać szczęściu tej cudownej
rodziny? Po co zasiewać w jego sercu ziarno niepewności, lub niszczyć to, co jest
teraz między nimi? Przecież jeszcze przed chwilą nie miała nic. Nie powinna być
aż tak zachłanna. Samo bycie u jego boku musi jej wystarczyć. Przynajmniej na
razie…
- Czuję wolność – odezwała się w końcu, powoli otwierając oczy i
kierując je na bruneta. Uśmiechnął się ze zrozumieniem, podpierając głowę na
drugiej ręce.
- Wolności… - mruknął, a w jego głosie dało się wykryć nutkę
rozmarzenia.
- Wiesz… - Jej głos znów wyrwał go z głębokich rozmyśleń. Spojrzał na
nią ponownie. Wydawała się teraz trochę smutna. – Kiedy poszedłeś wynająć
pokój, usłyszałam jak Tensomaru rozmawiał przy drzwiach z jakimś starszym
mężczyzną i kobietą. Pewnie myśleli, że śpię, i że mówią bardzo cicho, ale cóż…
W każdym razie, wychodzi na to, że naprawdę oficjalnie zostałam uznana za
martwą. Tamta kobieta powiedziała wcześniej do Tensomaru, że nie będę mogła dać
mu już dzieci. Mężczyzna dotarł trochę później, ale nie wydawał się w ogóle
zaskoczony tą wiadomością. Tak, jakby wiedział wszystko dużo wcześniej niż
Tensomaru… - zastanowiła się przez chwilę. – Jego głos wdawał się znajomy. Może
nawet często nam towarzyszył, a ja nie zwróciłam uwagi… W każdym razie,
wychodzi na to, że mój mąż… właściwie można by powiedzieć, że wdowiec po mnie –
zaśmiała się sarkastycznie. – Wcale nie miał tak dużo do powiedzenia. Decyzję,
by się mnie pozbyć, bo stałam się nieprzydatna, padła dużo wcześniej, a
Tensomaru został tylko o niej powiadomiony. Wysyłają mnie do Konohy, bym tam
wiodła ciche i skromne życie, nie wychylając się za bardzo.
- To okrutne – stwierdził brunet, gdy tylko kobieta skończyła swój
monolog. – Jak oni mogą tak po prostu pozbywać się ciebie w takiej chwili? Co
za egoizm, porzucać własną żonę, bo się trochę zmieniła. – Niemal wypluł te
słowa, wpatrując się teraz w wyjście. Jego mięśnie twarzy zrobiły się bardzo
napięte, a on samy wyglądał na nieźle wkurzonego.
- Nie… - Emi odezwała się łagodnie. – Tensomaru wcale tego nie chciał.
Walczył o mnie. Słyszałam. Ale nie walczył tak tylko dla mojego dobra, ale
przede wszystkim dla swojego. Widzisz… On jest tu więźniem tak samo, jak ja. Ja
dostałam szansę na opuszczenie tych więziennych murów, a on zostanie tu do
końca. Wybiorą nową kobietę, która zajmie moje miejsce. Tensomaru i ja staliśmy
się sobie naprawdę bliscy. Darzymy się szczerą przyjaźnią i w tej sytuacji, to
nad jego losem bardziej ubolewam. Nie oceniaj więc go zbyt surowo – dodała.
Haruki wpatrywał się w nią, jak w obrazek. Znów miał ten swój wyraz
twarzy, przy którym przetwarzał usłyszane właśnie informacje. Kiedy już dotarło
do niego wszystko, posmutniał lekko.
- Biedny Tensomaru… - stwierdził od razu.
***
Od dłuższego
czasu, Yuji wpatrywał się w starszego brata swojej przyjaciółki, który z
niespotykanym uśmiecham zabawiał małą dziewczynkę.
Siedzieli właśnie w salonie Itami, w części, do której nie dotarły
płomienie. W powietrzu nadal dało się wyczuć zapach spalenizny. Nie pomagały
nawet szeroko otwarte okna.
Zarówno Isamu jak i Ren, wykorzystali swoje techniki, aby nieco
odgrodzić zdewastowane miejsce od reszty pomieszczenia. Nikt nie chciał
denerwować małej Tii takim widokiem.
Starszy z
mężczyzn, trzymał teraz na kolanach córkę swojej siostry, co chwilę przytulając
ją i łaskocząc. Dziewczynka zdawała się być w siódmym niebie. Z głośnym
śmiechem, wbijała się w ramiona wuja, by zaraz potem kulić się i bronić przed
jego następnym atakiem łaskotek.
- Nie znałem cię od tej strony – odezwał się w końcu Usami, na co
Yasai od razu spochmurniał. Zerknął na niego ze znudzeniem.
- To znaczy? – burknął cicho, głaszcząc teraz Tię po głowie.
- Tyle lat się kumplujemy, a ty dopiero teraz odkrywasz przede mną
swoją naturę troskliwego, a wręcz zabawnego wujaszka – wyjaśnił, nie odmawiając
sobie złośliwego uśmieszku.
- Nie kumplujemy się. – Stanowczo rozwiał marzenia Yuji’ego. Zamyślił
się na moment, uspakajając nieco dziecko na swoich kolanach i wpatrując się w
nie. Mała brunetka, siedziała teraz grzecznie, zafascynowana zabawą zamkiem od
bluzy swojego wujka. – To moja pierwsza siostrzenica, nic na to nie poradzę.
Poza tym… ona jest taka podobna do Itami – dodał po krótkim czasie.
Usami ponownie się uśmiechnął, opierając głowę na swojej ręce.
- Ale jako troskliwego braciszka małej sierotki, to cię nie kojarzę –
odezwał się znowu.
Isamu, wyraźnie naburmuszony, prychnął tylko cicho, ale przemilczał
jego uwagę. Yuji więc wznowił temat.
- Żałujesz, prawda? Pewnie nieraz miałeś ochotę przytulić, czy
pocieszyć tamtą małą dziewczynkę, ale uroiłeś sobie, że tak będzie lepiej, że
robisz coś dla jej dobra. Może i słusznie postępowałeś… Itami jest jaka jest.
Fakt, że koniecznie chce by jej córeczka miała mnóstwo przyjaciół, była
akceptowana przez wszystkich i nie stała się żadnym wyrzutkiem. To przecież
dobra cecha. Każda matka powinna troszczyć się o dobro swoich dzieci. Co tam
wioska i wszyscy mieszkańcy… Najważniejsze, żeby mała Tia miała się z kim
bawić.
Starszy mężczyzna uniósł poważny wzrok, piorunując nim swojego
towarzysza. Nie wyglądał na wkurzonego, ale w jego spojrzeniu kryło się tyle
chłodu, że Yuji poniekąd zatęsknił za płomieniami.
- Według ciebie Itami źle postępuje? – zapytał takim tonem, jakby go o
coś oskarżał. Usami zaśmiał się gorzko.
- Osobiście jestem zadowolony z jej decyzji. Mam gdzieś resztę wioski
pod warunkiem, że ona jest bezpieczna. Staram się po prostu zachować
obiektywizm – wyjaśnił spokojnie.
Isamu przeniósł wzrok na swoją siostrzenicę, wzdychając cicho.
Przejechał delikatnie dłonią po jej króciutkich, brązowych włosach, a wielkie,
zielone oczy, zapatrzyły się w niego, jak w obrazek.
- Nie wierzę, że ona mogłaby kogokolwiek skrzywdzić – mruknął cicho. –
Nie chcę w to wierzyć.
W tym momencie
usłyszeli skrzypnięcie drzwi, dochodzące od strony sypialni. Dwie sekundy
później, w wejściu do salonu stanął wysokie blondyn. Długie włosy miał teraz
związane w kitkę. Ściągał właśnie z siebie biały fartuch, a jego twarz
wyglądała, jak po kilku godzinach ciężkiej pracy.
Obaj mężczyźni z salonu spojrzeli na niego uważnie.
Ren westchnął ciężko, opierając się o framugę drzwi.
- Na szczęście dziecku nic się nie stało, ale Itami nie powinna się za
bardzo ruszać. Poza tym, ma mocno poparzone ręce. Nawet przy jej poziomie
regeneracji, rany i tak mogą dokuczać jej przez parę tygodni. Opatrzyłem je,
ale wpadnę do niej jeszcze wieczorem by zmienić opatrunek. Przez trzy, cztery
dni będę ją odwiedzał by jej pomóc. Potem powinna już być w stanie sama się tym
zająć. Niemniej jednak, myślę, że powinien teraz być z nią ktoś bliski –
objaśnił w skrócie, po czym skierował się w głąb salonu. Usiadła na jednym z
wolnych foteli i chwyciła za szklankę z wodą, która stała na stole.
Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowało milczenie. Każdy z
mężczyzn patrzył w innym kierunku, pogrążony we własnych myślach.
- Śpi? – odezwał się w końcu cichym tonem Yuji. Ren spojrzał na niego
nieobecnym wzrokiem. Wydawało się, jakby w ogóle nie usłyszał tego pytania. Sekundę
później, pokręcił tylko automatycznie głową.
Usami podniósł się więc z miejsca i bez zbędnych tłuczeń, udał się do
sypialni swojej przyjaciółki.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, pozostali dwaj mężczyźni, zgarbili
się nieco.
- Co o tym sądzisz, Ren? – zapytał od razu Isamu, ostrożnie odkładając
małą Tię na miejsce obok i podając jej do zabawy jakiegoś starego pluszaka,
którego właśnie wypatrzył pod stołem.
Blondyn mruknął coś cicho pod nosem, z poważną miną drapiąc się po
brodzie.
- Chyba nie potrafię być w tej sprawie za bardzo obiektywny. Yuji miał
rację, że wezwał nas w pierwszej kolejności. Nie chciałbym by ktokolwiek więcej
się o tym dowiedział, dopóki nie zbadamy sprawy.
- Ci obcy popaprańcy mogą je dorwać jeśli nic nie zrobimy – warknął
nerwowo, zaciskając pięści.
Ren przyjrzał się młodszemu kuzynowi, po czym przeniósł wzrok na małą
dziewczynkę obok niego. W jakiś sposób, czuł się za nich odpowiedzialny. Nie
tyle za członków własnego klanu, co po prostu za rodzinę. Bardzo bliską mu
rodzinę.
- Dobrze by było, gdyby nad Itami ktoś czuwał. Nie byłaby w stanie
sama zbyt efektownie się obronić, a teraz jeszcze ten wypadek… Wtajemnicz we
wszystko Kin. Jeśli ty nie będziesz czuł się na siłach…
- Nic mi nie będzie – przerwał mu nerwowym syknięciem, zerkając na
niego spode łba. Blondyn wywrócił tylko demonstracyjnie oczami, powracając do
przerwanego wątku.
- Wtedy niech Kin jej dogląda. Zabezpieczymy jej dom naszymi
technikami i powiem babci, by kilka osób z klanu, miało na szczególnej uwadze
ten teren. Nie martw się, znasz ją, nie będzie pytała o powód, ani o szczegóły
– wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem.
Isamu nadal nie wyglądał na przekonanego. Nerwowym wzrokiem, jeździł
po całej podłodze, jakby szukając w niej odpowiedzi. W tym samym czasie, Tia
bawiła się obok. Usadowiła właśnie swoją maskotkę na drugim brzegu kanapy, a
sama zaczęła się teraz wspinać na plecy wuja. Mężczyzna nie patrząc nawet w jej
stronę, chwycił dziewczynkę za ramię tak, że po chwili znalazła się u niego na
kolanach. Lekko zaskoczona i coraz bardziej nadąsana brunetka, zaczęła wierzgać
nóżkami, próbując uwolnić się z żelaznego uścisku.
- A co z nią? Przecież chodzi do przedszkola i w ogóle…- zagadnął
ponownie Isamu.
Ren uśmiechnął się tajemniczo.
- Cóż… rozmawiałem już na ten temat z Itami.
Yuji otworzył
drzwi najostrożniej, jak tylko potrafił. Mimo iż wiedział, że dziewczyna nie
śpi, to jednak tak jakoś… nie chciał by jakieś skrzypnięcie ją rozdrażniło.
Wszedł do środka równie cicho i powoli, podchodząc do wielkiego łóżka, w którym
leżała spokojnie młoda kobieta.
Wpatrywała się w okno, które znajdowało się naprzeciwko drzwi
wejściowych.
Mężczyzna chrząknął cicho, aby zwrócić na siebie uwagę, niestety
bezskutecznie. Młoda mam najwyraźniej wcale nie miała zamiaru zaszczycać go
swoim spojrzeniem.
- Boli? – zapytał w końcu cicho, bo nic innego nie przychodziło mu do
głowy.
Itami nadal wpatrując się w widok za oknem, pokręciła tylko przecząco
głową.
- Ren wysmarował mnie jakąś zieloną mazią, która na jakiś czas
zneutralizowała ból po oparzeniach – odpowiedziała głucho.
- Po oparzeniach… - szepnął cicho Yuji, wkładając ręce do kieszeni
spodni i podchodząc bliżej łóżka. Przez chwilę przyglądał się przyjaciółce.
Bardzo dobrze czuł jej obecny nastrój. Mimo, że z zewnątrz wydawała się
spokojna i opanowana, to z trudem powstrzymywała się od płaczu. Strach jaki
właśnie odczuwała był tak silny, że mężczyzna miał ochotę znaleźć się jeszcze
bliżej tej drobnej istotki. Chciał ją przytulić, pocieszyć, powiedzieć, że
wszystko jakoś się ułoży. Wiedział jednak, że sytuacja wymaga podjęcia jakiś
kroków. Wcześniej czy później, ktoś dowie się o tym, co się tu dziś wydarzyło.
Nie czas więc na bezwartościowe słowa pociechy i złudne zapewnienia, że będzie
dobrze.
- Wiesz… - odezwała się nagle cichutko, a jej głos rozbrzmiał w całym
pomieszczeniu bardziej niż krzyk. – Rozmawiałam trochę z Ren’em. Sama też
myślałam… - mówiła niepewnie. Opuściła głowę, wpatrując się teraz w swoje
zabandażowane dłonie. – Jako matka, muszę za wszelką cenę zapewnić Tii
bezpieczeństwo – dodała odrobinę pewniejszym tonem.
- To oczywiste – przyznał dość ostrożne, nie do końca pewien co
planuje dalej.
- Chciałabym… powinnam… - Zacisnęła mocno usta by za chwilę,
niechętnie wypowiedzieć kolejne słowa. – Tia musi opuścić Konohę – dokończyła
pośpiesznie.
Młody mężczyzna
przez dobrą minutę wpatrywał się w nią oniemiały. Akurat takiego rozwiązania
się nie spodziewał.
- Co przez to rozumiesz? Chcesz z nią uciec?
- Oczywiście, że nie – odparła lekko oburzona. – Powinna ukryć się
gdzieś do czasu, aż nie rozwiążemy sprawy z tymi heretykami. Poza tym, jak
widzisz ja nie bardzo mogłabym się oddalać w dalszą trasę – wyjaśniła.
- Więc z kim zamierzasz ją wysłać? Bo chyba nie zechcesz jej zrobić
jakiejś samotnej szkoły przetrwania w tak młodym wieku, prawda? – zakpił,
splatając ręce na piersi.
Kobieta przechyliła głowę w jego stronę, patrząc na niego wymownie.
Mierzyli się tak na spojrzenia przez dłuższą chwilę, aż wreszcie Yuji skrzywił
się nieznacznie i zaczął kręcić głowa.
- Nie. Nawet mowy nie ma. Zapomnij! – powiedział, automatycznie robiąc
krok do tyłu. Itami zmarszczyła brwi.
- Kogo niby innego mogłabym prosić? – wykrzyknęła zdenerwowana.
- Po pierwsze, każdy inny byłby lepszy. Po drugie, ty nawet nie prosisz,
ty żądasz! – odpowiedział jej równie nerwowo.
- Więc mam paść przed tobą na kolana?! Tego właśnie chcesz?! – Itami
zdawała się być dużo bardziej nerwowa niż zwykle. Rumieńce na jej policzkach i
wzrok, jakim wpatrywała się w przyjaciela sprawiały, że ten poczuł się odrobinę
zmieszany.
- Wiesz, że nie o to chodzi – burknął, odwracając się od niej i
drapiąc po policzku. Ani trochę nie podobał mu się ten pomysł. Że niby on
miałby robić za niańkę jakiegoś bachora? Niańkę, albo ochroniarza, jeszcze
lepiej! W dodatku mowa tu była o dziecku kobiety, którą kochał ponad wszystko.
Cóż za ironia. Ta, która go odrzuciła teraz chce prosić go, by chronił jej
rodzinę.
- Proszę… - Usłyszał nagle nieśmiały szept. Przechylił głowę w bok,
spoglądając ukradkiem na siedzącą w łóżku brunetkę.
Pochylała głowę do przodu, a jej wielkie, zielone oczy lśniły
niebezpiecznie, z trudem powstrzymując łzy.
- Wiesz co pierwszy raz poczułam, kiedy dowiedziałam się o niej? –
mruknęła cicho, a jej wargi uniosły się nieco ku górze. – Bałam się. Byłam
potwornie przerażona. Nawet przez myśl mi przeszło, że nie powinnam jej mieć –
dodała, a mężczyzna odruchowo przybliżył się trochę, zaskoczony jej słowami.
Uśmiechnęła się szerzej, nadal wpatrując się w kołdrę, którą była przykryta. –
Nie zrozum mnie źle. Zawsze chciałam mieć dzieci. Po prostu wtedy, w pierwszych
chwilach myślałam, że koniecznie muszę je mieć z Kibą, że żadnego innego
dziecka nie potrafiłabym pokochać – kontynuowała, z każdym słowem coraz
bardziej szokując czarnowłosego. – Zgadza się. W tamtym okresie mieliśmy trochę
problemów i to ja okazałam się tą gorszą. Nie miałam pewności, kto będzie ojcem
mojego dziecka… Strasznie się ociągałam ze zrobieniem badań i wiesz co? Z
czasem to przestało być takie ważne. Czułam, jak we mnie rośnie z każdym dniem
i z każdą chwilą kochałam ją coraz bardziej. Oczywiście, ulżyło mi, że ojcem
okazał się Kiba, ale gdyby jednak sprawy potoczyły się inaczej, moje uczucia do
Tii nie miałyby możliwości być inne. Kochałabym ją bez względu na wszystko, bo
to mój najcenniejszy skarb. Rozumiesz mnie teraz? – Spojrzała w końcu na niego
od razu poważniejąc.
Yuji stał, jak zahipnotyzowany. Wpatrywał siew nią z lekko rozwartymi ustami i przez dłuższą
chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa.
- Nie – odparł wreszcie głuchym tonem. – Nie rozumiem ani trochę i nie
mam pojęcia dlaczego mi o tym mówisz.
- Ja… - Itami zacisnęła usta, marszcząc brwi. Zastanawiała się, jak
powinna dobrać w słowa swoją myśl. Nie chciała urazić Yuji’ego. Nie chciała by
przez nią poczuł się skrępowany, czy zagubiony. Nie chciała stawiać go w takiej
sytuacji. – Chciałabym… żebyś po prostu przestał postrzegać Tię jako córkę
Kiby, a zaczął o niej myśleć przede wszystkim, jak o córce…
- Kobiety, którą kocham ponad życie, a która nigdy nawet odrobinę nie
próbowała odwzajemnić moich uczuć – dokończył za nią.
- Nie tak to chciałam powiedzieć – żachnęła się naburmuszona.
W pokoju unosiła się teraz niebezpiecznie napięta atmosfera. Tym razem
jednak, to Itami czuła się nią niezwykle przytłoczona. Bała się nawet odetchnąć
głośniej, by się zwalić tej lawiny gniewu, którą wydawało jej się, że widzi w
Yuji’m.
Młody mężczyzna stał sztywno, przygryzając dolną wargę. Ręce oparł
teraz na biodrach, mocno przyduszając je do swojego ciała. Wyglądał, jakby
wewnątrz cały się gotował.
- Zawsze… - zaczął, po czym od razu zaśmiał się nerwowo. – Zawsze
myślałem, że gdyby nie Kiba, ty… że wtedy to ja okazałbym się dla ciebie tym
właściwym. – dodał, a Itami wiedząc do czego zmierza, poczuł się, jakby była
najpodlejszą osobą na świecie. – Ale wolałaś szukać pocieszenia u kogokolwiek
innego… Za kogo właściwie ty mnie masz? Za swojego niewolnika, który
przybiegnie do ciebie na każde skinienie, nie oczekując nigdy niczego w zamian?
– wypluł niemal ostatnie słowa, patrząc na nią ze złością.
- Każdy ma prawo do błędów – odezwała się cicho, po czym spojrzała mu
prosto w oczy. – Każdy – powtórzyła dobitniej.
Yuji aż poczerwieniał ze złości. Nie zastanawiał się nad powodem. Po
prostu uczucia tym razem wzięły nad nim górę. Czuł się zraniony i wykorzystany.
Był cholernie zazdrosny i poniżony.
- Naprawdę znaczysz dla mnie tak dużo – zaczęła spokojnie. - O wiele
więcej niż inni. Musisz jednak zrozumieć, że ja nigdy nie przestałam kochać
Kiby. Nigdy nie przestałabym go kochać. Pomyśl, jakbyś się wtedy czuł, gdybym
to u ciebie szukała pociechy? Zniszczyłabym tylko naszą przyjaźń i oboje byśmy
cierpieli – mówiła z przekonaniem w głosie.
- Walczyłbym o ciebie – bronił się pośpiesznie.
- Nie, Yuji – skwitowała, kręcąc głową i lekko się uśmiechając. – Nie
wywalczyłbyś zbyt dużo, bo ja nie byłabym w stanie cię pokochać. Wolałabym żyć
samotnie niż z innym mężczyzną niż Kiba – dokończyła.
Yuji wyglądał na zranionego. Wpatrywał się w brunetkę takim wzrokiem,
że ta miała ochotę przepraszać go za wszystkie swoje grzechy.
- Nie… - mruknął w pewnym momencie cicho, kręcąc szybko głową. – Nie
wciśniesz mi kitu, że zrobiłaś to dla mojego dobra. Nie ma mowy.
- A niby jaki inny powód bym miała? – burknęła.
Zawahał się.
Poparzył na nią badawczym wzrokiem, starając się wykryć jakieś kłamstwo.
Ale ona była szczera. Szczera bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. A
on? Bał się tej prawdy. Jakaś jego część zawsze wiedziała, domyślała się, ale
nie chciał tego akceptować. Bronił się jak tylko mógł, sam właściwie już nie
wiedział przed czym. Czy naprawdę mógł być tak głupi i naiwny? Naprawdę wierzył
w to, że istnieje jakaś szansa? Nie pojmował sensu swoich marzeń. Przeczył sam
sobie. To go przerastało. Tym razem, wszystkiego zrobiło się za wiele.
Odwróciła się powoli, ruszając w stronę wyjścia.
- Yuji… proszę – odezwała się błagalnie. Zawahał się, lecz sekundę
później sięgnął do klamki, lekko ją naciskając. – To moja córka. Ona jest moim
sensem i powodem… - dodała, a jej głos zadrżał.
Chwilę później drzwi się zamknęły, a Itami załkała w samotności.
***
Stojąc na polance
niedaleko lasu, złożyła ręce do modlitwy, pochylając przy tym głowę i
delikatnie się uśmiechając. Miała taki zwój mały zwyczaj. Modliła się tylko
wtedy, gdy na niebie widniał księżyc. W dodatku robiła to bardzo często. Kierowała
swoje myśli prosto do niego, wierząc, że dzięki temu trafią one do właściwej
osoby. Osoby, której zawsze się zwierzała, i którą często prosiła o radę. I
chociaż przed laty odeszła z tego świata, młoda kobieta była pewna, że sprawiedliwy
duch jej zmarłego przyjaciela, nadal czuwa nad nią i nad całą wioską.
Jej płomienne
tęczówki ponownie zawędrowały w błękit nieba, wyszukując na nim blady, niemal
zupełnie okrągły księżyc. Tym razem prosiła po prostu o szczęście. Szczęście,
które pozwoliłoby jej dokonać sprawiedliwości i ocalić wiele niewinnych żyć. Za
wszelką cenę chciała rozprawić się z oprawcami, którzy napadli jej wioskę. Nie
kierowała nią jednak chęć zemsty. Wiedziała bowiem, że gdyby Satoru żył na
pewno chciałby odwdzięczyć się jakoś Itami za to, co niegdyś dla nich zrobiła.
Ona również tego chciała. Pragnęła chronić tę młodą kobietę i jej dziecko.
Zwyrodnialcy winni zapłacić za swoje czyny, a ona musiała do tego doprowadzić.
Teraz miała szansę nie tylko odwdzięczyć się za pomoc sprzed lat, ale również
odpokutować sama przed sobą. Dawniej nie udało jej się ocalić małej
dziewczynki, którą powierzono jej opiece. Nie była również w stanie ochronić
swojego przyjaciela.
Czasy się jednak zmieniły i tym razem, to ona stanie się łowcą. Łowcą,
który zapoluje na swoje ofiary.
- Satoru… - odezwała się cicho i z uśmiechem. – Itami zasłużyła na
dobre życie. Proszę, pomóż mi znaleźć tych, którzy chcą jej zaszkodzić i daj mi
siłę bym mogła ich zabić – dokończyła, nie spuszczając wzroku z księżyca. Stała
tak przez kilka chwil. Niebo było niemal zupełnie czyste, a nieliczne chmurki,
przesuwały się niezwykle powoli.
- Pani Yumeko! – Usłyszała nagle za sobą męski głos. Odwróciła się i
ujrzała zmierzającego w jej kierunku, młodego mężczyznę z jej wioski. –
Otrzymaliśmy oficjalne pozwolenie od Hokage na działanie na własną rękę w
sprawie tych obcych – powiedział, gdy stał już przy niej. – Ten cały Hokage
wydał się dosyć beztroski i łatwowierny… Powiedział, że otrzymał o nas
informację od swojej żony, która spotkała nas na swojej obecnej misji. To
pewnie jedna z tej grupy, którą spotkaliśmy w lesie. Tak czy inaczej, prosił
byśmy na miarę możliwości nikogo z poszukiwanych nie zabijali i niezwłocznie
powiadomili jego, lub kogoś z jego ludzi, gdy uda nam się kogoś pojmać – dodał.
Yumeka kiwnęła głową, po czym znów na chwilę spojrzała w stronę
księżyca.
- Hokage ma szczęście, że kierują nami dobre intencje. Nie powinien
tak wszystkim ufać – powiedziała, a następnie ruszyła w kierunku lasu.
***
Nie był pewien
jak długo siedzi już na tym stołku. W każdym razie było to już na tyle długo,
że rozbolało go siedzenie. W dodatku ręce miał już tak zdrętwiałe, że ramiona
dygotały mu jak po najcięższym treningu. Skute za plecami nadgarstki jak widać
nie sprzyjały wygodnej pozycji. Był już tym wszystkim nie tyle przerażony, co
zirytowany, a nawet znużony. Wkurzało go,
że pomimo iż mówił prawdę, ten staruszek chciał wiedzieć więcej i
więcej. Przesłuchiwał go już od dłuższego czasu, a rozmowa nie posuwała się ani
trochę naprzód. Nie była to oczywiście wina Kiby. Nie uważał, że ma coś do
ukrycia i właściwie powiedział mu wszystko co wie. Przynajmniej tyle, ile było
w raporcie dotyczącym misji. Przecież osobiste powody zarówno jego jak i samego
Hokage nie miały tu zbyt wiele do rzeczy. Miałby się skarżyć, że jest
przewrażliwiony na punkcie żony. Obcego faceta nie powinno to interesować.
Właściwie
ucieszył się, kiedy staruszek opuścił pomieszczenie. Mógł w spokoju zebrać
myśli, skomponować jakiś sensowny plan… Dopiero, gdy minęło więcej czasu zaczął
się denerwować. Przyszło mu nawet do głowy, że być może teraz przesłuchuje
Hinatę bądź Ryu. Z Akamaru raczej za wiele nie wyciągnie, ale mógłby posłużyć
się nim, jako bodźcem, który zmusiłby pozostałą dwójkę do mówienia. To było
bardziej niż bezsensu. Co właściwie ten zdziadziały koleś chciał usłyszeć? Jaką
chciał prawdę?
Inuzuka Kiba nie był teraz w stanie zrobić zbyt wiele.
Zniecierpliwiony zaczął wiercić się na drewnianym stołku, próbując choć
odrobinę poprawić swoją sytuację. Ręce oprócz tego, że złączone były ze sobą,
to jeszcze krótki łańcuch przechodził pod stołkiem, przez co nie mógł ich
przełożyć do przodu. W końcu jednak stanął na krzesełku i sam przeskoczył do
tyłu, dzięki czemu ręce, wraz ze stołkiem znajdowały się teraz przed nim. Cóż…
i to by było na tyle, pomyślał, krytycznie wpatrując się w swoje skute dłonie.
Były czerwone i opuchnięte, a spod niezbyt luźnych kajdan ściekała wyciekała
krew.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, przy okazji nasłuchując, czy nikt się
do niego nie zbliża. Nie wyczuwał żadnego nowego zapachu, więc zapewne
staruszek nie prędko do niego wróci. Pomieszczenie było bardzo podobne do
poprzedniego. Bardzo surowy stan, betonowe, wilgotne ściany, podłoga i sufit,
gdzie nie gdzie jakieś stare, metalowe meble, albo coś co je przypominało, a
nawet kałuże. Ponownie spojrzał na swoje spuchnięte ręce, marszcząc brwi.
Złożył je do pieczęci i mocno się skoncentrował. Jego czupryna zdawała się
teraz być gęstsza i bardziej szorstka, paznokcie zrobiły się ostre niczym
szpony, a rysy twarzy znacznie ostrzejsze. Otworzył swoje dzikie oczy i jednym,
szybkim ruchem, rzucił się na ścianę. Nie był w stanie wykonać swojej techniki,
z tak skutymi dłońmi, ale po uderzeniu stołek i tak rozpadł się na kawałki. Był
już odrobinę bliżej wolności. Niestety, kajdany wydawały się być bardzo
solidne. Nie miał pojęcia z czego mogły być zrobione. Ich zapach nie przynosił
mu na myśl nic konkretnego.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby chciał znaleźć tam jakąś pomoc.
Jego uwagę przykuł metolowy pręt, który leżał w jednym z kątów. Podszedł do
niego i chwycił go, od razu wkładając sobie za pas. Przyda się tak w razie co,
pomyślał, przypominając sobie, że został obrabowany z wszelkiej broni.
Zbliżył się do drzwi, uważnie nasłuchując i wyostrzając swoje zmysły
dźwięku. Według jego nosa, w pobliżu nie było zupełnie nikogo. Mógł więc wyjść
i poszukać jakiegoś wyjścia. Zanim jednak to zrobił, postanowić poszerzyć swój
zasięg węchowy. Skoncentrował się, a kiedy był już gotowy, zadziałał swoim
nosem na pełną skalę. W jednej chwili poczuł potworny ból. Mdłości wywołane
ostrym zapachem, który pojawił się tak znienacka, były niewyobrażalne. Miał
wrażenie, że ktoś wetknął mu przez nos ostry sztylet, dźgając nim aż sam mózg.
Upadł na kolana i od razu zwymiotował, przytłoczony tak silną wonią.
Przez dłuższą chwilę kręciło mu się w głowie, miał problemy ze słuchem i z
wzrokiem. Pierwszy raz w życiu doświadczył tak wielkiego szoku.
Kiedy zaczął się
już uspokajać i powoli odzyskiwał rozum, usiadł na zimnej ziemi, podpierając
się z przodu rękoma i starając się oddychać jedynie przez usta. Nie był pewien,
czy jego nos nie nada się już na straty, ale wolał teraz o tym nie myśleć.
Zrozumiał, że tak intensywny smród nie wziąłby się znikąd. Z nieukrywanym
lękiem więc, odwrócił się do tyłu, czując, że wcale nie był w tym pomieszczeniu
sam. Gdy jego wzrok ogarnął resztę pomieszczenia, dostrzegł niedużą
dziewczynkę, stojącą kawałek dalej. Wyglądała na jakieś dwanaście lat. Pierwsze
co rzucało się w oczy, to jej niesamowicie długie włosy o morskim odcieniu.
Miała bardzo dziwną fryzurę, przypominającą kolce. W pierwszym momencie, Kiba
myślał, że dziewczynka ma na sobie obcisły kostium. Dopiero po chwili
zorientował się, że stoi przed nim zupełnie naga, a jej skóra co prawna miała w
miarę naturalny odcień, ale pokryta była różnymi, zielonkawymi paskami. Jakby
całe jej ciało owijała jakaś wstążka. W chwili, gdy uniosła wzrok i spojrzała
na niego, poczuł dreszcze. Jej oczy nie były normalne. Były czarne. Czarne białka,
z których wyłaniały się tęczówki o nieco jaśniejszej barwie, niż włosy. Na jej
twarzy również znajdowały się dziwne paski. Przypominały strumień łez,
spływający po policzkach.
Przez lekko rozchylone usta, można było dostrzec ostre jak brzytwa
zęby.
Krótko mówiąc, mała dziewczynka przypominała poniekąd jakieś monstrum.
Nie tyle jej wygląd był niepokojący, co aura, jaka unosiła się wkoło. Pustka, a
jednocześnie niepokój. Kiba nie był w stanie wyczuć, jakie intencje może mieć
co do niego ta drobna istotka. Intuicja jednak podpowiadała mu, że powinien
zakładać najgorsze. Do tego wszystkiego, dochodził jeszcze okropny smród. Był
tak intensywny, że wywoływał łzawienie oczu. Mężczyzna nie miał wątpliwości, że
to właśnie ten fetor zadział na niego tak upokarzająco. Jak tylko przypomniał
sobie tamten szok, do razu poczuł mdłości. Zapach przypominał mu mniej więcej
ryby. Był oczywiście znacznie gorszy. Jakby wielokrotnie zwiększona
intensywność gnijących ryb. Za wszelką cenę starał się o tym nie myśleć i skupić,
na stojącej kawałek dalej postaci.
- Chcesz uciec? – odezwała się nagle dziewczynka. Kiba ponownie
przyjrzał jej się zdziwiony. Jej głos był taki… taki normalny. Jak tylko się
odezwała od razu zrobiło jej się bliżej do małej dziewczynki, aniżeli do cuchnącego
potwora.
- Skąd się tu wzięłaś? – zapytał nadal oszołomiony całą tą sytuacją.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała, tylko palcem wskazała na jedną z
kałuż. Kiba przesnuł wzrok i dopiero zauważył, że rzeczywiście, pomieszczenie
zdawało się był jakieś takie… bardziej suche. Od razu zrozumiał, że to musiała
być zdolność tej dziewczynki. Najwyraźniej posługiwała się stylem wody, skro
była w stanie zmienić swoje ciało w ciecz.
- Potrafisz mienić się w wodę? – zapytał, ostrożnie dobierając słowa.
Dziewczynka pokręciła przecząco wodą, wpatrując się teraz w ziemię. Wydawała
się być wyzbyta z wszelkich emocji.
- Jestem wodą – mruknęła cicho.
- Hę? – Brunet zmarszczył brwi, jednocześnie próbując podnieść się z
zimie. Uważał jednak by nie stracić dziewczynki z oczu.
- Jestem morzem – dopowiedziała, a jej magnetyzujące spojrzenie
zawisło na Kibie.
Była dziwna, to mógłby od razu stwierdzić. Jednakże, świat shinobi
składał się z wielu specyficznych i niepowtarzalnych osób. Doświadczenie
nauczyło go, że osoby odbiegające swoim zachowaniem od normy, zazwyczaj
posiadają nie jednego asa w rękawie. Nie raz się zdarzało, że moc jaką posiada
dany osobnik, może zwyczajnie przytłaczać całe człowieczeństwo.
- Masz mnie pilnować, abym nie uciekł? – zapytał spokojnie.
Dziewczynka znów pokręciła przecząco głową.
- Obserwować – odparła.
Inuzuka nie bardzo wiedział, jak ma się do tego odnieść. Nie lubił tak
nie jasnych sytuacji. O stokroć wolałby, aby ta podejrzana osóbka wyzwała go na
pojedynek lub otwarcie próbowała powstrzymać przed ucieczką. Teraz jednak nie wiedział, czego może się
spodziewać.
- Kazano mi – dodała nagle, a po jej twarzy przemknął cień smutku.
- Kazano – powtórzył, jakby nie zrozumiał tego słowa. Szybko jednak
się otrząsnął. – Kto ci kazał?
Dziewczynka odwróciła głowę, nie patrząc na mężczyznę.
- Ja mam cię tylko obserwować – powiedziała nieco bardziej dobitnie.
Te słowa znów zbiły go z tropu. Czy to możliwe, żeby sugerowała mu
ucieczkę? Czy nie wpakuje się przez to w większe kłopoty?
- A co z tym smrodem, przez który o mało nie straciłem nosa? –
zapytał, nie ukrywając swojej irytacji.
W tym momencie, dziewczynka zadrżała i zacisnęła mocno pięści. Przez
prawie minutę stała sztywno, uparcia wpatrując się w podłogą. Wyglądała
zupełnie tak, jakby starała się przed czymś powstrzymać. W końcu jednak
spojrzała na niego, a wyraz jej twarzy zdawał się być o wiele bardziej ludzki.
Wyglądała na zdenerwowaną i zniecierpliwioną.
- Tylko cię obserwuję – powtórzyła przez zaciśnięte zęby.
Kiba zrozumiał aluzje i postanowił zaryzykować. Jakby nie było, nie
miał nic do stracenia. Uśmiechnął się ukradkiem, powoli zmierzając ku wyjściu.
Starał się wierzyć, że ta mała, wodna istotka nie wbije mu zaraz noża w plecy.
Nim wyszedł, zerknął jeszcze na nią kątem oka.
- Jak masz na imię? – zapytał, a dziewczynka wyraźnie zdawała się być
zaskoczona.
- Umi – szepnęła cicho, spuszczając głowę zawstydzona.
- Mam nadzieję, że nie chcesz mnie zabić, Umi – powiedział z nikłym
uśmiechem, po czym wyszedł z pomieszczenia.
***
Powoli zanurzyła
poranione ręce w chłodnej wodzie. Syknęła cicho, przygryzając dolną wargę. Ból,
który poczuła był dosyć krótki, lecz bardzo wyrazisty. Przez kilka sekund,
miała wrażenie, jakby ktoś obdzierał jej kończyny ze skóry. Czerwień zabarwiła
odrobinę wodę, a po chwili ból zaczął odpływać. Ukojenie jakie nadeszło było
tak silne, że podziałało nawet na umysł. Delektowała się mijającym cierpieniem
ze spokojem przymykając oczy. Oparła się o brzeg wanny, zanurzając głębiej w
wodzie. Zdecydowanie potrzebowała chociaż chwili zapomnienia. Niemal zupełnie
udało jej się oczyścić umysł.
Jak widać, wspólne medytacje z Isamu przynosiły efekty. Itami naprawdę
potrafiła zapanować nad emocjami.
Jej błogą nirwanę
przerwało jednak pukanie do drzwi. Irytacja powróciła w okamgnieniu, a ból nad
którym zdawała się panować, zrobił się wyjątkowo nieprzyjemny.
Osobą, która zajrzała po chwili do pomieszczenia okazała się Kin.
Dawna mistrzyni Itami i jej obecna szwagierka. Jak tylko zobaczyła kąpiącą się
brunetkę, od razu bez cienia krępacji wparowała do łazienki, wyraźnie
niezadowolona z obecnej sytuacji.
- Ren chyba wyraźnie ci powiedział, że nie powinnaś za bardzo moczyć
tych ran. Posłużył się swoimi najlepszymi balsamami własnej roboty, a ty je
zwyczajnie marnujesz – powiedziała oskarżycielskim tonem, stając przed wanną i
krzyżując ręce na piersiach.
Itami podniosła znudzony wzrok, wpatrując się w starszą kobietę z
nieukrywanym niezadowoleniem. Demonstracyjnie wyciągnęła obie ręce z wody,
powoli układając je po bokach wanny. Ze wszystkich sił starała się ukryć silne
pieczenie, jakie poczuła zaraz po wynurzeniu.
Kin westchnęła ciężko, kręcąc głową z politowaniem.
- Dobra, koniec tej szopki. Wyskakuj z wody – powiedziała stanowczo,
chwytając za ręcznik i rozkładając go przed sobą.
- Nie musisz pomagać mi we wszystkim – burknęła urażona Itami, po czym
zaczęła się podnosić. Wbrew temu co myślała, okazało się to niezwykle trudne.
Śliska powierzchnia, niespecjalnie sprzyjała podparciu się na samych łokciach.
Z kolei, większe nachylenie się do przodu uniemożliwiał jej spory brzuch. Po
kilku próbach i niebezpiecznych zachwianiach, zniecierpliwiona Kin w końcu
podeszła bliżej młodej kobiety i opatuliła ją ręcznikiem, bez większego
problemu podnosząc przy okazji do pozycji stojącej.
Wyraźnie zażenowana już Itami, wyszła z wanny o własnych siłach, bez
słowa i w pośpiechu opuszczając łazienkę.
Kin co prawda nie spodobało się jej zachowanie, ale była już
przyzwyczajona. Znała ją od dnia narodzin i poniekąd traktowała jak własną
córkę. Zazwyczaj potrafiła bezbłędnie rozgryźć nastrój swojej dawnej uczennicy
i sprawić, że wszystko toczyło się tak, jak to sobie zaplanowała. Tak też było
i tym razem. Młoda Inuzuka nie była osobą, która lubi być zależna od innych.
Bardziej niż przeciętny człowiek ceniła sobie prywatność i niezależność. Kin
miała świadomość, że pomoc Itami byłaby o stokroć trudniejsza, gdyby nie fakt,
że praktycznie wszystko jest teraz robione dla dobra małej Tii.
Nie zastanawiała się więc nad tym zbyt długo, tylko pośpiesznie
ogarnęła łazienkę, zmywając wannę i wycierając mokrą podłogę. Z wilgotną miotłą
powędrowała aż do sypialni państwa Inuzuka, gdzie prowadziły mokre ślady na
podłodze.
Kiedy weszła do
pokoju, ujrzała siedzącą na łóżku brunetkę. Kremowy ręcznik, którym nadal była
owinięta był już cały wilgotny i lekko ubrudzony krwią. Sama Itami wyglądała,
jakby myślami była zupełnie gdzie indziej. Wpatrywała się w wielką szafę przed
łóżkiem, nie zwracając uwagi nawet nadal kapiącą z niej wodę.
- Weź się w garść. Zamoczysz sobie całe łóżko- powiedziała Kin,
odstawiając na bok swoje narzędzie pracy. Zbliżyła się do szafki przy oknie, na
której niewielki koszyczek, ze wszystkimi niezbędnymi lekami, bandażami i
opatrunkami. Wzięła go, po czym podeszła do brunetki i ukucnęła przed nią,
odkładając przy okazji medyczny przybornik na podłogę. Nie czekała na żaden
odzew ze strony młodszej dziewczyny, tylko od razu zajęła się jej rękoma.
- Położyłam już małą spać. Chyba była bardzo zmęczona, bo ani trochę
nie marudziła – odezwała się, smarując jedną rękę Itami specjalną maścią. –
Sama mam w domu małe dziecko, więc niestety nie mogę być do twojej dyspozycji
przez cały czas. Jutro chyba wpadniemy razem. Dzieciaki się trochę pobawią, a
my zajmiemy się jakimiś babskimi sprawami. Co ty na to? – dodała z większym
entuzjazmem, zabierając się już za zakładanie opatrunków.
Młodsza brunetka spojrzała na swoją było mistrzynie bez większego
zainteresowania. Nadal była niepokojąco przygaszona.
- Isamu? – mruknęła cicho.
Kin z westchnięciem spojrzała na Itami. Uśmiechnęła się przy tym
smutno, wyciągając jedną dłoń i dotykając nią policzka brunetki. Odgarnęła jej
kilka kosmyków włosów za ucho.
- To może brzmieć strasznie, ale wolałabym, żeby nie przychodził tu za
często.
Inuzuka otworzyła szerzej oczy, patrząc zaskoczona na starszą kobietę.
Po chwili jednak skrzywiła się, rozumiejąc o co tak naprawdę chodzi.
- Masz rację, wybacz. Za bardzo spanikowałam. Postaram się go więcej
nie denerwować – odezwała się ze szczerą skrucho w głosie.
- Dziękuję – szepnęła cicho Kin, po czym wróciła do opatrywania ran
dziewczyny. – Więc… co tak naprawdę chodzi ci po głowie? Zamierzasz zrobić coś
na własną rękę? – odezwała się znów po dłuższej chwili.
Itami spięła się, zaskoczona nagłym i niebezpiecznie trafnym pytaniem
swojej szwagierki. Czuła na sobie jej przeszywający wzrok. Jasno błękitne
tęczówki lustrowały ją uważnie, starając się wyczytać cokolwiek z
najdrobniejszych gestów.
Milczała więc przez dłuższą chwilę z uporem wpatrując się w podłogę. W
głowie miała kompletny chaos i nijak nie potrafiła wymyślić żadnej realnej
odpowiedzi.
- N…nie – zająknęła się w końcu, pochylając nieco głowę do przodu.
Kin ponownie w milczeniu badała zachowanie swojej podopiecznej. Była
pewna, że coś kombinuje i szczerze się tego obawiała.
- Pamiętaj, że nie ważne co postanowisz, możesz nam o wszystkim
powiedzieć. Zawsze będziemy po twojej stronie – odparła stanowczo, próbując
wyłapać spojrzenie młodszej brunetki. Kiedy ich oczy się spotkały, wpatrywały
się w siebie przez dłuższą chwilę.
W końcu jednak Itami, wyraźnie speszona odwróciła głowę w bok, mrucząc
tylko ciche…
- Wiem.
***
Siedział na dachu
budynku, w którym mieściło się jego mieszkanko i rozmyślając, spoglądał w dal.
Miał nad czym myśleć. Czy powinien pomóc Itami? Ochronić jej córkę na tyle, na ile
będzie w stanie? Poświęcić się dla ich dobra? Czy stać go na tak wiele? Czy nie
lepiej byłoby rozważyć inne opcje? Być może rozwiązanie było tuż pod nosem.
Powinien był wpaść na lepszy pomysł, doradzić jej coś…
Nad tymi sprawami powinien się najbardziej skupić.
Niestety, jego myśli stale wędrowały do praktycznie nic nie znaczącego
epizodu sprzed wielu lat. Jakim musiał być dziecinnym dupkiem, by wkurzać się
na nią o coś, co zrobiła kiedy była w totalnej rozsypce. Dlaczego jej zdrada
tak bardzo go zabolała? Czy to możliwe, że naprawdę się łudził, że mogą być
razem? Czy naprawdę gdzieś tam widział dla nich cień szansy? Był aż taki
naiwny? Nie wiedzieć czemu, nie był w stanie przypomnieć sobie, co tak naprawdę
myślał o tej przyjaźni jeszcze kilka godzin temu. Nie pamiętał nawet, czy
kiedykolwiek bardziej dogłębniej się nad tym zastanawiał. Teraz jednak
wiedział. Nareszcie był tego pewien. Itami nigdy nie potrafiłaby odwzajemnić
jego uczuć. Poniekąd uważał to nawet za okrutne i niesprawiedliwe. Nie, nie
winił jej za to, że go nie kocha. Bardziej miał żal do losu, który sprawił, że
zakochał się bez wzajemności. Najgorsze w tym wszystkim było to, że choćby nie
wiadomo jak źle o niej myślał, nie potrafił jej znienawidzić. Jeszcze chwilę
temu nawet nie chciał próbować. Jeszcze tego ranka ta jednostronna miłość wcale
mu tak nie przeszkadzała. Nie wyobrażał sobie życia bez Itami. Chciał być przy
niej, być jej przyjacielem, spowiednikiem, obrońcom, chciał po prostu być.
Teraz jednak coś się zmieniło.
Uśmiechnął się kpiąco, kręcąc głową z rozczarowaniem. Do głowy wciąż
powracała mu myśl, o ile prostsze byłoby jego życie, gdyby nigdy się nie
zakochał.
Jak na ironię, był typem faceta, który mógłby zdobyć niemal każdą
kobietę. Właściwie, jakby się nad tym zastanowić, bywał w towarzystwie znacznie
ładniejszych panien niż Itami. Nie była nikim wyjątkowym. Często nawet go
irytowała.
- Pragniemy tego, czego nie możemy mieć – szepnął, unosząc głowę i
spoglądają na górę sześciu Hokage, znajdującą się nieopodal. – Miałem pecha –
skwitował obojętnie, jakby sam siebie próbował przekonać, że nic nie może na to
poradzić.
Trudno, stało się, więc nie ma co się nad tym roztkliwiać, myślał z
udawaną beztroską.
Nie mógł jednak się powstrzymać przed goryczą, jaka napływała ze
świadomości, że być może ktoś inny otrzymał więcej szczęścia niż mu się
należało. Los zakpił sobie, przydzielając jego porcję radości życia, jakiejś
innej osobie. Niesprawiedliwie, został niesprawiedliwie potraktowany przez
życie.
W pewnym momencie
podniósł się z miejsca, wzdychając ciężko i rozprostowując zdrętwiałe kości. Z
żalem ponownie zerknął w kierunku wielkiej skały z wizerunkami przywódców
wioski.
Z trudem i sporą niechęciom musiał przyznać, że szuka wymówek.
Obwinianie innych o przeznaczenie, unikanie odpowiedzialności… To było zupełnie
w jego stylu.
Jednakże, jego życie należało tylko i wyłącznie do niego. Mógł zrobić
z nim co zechciał i nikt nie powinien go za nic winić. Skoro więc robienie
czegoś ma mu przysporzyć tylko więcej bólu, to równie dobrze może sobie
darować. Pytanie było tylko takie, czy unikanie problemów nie uczyni go jeszcze
bardziej nieszczęśliwym?
Zrobił dwa kroki do przodu, zeskakując z dachu i po sekundzie lądując
na swoim niewielkim balkoniku. Wszedł do mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
Rozejrzał się po maleńkim, skromnie urządzonym saloniku. Nagle wydał mu się
większy. Chłodny i pusty.
Stał przez jakiś czas bez ruchu, bez wyrazu wpatrując się w pustą
ścianę. W końcu jednak zacisnął pięści i szybkim krokiem skierował się do
sypialni.
- Chrzanię to – syknął, zmierzając do szafy i stając na palcach,
sięgnął leżącą na niej torbę. Zrzucił ją na łóżko, po czym sięgnął do niedużej
komody i zaczął opróżniać szuflady z ubrań, wywalając wszystko na łóżko. –
Jestem kretynem – burknął, niedbale odkładając pustą już szufladę gdzieś na
bok. Wyprostował się, przykładając dłonie do twarzy i wolno odgarniając z niej
swoje czarne włosy.
- Yuji, jesteś kretynem – stwierdził dobitniej. – Potrzebuję urlopu.
***
Biegł długim i
pustym korytarzem. Wszędzie było mokro i duszno. Betonowe ściany zaczynały go
powoli przytłaczać. W dodatku ten stały półmrok, który teraz działał na niego
wyjątkowo niekorzystnie. Nadal nie odzyskał w pełni swego węchu. Właściwie,
poniekąd bał się głębszych wdechów. W pamięci cały czas miał tamten mdlący
smród.
Zbliżył się do kolejnego zakrętu, zatrzymując się przed nim i kucając
przy samym brzegu ściany. Skoro nie mógł używać węchu, starał się wykorzystać
inne swoje zmysły. Co prawda to nos był jego głównym atutem, ale nigdy nie
twierdził, że pozostałe zmysły ma rozwinięte na mniejszym poziomie niż
przeciętny człowiek. Było wręcz odwrotnie. Z całego oddziału tylko Ryu ze swoim
genialnym słuchem mógł być teraz lepszy od niego.
Nasłuchiwał więc uważnie, ale oprócz kapiącej wody z oddali, nie
dochodziły do niego żadne dźwięki.
Zmarszczył brwi, dysząc ciężko ze zmęczenia i spoglądając na kajdany
skuwające jego nadgarstki. Zdecydowanie utrudniały mu poruszanie się.
Ukradkiem
wychylił się zza ściany, spoglądając na kolejny, długi korytarz. Zastanawiał
się, gdzie mogą być Teraz Hinata, Ryu i Akamaru. Wolał znaleźć ich po cichu,
najlepiej tak, aby nikt się o tym nie dowiedział. Miał tylko nadzieję, że mała
Umi nie wpędziła go w jakąś pułapkę. Być może powiadomiła już przełożonych o
jego ucieczce, ale póki co nikt go nie ścigał.
- Niemądra Umi traktuje wszystko zbyt dosłownie. – Usłyszał nagle
niebezpiecznie bliski głos. Zadrżał, po czym cały zdrętwiał, czując jak zimny
pot oblewa mu plecy. Powoli zaczął się odwracać, by stanąć twarzą w twarz ze
źródłem głosu. Podniósł się przy okazji, widząc przed sobą kolejne dziecko.
Była to dosłownie męska wersja Umi, którą wcześniej spotkał. Przynajmniej z
wyglądu. Mały chłopiec miał ten sam odcień skóry, włosów u oczu. Nawet rysy
twarzy mieli niemal identyczne. Różnicą była fryzura, ubranie i przede
wszystkim postawa. Sterczące na wszystkie stronny włosy niczym kolce, miał dość
krótko obcięte. Ubrany był w zwyczajne brązowe rybaczki i kremową koszulkę. W
przeciwieństwie do dziewczynki, nie wyglądał na ani trochę nieśmiałego, czy
spiętego.
Dziwaczne oczy chłopca zdawały się ukazywać zarówno bystrość, jak i
dziecięcą ciekawość. Wpatrując się w Kibę, na jego ustach gościł przyjazny
uśmiech.
- „Ten się nie myli, kto nic nie robi.” Leniwe dziecko, tylko unikałaby
odpowiedzialności. Nie zdaje sobie sprawy, że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko
za to, co robimy, ale także za to, czego nie robimy – odezwał się ponownie
chłopiec, po czym zrobił krok do przodu. Inuzuka automatycznie się cofnął,
gotowy by w każdej chwili chwycić po swój pręt, który miał za paskiem. Chłopiec widząc reakcję mężczyzny, uśmiechnął
się z rozczuleniem. – Przestraszyłem cię? Wybacz, nie to było moim celem.
Kultura nakazuje mi bym wpierw się przedstawił. Mam na imię Fugu, miło mi cię
poznać – powiedział chłopiec, po czym ukłonił się nisko.
- Fugu? – powtórzył Kiba, krzywiąc się nieco. – Serio? – Mimowolnie,
uśmiechnął się kpiąco.
Fugu spojrzał na niego lekko urażony, ale zaraz potem znów się
uśmiechnął.
- Nie bez powodu nadano mi takie imię. Lepiej pomyśl dwa razy, zanim
wypowiesz jakieś słowo – odparł. W jego spojrzeniu pojawił się cień
złośliwości.
Inuzuka ponownie się skrzywił. Ani trochę nie podobał mu się ten
dzieciak. W porównaniu do tamtej małej Umi, ten tutaj był niebezpiecznie pewny
siebie. Zdawał się grać z nim w jakąś grę, której póki co Kiba nie był w stanie
zrozumieć.
Ukradkiem zerknął na swoje skute dłonie, zastanawiając się przy
okazji, jak bardzo utrudniły by mu one walkę, albo przynajmniej ucieczkę.
Ponownie uniósł głowę, aby spojrzeć na chłopca.
- Lepiej wracajmy. Komu w drogę, temu czas – przemówił malec, po czym
odwrócił się i pewnym siebie krokiem ruszył do przodu.
Młody dowódca z Konohy był zaniepokojony taką postawą swojego
potencjalnego przeciwnika. Dziwny wygląd, dziwne zachowanie… w dodatku ten
spokój i beztroska. Wszystko to wskazywało na niebezpieczeństwo. Od samego
początku coś tu śmierdziało. I wcale nie chodziło mu o ten obrzydliwy odór
gnijących ryb. Cała ta wyspa wydawała się podejrzana. Już teraz sobie
postanowił, że po powrocie skopie szanownemu Hokage dupę za przydzielenie mu
tak „banalnej” misji. Ani trochę nie będzie go interesował fakt, że Naruto
byłby równie zaskoczony jak on takim obrotem spraw.
Tak czy inaczej, teraz musiał jakoś wymknąć się temu dzieciakowi.
Postanowił powstrzymać wodze fantazji o morderczym potworze tkwiącym w ciele
tego malca i wypróbować najprostszą, najbardziej banalną metodę ucieczki.
Powoli zaczął się więc wycofywać, nie spuszczając wzroku z Fugu ani na sekundę.
Chłopiec oddalał się coraz bardziej w głąb korytarza, wyraźnie pewien, że
Inuzuka podąża za nim.
Może rzeczywiście przecenił jego inteligencję, pomyślał z lichym
rozbawieniem Kiba. W końcu to może być całkiem zwyczajne dziecko, które pozuje
na mądrale.
Nieco już pewniejszym krokiem, odwrócił się w drugą stronę, skręcając
w inny korytarz. Przez chwilę, z ulgą nasłuchiwał oddalające się kroki.
Uradowany takim obrotem sprawy, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
Starał się co prawda zachować powagę i stale dopuszczać do siebie podejrzenie
pułapki, ale ulga jaką poczuł była zbyt silna. Odetchnął głęboko,
przyśpieszając kroku i biegiem puszczając się do przodu.
Nie przekroczył
nawet dziesięciu metrów, a drogę zagrodziła mu wodna bariera. Zatrzymał się z
trudem, niemal zderzając się z mokrą przeszkodą. Odskoczył do tyłu, wściekle zaciskając
zęby. W pewnym momencie, z wody wynurzyła się twarz chłopca. Wyglądał na nieźle
zirytowanego.
- Nie zrozumiałeś? Miałeś iść za mną – warknął i nim Kiba zdążył
jakkolwiek zareagować, poczuł mocne szarpnięcie w dół, które dosłownie
przygniotło go do ziemi. Z impetem uderzył potylicą o twardą powierzchnię.
Obraz zrobił się zamglony, a dźwięk zdawał się dochodzić z oddali.
Lepszą świadomość odzyskał tylko na chwilę, po czym poczuł ból, przechodzący
w drętwienie na całym ciele, a oczy same zaczęły mu się zamykać. Przez te kilka
sekund przytomności zdołał dostrzec tylko kilka grubszych kolców, wystających z
różnych części jego ciała i małego chłopca stojącego nad nim i spoglądającego w
dół z surowym wyrazem twarzy.
- Itami… - szepnął słabo, ostatkiem świadomości, przywołując w myślach
uśmiechniętą twarz swojej ukochanej.
***
Itami stała przy
oknie w swoim salonie, wpatrując się w pomarańczowe niebo. Nie czuła zaskoczenia,
gdy na horyzoncie pojawił się dobrze znany jej mężczyzna. Tym bardziej nie
zdziwił ją fakt, że owy mężczyzna miał na ramieniu solidnie naładowany plecak.
Nie ruszyła się z miejsca, gdy zbliżył się do jej domu, a po chwili
przekroczył jego próg. Niedbale zrzucił swój tobołek na ziemię, podchodząc do
kobiety i czekając na jej reakcję.
- Wiedziałam, że przyjdziesz – odezwała się cicho, powoli zwracając się
w jego stronę.
Yuji zaklął przez zaciśnięte zęby, patrząc gdzieś w bok.
- Przez to gardzę sobą jeszcze bardziej – burknął. Długo ze sobą
walczył, nim odważył się na nią spojrzeć. Kiedy jednak już to zrobił, dech
zaparł mu w piersi.
Jej drobną postać, otaczała teraz pomarańczowa poświata zachodzącego
słońca. Mimo mocnego cienia, jaki padał na jej twarz, był w stanie dostrzec jej
szmaragdowe oczy, z których toczyły się teraz wielkie krople, lekko
połyskujących łez.
Nie zdążył wypowiedzieć nawet jednego słowa, a kobieta wtuliła się w
jego ramiona jak nigdy dotąd.
Będąc nadal w lekkim szoku, ułożył swoje dłonie na jej plecach,
ostrożnie ją obejmując. Przez ten spory, jak na Itami gest, poczuł się
wyjątkowo nieswojo. Zrobiło mu się przykro, gdy przypomniał sobie, że te wymuszone
czułości i tak nie mają żadnego znaczenia.
- Uwierz mi, żałuję że muszę cię prosić o coś takiego. – Usłyszał jej
przytłumiony głos. Spojrzał w dół, a kiedy kobieta oderwała twarz od jego
piersi, również spojrzała mu w oczy. Po jej policzkach nadal spływały łzy. –
Nie myślałam, że tak to się potoczy, ale… - przerwała, ponownie opuszczając
głowę. Oparła czoło na jego bluzie, zaciskając mocno powieki. – Tak strasznie
się boję – szepnęła drżącym głosem.
Yuji westchnął ciężko, delikatnie głaszcząc ją po włosach. Według
niego, zawsze były bardziej jedwabiste i błyszczące niż o innych kobiet. Nawet
teraz. W jego oczach wciąż była boginią.
Pochylił się lekko, zanurzając twarz w jej odrobinę potarganej
fryzurze. Zapach kwiatów, jaki towarzyszył jej bez końca, działał na niego
uspokajająco.
- Dla matki dobro dziecka zawsze będzie najważniejsze – odezwał się
obojętnym tonem. – Nawet jeżeli miałoby to się odbyć kosztem innych – dodał.
Itami nic nie odpowiedziała, tylko kiwnęła twierdząco głową. Po kilku
minutach, uspokoiła się nieco i oderwała od mężczyzny. Stanęła przed nim już w
nieco lepszym stanie.
- Pójdę po małą i was odprowadzę – zdecydowała, po czym skierowała się
do sypialni swojej córki.
Yuji’ego ani trochę nie zdziwił fakt, że dziewczynka była już
spakowana i praktycznie gotowa do podróży.
Odprowadziła ich
na skraj lasu, znajdujący się za wioską. Jeszcze w domu, zastosowała na całej
ich trójce, specjalną technikę kryjącą.
- Dzięki temu, tylko ja i Kiba będziemy w stanie was wytropić –
wyjaśniła. Yuji nie zadawał zbyt wielu pytań. Nie chciał się jeszcze bardziej
denerwować, chociaż wizja opieki nad trzyletnią dziewczynką sprawiała, że
kolana się pod nim uginały.
Mała Tia była teraz cichutka i spokojna. Najwyraźniej Itami przerwała jej
drzemkę i jeszcze nie do końca się obudziła. Prawdopodobnie nawet nie za bardzo
pojmowała, co się w ogóle dzieje.
- Stosuj na niej swoje techniki – odezwała się w pewnym momencie
Itami, kiedy zbliżali się już do celu swojej wspólnej wędrówki. Mężczyzna
spojrzał na nią zdziwiony.
- Chcesz żebym hipnotyzował twoją córkę? – zapytał z niedowierzeniem.
Brunetka zacisnęła usta.
- Tak. Nie chcę, żeby Tia cierpiała, więc jeżeli zacznie się bać,
płakać i za bardzo tęsknić, zrób wszystko co w twojej mocy, aby ją uspokoić i
rozweselić – odparła pewnym siebie głosem.
- Tylko, żebyś kiedyś nie zwalała na jakieś skutki uboczne, jak nie
będzie sobie radziła z nauką. Na jej geny nie będę miał wpływu. – Uśmiechnął się
złośliwie, szturchając kobietę lekko w bok. Itami uśmiechnęła się pod nosem,
nie przestając jednak się zamartwiać.
- Chyba spakowałam wszystko co potrzebne – mruknęła cicho, z
zamyśleniem wpatrując się w dal.
Usami krytycznym wzrokiem zerknął na swój obecny plecak, który musiał
dźwigać. Jeszcze w domu Itami, musiał przepakować swoje rzeczy do dwa razy
większego plecaka, aby zmieścić także rzeczy Tii, która przecież była za mała
by nieść wszystko o własnych siłach. Co gorsze, okazywało się, że rzeczy tego
szkraba zajmując znacznie więcej miejsca niż jego własne.
Nie dość, że zrobiono z niego niańkę, to teraz dodatkowo robił za
woła, który musiał dźwigać cudzy tobołek.
- A rozpisałaś mi wszystkie instrukcje na karteczkach? – zapytał pół
żartem pół serio.
- Oczywiście!
- Świetnie… - burknął, garbiąc się jeszcze bardziej, przytłoczony
wizją najbliższej przyszłości.
Wspięli się na niski pagórek, przystając na szerokiej drodze, która
prowadziła w stronę lasu. Kobieta schyliła się po córkę, biorąc ją w ramiona i
podnosząc z ziemi. Przez chwilę szeptała jej coś do ucha, na co mała Tia kiwała
tylko głową. Jej wydęte w podkówkę usteczka świadczyły jednak o tym, że nie za bardzo
podobały się jej słowa mamusi. Po krótkim czasie, wielkie zielone oczy,
należące do mniejszej brunetki wlepiły się w Yuji’ego.
Mężczyzna uśmiechnął się z trudem, chcąc już na początku jakoś
udobruchać córkę swojej przyjaciółki. Skoro mieli spędzić razem trochę czasu,
dobrze byłoby gdyby żyli w przyjaznych stosunkach. Miał szczerą nadzieję, że
uda mu się przekonać do siebie to dziecko. Wiedział jednak, że Tia nawet jak na
dziecko potrafiła być niezwykle uparta. Nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod
uwagę fakt, jakich miała rodziców.
- Yuji? – Usłyszał głos Itami. Spojrzał na nią i znów ujrzał jej
zapłakane oczy. Otarła je pośpiesznie, starając się być silną. – Naprawdę znaczysz
dla mnie tak wiele – powiedziała.
Mężczyzna wywrócił demonstracyjnie oczami, zbliżając się do kobiety i
bez słowa ją obejmując. Ku jego zaskoczeniu, mała Tia, która wciąż tkwiła w
ramionach swojej matki wcale go nie odepchnęła, a to chyba można by uznać za
dobry znak.
- Daj już z tym spokój.
- Kocham cię, Yuji – wyznała cicho, a on tylko przytulił ją jeszcze
bardziej, kolejny raz delektując się wonią jej włosów.
- Wiem, maleńka – szepnął. – Ja ciebie też. Trochę inaczej, ale równie
mocno.
- Nie pozwolisz by Tii coś się stało, prawda? – Spojrzała na niego
uważniej.
Uśmiechnął się ciepło, delikatnie dotykając dłonią jej policzka.
Odgarnął kosmyk włosów za jej ucho, po czym nachylił się lekko, czule całując
ją w czoło.
- Głupia… przecież to połowa ciebie – mruknął, opierając się na jej
głowie. Po chwili oddalił się odrobinę, wciąż wpatrując się w jej oczy. – Nie mogłaby
mieć lepszej opieki – dodał z pewnym siebie uśmiechem.
Itami odwzajemniła uśmiech, ściskając jeszcze mocno córkę. Ponownie
szepnęła jej do ucha kilka słów, na co dziewczynka się popłakała. Nie upierała
się jednak, ani nie marudziła, gdy w ramiona wziął ją Yuji. Przytuliła się
tylko do niego, cały czas spoglądając na swoją mamę.
Serce pękało
Itami, gdy widziała oddalającą się postać swojego przyjaciela i małą główkę
swojej córeczki, wyglądającą zza jego ramienia. Nie wiedziała, czy dobrze
postępuje. Nie wiedziała co powiedział by na to Kiba, Isamu, czy ktokolwiek
inny. Kierowała się własną intuicją, która nakazywała jej za wszelką cenę
chronić swoje dziecko. Zarówno to, które znikało teraz w gęstym lesie jak i to,
które nadal nosiła pod sercem.
************************************
Najtrudniejszy, ale chyba za to najdłuższy rozdział jaki mi się pisało. Serio, cierpię ostatnio na jakiś niedobór słownictwa i były takie momenty, że pół godziny myślałam nad jednym zdaniem. Także to, że rozdział dopiero teraz, to nie to, że mi się nie chciało. Chyba codziennie dopisywałam do niego kilka zdań, ale... brak weny mnie po prostu dopadło i chyba dopiero końcówka zrobiła się dla mnie jakaś tako... prostsza. No i w moim przypadku pasja do pisania przeplata się z zamiłowaniem do rysowania, a ostatnio to drugie przeważa, więc... Standardowo przepraszam za jakość. Wierzę, że druga księga, która zaczyna się już od kolejnego rozdziału, będzie znacznie ciekawsza. Liczę na Wasze wsparcie!
Ach, no i błędy sprawdzę jutro, bo chciałam już dodać ten rozdział, a nie mam siły, żeby nawet ponownie go przeczytać. (Pisałam go baaardzo długo, więc mam nadzieję, że jakiś strasznie pogmatwany nie jest O.o)
Pozdrawiam!
PS.
Umi - morze
Fugu - potrawa z niezwykle trującej ryby
Matko, rzeczywiście długo kazałaś nam czekać! Aż zaczynałam się niepokoić, czy przypadkiem ponownie nie robisz sobie jakiejś dłuższej przerwy, czy coś, a ta myśl mi się wcale nie podobała :( Ale na szczęście jesteś <3 Nie wybaczyłabym, gdybyś w takim momencie zakończyła. Ta historia po tylu latach już po prostu stała się chyba częścią mojego życia xd WIĘC PAMIĘTAJ O TYM!
OdpowiedzUsuńNo więc, w pierwszej chwili zarówno ze sceną z Itami, jak i z Kibą, nie miałam pojęcia, co wgl się dzieje xd Dopiero po dłuższym zastanowieniu i kilku kolejnych przeczytanych zdaniach było takie "Aaach, no tak! To jakieś obślizgłe coś ich porwało, czy jakoś tak! No i Tia coś odwaliła i dom płonie! Achaaaaaaaa!" Więc proszę nie robić więcej takich przerw, bo jak widać moja pamięć szwankuje xd To przejdźmy do konkretów...
Ten staruszek, który więzi Kibę i ekipę jest.... dziwny o.o No taki nawiedzony mi się wydaje, przewrażliwiony itp. Bo oni mówią mu prawdę, a ten się czepia... i jeszcze jak z tym tekstem do Hinaty dowalił, że czemu się odzywa, skoro nie jest dowódcą. Kolejny psycho-bohater, następca Tobiego? O, to by było w sumie dość kuszące :D I to rodzeństwo - przerażają mnie, serio. Szczególnie ten Fugu. Bo Umi skojarzyła mi się z jakąś magiczną nimfą wodną, która zrobi ci krzywdę, tylko kiedy naprawdę się jej narazisz. Z resztą sam jej braciszek zaczął coś nawijać o lenistwie i braniu wszystkiego dosłownie. Widać się chyba nie dogadują, a już na pewno diametralnie różnią się charakterami. Umi - spokojna i bez wyrazu, tak trochę jak morze. Fugu - drapieżny, wie czego chce i niebezpieczny. Dobrze dobrałaś te imiona! :) Tylko ten zapach... naprawdę szczerze współczułam Kibie, kiedy zwymiotował pod wpływem intensywności woni :( Biedaczek, żeby to się za bardzo nie odbiło na jego nosku. No i... ty mu chyba nic nie zrobisz, prawda? No i cała ta organizacja wydaje mi się podejrzana. I tak się zastanawiam, czy mają jakiś związek z grupką intruzów z naszej wioski? Swoją drogą, nic o nich nie było... tęsknie za Lily :'(
Itami i Tia. I tu mi się robi smutno, kiedy sobie pomyślę, że jednak ci heterycy mieli rację, mówiąc, że dzieci Jinchuuriki mogą być niebezpieczne i mieć moce. Jednak nasza mała ma w sobie coś niebezpiecznego i nie dziwę się Itami, że stara się ją chronić i ją wywiozła z wioski z... Yujim. Dobra, udało ci sie. Ten typ odpracował u mnie swój dług - jednak nadszedł ten okropny dzień >.< Bo przyznaję, że jego poświęcenie dla Itami skruszyło moje serce. Nie każdy byłby w stanie zaopiekować się dzieckiem kobiety, którą kocha, jednak która zupełnie nie odwzajemnia tego uczucia. Dzieckiem, które należy do faceta, którego nienawidzi. To jest wyczyn, który naprawdę z nim doceniam. No i sama Itami jest bardzo odważna i widać, jak bardzo mu ufa. To jest aż piękne, bo doskonale wie, że go rani, ale tez ufa mu najbardziej ze wszystkich, mimo tego co jej kiedyś zrobił, ufa mu na tyle bardzo, żeby powierzyć mu swoją córeczkę. Ale to straszne, że musi się rozstać ze swoim dzieckiem :( Ach... ja nie wiem co ty planujesz na tą kolejną serię >.< Twoja wyobraźnia jak zwykle jest dla mnie nieprzenikniona xd
Emi-Haruki, kocham! I tylko tyle powiem, bo mama mi suszy głowę, że obiad stygnie xd
Pozdrawiam i WENY! <3 Mocno wyczekuję kolejnego rozdziału!
Po pierwsze... Nawet nie wiem jak zacząć cię przepraszać, że dopiero teraz. Po prostu rozdział przeczytałam w szkole, zapomniałam go tego samego dnia skomentować, a porem to już urwanie głowy związane z końcem semestru nie pozwoliło mi przeczytać rozdziału jeszcze raz, na spokojnie, a nie chciałam się zabierać do komentowania, jeśli nie pamiętam wszystkich wątków. Ale, że w końcu jest przerwa, mogłam w końcu nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńI tak jeszcze zanim zamknę moją paplaninę, to napiszę, że ostatnio okazało się, że moja koleżanka z klasy ma takiego świra na punkcie Naruto jak ja. Więc spędziłyśmy chyba pół dnia rozmawiając o paringach i kiedy ona stwierdziła, że "W sumie Kiba by fajnie z Ino wyglądał" to bez zastanowienia jej odpowiedziałam, że "On powinien być z Itami". Serio. I dopiero jak to powiedziałam, to do mnie dotarło, że Itami wcale nie jest dzieckiem Kishimoto. Tak mi się już w głowie zagnieździła, że po prostu nie widzę dla Kiby innej partii choćbym nie wiem jak się starała.
A tak już wracając do tematu: Znasz to uczucie kiedy oglądasz jakiś wielowątkowy serial, który ogólnie uwielbiasz w całości, ale są takie postacie, które mogłabyś oglądać na okrągło i z którymi scen zawsze wyczekujesz? Bo dla mnie taką postacią tutaj jest Yuji. Ja go naprawdę uwielbiam, całego, I w tym rozdziale było mi go tak szkoda, że nawet nie wiem jak mam to opisać. Bo naprawdę rozumiem Itami, która jest matką i zawsze będzie stawiała swoje dziecko ponad wszystko, ale mimo wszystko tak go krzywdzi przy okazji. Taka prawdziwie patowa sytuacja. Przyznaję, że wyczekuję scen z nim i Tią. I nie obraziłabym się, gdybyś znalazła mu jakąś fajną dziewczynę, którą zdoła pokochać może równie mocno jak Itami, chociaż wiem, że ona zawsze będzie miała szczególne miejsce w jego sercu.
Te niebieskie dzieci... Brr. Przerażają mnie przerażające dzieci. Prawie tak samo jak wszystko co pełza. Kurcze, wbrew pozorom wcale nie przeraża mnie tak dużo rzeczy, więc dlaczego akurat ty w nie trafiasz? Szczególnie Umi i ta jej obojętność i powtarzanie w kółko tej samej frazy mnie trafiła. Domyślam się, że to też są dzieci Jinchuuruki? Czy nie? Bo już ci chyba pisałam, że bardzo mi się ten wątek podoba. Z jednej strony są to tylko dzieci, a zwykłej ludzkiej naturze jest zapisana ochrona dzieci, ale z drugiej te dzieci zagrażają innym. I ciężko jest winić te osoby, które będą się bały o bezpieczeństwo swoje i ich rodzin.
No i jestem ciekawa kiedy Naruto się zorientuje, że wypuszczenie swojej żony z wioski nie było najlepszym pomysłem.
Pozdrawiam!
Haha! To aż jestem ciekawa miny koleżanki, kiedy usłyszała imię Itami xD
UsuńNiemniej jednak, cię kuję Ci bardzo za komentarz. Przyznam, że było mi trochę smutno przez taką liczbę komentarzy, ale w sumie pocieszałam się właśnie tym, że semestry się kończą, egzaminy są, przygotowanie do świąt… Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie Twoja odpowiedź, a tym bardziej fakt, że czytała rozdział dwa razy, aby lepiej się na jego temat wypowiedzieć. :)
Akurat wątki z Yuji uwielbiam pisać i tak jak zapowiadałam, w drugiej części opowiadania ma być go najwięcej ;)
Fajnie też, że tak działają na Ciebie niektóre momenty. Dzieci w horrorach mogą być straszniejsze niż najgorsze potwory. Kim dokładnie są Umi i Fugu będzie opisane, acz już teraz można się domyślić, biorąc pod uwagę całą fabułę opowiadania, że z jinchuuriki coś wspólnego mają ;)
Jeszcze raz dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam ;*
Z tą Itami to ostatnio miałam podobnie xd Zaczęłam czytać ostatnio bloga, na którym Kiba kiedyś był z Dyarą Uchiha, zaginioną siostrą wielkich braci (głownie o niej blog) i autorka, droga Sheeiren zrobiła ankietę, z kim Dyara powinna być. W ankiecie był Kiba, jej drugi eks i nowa postać. I chociaż początkowo zaznaczyłam Kibę przez sympatię do niego, to potem zmieniłam zdanie i napisałam jej "Albo głosuję na tego trzeciego, bo Kiba mi tylko do Itami pasuje i basta." Nie liczyło się, że ona zupełnie nie wiedziała o kim mówię xd A też napisałam to zupełnie impulsywnie, bo ta Twoja Itami już wryła mi się zupełnie w banię <3
UsuńNo i gdzie ten Rozdział XI?
No więc witaj! Zobacz kogo tutaj przywialo! Twoją najwierniejszą, najbardziej oddaną czytelniczkę a całym świecie!
OdpowiedzUsuńTak wiem, że pewnie ostatnio zaczynałaś w to wątpić, podobnie jak chusteczka. Przykro mi, że nie miałam czasu komentować waszych rozdziałów. Sama wiem ile to znaczy dla piszącego, i o tyle, o ile o chusteczke się nie martwiłam, tak martwiłam się o Ciebie. Przykro mi, że tak mało osób komentuje, bo czyta na pewno więcej. Przykro mi, bo wiem, jakie to miłe uczucie być docenionym. Wiem, że pewnie nie miałaś motywacji. Że patrzyłaś na liczbę komentarzy i nic się nie zmieniało i zastanawiałaś się po co to robisz.
Nie będę przepraszać - chociaż jest mi bardzo przykro - bo jestem i przeczytałam rozdział. Nadal jestem Twoją fanką. Zapracowaną, ale fanką! :)
Generalnie powody już znasz. Pracuje do 20, szkoła w weekendy, a jak mam czas to nawet mi sie nie chce - tak, wiem jak to brzmi. Nie chce mi się nawet paznokci poobcinać więc w przypływie gniewu poskubalam je i teraz MUSZE JE ZROBIĆ. :D Mądra ja!
Dzisiaj nadrabiam zaległości pomiędzy sprzątaniem i gotowaniem z mamą w kuchni, ale postaram się, żeby komentarz był składny,
Przepraszam za ten długi wstęp, ale wolałam odciążyć moje sumienie. :)
Po1. Szablon który Ci zrobiła chusteczka jest genialny. Nie wiem czy się powtaram czy nie, jeśli tak to potraktuj to z przymrużeniem oczka. ;D Kolorystyka i ten obrazek, a ta muzyka w tle! No masakra.;D Wgl muzykę wykorzystam do inspiracji na 2 rozdział haha ;d
A przechodząc do treści rozdziału:
Pierwsza scena. Matko! Ja nawet nie pamiętałam co się wydarzyło! Nagle płomienie, Tia!, Itami i to jak strach ją stłamsił. Fajnie, że to pokaałaś. To, że Shnobi też mają swoje słabe strony, a Itami ma Tię. I to najlepsza słaba strona jaka mogłaby być! :) Na początku myślałam, że uratował je Kiba, ALE NIE! WPLOTŁAŚ TU MOJEGO UKOCHANEGO YUJI'EGO! Już na początku rozdziału poczułam szczęście. Yuji bohater! W dodatku fakt, że trzymał Tię tak dlugo na rękach był taki uroczy. Nie mogę wyobrazić sobie tego w głowie. Czy mogłabyś kiedyś stworzyć dla mnie taki obrazek?:D Tą scenę z tej sceny hahaha ;D Naprawdę wiele bym dała żeby to zobaczyć wizualnie, a nie tylko w wyobraźni. ;D
Trochę nie spodobała mi się potem Itami. Źle go traktuje. I fakt, wyszła trochę jak nadąsanego dziecko, ale akurat w tym ją rozumiem. Boi się. Broni swojego gniaza, ale to nie zmienia faktu, że w takich emocjach powinna mu się rzucić na szyję i całować, a nie przechodzić do konkretów jeszcze naburmuszona na cały świat. GDZIE TO?! CO TO?! JAK TO?! Ja bym się obraziła na miejscu naszego bohatera tak szczerze mówiąć. Walnęłabym focha i sie na nią wypięła, mówiąc: "Takaś mądra?! Ratuj sie na drugi raz sama, ot co! Ja Cię kocham, ratuje, a Ty fochy!" xD "Ide do Kiby, może On mi da buzi za to!"
Wgl Kiba! Jak on zareaguje gdy się dowie, że obie były w takich opałach?! O matko! ;o
cd...
A tak! Kiba na razie ma większe problemy. Podobała mi się wzmianka o Naruto, jako o "Panie" i reakcja Kiby. Nawet w takiej sytuacji nie umie poskąpić sobie szyderczości z Hokage. I kurczę, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wplotłaś trochę więcej Hinaty. Trochę bo trochę ale zawsze. Mnie zawsze raduje, gdy jest Hinatka, a jak przy tym jest Kibuś to w ogóle impreza na całego! Dlatego nie mogę się doczzekać tego nowego pomysłu na opowiadanie z nimi. Najlepszy prezent pod choinkę dla Mitshie? PIERWSZY ROZDZIAŁ TEGOŻ OPOWIADANIA! Ale wiem, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe ;C ...
OdpowiedzUsuńTak naprawdę specjalnie to akcentuje bo mam jednak nadzieję, że wzbudzę w Tobie litośc i specjalnie dla mnie stukniesz chociaż prolog. ;D
Wgl O-CO-CHODZI temu starcowi! Jeśli Hinatka tłumaczy mu grzecznie, to niech to pojmie, a nie ją wyzywa ;C Biedna. Niech Kiba skopie mu tyłek. W końcu będą na "osobności" Może to jest gej? Gej, który lubi młodszych i zapędy sado-maso? ;D Sama jakbym dorawała Kibe to nie patrzyłabym czy jestem chłopakiem czy dziewczyną. No sama powiedz. Te kły potrafią pobudzić! XD
Ale już w następnej scenie - co scena to lepiej - jest mój ukochany leń Haruki i jeszcze bardziej ukochana, ocalała Emi!
Tak! W końcu! Nareszcie! Jeny! Dziękuje Ci z całego serca! W końcu ta dwójka blisko siebie. Aż nie mogę opisać jaka jestem zadowolona! Na ten moment czekałam tak długo, ale w końcu wytrwałam. Ile to już lat, miesięcy ja tak ci o tym marudzę? Ile wyczekuje?! Zasłużyłam. A co!
I tak, Haruki z pewnościa jest lekarstwem dla Emi, więc nie możesz go teraz od niej odciągać, bo nam umrze i co? ;C
Ojej! I tak mi jej żal! Pewnie słowa wyznania cisną jej się na usta, a ona martwi się mimo wszystko o Namidę i jej dzieci. O to, żeby nie zburzyć ich szczęścia, to takie pięknie tragiczne jednocześnie.
NO JAK JEJ NIE KOCHAĆ?!
W dodatku mimo tego, że potraktowano ją jak rzecz, której trzeba się pozbyć, nadal współczuła swojego mężowi.
Najbardziej uroczy był jednak Haruś. Na początku taki zły, podburzony, że jak to, co to! Że taki z niego mąż, a za chwilę szybka zmiana "Biedny Tosameru" Nie umiem pisać tego imienia. ;D Taka dziecięca logika. Słodkie. :)
Wgl cała ich scena chociaż taka niepozorna, to jednak ten uchwyt za ręce, to, że Emi było tak dobrze przy nim - rozpływałam się. Żałuje, że poskąpiłaś mi jakiś przytulasków!
c.d
Scena z Yuji'm Ren'em i Isamu była raczej taka statyczna, mniej porywająca niż poprzednie. Podobały mi się dogryzki Yuji'ego, który miał po części rację... ze wszystkim. To musi być dołujące kiedy ktoś tak szczerze wywali ci prawdą prosto w twarzy. Prawdą o której np. nie chcesz myśleć, albo zdawać sobie sprawy. Isamu widać naprawdę sie przejmuje. I dobrze! W końcu kiedyś tak źle traktował Itami, więc niech chociaż troszczy się o malutką Tiię. Jestem pewna, że on myśli podobnie. :)
OdpowiedzUsuńPoza tym on jest chory ;C biedaczek.
I kolejna scena - chyba nawet przewyższająca epickie HaruEmi, tak! naprawdę! serio! Pewnie wywalasz oczy w zdumieniu! - Yuji i Itami. No po pierwsze - Itami mnie wnerwia ;D A po drugie, o matko! Tiia razem z Yuji'm zdala od Konohy! Co za akcja! Co za AKCJA! Takiego rozwiązania się nie spodziewałam, ale to świetnie! Czuję się zaskoczona, zaintrygowana. Dosłownie pochłaniałam tekst oczekując na jakieś wyjaśnienie. Itami mnie podirytowała bo strasznie nadąsana jest. Chociaż ma ku temu powody, to nawet mu nie podziękowała a tu WYMAGA od niego czegoś takiego. To nie ejjst pójście do sklepu po bułki. -,- ale potem trochę złagodniałam bo jednak poprosiła. Szeptem bo szeptem ale poprosiła, liczy się gest. ;D
" Ale wolałaś szukać pocieszenia u kogokolwiek innego… Za kogo właściwie ty mnie masz? Za swojego niewolnika, który przybiegnie do ciebie na każde skinienie, nie oczekując nigdy niczego w zamian?"
Moje serce się rozkruszyło już totalnie! Ta jego szczerość. To jak bardzo ona go rani i nawet teraz... ;C Matko jedyna! On nie prosił o wiele! Chciał być tylko jej kochankiem, a tu i tak wybrała Kankuro. ;C ITAMI JAK MOGŁAŚ?!
Ale potem jednak wszystko się zmieniło. Złosć na Itami przerodiła się we współczucie. Ona naprawdę jest zagubiona. Co mogła robić? Chciała uratować córkę. ;C Aż na sobie poczułam tę bezradność jaka musiała ją dosięgnąć. Ufała mu - to powinno mu NIESTETY - wystarczyć, choć wygląda to rzeczywiście jakby był jej sługą skazanym na wieczne cierpienie. To konflikt tragiczny.
c.d
Matko, czy ja naprawdę mówiłam, że tamta scena była najlepsza!
OdpowiedzUsuńNIE! NAJLEPSZA BYŁA OSTATNIA!
Jak bardzo mi się podobała ta czułość między Itami a Yuji'm.To jak Itami powiedziała, że go kocha. Oczywiście, nie w ten sposób jak Kibe, ale zawsze! Trzeba się pocieszać i cieszyć z małych osiągnięć!
Nie wiem kto jest bardziej biedny...
Stawiam na Yuji'ego. Uwielbiam go. To jak próbue udawać, że go to nie rusza. Trudno, nie kocha mnie. A jednak. Ból. ;C I to jak powiedział że mała Tia jest czząstką Itami wzruszyło mnie do łez. Serio. Łezka mi poleciała. Jestem ciekawa ich przygód. Tego, jak będzie się zakochiwał w tej cząstce Itami.
Tego jak się kiba dowie ;o wojna w domu!
No nic.Czuję, że się trochę rozpisałam, choć mogłabym jeszcze wiele powiedzieć.
Rozdział był świetny, szkoda że taki króciutki ;C Ale mam nadzieję, że to nadrobisz i że nie złościsz sie o to, że tak długo Ci nie komentowałam.