niedziela, 22 września 2013

Rozdział IX

"W tym pięknym, mimo że tak okrutnym świecie,
 nieustannie zadajemy sobie pytanie,
 dlaczego to właśnie my przetrwaliśmy.
 Zastanawiamy się, co będziemy chronić,
 rzucając do walki nasze mocne i słabe strony,
 gdy uczucia wezmą górę nad rozumem."
-Yoko Hikasa - Utsukushiki Zankoku na Sekai

~*~

Wszystko zdawało się być tak daleko. Nieprzyjemnie, duszący zapach, który unosił się dookoła. Drażniące światło, które nie wiadomo, czy było prawdziwe. Ciche pikanie, które z kolei robiło się coraz głośniejsze i tym samym, bardziej uciążliwe. Nawet otaczające ją powietrze, zdawało się być wyjątkowo ciężkie, a wręcz szorstkie dla ciała.
                Gdy delikatnie uniosła powieki, poraził ją przeraźliwie jasny blask. A więc światło istniało, pomyślała.
Minęło kilka chwil, zanim znów mogła otworzyć oczy. Tym razem, zrobiła to jeszcze wolniej i ostrożniej. Przez dłuższy czas, wszystko było zupełnie rozmyte. Czuła nieznośne pieczenie, jakby ktoś polach jej gałki wodą.
Bardzo powoli, ale obraz zaczynał się wyostrzać. Światło, które tak ją przeraziło na samym początku, okazało się być teraz słabe i przytłumione. Dochodziło gdzieś z boku.
Dziwny dźwięk, nadal przyprawiał ją o lekkie dreszcze, ale przynajmniej stał się w miarę jednostajny i do zniesienia. Gdy lepiej się wsłuchała, była w stanie zarejestrować w swoim umyśle również inne odgłosy. Niepokojące syczenie, prawdopodobnie jakiejś maszyny. Stukanie, kapanie, warczenie… wszystko potrafiła przypisać do urządzeń, których nie była w stanie nazwać.
Do jej uszu, docierało również coś zupełnie innego. Jakby… oddech? Tak, to musiało być to. Ktoś był z nią w tym… w tym dziwnym miejscu.
Dopiero teraz, zaczynała ogarniać wzrokiem, większą część pomieszczenia. Nie poruszała głową, a jedynie skanowała spojrzeniem tę część, na którą pozwalał jej zasięg.
Szary, zwyczajny sufit, który w normalnym świetlne, prawdopodobnie byłby biały. Podłużna, zgaszona lampa. Ściany również były w szarawym odcieniu. Wyłożone niewielkimi kafelkami, wydały jej się bardzo bezwyrazowe. Zdołała jeszcze wyłapać, mały drewniany stoliczek, na którym stała doniczka z jakimś kwiatem. Prawdopodobnie, ustawiony tam w celu, poprawienia nastroju tego ponurego miejsca. Rezultaty jednak zdawały się był zupełnie odwrotne do zamierzonych.
                Leżała przez dłuższą chwilę, wpatrując się w zgaszoną lampę na suficie. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło. Nadal czuła, jakby jedną nogą była zupełnie w innym świecie. Nie potrafiła skoncentrować myśli. Zresztą… nawet nie chciała próbować. Poniekąd, czuła się martwa.
W końcu jednak, przekręciła nieco głowę w bok, w kierunku, z którego dochodziło tajemnicze wzdychanie.
Jej oczom ukazał się rosły mężczyzna, z pochyloną głową. Siedział tuż przy jej łóżku, na drewnianym krzesełku. Twarz miał schowaną w dłoniach, a ręce opierał na brzegu leżenia. Wyglądał, jakby trwał w tej pozycji już od dłuższego czasu.
Wpatrywała się w niego z obojętnym wyrazem twarzy. Nie była ani zaskoczona, ani ucieszona. Tak jakby, została zupełnie okradziona z wszelkich emocji.
- Tensomaru… - wychrypiała cicho, po czym zacisnęła pośpiesznie usta, czując palący ból w gardle.
Mężczyzna od razu się ocknął. Spojrzał na nią uważnie, a jego twarz wydawała się być jej przeciwieństwem. Widziała w niej tyle uczuć. Zaskoczenie, strach, współczucie, troskę, radość, ulgę, zmęczenie. Te wszystkie emocje były szczere i prawdziwe, wiedziała to. Zawsze taki był.
- Emi… - wyszeptał głosem jeszcze bardziej wymownym niż samo spojrzenie. Tak jakby tym jednym słowem chciał wypowiedzieć wszystko co czuł w tej chwili.
Uważnie, powiódł po niej wzrokiem, pośpiesznie zerkając również na różnego rodzaju maszyny, znajdujące się z boku. Zatrzymał wzrok na dłużej, gdy ich spojrzenia się spotkały. Zmarszczył brwi w taki sposób, jakby chciał przeprosić ją i wziąć na siebie winę całego zła tego świata.
                Kobieta z wyraźnym trudem poruszyła ustami, ale dopiero po kolejnej próbie, wydobył się z nich głos.
- Wody – zacharczała, przymykając nieco powieki, gdy ponownie poczuła ten piekący ból. Nie minęła nawet sekunda, a do jej ust, ostrożnie zostało przyłożone jakieś wilgotne naczynie. Kojąca ciecz, wlewała się do jej gardła, przyjemnie gasząc płomienie w jej wnętrzu. Piło jej się niezwykle łatwo i dopiero lekki ból w karku, uświadomił jej, że ktoś podtrzymuje ją od tyłu, by nie znajdowała się w pozycji zupełnie leżącej.
Gdy ogień ustąpił, na powrót ułożyła głowę na poduszce, przez moment delektując się błogim chłodem w ustach.
Odetchnęła głęboko, po czym skrzywiła się, czując kolejne, denerwujące źródło bólu. Było jednak do wytrzymania, więc gdy znów otworzyła oczy, zdołała przytomniej spojrzeć na męża.
- Tak bardzo mi…
- Nie mów…
- Gdybym wtedy był…
- Proszę! – przerwała mu ostrzej, przypłacając to kolejną falą bólu, tym razem trudniejszą do zlokalizowania.
Mężczyzna zamilkła, garbiąc się jeszcze bardziej i wpatrując w nią wzrokiem zbitego psa. Mimo swoich okazałych gabarytów, wydawał się teraz taki mały i bezbronny. Poniekąd nawet rozbawiła ją myśl, że miałaby ochotę zacząć go pocieszać i chronić.
Miała jednak świadomość, że to nie on potrzebuje pomocy. Ostatnie wydarzenia, kryły się gdzieś tam, w jej wnętrzu. Umysł jednak, najwyraźniej nie był jeszcze gotowy, by w pełni ogarnąć je swoją świadomością. Czuła się tak, jakby to wszystko wydarzyło się zupełnie komuś innemu, jakby nie miała z tym nic wspólnego.
- Ile czasu… Jak długo…? – Nie rozumiała dlaczego, ale dokończenie prostego zdania sprawiało jej trudność. Słowa, które miała zamiar wypowiedzieć, znikały nagle, nim zdołały wydobyć się na powierzchnię. Było to niezwykle frustrujące.
- Prawie pięć dni – odpowiedział jej mąż, przybliżając się bardziej. Co jakiś czas, zerkał w stronę urządzeń, po czym pośpiesznie obrzucał wzrokiem całą jej osobę. – Nie byliśmy pewni, czy w ogóle się obudzisz. Gdy cię znaleźli, byłaś… - przerwał, załamanym głosem. Zacisnął mocno usta, głośno nabierając powietrza przez nos. Spojrzał na nią ze łzami w oczach, chwytając przy tym jej zabandażowaną dłoń i chowając ją w swoich. – Gdyby medycy zjawili się kilka chwil później…
- Tensomaru… - mruknęła słabo, ale mężczyzna posłał jej pewniejsze spojrzenie.
- Nie. Pozwól mi powiedzieć – rzekł hardo, po czym pochylił głowę, przykładając sobie jej dłoń do czoła. – Ja… ja nigdy bym sobie nie darował, gdybyś… zresztą… Tak, czy inaczej, nigdy sobie tego nie podaruję. Jak mogło mnie nie być przy tobie? Jak mogło dojść do takiej tragedii? Jak mogłaś nie mieć odpowiedniej ochrony? Przecież… przecież obiecałem. Obiecałem, że będę cię chronił. Złamałem dane słowo i nawet nie śmiem prosić cię o wybaczenie. Nie chcę go. Nie zasługuję… To wszystko nie miało prawa się wydarzyć, Emi – powiedział drżącym głosem, nie próbując nawet podnieść głowy.
                Kobieta, wpatrywała się w niego przez dłużąc chwilę. Czuła przyjemne ciepło, na swojej zdrętwiałej dłoni, którą teraz ściskał jej mąż.
Nagle jednak, przypomniała sobie o czymś. Do oczu napłynęły jej łzy, a usta zadrżały.
- Przepraszam… - mruknęła cicho, czując, że zaraz się rozklei. Uniosła niepewnie drugą dłoń, przykładając ją sobie do twarzy i ukradkiem, pocierając oczy.
Tensomaru spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie ochroniłam naszego dziecka – załkała, starając się odwrócić głową, jak najbardziej w przeciwnym kierunku niż jej rozmówca.
Mężczyzna zmarszczył brwi, ściskając mocniej jej dłoń. Miał wrażenie, że zaraz pęknie mu serce.
- Tylko nie to, Emi – powiedział. – Nawet nie waż się za nic przepraszać. Nie pozwalam – dodał.
Przez dłuższą chwilę, oboje milczeli. W pomieszczeniu znów słychać było dźwięki, wydawane przez maszyny i ciche łkanie kobiety.

***

                Szła jedną z uliczek Konohy, z frustracją zerkając na mijających ją przechodniów. Dawno nie czuła się równie dziwacznie, co teraz. Niemal każdy mieszkaniec wioski, obrzucał ją podejrzliwym spojrzeniem. Jedni tylko patrzyli, pośpiesznie odwracając wzrok, gdy ich przyłapała. Inni zaczynali szeptać, jak tylko odeszli trochę dalej. Jeszcze inni, starali się omijać ją jak największym łukiem.
Taka reakcja ludzi nie była dla niej obca. Od dziecka traktowano ją, jak odmieńca. Nie spodziewała się jednak takiego zachowania tutaj, wśród mieszkańców Konohy. Czy potęga plotek była aż tak wielka?
Zastanawiała się, jak wygląda sytuacja u Naruto. Czy jego również ludzie omijają? On z pewnością miałaby z tym dużo większy problem. W końcu jest Hokage. Dla niej jednak nie było to wcale takie złe. Co ją obchodzą jacyś obcy ludzie z wioski? Niech się krzywo patrzą, skoro mają ochotę. Mogą sobie nawet iść drugą stroną drogi, jeżeli nie chcą być zbyt blisko niej. Więcej wolnej przestrzeni, nikomu nie zaszkodzi.
                Po pewnym czasie, w końcu dotarła niemal do celu swojej wędrówki.
Dzielnica klanu Yasai.
Zatrzymała się przed wielką, bogato zdobioną bramą, która o tej porze dnia była otwarta. Uwielbiała jej widok. Uwielbiała wszystko, co wiązało się z jej klanem. Jakby nie było, wszystko to było częścią jej rodziny.
- Witaj, kochanie. – Usłyszała nagle ponętny głos, tuż obok swojego ucha. Zadrżała przestraszona, czując jak zalewa ją fala gorąca. Od razu odskoczyła w bok, odwracając się w kierunku przybysza.
- Yuji! Kretynie! Chcesz, żebym dostała zawału?! – krzyknęła zdenerwowana, widząc szeroko uśmiechającego się mężczyznę.
Usami wyprostował się dumnie, jedną ręką pocierając swój kark, a drugą opierając na biodrze.
- Tak wcześnie, a ty już taka rozdrażniona? Nie dziwię się, że tak pędzisz do braciszka. Zapisze ci jakieś ziółka uspokajające? – Podszedł bliżej dziewczyny, po czym demonstracyjnie schylił się do przodu, by ukazać jej, o ile jest od niego niższa i przy okazji, by ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. – Ja również uważam, że nie powinnaś się tak denerwować… Maleńka – dodał, uśmiechając się wyzywająco.
Nie było dla niego zaskoczeniem, gdy Itami, nerwowo chwyciła kołnierz jego koszuli, szarpiąc go do przodu i warcząc cicho. Co jak co, ale słowo „mała” działało na nią, jak płachta na byka.
- Dlaczego twoja twarz jest taka denerwująca? – syknęła kobieta, odważnie patrząc mu prosto w oczy.
- Ponieważ to podnieca kobiety – odparł spokojnie.
Przez chwilę, Itami zgrzytała zębami, coraz mocnie zaciskając pięść na materiale jego koszuli. W końcu jednak, prychnęła głośno, odpychając go od siebie. Odwróciła się nieco, krzyżując ręce na piersi.
- Po co tu przylazłeś? – zapytała.
- Twój braciszek zaprosił mnie na ploteczki – odparł, prostując się i z niesmakiem, starając się rozprostować pogniecione ubranie. Spojrzał na brunetkę, udając zdziwionego. – Nie wiedziałaś? Isamu i ja to teraz najlepsi przyjaciele na świecie. Powiedział mi nawet w sekrecie, że to mnie wolałby mieć na swojego szwagra – dodał.
- Jesteś beznadziejny – stwierdziła, spoglądając na niego z politowaniem. Uśmiechnął się lekko, mrugając do niej jednym okiem, po czym z nonszalancją wskazał jej ręką drogę, aby szła przodem.
Nic nie odpowiedziała, tylko szybkim krokiem, ruszyła w kierunku, w którym mieszkał jej brat.
                Gdy dotarli na miejsce, już z oddali, zaskoczył ich widok kilku osób, znajdujących się w ogrodzie Isamu. Troje mężczyzn i trzy kobiety, ubrani w niemal identyczne stroje, różniące się zaledwie kilkoma niuansami. Ani Yuji, ani Itami, nie mieli pojęcia skąd mogą pochodzić, chociaż ich stroje wskazywały na to, że byli oni shinobi. Nie mieli na sobie żadnego symbolu, który ukazywałby, z jakiej wioski przybyli.
Jak tylko przeszli przez ogrodową furtkę, cała piątka, przyjrzała im się uważnie. Zmierzyli ich od góry do dołu, po czym odwrócili wzrok, wyraźnie znudzeni.
Młoda Yasai i jej towarzysz, przeszli ścieżką, prowadzącą do frontowych drzwi, w milczeniu, przyglądając się każdemu z nieznajomych.
Do domu wtargnęli bez pukania i już od progu, usłyszeli głosy różnych osób, których się tu nie spodziewali.
Itami wkroczyła do salonu, skąd dochodził hałas, czując cały czas, kroczącego z nią Yuji’ego.
Jej oczom ukazało się całe zgromadzenie.
Isamu siedział w swoim fotelu, pod oknem. Obok, na zielonej sofie, siedzieli Naruto i Sakura. Tuż za nimi stał z założonymi rękoma, Shikamaru, a obok niego jeden z członków Anbu. W fotelu, naprzeciwko gospodarza domu, siedziała obca kobieta, o krótkich, bordowych włosach, a po obu jej stronach stała dwójka mężczyzn, ubrana identycznie, jak piątka nieznajomych z zewnątrz.
Wreszcie, naprzeciwko sofy, stała Kin, która najwyraźniej właśnie wyszła z kuchni, bo w dłoniach trzymała sporą tacę, na której z kolei znajdowało się kilka filiżanek z parującym wywarem.
- Wreszcie jesteś, Itami – odezwał się jej brat, gdy tylko wkroczyła do pomieszczenia. Większość spojrzeń, od razu zwróciła się w jej stronę. Naruto uśmiechnął się szeroko, wstając pośpiesznie i od razu proponując jej swoje miejsce. Shikamaru zerknął tylko przelotnie w jej stronę, układając sobie dłoń na karku i rozmasowując go z grymasem na twarzy.
Właściwie, jedyną osobą, która nie zareagowała na jej przybycie, była tylko obca kobieta, siedząca w drugim fotelu.
- Siadaj. Właśnie rozmawiamy o ostatnich wydarzeniach – odezwał się Hokage, stając obok sofy.
Młoda brunetka spojrzała na niego zaskoczona, ale skorzystała z wolnego miejsca i gdy tylko usadowiła się wygodnie, jej wzrok powędrował w kierunku brata.
- Macie na myśli te paranoje wśród mieszkańców wioski? – zapytała, przenosząc znów wzrok na Uzumaki’ego.
Ten westchnął ciężko, przybierając nieco ponury wyraz twarzy. Zagryzł wargi, obrzucając wszystkich, krótkim spojrzeniem.
- Czyli ciebie również to dręczy – stwierdził. – Rzeczywiście, nigdy bym się nie spodziewał, że mieszkańcom naszej wioski, tak łatwo można namieszać w głowie.
- To niedorzeczne, żeby wierzyć w takie brednie. Myślałam, że mamy ten etap już dawno za sobą, a teraz oni nakręcają się nie tyle na was, co na wasze dzieci – wtrąciła Sakura, kładąc dłoń na ramieniu Itami. Brunetka zerknęła obojętnie w jej stronę, splatając dłonie na kolanach.
- Będziemy mieli problem, gdy ludzie przestaną mi ufać. Widzą zagrożenie w moim dwuletnim synu, które jest zupełnie bezpodstawne – dodał Naruto, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś pewien? – odezwał się w końcu Yuji. Zdziwiony wzrok większości osób, powędrował w jego stronę. Usami jednak uparcie wpatrywał się w młodą Yasai, która z kolei miała teraz opuszczoną głowę.
- Co masz na myśli? – zapytał Shikamaru, podejrzliwie marszcząc brwi.
Yuji jeszcze przez chwilę obserwował swoją przyjaciółkę. Wydawało się, jakby czekał na jakieś wsparcie z jej strony. Gdy jednak nie doczekał się żadnej reakcji, ponownie spojrzał na Hokage.
- Jesteś pewien, że wasze dzieci są zupełnie niegroźne? – zapytał poważnym tonem.
Zarówno Naruto, jak i Sakura zdawali się być odrobinę zgorszeni tym pytaniem. Shikamaru obserwował uważnie czarnowłosego, natomiast Isamu, spokojnie popijał gorącą herbatkę.
- Nie zrozumcie mnie źle – ponownie zaczął Usami, czując wzrastające napięcie w pomieszczeniu. – Po prostu uważam, że w każdej plotce może kryć się ziarno prawdy. Wiem, że chcecie dla dzieciaków jak najlepiej, ale pomyślmy trochę bardziej obiektywnie  - dodał.
- Coś w tym jest – odezwał się Nara, a Uzumaki spojrzał na niego, jak na zdrajcę. – Tak naprawdę, ile wiemy o potomkach jinchuuriki? Niewiele. Nigdy nie natrafiłem na wzmiankę o takich osobach.
- Bo i nie ma o czym pisać – wtrącił się Naruto. Zdawał się być już odrobinę podenerwowany, co nie zdarzało mu się zbyt często. Najwyraźniej, gdy tylko chodziło o bliskie mu osoby, stawał się dużo bardziej przewrażliwiony. – Zapomniałeś, że moja matka, gdy mnie rodziła była jinchuuriki?
- Doskonale o tym pamiętam. No i trzeba przyznać, że do normalnych nie należysz – odparł Shikamaru, na co blondyn posłał mu urażone spojrzenie. – Twój przypadek jednak ocenić jest dosyć trudno, bo zaraz po narodzinach stałeś się właściwie następcą własnej matki. Twój syn z kolei, ani córka Itami nie są jinchuuriki, ale ich chakra może zawierać w sobie chakrę bestii.
- Gadasz bzdury – warknął Naruto. – Nie wierzę, że nasze dzieciaki, mogłyby mieć coś wspólnego z demonami.
- A ja wierzę – odezwała się nagle Itami, po czym podniosła odważniej głowę. – Nie sądzę, aby były niebezpieczne, ale… - przerwała, przypominając sobie o obecności, obcych jej osób. Zerknęła w bok, na kobietę siedzącą w fotelu. Uśmiechała się przenikliwie, uważnie słuchając każdego, wypowiedzianego słowa.
Yasai zmarszczyła brwi, przyglądając się kobiecie i dopiero po chwili, otworzyła szeroko oczy, uzmysławiając sobie, kim owa postać jest.
- Yumeka?! – wykrzyknęła zaskoczona. – Co, u diabła, tu robisz?
Młoda kobieta, o bordowych włosach, zaśmiała się głośno, poprawiając niedbale swoją fryzurę.
- Tyle lat się nie widziałyśmy, a ty tak mnie witasz? – Uśmiechnęła się szeroko. – Oczywiście, przybyłam tu, by was ostrzec. Nie miałam jeszcze okazji, by odwdzięczyć się, za to, co niegdyś dla nas zrobiłaś – dodała.
- Chcesz się odwdzięczyć? W jaki sposób? – zapytała brunetka.
Tym razem, Yumeka spoważniała, nachylając się do przodu i sięgając po swoją filiżankę z herbatą. Upiła niewielki łyk, po czym odstawiła naczynie, wzdychając ciężko.
- Właściwie to nie tylko wdzięczność mnie tu przywiodła. Jakiś czas temu, nieznani nam osobnicy, pozbawili życia kobietę, która właśnie miała urodzić dziecko. Ciarki mnie przechodzą, za każdym razem, gdy o tym myślę. – Odwróciła głowę lekko w bok, przymykając powieki.  – Widzisz… tamta kobieta była bowiem jinchuuriki, zupełnie jak ty. Przybyłam tu więc, nie tylko po to, aby cię ostrzec, ale również w nadziei, że uda mi się pomścić moją dawną towarzyszkę.

***

                Mężczyzna o czarnych włosach, zbliżył się do brunetki, opierającej się o drzewo. Ciało, które właśnie ze sobą przyniósł, należało do brata jego pani. Ułożył je tuż przed nią, następnie wstając i robiąc kilka kroków w tył.
Heidi spuściła wzrok, ogarniając nim martwego chłopca. Wydał jej się teraz taki młody i niewinny. Mimo tego, jakim w rzeczywistości był człowiekiem, żal było spoglądać na jego zamknięte powieki i spokojną twarz bez życia. Ze wszystkich sił, starała się ukryć w sobie emocje, jakie w tej chwili targały jej duszą. Surowość i opanowanie, musiały jej towarzyszyć nieustannie, by dać poczucie bezpieczeństwa małej, bezbronnej Lily.
Siedziała teraz kawałek dalej, zanosząc się płaczem. Co jakiś czas, zerkała na ciało brata, wywołując u siebie kolejny atak rozpaczy. Obok niej, stał jej wierny sługa- Noah. Ze smutkiem, przyglądał się Toby’emu. Był to smutek jednak, spowodowany bólem, jaki odczuwała Lily, a nie śmiercią młodego chłopca. Heidi doskonale o tym wiedziała. Wiedziała również, że Noah ma w sobie na tyle dużo pokory, by nie sprzeciwić się jej. Był dobrym i lojalnym sługą, a jednak wiele by dała, by zastąpił go ktoś inny. Miała bowiem świadomość, że ten mały, nikczemny śmieć, waży się kochać jej młodszą siostrę. Oczywiście, ta jego zabawna wręcz miłość nie ma znaczenia, zważywszy na jego status.
                Ponownie obdarzyła spojrzeniem ciało brata. Było czyste i ubrane w zwiewną koszulę, którą medycy ubierali tymczasowo ciała martwych. Zapewne chcieli jeszcze wykonać sekcje. Zbezcześcić ciało następcy ich ojca. To było oburzające. 
W pewnym momencie, wyciągnęła z torby, która leżała obok, niewielki zwój. Ukucnęła, rozwijając go obok Toby’ego. Nie wykonywała żadnych pieczęci, a jedynie ułożyła dłoń brata na długim kawałku pergaminy, po czym w miejscu, w którym była narysowana długa linia, przejechała powoli palcem. Chwilę później, z papieru zaczęły wydobywać się czarne znaki, przypominające cienie. Owinęły się wokół nieboszczyka, a sekundę później, ciało zniknęło, pozostawiając po sobie nieco szarego dymu.
Kobieta zwinęła zwój i schowała go z powrotem do torby, przy okazji ponosząc ją i wieszając na swoim ramieniu.
- Zabiorę go do domu – oznajmiła, patrząc na swojego sługę.
Feliks spojrzał na nią, a następnie na torbę. Cały czas pozostawał niewzruszony.
- Może lepiej ja się tym zajmę? – zaproponował.
Heidi jednak pokręciła pewnie głową, mocniej chwytając za pasek swojego bagażu.
- Ja powinnam być tą, która zabierze go do domu. Poza tym, sama uporam się z tym dużo szybciej – oznajmiła, po czym skierowała wzrok na swoją siostrę.
Lily opuściła ręce, patrząc na nią bezradnym wzrokiem. Usta jej drżały, co chwilę wydobywając z siebie ciche łkanie.
- Zostawiasz mnie – mruknęła cichutko, a w tonie jej głosu słychać było bardziej oskarżenie, niż pytanie. Starsza z sióstr westchnęła ciężko, podchodząc do drugiej. Wyciągnęła dłoń, układając ją na blond włosach i delikatnie je głaszcząc.
- Wrócę nim się obejrzysz. Przynajmniej tyle powinnyśmy zrobić dla naszego brata, prawda? – powiedziała, na co blondynka pokiwała niepewnie głową, ocierając ręką oczy i pociągając nosem. Brunetka w tym czasie, uniosła wzrok, krzyżując go z Noah’em. Chłopak drgnął lekko, ale postarał się go nie odwracać. – Feliks będzie cię pilnował. Nie musisz się o nic martwić – dodała.

***

                Do plaży dotarli, szybciej niż się tego spodziewali. Po niespodziewanym spotkaniu w lesie, żadne z nich, przez resztę drogi nawet nie pomyślało o odpoczynku. Głowy każdego z nich, zaprzątały istotniejsze sprawy.
Kiba nie mógł zapomnieć o tym, co powiedziała mu Yumeka. Okazało się, że jego obawy się potwierdziły i nie miał już najmniejszych wątpliwości, jaki cel mieli obcy przybysze, którzy prawdopodobnie znajdowali się teraz w Konoha. To musiała być jakaś zupełnie nowa organizacja, która uroiła sobie, że jinchuuriki różnią się czymś od zwyczajnych ludzi. Z tego, co mówiła jego stara znajoma, byli okazali się nad wyraz bezwzględni i brutalni w swoich planach. Co więc on tu jeszcze robił? Powinien dawno już zawrócić. Gnać ile sił w nogach, z powrotem do wioski. Jego pieprzonym obowiązkiem była ochrona rodziny.
Nie myślał zbyt trzeźwo, czuł to. Nie był w stanie w pełni ogarnąć tego, co działo się dookoła. Myślami był daleko stąd. Był przy Itami, przy małej Tii. Widział ich radosne twarze. Zaraz potem jednak, wyobrażał sobie ich przerażenie. Obcy ludzi krzywdzą jego dwie najukochańsze istoty, a on nie może im pomóc. Jest zbyt daleko by zdążyć. Zbyt daleko, by na cokolwiek się przydać…
- Kiba!- Na całe szczęście, Hinata i Shino byli tu razem z nim. Przywoływali go do porządku, gdy było trzeba i panowali nad całą sytuacją. Młody Inuzuka nie był typem, który mimo przeciwności losu, zaczyna się roztkliwiać i zaniedbywać wykonywaną misję. Lata praktyki nauczyły go, że jest czas na poddawanie się emocjom i jest czas na misję. Rodzina była jednak jego słabym punktem. Poniekąd, podziwiał Hinatę, że po tym, co usłyszała jest w stanie tak trzeźwo myśleć.
- Pójdę pogadać z tymi rybakami. Może wiedzą coś o najbliższym kursie na wyspę – oznajmiła Otsu, odchodząc w stronę trójki, na oko starszych rybaków, którzy stali na pobliskim pomoście.
Pozostała części oddziału, nieco się rozluźniła. Zrzucili plecaki na ciepły piasek, rozmasowując swoje zbolałe mięśnie.
- Droga powrotna na pewno zajmie nam dużo mniej czasu, niż dotarcie tutaj – odezwała się nagle Hinata, stając obok Kiby.
Mężczyzna spojrzał na nią niepewnie, na co ona uśmiechnęła się tylko zachęcająco.
Kiwnął głową, niezbyt jednak uspokojony jej słowami. Po chwili przeniósł wzrok na pozostałych członków.
Oda, razem ze swoim psem, stali na samym brzegu wody, wpatrując się gdzieś w dal. Co jakiś czas, fale zalewały ich nogi, ale oni zdali się tym nie przejmować. Po chwili, podeszła do nich Chika. Kucnęła, zanurzając obie dłonie w wodzie.
Ryu oddalił się w przeciwnym kierunku. Skrył się w cieniu drzewa, najwyraźniej w nadziej, że nikt go nie zauważy, po czym odpalił papierosa. Pustą paczkę, zgniótł i wyrzucił gdzieś w krzaki.
Cała drużyna ósma, stała wiernie obok siebie, oczekując na informacje od Otsu, która właśnie wracała, machając do niech ręką.
- Podobno jakiś niewielki statek, kursuje raz dziennie na wyspę. Teraz jednak ma małe opóźnienie – powiedziała, krzyżując ręce na piersi.
Po chwili, do większości oddziału, zbliżyli się również Chika i Oda.
- Co to znaczy? Ile się spóźnia? – zapytał Kiba, kątem oka obserwując Ryu, który zdawał się dopiero zauważyć, że rozmawiają o czymś istotnym i pośpiesznie dopalał papierosa.
- Ostatni odpłynął jakieś dziesięć dni temu.
- Co takiego?! – wykrzyknął zaskoczony przywódca. – Dziesięć dni spóźnienia? To chyba jakaś kpina. Nie chcesz mi powiedzieć, ze do tej pory, nikt z pobliskich mieszkańców się tym nie zainteresował?
- Owszem – odparła Otsu. – Kilkoro ludzi wypłynęło swoimi łodziami. Nawet wnuk jednego z tych dziadków, popłynął sam na wyspę, bo niepokoił się o brata, który tam mieszkał. Nikt jednak jak dotąd nie wrócił – wyjaśniła.
- Myślicie, że stało się im coś złego? – zapytała niepewnie Chika, zerkając na wszystkich.
- W każdym razie, nie wróży to nic dobrego – odparł Kiba, zaciskając pięści i patrząc w stronę morza. – Te dranie… Czuję, że mają z tym wiele wspólnego – dodał.
- Powinniśmy to sprawdzić – powiedziała pewnie Hinata, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
W tym czasie, do pozostałych dotarł już Ryu. Nie bardzo rozumiejąc sytuację, pokiwał od razu głową, idąc w ślady pozostałych i przybierając poważny wyraz twarzy.
- To mili staruszkowie. Na pewno użyczą nam jakiejś łodzi – zaproponowała Otsu, nim jakakolwiek decyzja została podjęta.
- Nie zmieścimy się wszyscy do rybackiej łodzi – zauważył Oda.
Młodszy Inuzuka, zagryzł wargi, zastanawiając się przez chwilę. W końcu spojrzał na wszystkich zgromadzonych, z nieco pewniejszym wyrazem twarzy.
- Dobra. Otsu, Hinata, Ryu i ja popłyniemy sprawdzić, co tam się stało. Reszta zostanie tutaj. Shino, poślij z nami kilka swoich robaczków, żeby w razie czego mogły powiadomić się o kłopotach.
- Kłopotach? – zdziwił się Ryu. Kiba miał już po dziurki w nosie, ignorancji tego pyszałka.
- Cholera, zacznij się wreszcie skupiać na tej misji, bo to już nie jest zabawa. Zginiesz, jeśli będziesz nie dość uważny, rozumiesz?! – krzyknął wściekle.
Zaskoczony chłopak, pokiwał tylko głową, z trudem przełykając śliną. Gdy jednak młody kapitan się odwrócił, na powrót przybrał zdegustowany wyraz twarzy.
                Wszyscy zajęli się swoimi obowiązkami, a gdy udało się załatwić transport, skrupulatnie przygotowali się do podróży. Nie chcieli by przez jakieś zaniedbanie, z pozoru prosta misja, okazała się ich ostatnią.

***

                Siedział sam w jakimś gabinecie, rozglądając się dookoła. Ledwo zdążył przekroczyć próg rezydencji, a już zagarnęli go strażnicy. Skonfiskowali wszystkie rzeczy i zmacali od stóp do głowy, jak jakiegoś przestępcę.  W sumie, trudno ich winić za tę ostrożność. Ostatnie wydarzenia musiały otworzyć im oczy. Szkoda tylko, że dopiero teraz, pomyślał z goryczą.
                Podparł głowę na ręku, którą z kolei oparł o blat biurka. Palcami drugiej dłoni, zacząć nerwowo postukiwać o drewniany mebel, nadal jeżdżąc wzrokiem po kremowych ścianach, na których wisiało kilka brązowych ramek, ze zdjęciami nieznanych mu osób. Nie obchodziło go, kim byli i czym zasłużyli sobie na to miejsce. Jedyne, co teraz mogło go bardziej zainteresować, to fakt, gdzie też mógł zniknąć ten typek, który chwilę temu zażądał od niego niemal całego życiorysu. Dawno nie musiał odpowiadać na tyle pytań. W pewnym momencie, zaczął już się gubić w liczbie swoich sióstr i braci, a pod koniec wywiadu, nie był już nawet pewien, jak się nazywa.
To jednak było nieważne. Wkurzało go, że tu przetrzymują, ale co mógł zrobić? Podczas podróży dał z siebie wszystko, by dotrzeć tu jak najszybciej, ale dopiero na miejscu, sprawy zaczynały się komplikować. Okazuje się, że nie można od tak sobie, wtargnąć na czyjś dwór i żądać spotkania z gospodarzami. Zwłaszcza, gdy wkoło trwa tak napięta atmosfera.
                Przeniósł wzrok na zegar, wiszący na ścianie. Czy te wskazówki stoją w miejscu? A może zaczęły już się cofać? Miał wrażenie, że siedzi już tu całą wieczność.
W pewnym momencie jednak, drzwi zostały otworzone, a do środka, szybkim krokiem wszedł znany już mu mężczyzna.
Był to wysoki i dostojny mężczyzna, o szczupłej posturze. Liczne zmarszczki, świadczyły o dojrzałym już wiek, acz przy okazji, dodawały mu one powagi. Krótkie, ciemne włosy, nieco posiwiałe po bokach, zaczesane były do tyłu.
Haruki, gdy tylko go zobaczył, poderwał się z miejsca, jakby miał zamiar opuścić już gabinet. Mężczyzna jednak, posłał mu tylko zirytowane spojrzenie i w mgnieniu oka, zasiadł po drugiej stronie biurka. Wsadził na nos spore okulary i chwycił w dłoń dokument, który leżał przed nim.
- Twierdzisz więc, że nazywasz się Toraberu Haruki i pochodzisz z Wioski Ukrytej w Liściach, zgadza się? – zapytał, mrużąc oczy i wgłębiając się bardziej w tekst widniejący na kartce.
- Tak – burknął znudzony, z rezygnacją ponownie zajmując swoje miejsce na krześle.
- Rozumiesz chyba, że nie mam żadnych powodów, aby dopuścić się do jakichkolwiek informacji, a tym bardziej zezwolić na twoje spotkanie z samym Lordem, prawda? – dodał po chwili.
- Ale ja muszę! – wykrzyknął. – Muszę zobaczyć to na własne oczy. Musze usłyszeć to od niego. Chcę wiedzieć! Chcę wiedzieć, gdzie jest Emi?! Co się z nią stało? To moja przyjaciółka! Jest dla mnie bardzo ważna!
- Jesteś przyjacielem Emi? – Usłyszeli nagle kolejny głos, dobiegając z korytarza. Sekundę później, do pomieszczenia wszedł barczysty mężczyzna.
Spojrzeli na niego, zaskoczeni, a starszy mężczyzna od razu się pokłonił. Zrobił to jednak tak gwałtownie, że niemal trafił głową o blat biurka, a z jego pleców wydobył się dźwięk chrzęstnięcia .
- Mój Lordzie! – pisnął starszy mężczyzna, starając się ukryć swój ból i wyglądać jak najpoważniej. – Nie powinien Lord zajmować się takimi sprawami. To zwykły wieśniak, który podstępem stara się wymusić na tobie audiencje – dodał.
Pozostali mężczyźnie jednak zgodnie go zignorowali, wpatrując się w siebie.
- Emi… - mruknął Haruki, robiąc krok w stronę młodego Lorda. – Ona… Ona żyje, prawda? – dodał, a jego oczy momentalnie wypełniły się łzami.
Tensomaru, patrzył na to z przejęciem. Nie wiedział dlaczego, ale poczuł nagle ogarniający go smutek. Ból i poczucie winy. Był pewien, że ten przybysz nie jest żadnym oszustem. Te łzy i emocje wypisane na tak niewinnej twarzy tego mężczyzny, nie mogły byś fałszywe.
W końcu, odwrócił wzrok, zaciskając pięści.
- Tak mi przykro – powiedział cicho.
- Żyje. Ona żyje, jestem pewien – kontynuował Toraberu.
- Tak, żyje – odezwał się po chwili Lord i uważniej spojrzał na przybysza. – Żyje – powtórzył. Wydawało mi się, że z twarzy obcego, nagle ulatuje znaczna część cierpienia. Nie było wątpliwości,  że ulga, jaką odczuł była ogromna.
Haruki oparł się ręką o biurko, upuszczając bezradnie głowę i lekko nią kołysząc. Kąciki jego ust, uniosły się nieco ku górze, a łzy po policzkach zaczęły ściekać jeszcze obficiej.
- Co za ulga – westchnął cicho. Wolną ręką, odgarnął sobie włosy z twarzy i ponownie uniósł wzrok, by spojrzeć na wielkiego mężczyznę. – Jak ona się czuje? – zapytał poważnym tonem.
Tensomaru zgarbił się, skupiając wzrok na bocznej ścianie. Z ciężkim westchnięciem, pokręcił głową.
- Nie za dobrze. Co prawda jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, ale…
- Ależ, Lordzie! – Z nieukrywanym oburzeniem, wykrzyknął nagle starszy mężczyzna. – Przepraszam, że przerywam, ale nie powinno się podawać tak szczegółowych informacji niesprawdzonej osobie – dokończył.
Młody Lord spojrzał na niego zaskoczony, po czym przeniósł wzrok na równie zdziwionego Haruki’ego. Przez chwilę przyglądał mu się uważnie, aż w końcu, na jego twarzy zagościł uśmiech.
- To przyjaciel mojej żony – powiedział z naciskiem. – Ma prawo wiedzieć, co się z nią dzieje – dodał.
- Ale to jest brak odp…
- Zostaw nas samych – zarządził Tensomaru, nie odrywając wzroku od przybysza.
Starszy mężczyzna wyglądał, jakby miał się zapowietrzyć. Zgorszony, acz posłuszny, bez zbędnych protestów, wykonał polecenie.
Gdy wyszedł, Lord przeszedł się po gabinecie, zatrzymując się w miejscu, gdzie wcześniej stał mężczyzna, jednak kierując wzrok w stronę okna. Westchnął ciężko, splatając dłonie za plecami.
- Jak mówiłem, jej życiu nic nie grozi – rozpoczął ponownie. – Obawiam się jednak, że trauma jakiej doświadczyła, może głęboko odbić się na jej psychice – dodał, odwracając się w stronę Haruki’ego. Oparł ręce na biurku. – Boję się, że nie będę w stanie jej pomóc, a sama może sobie z tym nie poradzić.
- Emi jest twarda – odezwał się Toraberu, a Lord spojrzał na niego zaskoczony. – Wydaje się słaba i delikatna, ale to jedna z najsilniejszych kobiet, jakie znam. Jestem pewien, że jeżeli otrzyma odpowiednie wsparcie, poradzi sobie ze wszystkim – dokończył, pewny sowich słów.
Tensomaru uśmiechnął się pobłażliwie.
- Istotnie, moja żona jest silna. Ale, jak sam zauważyłeś, potrzebuje odpowiedniego wsparcia. – Zmarszczył brwi. – Będę z tobą szczery. Te wydarzenia odbiły nieodwracalne piętno. Chociaż osobiście jestem temu przeciwny, Emi… Żona Lorda Faudalnego została zamordowana. Tak brzmi oficjalna wersja. Przykro mi, ale Emi nie będzie mogła już tu zostać. Myślałem, żeby wysłać ją do domu, do Wioski Wodospadu, ale… pojawiłeś się ty. Ty jesteś tym przyjacielem, o którym tyle mi opowiadała, prawda? Jestem przekonany, że to właśnie ty. Z tego powodu, ośmielam się prosić ciebie, abyś zaopiekował się Emi i pomógł jej odzyskać utracone szczęście. – Zakończył, uśmiechając się nieśmiało.
Toraberu przez dłuższą chwilę stał jak osłupiały. O co właściwie prosił go ten mężczyzna? Ma zaopiekować się Emi? Co to ma znaczyć, że nie może tu zostać i co mają znaczyć te oficjalne wersje?
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak ważną osobistością jest człowiek, stojący przed nim. Był znacznie ważniejszy i lepiej znany niż Kage. Oczywiście, wizerunek w takim wypadku jest sprawą niezwykle istotną, ale… Mimo wszystko, Haruki nie był w stanie tego do końca pojąć. Nie potrafił postawić się na jego miejscu. On za nic w świecie, niebyły zdolny odrzucić kogoś ważnego, tylko przez wzgląd na opinię. Tak przynajmniej mu się zdawało. Czy jednak w rzeczywistości, różnili się tak bardzo?
Przecież sam nieraz krył swoje prawdziwe uczucia, by nie martwić dzieci. Udawał szczęśliwego ojca, kiedy tak naprawdę, czuł się niczym porzucony mąż. Jak więc mógłby osądzać Lorda?
Lud był zapewne dla niego, niczym własne dzieci.
Mimo to, gdy pierwsze zaskoczenie, związane z prośbą minęło, Toraberu, poczuł swego rodzaju niechęć. Poniekąd irracjonalną, jak sądził, ale jednak. To było silniejsze od niego. Jak ktoś mógł w ogóle odrzucać Emi? Od tak sobie. To był absurd. Emi była przecież doskonała w każdym calu. Mogłaby być marzeniem każdego. Dlaczego więc została uznana za niewystarczająco dobrą?
- Co ty na to? – Wyrwał go nagle z myśli głos Tensomaru.
Brunet spojrzał na swojego rozmówce, mrugając kilkakrotnie, jakby dopiero co się przebudził.
- Zaopiekować się nią? – zapytał głucho.
- O to cię proszę – powiedział cierpliwie.
- Jasne, pewnie… - wydobył z siebie po chwili Haruki. Nic więcej nie przyszło mu do głowy. Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał całą sytuację. Zapewne będzie musiał to jeszcze przetrawić, a konsekwencje, jakie mogą się wiązać z tą decyzją, dotrą do niego dopiero po czasie. Nie widział jednak innego rozwiązania, jak wziąć pod swoje skrzydła, odrzuconą Emi.
- Dziękuję. To… to wiele dla mnie znaczy – odezwał się Lord, podchodząc do młodszego mężczyzny i kładąc dłoń na jego ramieniu. Uśmiechnął się z wdzięcznością, a do jego oczu napłynęły łzy. Otarł je jednak pośpiesznie, na powrót odwracając się w stronę okna. – Oczywiście, wszelkie koszty, związane z jej przeniesieniem, jak i samym życiem pokryję osobiście. Emi zawsze będzie miała we mnie wsparcie i przyjaciela. Zagwarantuję jej godne życie w Konoha. O to nie musisz się martwić.

***

                W głębokim skupieniu, obserwowali, zbliżający się brzeg wyspy. Morze było dziś wyjątkowo spokojne, więc z samym dotarciem do celu, nie mieli żadnych problemów. Może z wyjątkiem jednego. Okazało się bowiem, że Ryu ma poważną chorobę morską i całą drogę, wystawiał głowę za burtę. Mimo sceptycznego nastawienia do tego chłopaka, tym razem, pozostali członkowie ekipy musieli przyznać, że młodzieniec naprawdę cierpi. Jego twarz przybrała niemal zielonkawy kolor, a oczy zrobiły się zamglone. Nikt więc nie robił mu wywodów z tego powodu.
Na szczęście, Otsu siła przewyższała niejednego mężczyznę i sprawnie wsparła kapitana przy wiosłowaniu. Bądź co bądź, nieustanne wiosłowanie przez tak długi czas, może być męczące.
- Robie wrażenie – odezwała się Hinata, gdy ich oczom ukazała się wyspa w pełnej krasie.
Istotnie, Wioska Morza nie należała do zwyczajnych. Otaczał ją ogromny mur, przez co piaskowe brzegi wyspy, wydawały się dosyć małe. Ponad kamienne ogrodzenie, wystawało kilka budynków, które patrząc na rozmiary samego muru, musiały być ogromne. Ogólnie, wyspa wcale nie była zbyt duża i może właśnie z tego powodu, budowle znajdujące się na niej, zapierały dech w piersiach. Niewielki port, do którego cumowały statki, umieszczony był spory kawałek drogi, od bram wioski.
Mimo zmęczenie, żadne z nich nie miało zamiaru odpoczywać. Kiedy tylko dobili do brzegu, hardo ruszyli w stronę swojego celu.
W najlepszym stanie, zdawał się być teraz Ryu, który jakby bardziej docenił życie, gdy tylko znów mógł stąpać po twardej ziemi.
Tuż przy plaży, rosły również drzewa, tworząc niewielki lasek, który odcinał brzeg od muru. Skryli się więc w cieniu drzew, by uchronić się przed słońcem.
To co najbardziej zdziwiło wszystkich obecnych członków oddziału, to fakt, że odkąd przybyli na wyspę, nie spotkali ani jednego żywego ducha. Właściwie, to ostatnich ludzi widzieli, zanim jeszcze wypłynęli. Żaden bowiem statek, nie znajdował się nigdzie na horyzoncie. Nikogo nie było w porcie, ani na plaży. Na lądzie, słychać było jedynie szum fal, drzew i odgłosy bliżej niezidentyfikowanych ptaków.
Brak jakiegokolwiek znaku ludzkiej obecności, wydał im się więcej niż niepokojący. Im bliżej znajdowali się głównej bramy, tym ich stopy stawały się cięższe. Nawet Akamary popiskiwał co jakiś czas, nie odstępując swojego właściciela nawet na krok.
- Cóż za niesamowita konstrukcja – odezwała się nagle Hinata, lustrując swoim byakuganem wielki mur.
- Co masz na myśli? Co widzisz? – zapytał Kiba, nieco zwalniając i wyrównując z przyjaciółką. Również przyglądał się ogromnej ścianie, znajdującej się kilkadziesiąt metrów dalej.
- Mój byakugan nie jest w stanie się przez niego przedrzeć – oznajmiła spokojnie, przymykając na chwilę powieki, po czym kierując wzrok przed siebie.
- Niemożliwe – szepnął cicho kapitan, nadal podziwiając ową budowlę. Był w lekkim szoku. Nigdy by nie przypuszczał, że cokolwiek jest w stanie uchronić się przed byakuganem. Co więcej, on również nie potrafił określić, co znajduje się po wewnętrznej stronie. Żaden konkretny zapach do nich nie docierał, zupełnie jakby mur odgradzał wioskę przed wszelkimi bodźcami ze świata zewnętrznego.
- Przy tym czymś, mury Konohy zdają się być tylko lichym ogrodzeniem, co – zaśmiała się Otsu, poprawiając swój plecak na ramieniu.
- Ale ja coś słyszę – odezwał się niepewnie Ryu, a pozostali od razu przystanęli i zaskoczeniu, wbili w niego wzrok. Chłopak zawahał się przez moment, spuszczając głowę i marszcząc brwi. – To… jakby pełzanie. Sam nie wiem. Jakby coś ocierało się o te ściany, wiło się pod ziemią. Dosyć nie fajne odgłosy – dodał z grymasem na twarzy.
- Może szumi ci jeszcze w głowie po podróży – odparła kobieta o krótkich włosach i spojrzała na niego ironicznie. Ryu zerknął tylko na nią wkurzony, po czym skierował się w stronę Kiby. Ten z kolei wyglądał na zaintrygowanego. Cóż… być może po prostu zazdrościł, że jego podwładny potrafi usłyszeć więcej, niż ten jest w stanie wyniuchać, pomyślał z zadowoleniem Ryu.
- Coś się wije? – mruknął Inuzuka, przełykając głośno ślinę. Musiał przyznać, że takie odgłosy budzą w nim lekki niepokój. Dużo bardziej wolałby stukanie, warczenie, czy nawet bzyczenie. Ale pełzanie? Na samą myśl, przechodziły go ciarki. Starał się jednak, by nikt nie dostrzegł jego obaw. Poważnie spojrzał na Hinatę, która ponownie starała się coś wybadać swoim byakuganem, tym razem jednak, kierując wzrok bardziej ku ziemi.
Po chwili, pokręciła bezradnie głową, wzdychając ciężko.
- To na nic. Tak, czy inaczej, musimy iść i to sprawdzić – powiedział w końcu Kiba, ruszając w dalszą drogę. Pozostali bez żadnych protestów, podążyli za nim.
Wkrótce udało im się dotrzeć do głównej bramy. Ku kolejnemu ich zaskoczeniu, wielkie wrota stały przed nimi otworem. Przez dłuższy czas, trwali w wahaniu. Z tej odległości, widzieli najbliższe domy, sklepy, ulice Wioski Morza. Nigdzie jednak nadal nie było żadnego człowieka. Co więcej, mimo otwartego wejścia i rozpościerającej się przed nimi osady, nadal nie byli w stanie nic wyczuć.
- Może to nie kwestia muru. Może to niewidzialne bariera ochronna, otaczająca tę wioskę -  odezwała się Hinata.
- Najpewniej – rzekł ponuro Kiba. – Bądźcie czujni. Mam złe przeczucia – dodał, ruszając w kierunku bramy.

***
(tylko do tej sceny)
                Byli przyjaciółmi od zawsze, myślał Toraberu Haruki, spoglądając na śpiącą Emi. Nie chciał jej budzić. Ilekroć ogarniał wzrokiem całą jej postać, jego serce ściskał żal. Była blada i posiniaczona. Jej oczy były podkrążone, a policzki lekko zapadnięte. Nie tak ją zapamiętał. To nie tak wyglądała jego słodka towarzyszka zabaw.
Uśmiechnął się jednak lekko, uświadamiając coś sobie. Ilekroć przywoływał jej obraz w pamięci, widział zawsze nie dorosłą już Emi, lecz tą z przed lat. Uroczo uśmiechnięta, niekiedy zawstydzoną i zawsze dobrze ułożoną. Ile to razy, karciła Tsuki’ego za złe maniery? Dawniej zastanawiał się, dlaczego dla niego była taka pobłażliwa, skoro często on również wygłupiał się ze swoim przyjacielem. Dopiero później, dowiedział się o jej uczuciach. Nie wierzył w nie. A może po prostu nie chciał wierzyć? Może zwyczajnie nie był gotowy? Tanaka Emi była zawsze jego małą przyjaciółeczką. W naiwnych marzeniach, szczerze wierzył w to, że tak będzie wiecznie. Nawet teraz… niczego bardziej nie pragnął.
                Mruknęła coś cicho, marszcząc brwi i przekręcając nieco głowę w bok. Nie uszło to uwadze bruneta, który cały czas, bardzo ostrożnie, trzymał jej dłoń, delikatnie gładząc ją swoim kciukiem.
- Emi? – szepnął niepewnie. Cały czas się wahał. Może nie powinien był się odzywać? Może przeszkodził jej właśnie we śnie? Martwił się. Cały ten czas, kiedy jej nie widział i teraz wciąż… tak bardzo się martwił.
Ciężkie powieki, z trudem uniosły się ku górze, a fiołkowe tęczówki od razu skierowały się w stronę młodego mężczyzny. Jej dłoń, zacisnęła się na jego dłoni, a oczy od razu zaszkliły. Po jej prawej skroni, pociekła łza. Uśmiechnęła się słabo, drżąc na całym ciele. Miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie do końca wierzyła, czy to aby na pewno nie jest wciąż sen. Tyle razy przecież odwiedzał ja w snach. Tyle razy o nim myślała. Tak bardzo tęskniła, a teraz? Był właśnie tu i teraz. Czuła, jakby ktoś wreszcie ściągnął z niej ogromny ciężar. Jakby pojawienie się Haruki’ego oznaczało, że może wreszcie odrzucić tę maskę. Może znów być sobą.
- Jesteś – wyszeptała cicho, wraz z płynięciem kolejnej łzy. Brunet uśmiechnął się delikatnie, wstając z krzesła i kucając przy łóżku, aby być jeszcze bliżej. Podniósł drugą dłoń i ostrożnie otarł jej skroń.
- Tak – mruknął.
Zauważyła, że i w jego oczach pojawiły się łzy. Ucieszyło ją to. Owszem, płacz cisnął się jej do oczy, ale był to płacz szczęścia. Przez ten krótki moment, ogarniającej ją euforii, nie myślała o bólu. Pragnęła tylko, żeby był jeszcze bliżej, żeby już nigdy jej nie opuszczał.
Z trudem i drżeniem, podniosła drugą rękę, kierując ją w jego stronę.
- Czy… czy możesz mnie przytulić? – zapytała cicho.
Haruki nic nie odpowiedział, tylko ponownie uśmiechnął się z czułością, powoli wstając i nachylając się w stronę dziewczyny. Ostrożnie, uważając by nie zrobić jej żadnej krzywdy, zbliżył się do niej, aby mogła lekko go uściskać. Była taka delikatna, myślał. Taka krucha… zupełnie jak szkło.
- Tak bardzo tęskniłam.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało – odparł, siadając z powrotem na krzesło.
- Zostaniesz przy mnie przez jakiś czas? – zapytała, nadal ściskając jego dłoń. Haruki uniósł ją lekko, przykładając sobie do policzka.
- Tak – mruknął, przymykając powieki. – A potem zabiorę cię ze sobą.

***

                Zatrzymała się nagle, pogrążając we własnych myślach. Całą powrotną drogę do domu, dręczyły ją najczarniejsze myśli. Zatopiła się w nich tak bardzo, że nie wiedziała nawet, o czym trajkotał Yuji cały czas, gdy szli.
Znajdowali się teraz obok furtki, przy jej domu. Towarzyszyła im również mała Tia, która rozpierana przez energię, biegała w tę i z powrotem, stukając paluszkami o szczebelki niskiego płotku.
Yuji natomiast był już odrobinę zirytowany. Nie dość, że olewa go, odkąd opuścili dom Isamu, to jeszcze przystaje bez słowa wyjaśnienia i zmusza go do czekania.
- Twoja córka musi chyba do łazienki – zauważył w końcu, szczypiąc kobietę lekko w ramię.
Itami zmarszczyła brwi, posyłając mu urażone spojrzenie. Po chwili jednak się opamiętała i spojrzała na dziewczynkę. Rzeczywiście, Tia dreptała nerwowo, jakby wykonywała jakiś dziwny taniec. Młoda mama, nic nie powiedziała, tylko weszła do ogrodu, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyła je i wpuściła dziewczynkę przodem.
- Poradzisz sobie? – zapytała głucho, ale mała Tia już pognała w głąb domu. Itami przymknęła drzwi, ponownie zagłębiając się w myślach. Cały ten czas, trawiła wszystko to, co dowiedziała się na spotkaniu. Nie było już żadnych wątpliwości, czego mogli chcieć obcy przybysze. Mimo to, nie chciało jej się wierzyć, że Lily, z którą zdążyła nawiązać całkiem niezły kontakt, byłaby zdolna do takich rzeczy. Sprawiała wrażenie osoby o wielkim sercu, nie będącej w stanie skrzywdzić nawet muchy. Cóż… pozory często mylą, a jeśli chodziło o dobro dzieci, lepiej było dmuchać na zimne. Ponad to, nadal nie było pewne, czy podejrzani, poznali już tożsamość Itami. Yuji nie raz obserwował Lily, kiedy ta spotykała się z Itami i ani razu nie wykrył złych intencji. Może ta dziewczyna była po prostu zbyt naiwna i niewinna by domyśleć się prawdy?
- Wykończysz mnie. – Doszło nagle do jej uszu, burknięcie czarnowłosego.
- Słucham? – Spojrzała na niego, jak wyrwana ze snu. Mężczyzna westchnął ciężko, opuszczając bezradnie ręce.
- Nie tylko ty się denerwujesz tą całą sprawą, więc z łaski swojej, mogłabyś też zwrócić uwagę na innych – jęknął, wywracając oczami. Brunetka zrobiła naburmuszoną minę, krzyżując ręce na piersiach.
- Akurat ciebie obchodzi to najbardziej – zakpiła.
- Nie wkurzaj mnie. Sprawy związane z tobą, obchodzą mnie bardziej niż moje własne.
- To brzmi, jak prześladowanie – ponownie prychnęła, pośpiesznie zerkając w kierunku drzwi.
- Myśl sobie co tam chcesz, ale wiedz, że jeżeli będzie trzeba, osobiście dopadnę tych psychicznych heretyków – zapewnił, również splatając ręce na piersi i odwracając się w drugą stronę. – Widzę, że potrzebujesz więcej czasu, aby to wszystko przemyśleć, więc zostawię cię na razie samą. Nie myśl jednak, że pozbędziesz się mnie po tym wszystkim na dłużej. Dopóki nie wróci Kiba, to ja będę odpowiedzialny za twoje bezpieczeństwo.
- Nie kpij sobie ze mnie. O nic cię nie prosiłam – warknęła, lekko poirytowana.
- Ja również – odpyskował Yuji, spoglądając na nią kątem oka i powoli kierując się w przeciwną stronę. – Nie mam zamiaru prosić o twoje pozwolenie – dodał.
- Nigdy nie prosiłeś – mruknęła pod nosem, na tyle jednak głośno, by Usami mógł to jeszcze usłyszeć. Zatrzymał się na chwilę, ale puścił tę uwagę mimo uszu, po czym ruszył dalej.
Kobieta odprowadziła go wzrokiem, czekając aż zniknie jej z oczu.

***

                Ledwo zdążyli przekroczyć próg bramy, a ogarnęła ich dziwne bezradności. Coś było nie tak, wiedzieli o tym. Dlaczego więc, nie potrafili nic na to poradzić? Dlaczego tak ufnie wkroczyli do tej wioski? Dlaczego nie byli w stanie wycofać się w porę?
Inuzuka Kiba, zacisnął pięści, pośpiesznie obrzucając wzrokiem cały pobliski obszar. To był błąd, pomyślał, czując pogłębiający się niepokój. Nie powinni byli tu przychodzić. Zazgrzytał nerwowo zębami, sięgając po broń.
Wszystko działo się tak szybko.
Pozostali członkowie oddziału, również stali już w gotowości. Jak się jednak okazało, na coś takiego nie byli przygotowani. Coś… nie wiedzieli co, ale coś tu było. To coś chciało ich zabić i nie kryło się z tym. Zupełnie, jakby wpuściło do ich głów tę wiedzę, tę świadomość, że ich chwile są policzone. Od tego momentu…
- Pomocy – wydobył z siebie stłumiony pomruk Ryu, z trudem utrzymując się na drżących nogach.
Sekundę później, coś ich zaatakowało.
Ich wzrok nie był w stanie nic dostrzec. Nie wiedząc nawet z czym mają do czynienia, odskoczyli na bok. Nie byli jednak dostatecznie szybcy. Otsu pisnęła głośno, po czym osunęła się martwa na ziemię.
- Co do… - jęknął zszokowany Kiba, widząc zakrwawione ciało towarzyszki. – Kiedy…?
I wtedy je dostrzegł. Gdzie nie gdzie z ziemi wyrastały kolce przeróżnych rozmiarów. Zatrzymały się na powierzchni, jakby właśnie chciały im się zaprezentować w całej swojej krasie.
Inuzuka zdążył tylko odwrócić się w stronę Hinaty, kiedy tuż spod niego wyrósł kolejny, wielki kolec.

***

                Nadal nie do końca powróciła do rzeczywistości. Odprowadzając Yuji’ego wzrokiem, ledwo usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, dobiegającego z wnętrza jej domu. Nie zwróciła na to większej uwagi, do czasu, aż rozległ się płacz dziecka, a wkoło zerwał się straszliwy wiatr. Jeszcze nigdy nie słyszała, by jej córka płakała tak bardzo.
Jak burza wpadła do domu, ogarnięta nagłą paniką. Silny podmuch niemal wepchnął ją do środka, otwierając przy okazji szeroko drzwi. Na tym się jednak nie skończyło. Lekko uchylone okna, trzaskały w przeciągu, a co lżejsze rzeczy, pospadały z półek, panosząc się teraz po podłodze.
Itami z trudem gnała do przodu, kierując się krzykiem swojej córki. Znalazła ją w kącie salonu, a to co tam zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. 
Płaczącą i przestraszoną dziewczynkę bowiem, otaczały płomienie. Nie były to jednak zwykłe płomienie. Uformowały się w idealne koło wokół dziecka, nie zbliżając się do niej ani o centymetr. Jednakże, o ile ogień zdawał się nie atakować małej Tii, o tyle w stronę Itami, rzucił się jak dziki.
Kobieta odskoczyła na bok, jednak zachwiała się i upadła na ziemię.
- Tia! – wykrzyknęła w panice.
Salon zaczynał już stawać w ogniu. W całym pomieszczeniu zrobiło się niesamowicie gorąco.
- Tia! – ponownie krzyknęła Itami, starając się spojrzeć na płaczącą córkę. Dziewczynka wyglądała na przerażoną. Z lękiem i łzami w oczach, zerkała na otaczający ją ogień. Ledwo zdążyła spojrzeć na swoją matkę, a ponownie wybuchła gromkim płaczem, chowając główkę między kolana. 
- Szlag – syknęła cicho brunetka, pośpiesznie starając się zebrać myśli. W końcu wykonała kilka pieczęci i chcąc posłużyć się stylem suiton, wycelowała w ogień. Woda, która wydobyła się z jej ust, nie zdołała jednak dotrzeć do celu. Tuż przed gorącą ścianą, zmieniła kierunek i z całą swoją siłą, uderzyła prosto w Itami. 

****************************************

Przepraszam za ten rozdział. Możecie mnie zjechać równo, bo czuję, że popełniłam w nim mnóstwo błędów. (poważnie mówię o ostrej krytyce, aby w następnym mogła się zrehabilitować ;))

Jak pewnie zauważyłyście, wygląd bloga uległ radykalnej zmianie. Komu należą się za to gromkie brawa? Oczywiście! Utalentowanej Chusteczce aha! Z tego miejsca, chciałabym Ci jeszcze raz, gorąco podziękować, kochana Ty moja ;*
(wciąż nie mogę się na niego napatrzeć)

Co u mnie? Dlaczego takie opóźnienia?
Jak to możn aby najlepiej określić... Jest chujowo, ale stabilnie. Tak, to zdanie chyba najlepiej określa moją obecną sytuację. Powoli więc wracam na prostą, nie oczekując już nic ponad to. Połowa moich planów poszła w pizdu, ale dzięki temu czuję się tak jakby... zdrowsza? Chorowita ze mnie osóbka, więc pozbycie się części stresów dobrze mi zrobi ^^"
Co jeszcze?
Dla tych, co jeszcze nie widzieli, chciałabym gorąco polecić mangę i anime o tytule:
" Shingeki no Kyojin", albo "Attack no Titan" jak wolicie ;)
Osobiście nie mogę się przestać tym zachwycać. Dynamika, muzyka, grafika, postacie, fabuła... Przelewa się dużo krwi, więc młodszym widzom odradzam xD Jedynym minusem jest to, że rozdziały wychodzą zbyt rzadko.
Hmm... przy okazji, myślę nad założeniem kolejnego bloga (takie moje luźne plany). Tym razem jednak nie z opowiadaniem. Poniekąd, wracam do korzeni swojego blogowania ;)

Cóż... oby kolejny rozdział, zamykający tzw. Księgę Pierwszą, wyszedł mi nieco lepiej.
Postaram się też, jak najszybciej nadrobić zaległości na innych blogach ;)
Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. I za co Ty przepraszasz? Za TEN rozdział? No przecież to jak przepraszać za prezent urodzinowy...

    Chyba nie było sceny w tym rozdziale, która by mi się nie podobała. Wgl tak stęskniłam się za Twoim stylem, że chłonęłam każde zdanie, jak dziecko cukierki xd I za postaciami! Ach, normalnie nawet za Yujim, a to już coś! A o Emi już nie wspomnę...

    Już pierwsze zdania podbiły moje serce, bo z ulgą odkryłam, że moja ukochana Emi żyje i ma się względnie dobrze ^^ I czego dalej sie dowiedziałam, nawet wyruszy z Harukim do Konohy! Czy ten rozdział mógłby mieć w sobie jeszcze wspanialsze wieści? Jak dla mnie nie, bo skazanie na siebie tej parki jest dla mnie największym cudem <3

    Ale przyznam, że w jednym mnie niesamowicie zaskoczyłaś - Toby nie żyje o_o I to niestety mnie zabolało, bo chociaż był "tym złym", to był psychopatą, a ja do psychopatów mam taaką słaaboooś, z resztą sama wiesz, bo nieraz to tu pisałam. Poza tym sądziłam, że skoro Emi się jakoś wykaraskała z objęć śmierci, to tej szalony typek tym bardziej, a tu nie. A może jednak? Może coś się stanie i nagle psychol odżyje? Może Heidi coś zrobi tam, gdzie go zabiera? Nie powiem, że bym się z tego ucieszyła, bo te psychoderyczne sceny mi się podobały, mimo że krzywdziły moją ulubioną postać.

    Dalej! Ok, przyznaję, ta wyspa jest przerażająca. Już na samo "pełzanie" ciarki mnie przebiegły, bo robaczki nigdy nie były moimi ulubionymi zwierzątkami, a takie pełzanie kojarzy mi się z horrorami, chociaż nie wiem czemu. I jak każda wzmianka o Ryu mnie bawiła, tak gdy krzyknął "pomocy", już wiedziałam, że śmiać się nie będę. Co to za kolce? Co z Kibą, nadział się na nie? Czy to dlatego Tia wpadła w jakiś szał i... no właśnie, kurde, Tia szaleje ogniem i... wodą też? Ma jakąś władzę nad żywiołami? Ej no, Odea... Co Ty znowu tyle tych tajemnic narobiłaś? Czytając tego bloga czuję się normalnie, jakbym czytała bestseller fantasy lub dreszczowca, albo najlepiej mieszankę. Nie mam pojęcia co planujesz, ale wiem, że już się nie mogę tego doczekać!

    No, a tak czepiając się strony technicznej... PRZECINKI!
    "Dopiero teraz, zaczynała ogarniać wzrokiem, większą część pomieszczenia." "Prawdopodobnie, ustawiony tam w celu, poprawienia nastroju tego ponurego miejsca." "Tak jakby, została zupełnie okradziona z wszelkich emocji." "Przez dłuższą chwilę, oboje milczeli." -> bez żadnych przecinków!
    "Nie minęła nawet sekunda, a do jej ust, ostrożnie zostało przyłożone jakieś wilgotne naczynie" -> bez przecinka przed "ostrożnie"
    Rezultaty jednak zdawały się był zupełnie odwrotne do zamierzonych. -> być
    A to tylko pierwsza scena, bo potem już mi się nie chciało xd

    Pozdrawiam i WENY! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... z tymi przecinkami, to ja się chyba nigdy nie nauczę. Dziwne, że dopiero, gdy ktoś mi je wypisuje zauważam, jak zbędne były one w niektórych zdaniach.

      Co do psycholi... Na otarcie łez, zdradzę Ci, ze prawdopodobnie ktoś taki jeszcze pojawi się w tej historii.
      Cieszę się, że zasiałam w Twych domysłach trochę niepewności. Końcówka miała wzbudzić więcej pytań niż odpowiedzi i mam nadzieję, że poniekąd mi się to udało.

      Dziękuję Ci za tak szybką i budującą opinię ;)

      Usuń
  2. A mi się ten rozdział bardzo podobał! Wcale nie uważam, żeby wyszedł ci źle, wręcz przeciwnie.
    Czuję się trochę zawiedziona, że nie wiem jak to się tam dokładnie z Emi potoczyło, ale moment, kiedy przepraszała męża za stratę dziecka mnie naprawdę wzruszył. I cieszę się, że wyruszy z Harukim do Konohy, bo naprawdę zdążyłam ją polubić i jestem ciekawa jak jej tam będzie. Chociaż dalej nie wiem co na to Namida.
    Przyznaję, że Toby'ego mi szkoda. Bardzo go polubiłam, chyba najbardziej z tej bandy: Lily jest fajna, ale jednak nie ta "zła", nie ma aż takiej charyzmy za to Heidi załapała u mnie mega minusa za komentarze odnośnie Noah. O właśnie, Noah! Chyba jednak jego lubię jeszcze bardziej. Co nie zmienia faktu, że jestem zaskoczona i trochę smutna, bo ten chłopak naprawdę wzbudzał emocje.
    Yuji... Uwielbiam go! Naprawdę! "„- Dlaczego twoja twarz jest taka denerwująca?(...)
    - Ponieważ to podnieca kobiety – odparł spokojnie. "
    No jak można go nie kochać? Znajdziesz mu kogoś? Wiem, że u Itami nie ma szans, ale mi szkoda chłopaka, no.
    Co do całej tej sprawy z dziećmi jinhuruki(musisz mi wybaczyć, bo nigdy nie mogę zapamiętać jak to się piszę) to wiesz, że ja jestem strasznie ciekawa jak to tam się rozwinie. Ostatnia(cudowna!) scena chyba jednak dowodzi, że to nie tylko plotki... Oby małej się nic nie stało!
    Co do misji to oczywiście wiedziałam, że nie może być tak łatwo, szybko i przyjemnie. Na hasło "pełza" to aż się wzdrygnęłam. Tak jak nie mam problemów z pająkami, flakami, tak pełzające stwory mnie doprowadzają do histerii.

    Żeby nie było tak sielankowo, to nie podobała mi się muzyka, której użyłaś do sceny spotkania Harukiego i Itami. Kojarzyła mi się tylko z takim małym bobasem patrzącym na karuzelę i moim zdaniem była zupełnie zbędna, bo sama scena była tak świetnie opisana, że muzyka tylko niszczyła klimat. Po trzech pierwszych zdaniach ją wyłączyłam i dopiero wtedy się mogłam zachwycać i sięgać po chusteczki(bo musisz wiedzieć, że płaczka ze mnie straszna, więc jak szykujesz jakiś mocno emocjonalny rozdział, to powinnaś to zaznaczać na początku, żebym była odpowiednio przygotowana).
    Poza tym wkradła ci się literówka "Akamary" i chyba dziecko autokorekty "Itami z trudem gdakał do przodu, kierując się krzykiem swojej córki.".

    Liczę, że nowy rozdział będzie niedługo, bo za dużo niedopowiedzeń mi zostawiłaś, żebym się wykazywała anielską cierpliwością.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Toby'ego, to nie dziwię się, że można było polubić go bardziej od reszty "tych złych". Tacy narwani psychopaci zazwyczaj wzbudzają więcej sympatii niż powinni ;) Ja również go lubiłam, ale cóż...

      Co do wątku Yuji'ego... Myślę, że Druga Księga powinna przypaść Ci do gustu. Mogę zdradzić, że Yuji według planów ma być tam praktycznie główną postacią (oczywiście nie ręczę, że moje palny nie ulegną zmianie. Ogólny opis fabuły mam, ale każdy rozdział jest niespodzianką także i dla mnie samej xD).

      Co do muzyki, to mam nadzieję, że taka wpadka się więcej nie powtórzy. Dodawałam ją na szybko i faktycznie mogła nieszczególnie pasować, acz podkład muzyczny zawsze uważałam za moją mocną stronę, dlatego obiecuję przykładać do kolejnych wyborów większą wagę ;)

      Dziękuję bardzo za komentarz. Postaram się szybko napisać kolejny rozdział.
      Pozdrawiam!

      Usuń