"W tym pięknym, mimo że tak okrutnym świecie,
nieustannie zadajemy sobie pytanie,
dlaczego to właśnie my przetrwaliśmy.
Zastanawiamy się, co będziemy chronić,
rzucając do walki nasze mocne i słabe strony,
gdy uczucia wezmą górę nad rozumem."
nieustannie zadajemy sobie pytanie,
dlaczego to właśnie my przetrwaliśmy.
Zastanawiamy się, co będziemy chronić,
rzucając do walki nasze mocne i słabe strony,
gdy uczucia wezmą górę nad rozumem."
-Yoko Hikasa - Utsukushiki Zankoku na Sekai
~*~
Wszystko zdawało się być tak daleko. Nieprzyjemnie,
duszący zapach, który unosił się dookoła. Drażniące światło, które nie wiadomo,
czy było prawdziwe. Ciche pikanie, które z kolei robiło się coraz głośniejsze i
tym samym, bardziej uciążliwe. Nawet otaczające ją powietrze, zdawało się być
wyjątkowo ciężkie, a wręcz szorstkie dla ciała.
Gdy delikatnie
uniosła powieki, poraził ją przeraźliwie jasny blask. A więc światło istniało,
pomyślała.
Minęło kilka chwil, zanim znów mogła otworzyć oczy. Tym razem, zrobiła
to jeszcze wolniej i ostrożniej. Przez dłuższy czas, wszystko było zupełnie
rozmyte. Czuła nieznośne pieczenie, jakby ktoś polach jej gałki wodą.
Bardzo powoli, ale obraz zaczynał się wyostrzać. Światło, które tak ją
przeraziło na samym początku, okazało się być teraz słabe i przytłumione.
Dochodziło gdzieś z boku.
Dziwny dźwięk, nadal przyprawiał ją o lekkie dreszcze, ale przynajmniej
stał się w miarę jednostajny i do zniesienia. Gdy lepiej się wsłuchała, była w
stanie zarejestrować w swoim umyśle również inne odgłosy. Niepokojące syczenie,
prawdopodobnie jakiejś maszyny. Stukanie, kapanie, warczenie… wszystko
potrafiła przypisać do urządzeń, których nie była w stanie nazwać.
Do jej uszu, docierało również coś zupełnie innego. Jakby… oddech?
Tak, to musiało być to. Ktoś był z nią w tym… w tym dziwnym miejscu.
Dopiero teraz, zaczynała ogarniać wzrokiem, większą część
pomieszczenia. Nie poruszała głową, a jedynie skanowała spojrzeniem tę część,
na którą pozwalał jej zasięg.
Szary, zwyczajny sufit, który w normalnym świetlne, prawdopodobnie
byłby biały. Podłużna, zgaszona lampa. Ściany również były w szarawym odcieniu.
Wyłożone niewielkimi kafelkami, wydały jej się bardzo bezwyrazowe. Zdołała
jeszcze wyłapać, mały drewniany stoliczek, na którym stała doniczka z jakimś
kwiatem. Prawdopodobnie, ustawiony tam w celu, poprawienia nastroju tego
ponurego miejsca. Rezultaty jednak zdawały się był zupełnie odwrotne do
zamierzonych.
Leżała przez
dłuższą chwilę, wpatrując się w zgaszoną lampę na suficie. Nie miała pojęcia,
ile czasu minęło. Nadal czuła, jakby jedną nogą była zupełnie w innym świecie.
Nie potrafiła skoncentrować myśli. Zresztą… nawet nie chciała próbować.
Poniekąd, czuła się martwa.
W końcu jednak, przekręciła nieco głowę w bok, w kierunku, z którego
dochodziło tajemnicze wzdychanie.
Jej oczom ukazał się rosły mężczyzna, z pochyloną głową. Siedział tuż
przy jej łóżku, na drewnianym krzesełku. Twarz miał schowaną w dłoniach, a ręce
opierał na brzegu leżenia. Wyglądał, jakby trwał w tej pozycji już od dłuższego
czasu.
Wpatrywała się w niego z obojętnym wyrazem twarzy. Nie była ani
zaskoczona, ani ucieszona. Tak jakby, została zupełnie okradziona z wszelkich
emocji.
- Tensomaru… - wychrypiała cicho, po czym zacisnęła pośpiesznie usta,
czując palący ból w gardle.
Mężczyzna od razu się ocknął. Spojrzał na nią uważnie, a jego twarz
wydawała się być jej przeciwieństwem. Widziała w niej tyle uczuć. Zaskoczenie,
strach, współczucie, troskę, radość, ulgę, zmęczenie. Te wszystkie emocje były
szczere i prawdziwe, wiedziała to. Zawsze taki był.
- Emi… - wyszeptał głosem jeszcze bardziej wymownym niż samo
spojrzenie. Tak jakby tym jednym słowem chciał wypowiedzieć wszystko co czuł w
tej chwili.
Uważnie, powiódł po niej wzrokiem, pośpiesznie zerkając również na
różnego rodzaju maszyny, znajdujące się z boku. Zatrzymał wzrok na dłużej, gdy
ich spojrzenia się spotkały. Zmarszczył brwi w taki sposób, jakby chciał
przeprosić ją i wziąć na siebie winę całego zła tego świata.
Kobieta z
wyraźnym trudem poruszyła ustami, ale dopiero po kolejnej próbie, wydobył się z
nich głos.
- Wody – zacharczała, przymykając nieco powieki, gdy ponownie poczuła
ten piekący ból. Nie minęła nawet sekunda, a do jej ust, ostrożnie zostało
przyłożone jakieś wilgotne naczynie. Kojąca ciecz, wlewała się do jej gardła,
przyjemnie gasząc płomienie w jej wnętrzu. Piło jej się niezwykle łatwo i
dopiero lekki ból w karku, uświadomił jej, że ktoś podtrzymuje ją od tyłu, by
nie znajdowała się w pozycji zupełnie leżącej.
Gdy ogień ustąpił, na powrót ułożyła głowę na poduszce, przez moment
delektując się błogim chłodem w ustach.
Odetchnęła głęboko, po czym skrzywiła się, czując kolejne, denerwujące
źródło bólu. Było jednak do wytrzymania, więc gdy znów otworzyła oczy, zdołała
przytomniej spojrzeć na męża.
- Tak bardzo mi…
- Nie mów…
- Gdybym wtedy był…
- Proszę! – przerwała mu ostrzej, przypłacając to kolejną falą bólu,
tym razem trudniejszą do zlokalizowania.
Mężczyzna zamilkła, garbiąc się jeszcze bardziej i wpatrując w nią
wzrokiem zbitego psa. Mimo swoich okazałych gabarytów, wydawał się teraz taki
mały i bezbronny. Poniekąd nawet rozbawiła ją myśl, że miałaby ochotę zacząć go
pocieszać i chronić.
Miała jednak świadomość, że to nie on potrzebuje pomocy. Ostatnie
wydarzenia, kryły się gdzieś tam, w jej wnętrzu. Umysł jednak, najwyraźniej nie
był jeszcze gotowy, by w pełni ogarnąć je swoją świadomością. Czuła się tak,
jakby to wszystko wydarzyło się zupełnie komuś innemu, jakby nie miała z tym
nic wspólnego.
- Ile czasu… Jak długo…? – Nie rozumiała dlaczego, ale dokończenie
prostego zdania sprawiało jej trudność. Słowa, które miała zamiar wypowiedzieć,
znikały nagle, nim zdołały wydobyć się na powierzchnię. Było to niezwykle
frustrujące.
- Prawie pięć dni – odpowiedział jej mąż, przybliżając się bardziej.
Co jakiś czas, zerkał w stronę urządzeń, po czym pośpiesznie obrzucał wzrokiem
całą jej osobę. – Nie byliśmy pewni, czy w ogóle się obudzisz. Gdy cię
znaleźli, byłaś… - przerwał, załamanym głosem. Zacisnął mocno usta, głośno
nabierając powietrza przez nos. Spojrzał na nią ze łzami w oczach, chwytając
przy tym jej zabandażowaną dłoń i chowając ją w swoich. – Gdyby medycy zjawili
się kilka chwil później…
- Tensomaru… - mruknęła słabo, ale mężczyzna posłał jej pewniejsze
spojrzenie.
- Nie. Pozwól mi powiedzieć – rzekł hardo, po czym pochylił głowę,
przykładając sobie jej dłoń do czoła. – Ja… ja nigdy bym sobie nie darował,
gdybyś… zresztą… Tak, czy inaczej, nigdy sobie tego nie podaruję. Jak mogło
mnie nie być przy tobie? Jak mogło dojść do takiej tragedii? Jak mogłaś nie mieć
odpowiedniej ochrony? Przecież… przecież obiecałem. Obiecałem, że będę cię
chronił. Złamałem dane słowo i nawet nie śmiem prosić cię o wybaczenie. Nie
chcę go. Nie zasługuję… To wszystko nie miało prawa się wydarzyć, Emi –
powiedział drżącym głosem, nie próbując nawet podnieść głowy.
Kobieta,
wpatrywała się w niego przez dłużąc chwilę. Czuła przyjemne ciepło, na swojej
zdrętwiałej dłoni, którą teraz ściskał jej mąż.
Nagle jednak, przypomniała sobie o czymś. Do oczu napłynęły jej łzy, a
usta zadrżały.
- Przepraszam… - mruknęła cicho, czując, że zaraz się rozklei. Uniosła
niepewnie drugą dłoń, przykładając ją sobie do twarzy i ukradkiem, pocierając
oczy.
Tensomaru spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie ochroniłam naszego dziecka – załkała, starając się odwrócić
głową, jak najbardziej w przeciwnym kierunku niż jej rozmówca.
Mężczyzna zmarszczył brwi, ściskając mocniej jej dłoń. Miał wrażenie,
że zaraz pęknie mu serce.
- Tylko nie to, Emi – powiedział. – Nawet nie waż się za nic
przepraszać. Nie pozwalam – dodał.
Przez dłuższą chwilę, oboje milczeli. W pomieszczeniu znów słychać
było dźwięki, wydawane przez maszyny i ciche łkanie kobiety.
***
Szła jedną z
uliczek Konohy, z frustracją zerkając na mijających ją przechodniów. Dawno nie
czuła się równie dziwacznie, co teraz. Niemal każdy mieszkaniec wioski,
obrzucał ją podejrzliwym spojrzeniem. Jedni tylko patrzyli, pośpiesznie
odwracając wzrok, gdy ich przyłapała. Inni zaczynali szeptać, jak tylko odeszli
trochę dalej. Jeszcze inni, starali się omijać ją jak największym łukiem.
Taka reakcja ludzi nie była dla niej obca. Od dziecka traktowano ją,
jak odmieńca. Nie spodziewała się jednak takiego zachowania tutaj, wśród
mieszkańców Konohy. Czy potęga plotek była aż tak wielka?
Zastanawiała się, jak wygląda sytuacja u Naruto. Czy jego również
ludzie omijają? On z pewnością miałaby z tym dużo większy problem. W końcu jest
Hokage. Dla niej jednak nie było to wcale takie złe. Co ją obchodzą jacyś obcy
ludzie z wioski? Niech się krzywo patrzą, skoro mają ochotę. Mogą sobie nawet
iść drugą stroną drogi, jeżeli nie chcą być zbyt blisko niej. Więcej wolnej
przestrzeni, nikomu nie zaszkodzi.
Po pewnym czasie,
w końcu dotarła niemal do celu swojej wędrówki.
Dzielnica klanu Yasai.
Zatrzymała się przed wielką, bogato zdobioną bramą, która o tej porze
dnia była otwarta. Uwielbiała jej widok. Uwielbiała wszystko, co wiązało się z
jej klanem. Jakby nie było, wszystko to było częścią jej rodziny.
- Witaj, kochanie. – Usłyszała nagle ponętny głos, tuż obok swojego
ucha. Zadrżała przestraszona, czując jak zalewa ją fala gorąca. Od razu
odskoczyła w bok, odwracając się w kierunku przybysza.
- Yuji! Kretynie! Chcesz, żebym dostała zawału?! – krzyknęła
zdenerwowana, widząc szeroko uśmiechającego się mężczyznę.
Usami wyprostował się dumnie, jedną ręką pocierając swój kark, a drugą
opierając na biodrze.
- Tak wcześnie, a ty już taka rozdrażniona? Nie dziwię się, że tak
pędzisz do braciszka. Zapisze ci jakieś ziółka uspokajające? – Podszedł bliżej
dziewczyny, po czym demonstracyjnie schylił się do przodu, by ukazać jej, o ile
jest od niego niższa i przy okazji, by ich twarze znalazły się na tym samym
poziomie. – Ja również uważam, że nie powinnaś się tak denerwować… Maleńka –
dodał, uśmiechając się wyzywająco.
Nie było dla niego zaskoczeniem, gdy Itami, nerwowo chwyciła kołnierz
jego koszuli, szarpiąc go do przodu i warcząc cicho. Co jak co, ale słowo
„mała” działało na nią, jak płachta na byka.
- Dlaczego twoja twarz jest taka denerwująca? – syknęła kobieta,
odważnie patrząc mu prosto w oczy.
- Ponieważ to podnieca kobiety – odparł spokojnie.
Przez chwilę, Itami zgrzytała zębami, coraz mocnie zaciskając pięść na
materiale jego koszuli. W końcu jednak, prychnęła głośno, odpychając go od
siebie. Odwróciła się nieco, krzyżując ręce na piersi.
- Po co tu przylazłeś? – zapytała.
- Twój braciszek zaprosił mnie na ploteczki – odparł, prostując się i
z niesmakiem, starając się rozprostować pogniecione ubranie. Spojrzał na
brunetkę, udając zdziwionego. – Nie wiedziałaś? Isamu i ja to teraz najlepsi przyjaciele
na świecie. Powiedział mi nawet w sekrecie, że to mnie wolałby mieć na swojego
szwagra – dodał.
- Jesteś beznadziejny – stwierdziła, spoglądając na niego z
politowaniem. Uśmiechnął się lekko, mrugając do niej jednym okiem, po czym z
nonszalancją wskazał jej ręką drogę, aby szła przodem.
Nic nie odpowiedziała, tylko szybkim krokiem, ruszyła w kierunku, w
którym mieszkał jej brat.
Gdy dotarli na
miejsce, już z oddali, zaskoczył ich widok kilku osób, znajdujących się w
ogrodzie Isamu. Troje mężczyzn i trzy kobiety, ubrani w niemal identyczne
stroje, różniące się zaledwie kilkoma niuansami. Ani Yuji, ani Itami, nie mieli
pojęcia skąd mogą pochodzić, chociaż ich stroje wskazywały na to, że byli oni
shinobi. Nie mieli na sobie żadnego symbolu, który ukazywałby, z jakiej wioski
przybyli.
Jak tylko przeszli przez ogrodową furtkę, cała piątka, przyjrzała im
się uważnie. Zmierzyli ich od góry do dołu, po czym odwrócili wzrok, wyraźnie
znudzeni.
Młoda Yasai i jej towarzysz, przeszli ścieżką, prowadzącą do frontowych
drzwi, w milczeniu, przyglądając się każdemu z nieznajomych.
Do domu wtargnęli bez pukania i już od progu, usłyszeli głosy różnych
osób, których się tu nie spodziewali.
Itami wkroczyła do salonu, skąd dochodził hałas, czując cały czas,
kroczącego z nią Yuji’ego.
Jej oczom ukazało się całe zgromadzenie.
Isamu siedział w swoim fotelu, pod oknem. Obok, na zielonej sofie,
siedzieli Naruto i Sakura. Tuż za nimi stał z założonymi rękoma, Shikamaru, a
obok niego jeden z członków Anbu. W fotelu, naprzeciwko gospodarza domu,
siedziała obca kobieta, o krótkich, bordowych włosach, a po obu jej stronach
stała dwójka mężczyzn, ubrana identycznie, jak piątka nieznajomych z zewnątrz.
Wreszcie, naprzeciwko sofy, stała Kin, która najwyraźniej właśnie
wyszła z kuchni, bo w dłoniach trzymała sporą tacę, na której z kolei
znajdowało się kilka filiżanek z parującym wywarem.
- Wreszcie jesteś, Itami – odezwał się jej brat, gdy tylko wkroczyła
do pomieszczenia. Większość spojrzeń, od razu zwróciła się w jej stronę. Naruto
uśmiechnął się szeroko, wstając pośpiesznie i od razu proponując jej swoje
miejsce. Shikamaru zerknął tylko przelotnie w jej stronę, układając sobie dłoń
na karku i rozmasowując go z grymasem na twarzy.
Właściwie, jedyną osobą, która nie zareagowała na jej przybycie, była
tylko obca kobieta, siedząca w drugim fotelu.
- Siadaj. Właśnie rozmawiamy o ostatnich wydarzeniach – odezwał się
Hokage, stając obok sofy.
Młoda brunetka spojrzała na niego zaskoczona, ale skorzystała z
wolnego miejsca i gdy tylko usadowiła się wygodnie, jej wzrok powędrował w
kierunku brata.
- Macie na myśli te paranoje wśród mieszkańców wioski? – zapytała,
przenosząc znów wzrok na Uzumaki’ego.
Ten westchnął ciężko, przybierając nieco ponury wyraz twarzy. Zagryzł
wargi, obrzucając wszystkich, krótkim spojrzeniem.
- Czyli ciebie również to dręczy – stwierdził. – Rzeczywiście, nigdy
bym się nie spodziewał, że mieszkańcom naszej wioski, tak łatwo można namieszać
w głowie.
- To niedorzeczne, żeby wierzyć w takie brednie. Myślałam, że mamy ten
etap już dawno za sobą, a teraz oni nakręcają się nie tyle na was, co na wasze
dzieci – wtrąciła Sakura, kładąc dłoń na ramieniu Itami. Brunetka zerknęła
obojętnie w jej stronę, splatając dłonie na kolanach.
- Będziemy mieli problem, gdy ludzie przestaną mi ufać. Widzą
zagrożenie w moim dwuletnim synu, które jest zupełnie bezpodstawne – dodał
Naruto, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś pewien? – odezwał się w końcu Yuji. Zdziwiony wzrok większości
osób, powędrował w jego stronę. Usami jednak uparcie wpatrywał się w młodą
Yasai, która z kolei miała teraz opuszczoną głowę.
- Co masz na myśli? – zapytał Shikamaru, podejrzliwie marszcząc brwi.
Yuji jeszcze przez chwilę obserwował swoją przyjaciółkę. Wydawało się,
jakby czekał na jakieś wsparcie z jej strony. Gdy jednak nie doczekał się
żadnej reakcji, ponownie spojrzał na Hokage.
- Jesteś pewien, że wasze dzieci są zupełnie niegroźne? – zapytał
poważnym tonem.
Zarówno Naruto, jak i Sakura zdawali się być odrobinę zgorszeni tym
pytaniem. Shikamaru obserwował uważnie czarnowłosego, natomiast Isamu,
spokojnie popijał gorącą herbatkę.
- Nie zrozumcie mnie źle – ponownie zaczął Usami, czując wzrastające
napięcie w pomieszczeniu. – Po prostu uważam, że w każdej plotce może kryć się
ziarno prawdy. Wiem, że chcecie dla dzieciaków jak najlepiej, ale pomyślmy
trochę bardziej obiektywnie - dodał.
- Coś w tym jest – odezwał się Nara, a Uzumaki spojrzał na niego, jak
na zdrajcę. – Tak naprawdę, ile wiemy o potomkach jinchuuriki? Niewiele. Nigdy
nie natrafiłem na wzmiankę o takich osobach.
- Bo i nie ma o czym pisać – wtrącił się Naruto. Zdawał się być już
odrobinę podenerwowany, co nie zdarzało mu się zbyt często. Najwyraźniej, gdy
tylko chodziło o bliskie mu osoby, stawał się dużo bardziej przewrażliwiony. –
Zapomniałeś, że moja matka, gdy mnie rodziła była jinchuuriki?
- Doskonale o tym pamiętam. No i trzeba przyznać, że do normalnych nie
należysz – odparł Shikamaru, na co blondyn posłał mu urażone spojrzenie. – Twój
przypadek jednak ocenić jest dosyć trudno, bo zaraz po narodzinach stałeś się
właściwie następcą własnej matki. Twój syn z kolei, ani córka Itami nie są
jinchuuriki, ale ich chakra może zawierać w sobie chakrę bestii.
- Gadasz bzdury – warknął Naruto. – Nie wierzę, że nasze dzieciaki,
mogłyby mieć coś wspólnego z demonami.
- A ja wierzę – odezwała się nagle Itami, po czym podniosła odważniej
głowę. – Nie sądzę, aby były niebezpieczne, ale… - przerwała, przypominając
sobie o obecności, obcych jej osób. Zerknęła w bok, na kobietę siedzącą w
fotelu. Uśmiechała się przenikliwie, uważnie słuchając każdego, wypowiedzianego
słowa.
Yasai zmarszczyła brwi, przyglądając się kobiecie i dopiero po chwili,
otworzyła szeroko oczy, uzmysławiając sobie, kim owa postać jest.
- Yumeka?! – wykrzyknęła zaskoczona. – Co, u diabła, tu robisz?
Młoda kobieta, o bordowych włosach, zaśmiała się głośno, poprawiając
niedbale swoją fryzurę.
- Tyle lat się nie widziałyśmy, a ty tak mnie witasz? – Uśmiechnęła
się szeroko. – Oczywiście, przybyłam tu, by was ostrzec. Nie miałam jeszcze
okazji, by odwdzięczyć się, za to, co niegdyś dla nas zrobiłaś – dodała.
- Chcesz się odwdzięczyć? W jaki sposób? – zapytała brunetka.
Tym razem, Yumeka spoważniała, nachylając się do przodu i sięgając po
swoją filiżankę z herbatą. Upiła niewielki łyk, po czym odstawiła naczynie,
wzdychając ciężko.
- Właściwie to nie tylko wdzięczność mnie tu przywiodła. Jakiś czas
temu, nieznani nam osobnicy, pozbawili życia kobietę, która właśnie miała
urodzić dziecko. Ciarki mnie przechodzą, za każdym razem, gdy o tym myślę. – Odwróciła
głowę lekko w bok, przymykając powieki.
– Widzisz… tamta kobieta była bowiem jinchuuriki, zupełnie jak ty.
Przybyłam tu więc, nie tylko po to, aby cię ostrzec, ale również w nadziei, że
uda mi się pomścić moją dawną towarzyszkę.
***
Mężczyzna o czarnych włosach,
zbliżył się do brunetki, opierającej się o drzewo. Ciało, które właśnie ze sobą
przyniósł, należało do brata jego pani. Ułożył je tuż przed nią, następnie
wstając i robiąc kilka kroków w tył.
Heidi
spuściła wzrok, ogarniając nim martwego chłopca. Wydał jej się teraz taki młody
i niewinny. Mimo tego, jakim w rzeczywistości był człowiekiem, żal było
spoglądać na jego zamknięte powieki i spokojną twarz bez życia. Ze wszystkich
sił, starała się ukryć w sobie emocje, jakie w tej chwili targały jej duszą.
Surowość i opanowanie, musiały jej towarzyszyć nieustannie, by dać poczucie
bezpieczeństwa małej, bezbronnej Lily.
Siedziała
teraz kawałek dalej, zanosząc się płaczem. Co jakiś czas, zerkała na ciało
brata, wywołując u siebie kolejny atak rozpaczy. Obok niej, stał jej wierny
sługa- Noah. Ze smutkiem, przyglądał się Toby’emu. Był to smutek jednak,
spowodowany bólem, jaki odczuwała Lily, a nie śmiercią młodego chłopca. Heidi
doskonale o tym wiedziała. Wiedziała również, że Noah ma w sobie na tyle dużo
pokory, by nie sprzeciwić się jej. Był dobrym i lojalnym sługą, a jednak wiele
by dała, by zastąpił go ktoś inny. Miała bowiem świadomość, że ten mały,
nikczemny śmieć, waży się kochać jej młodszą siostrę. Oczywiście, ta jego
zabawna wręcz miłość nie ma znaczenia, zważywszy na jego status.
Ponownie obdarzyła spojrzeniem
ciało brata. Było czyste i ubrane w zwiewną koszulę, którą medycy ubierali
tymczasowo ciała martwych. Zapewne chcieli jeszcze wykonać sekcje. Zbezcześcić
ciało następcy ich ojca. To było oburzające.
W pewnym
momencie, wyciągnęła z torby, która leżała obok, niewielki zwój. Ukucnęła,
rozwijając go obok Toby’ego. Nie wykonywała żadnych pieczęci, a jedynie ułożyła
dłoń brata na długim kawałku pergaminy, po czym w miejscu, w którym była
narysowana długa linia, przejechała powoli palcem. Chwilę później, z papieru
zaczęły wydobywać się czarne znaki, przypominające cienie. Owinęły się wokół
nieboszczyka, a sekundę później, ciało zniknęło, pozostawiając po sobie nieco
szarego dymu.
Kobieta
zwinęła zwój i schowała go z powrotem do torby, przy okazji ponosząc ją i
wieszając na swoim ramieniu.
- Zabiorę go
do domu – oznajmiła, patrząc na swojego sługę.
Feliks spojrzał
na nią, a następnie na torbę. Cały czas pozostawał niewzruszony.
- Może lepiej
ja się tym zajmę? – zaproponował.
Heidi jednak
pokręciła pewnie głową, mocniej chwytając za pasek swojego bagażu.
- Ja
powinnam być tą, która zabierze go do domu. Poza tym, sama uporam się z tym
dużo szybciej – oznajmiła, po czym skierowała wzrok na swoją siostrę.
Lily
opuściła ręce, patrząc na nią bezradnym wzrokiem. Usta jej drżały, co chwilę
wydobywając z siebie ciche łkanie.
- Zostawiasz
mnie – mruknęła cichutko, a w tonie jej głosu słychać było bardziej oskarżenie,
niż pytanie. Starsza z sióstr westchnęła ciężko, podchodząc do drugiej.
Wyciągnęła dłoń, układając ją na blond włosach i delikatnie je głaszcząc.
- Wrócę nim
się obejrzysz. Przynajmniej tyle powinnyśmy zrobić dla naszego brata, prawda? –
powiedziała, na co blondynka pokiwała niepewnie głową, ocierając ręką oczy i
pociągając nosem. Brunetka w tym czasie, uniosła wzrok, krzyżując go z Noah’em.
Chłopak drgnął lekko, ale postarał się go nie odwracać. – Feliks będzie cię
pilnował. Nie musisz się o nic martwić – dodała.
***
Do plaży dotarli,
szybciej niż się tego spodziewali. Po niespodziewanym spotkaniu w lesie, żadne
z nich, przez resztę drogi nawet nie pomyślało o odpoczynku. Głowy każdego z
nich, zaprzątały istotniejsze sprawy.
Kiba nie mógł zapomnieć o tym, co powiedziała mu Yumeka. Okazało się,
że jego obawy się potwierdziły i nie miał już najmniejszych wątpliwości, jaki
cel mieli obcy przybysze, którzy prawdopodobnie znajdowali się teraz w Konoha. To
musiała być jakaś zupełnie nowa organizacja, która uroiła sobie, że jinchuuriki
różnią się czymś od zwyczajnych ludzi. Z tego, co mówiła jego stara znajoma,
byli okazali się nad wyraz bezwzględni i brutalni w swoich planach. Co więc on
tu jeszcze robił? Powinien dawno już zawrócić. Gnać ile sił w nogach, z
powrotem do wioski. Jego pieprzonym obowiązkiem była ochrona rodziny.
Nie myślał zbyt trzeźwo, czuł to. Nie był w stanie w pełni ogarnąć
tego, co działo się dookoła. Myślami był daleko stąd. Był przy Itami, przy
małej Tii. Widział ich radosne twarze. Zaraz potem jednak, wyobrażał sobie ich
przerażenie. Obcy ludzi krzywdzą jego dwie najukochańsze istoty, a on nie może
im pomóc. Jest zbyt daleko by zdążyć. Zbyt daleko, by na cokolwiek się przydać…
- Kiba!- Na całe szczęście, Hinata i Shino byli tu razem z nim.
Przywoływali go do porządku, gdy było trzeba i panowali nad całą sytuacją.
Młody Inuzuka nie był typem, który mimo przeciwności losu, zaczyna się
roztkliwiać i zaniedbywać wykonywaną misję. Lata praktyki nauczyły go, że jest
czas na poddawanie się emocjom i jest czas na misję. Rodzina była jednak jego
słabym punktem. Poniekąd, podziwiał Hinatę, że po tym, co usłyszała jest w
stanie tak trzeźwo myśleć.
- Pójdę pogadać z tymi rybakami. Może wiedzą coś o najbliższym kursie
na wyspę – oznajmiła Otsu, odchodząc w stronę trójki, na oko starszych rybaków,
którzy stali na pobliskim pomoście.
Pozostała części oddziału, nieco się rozluźniła. Zrzucili plecaki na
ciepły piasek, rozmasowując swoje zbolałe mięśnie.
- Droga powrotna na pewno zajmie nam dużo mniej czasu, niż dotarcie
tutaj – odezwała się nagle Hinata, stając obok Kiby.
Mężczyzna spojrzał na nią niepewnie, na co ona uśmiechnęła się tylko
zachęcająco.
Kiwnął głową, niezbyt jednak uspokojony jej słowami. Po chwili
przeniósł wzrok na pozostałych członków.
Oda, razem ze swoim psem, stali na samym brzegu wody, wpatrując się
gdzieś w dal. Co jakiś czas, fale zalewały ich nogi, ale oni zdali się tym nie
przejmować. Po chwili, podeszła do nich Chika. Kucnęła, zanurzając obie dłonie
w wodzie.
Ryu oddalił się w przeciwnym kierunku. Skrył się w cieniu drzewa,
najwyraźniej w nadziej, że nikt go nie zauważy, po czym odpalił papierosa.
Pustą paczkę, zgniótł i wyrzucił gdzieś w krzaki.
Cała drużyna ósma, stała wiernie obok siebie, oczekując na informacje
od Otsu, która właśnie wracała, machając do niech ręką.
- Podobno jakiś niewielki statek, kursuje raz dziennie na wyspę. Teraz
jednak ma małe opóźnienie – powiedziała, krzyżując ręce na piersi.
Po chwili, do większości oddziału, zbliżyli się również Chika i Oda.
- Co to znaczy? Ile się spóźnia? – zapytał Kiba, kątem oka obserwując
Ryu, który zdawał się dopiero zauważyć, że rozmawiają o czymś istotnym i
pośpiesznie dopalał papierosa.
- Ostatni odpłynął jakieś dziesięć dni temu.
- Co takiego?! – wykrzyknął zaskoczony przywódca. – Dziesięć dni
spóźnienia? To chyba jakaś kpina. Nie chcesz mi powiedzieć, ze do tej pory,
nikt z pobliskich mieszkańców się tym nie zainteresował?
- Owszem – odparła Otsu. – Kilkoro ludzi wypłynęło swoimi łodziami.
Nawet wnuk jednego z tych dziadków, popłynął sam na wyspę, bo niepokoił się o
brata, który tam mieszkał. Nikt jednak jak dotąd nie wrócił – wyjaśniła.
- Myślicie, że stało się im coś złego? – zapytała niepewnie Chika,
zerkając na wszystkich.
- W każdym razie, nie wróży to nic dobrego – odparł Kiba, zaciskając
pięści i patrząc w stronę morza. – Te dranie… Czuję, że mają z tym wiele
wspólnego – dodał.
- Powinniśmy to sprawdzić – powiedziała pewnie Hinata, kładąc dłoń na
ramieniu przyjaciela.
W tym czasie, do pozostałych dotarł już Ryu. Nie bardzo rozumiejąc
sytuację, pokiwał od razu głową, idąc w ślady pozostałych i przybierając
poważny wyraz twarzy.
- To mili staruszkowie. Na pewno użyczą nam jakiejś łodzi –
zaproponowała Otsu, nim jakakolwiek decyzja została podjęta.
- Nie zmieścimy się wszyscy do rybackiej łodzi – zauważył Oda.
Młodszy Inuzuka, zagryzł wargi, zastanawiając się przez chwilę. W
końcu spojrzał na wszystkich zgromadzonych, z nieco pewniejszym wyrazem twarzy.
- Dobra. Otsu, Hinata, Ryu i ja popłyniemy sprawdzić, co tam się
stało. Reszta zostanie tutaj. Shino, poślij z nami kilka swoich robaczków, żeby
w razie czego mogły powiadomić się o kłopotach.
- Kłopotach? – zdziwił się Ryu. Kiba miał już po dziurki w nosie,
ignorancji tego pyszałka.
- Cholera, zacznij się wreszcie skupiać na tej misji, bo to już nie
jest zabawa. Zginiesz, jeśli będziesz nie dość uważny, rozumiesz?! – krzyknął
wściekle.
Zaskoczony chłopak, pokiwał tylko głową, z trudem przełykając śliną.
Gdy jednak młody kapitan się odwrócił, na powrót przybrał zdegustowany wyraz
twarzy.
Wszyscy zajęli
się swoimi obowiązkami, a gdy udało się załatwić transport, skrupulatnie
przygotowali się do podróży. Nie chcieli by przez jakieś zaniedbanie, z pozoru
prosta misja, okazała się ich ostatnią.
***
Siedział sam w
jakimś gabinecie, rozglądając się dookoła. Ledwo zdążył przekroczyć próg
rezydencji, a już zagarnęli go strażnicy. Skonfiskowali wszystkie rzeczy i
zmacali od stóp do głowy, jak jakiegoś przestępcę. W sumie, trudno ich winić za tę ostrożność.
Ostatnie wydarzenia musiały otworzyć im oczy. Szkoda tylko, że dopiero teraz,
pomyślał z goryczą.
Podparł głowę na
ręku, którą z kolei oparł o blat biurka. Palcami drugiej dłoni, zacząć nerwowo
postukiwać o drewniany mebel, nadal jeżdżąc wzrokiem po kremowych ścianach, na
których wisiało kilka brązowych ramek, ze zdjęciami nieznanych mu osób. Nie
obchodziło go, kim byli i czym zasłużyli sobie na to miejsce. Jedyne, co teraz
mogło go bardziej zainteresować, to fakt, gdzie też mógł zniknąć ten typek,
który chwilę temu zażądał od niego niemal całego życiorysu. Dawno nie musiał
odpowiadać na tyle pytań. W pewnym momencie, zaczął już się gubić w liczbie
swoich sióstr i braci, a pod koniec wywiadu, nie był już nawet pewien, jak się
nazywa.
To jednak było nieważne. Wkurzało go, że tu przetrzymują, ale co mógł
zrobić? Podczas podróży dał z siebie wszystko, by dotrzeć tu jak najszybciej,
ale dopiero na miejscu, sprawy zaczynały się komplikować. Okazuje się, że nie
można od tak sobie, wtargnąć na czyjś dwór i żądać spotkania z gospodarzami.
Zwłaszcza, gdy wkoło trwa tak napięta atmosfera.
Przeniósł wzrok
na zegar, wiszący na ścianie. Czy te wskazówki stoją w miejscu? A może zaczęły
już się cofać? Miał wrażenie, że siedzi już tu całą wieczność.
W pewnym momencie jednak, drzwi zostały otworzone, a do środka,
szybkim krokiem wszedł znany już mu mężczyzna.
Był to wysoki i dostojny mężczyzna, o szczupłej posturze. Liczne
zmarszczki, świadczyły o dojrzałym już wiek, acz przy okazji, dodawały mu one
powagi. Krótkie, ciemne włosy, nieco posiwiałe po bokach, zaczesane były do
tyłu.
Haruki, gdy tylko go zobaczył, poderwał się z miejsca, jakby miał
zamiar opuścić już gabinet. Mężczyzna jednak, posłał mu tylko zirytowane
spojrzenie i w mgnieniu oka, zasiadł po drugiej stronie biurka. Wsadził na nos
spore okulary i chwycił w dłoń dokument, który leżał przed nim.
- Twierdzisz więc, że nazywasz się Toraberu Haruki i pochodzisz z
Wioski Ukrytej w Liściach, zgadza się? – zapytał, mrużąc oczy i wgłębiając się
bardziej w tekst widniejący na kartce.
- Tak – burknął znudzony, z rezygnacją ponownie zajmując swoje miejsce
na krześle.
- Rozumiesz chyba, że nie mam żadnych powodów, aby dopuścić się do
jakichkolwiek informacji, a tym bardziej zezwolić na twoje spotkanie z samym
Lordem, prawda? – dodał po chwili.
- Ale ja muszę! – wykrzyknął. – Muszę zobaczyć to na własne oczy.
Musze usłyszeć to od niego. Chcę wiedzieć! Chcę wiedzieć, gdzie jest Emi?! Co
się z nią stało? To moja przyjaciółka! Jest dla mnie bardzo ważna!
- Jesteś przyjacielem Emi? – Usłyszeli nagle kolejny głos, dobiegając
z korytarza. Sekundę później, do pomieszczenia wszedł barczysty mężczyzna.
Spojrzeli na niego, zaskoczeni, a starszy mężczyzna od razu się
pokłonił. Zrobił to jednak tak gwałtownie, że niemal trafił głową o blat
biurka, a z jego pleców wydobył się dźwięk chrzęstnięcia .
- Mój Lordzie! – pisnął starszy mężczyzna, starając się ukryć swój ból
i wyglądać jak najpoważniej. – Nie powinien Lord zajmować się takimi sprawami.
To zwykły wieśniak, który podstępem stara się wymusić na tobie audiencje –
dodał.
Pozostali mężczyźnie jednak zgodnie go zignorowali, wpatrując się w
siebie.
- Emi… - mruknął Haruki, robiąc krok w stronę młodego Lorda. – Ona…
Ona żyje, prawda? – dodał, a jego oczy momentalnie wypełniły się łzami.
Tensomaru, patrzył na to z przejęciem. Nie wiedział dlaczego, ale
poczuł nagle ogarniający go smutek. Ból i poczucie winy. Był pewien, że ten
przybysz nie jest żadnym oszustem. Te łzy i emocje wypisane na tak niewinnej
twarzy tego mężczyzny, nie mogły byś fałszywe.
W końcu, odwrócił wzrok, zaciskając pięści.
- Tak mi przykro – powiedział cicho.
- Żyje. Ona żyje, jestem pewien – kontynuował Toraberu.
- Tak, żyje – odezwał się po chwili Lord i uważniej spojrzał na
przybysza. – Żyje – powtórzył. Wydawało mi się, że z twarzy obcego, nagle
ulatuje znaczna część cierpienia. Nie było wątpliwości, że ulga, jaką odczuł była ogromna.
Haruki oparł się ręką o biurko, upuszczając bezradnie głowę i lekko
nią kołysząc. Kąciki jego ust, uniosły się nieco ku górze, a łzy po policzkach
zaczęły ściekać jeszcze obficiej.
- Co za ulga – westchnął cicho. Wolną ręką, odgarnął sobie włosy z
twarzy i ponownie uniósł wzrok, by spojrzeć na wielkiego mężczyznę. – Jak ona
się czuje? – zapytał poważnym tonem.
Tensomaru zgarbił się, skupiając wzrok na bocznej ścianie. Z ciężkim
westchnięciem, pokręcił głową.
- Nie za dobrze. Co prawda jej życiu nie zagraża już
niebezpieczeństwo, ale…
- Ależ, Lordzie! – Z nieukrywanym oburzeniem, wykrzyknął nagle starszy
mężczyzna. – Przepraszam, że przerywam, ale nie powinno się podawać tak
szczegółowych informacji niesprawdzonej osobie – dokończył.
Młody Lord spojrzał na niego zaskoczony, po czym przeniósł wzrok na
równie zdziwionego Haruki’ego. Przez chwilę przyglądał mu się uważnie, aż w
końcu, na jego twarzy zagościł uśmiech.
- To przyjaciel mojej żony – powiedział z naciskiem. – Ma prawo
wiedzieć, co się z nią dzieje – dodał.
- Ale to jest brak odp…
- Zostaw nas samych – zarządził Tensomaru, nie odrywając wzroku od
przybysza.
Starszy mężczyzna wyglądał, jakby miał się zapowietrzyć. Zgorszony,
acz posłuszny, bez zbędnych protestów, wykonał polecenie.
Gdy wyszedł, Lord przeszedł się po gabinecie, zatrzymując się w
miejscu, gdzie wcześniej stał mężczyzna, jednak kierując wzrok w stronę okna.
Westchnął ciężko, splatając dłonie za plecami.
- Jak mówiłem, jej życiu nic nie grozi – rozpoczął ponownie. – Obawiam
się jednak, że trauma jakiej doświadczyła, może głęboko odbić się na jej
psychice – dodał, odwracając się w stronę Haruki’ego. Oparł ręce na biurku. –
Boję się, że nie będę w stanie jej pomóc, a sama może sobie z tym nie poradzić.
- Emi jest twarda – odezwał się Toraberu, a Lord spojrzał na niego
zaskoczony. – Wydaje się słaba i delikatna, ale to jedna z najsilniejszych
kobiet, jakie znam. Jestem pewien, że jeżeli otrzyma odpowiednie wsparcie,
poradzi sobie ze wszystkim – dokończył, pewny sowich słów.
Tensomaru uśmiechnął się pobłażliwie.
- Istotnie, moja żona jest silna. Ale, jak sam zauważyłeś, potrzebuje
odpowiedniego wsparcia. – Zmarszczył brwi. – Będę z tobą szczery. Te wydarzenia
odbiły nieodwracalne piętno. Chociaż osobiście jestem temu przeciwny, Emi… Żona
Lorda Faudalnego została zamordowana. Tak brzmi oficjalna wersja. Przykro mi,
ale Emi nie będzie mogła już tu zostać. Myślałem, żeby wysłać ją do domu, do
Wioski Wodospadu, ale… pojawiłeś się ty. Ty jesteś tym przyjacielem, o którym
tyle mi opowiadała, prawda? Jestem przekonany, że to właśnie ty. Z tego powodu,
ośmielam się prosić ciebie, abyś zaopiekował się Emi i pomógł jej odzyskać
utracone szczęście. – Zakończył, uśmiechając się nieśmiało.
Toraberu przez dłuższą chwilę stał jak osłupiały. O co właściwie
prosił go ten mężczyzna? Ma zaopiekować się Emi? Co to ma znaczyć, że nie może
tu zostać i co mają znaczyć te oficjalne wersje?
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak ważną osobistością jest
człowiek, stojący przed nim. Był znacznie ważniejszy i lepiej znany niż Kage.
Oczywiście, wizerunek w takim wypadku jest sprawą niezwykle istotną, ale… Mimo
wszystko, Haruki nie był w stanie tego do końca pojąć. Nie potrafił postawić
się na jego miejscu. On za nic w świecie, niebyły zdolny odrzucić kogoś
ważnego, tylko przez wzgląd na opinię. Tak przynajmniej mu się zdawało. Czy
jednak w rzeczywistości, różnili się tak bardzo?
Przecież sam nieraz krył swoje prawdziwe uczucia, by nie martwić
dzieci. Udawał szczęśliwego ojca, kiedy tak naprawdę, czuł się niczym porzucony
mąż. Jak więc mógłby osądzać Lorda?
Lud był zapewne dla niego, niczym własne dzieci.
Mimo to, gdy pierwsze zaskoczenie, związane z prośbą minęło, Toraberu,
poczuł swego rodzaju niechęć. Poniekąd irracjonalną, jak sądził, ale jednak. To
było silniejsze od niego. Jak ktoś mógł w ogóle odrzucać Emi? Od tak sobie. To
był absurd. Emi była przecież doskonała w każdym calu. Mogłaby być marzeniem
każdego. Dlaczego więc została uznana za niewystarczająco dobrą?
- Co ty na to? – Wyrwał go nagle z myśli głos Tensomaru.
Brunet spojrzał na swojego rozmówce, mrugając kilkakrotnie, jakby
dopiero co się przebudził.
- Zaopiekować się nią? – zapytał głucho.
- O to cię proszę – powiedział cierpliwie.
- Jasne, pewnie… - wydobył z siebie po chwili Haruki. Nic więcej nie
przyszło mu do głowy. Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał całą sytuację.
Zapewne będzie musiał to jeszcze przetrawić, a konsekwencje, jakie mogą się
wiązać z tą decyzją, dotrą do niego dopiero po czasie. Nie widział jednak
innego rozwiązania, jak wziąć pod swoje skrzydła, odrzuconą Emi.
- Dziękuję. To… to wiele dla mnie znaczy – odezwał się Lord,
podchodząc do młodszego mężczyzny i kładąc dłoń na jego ramieniu. Uśmiechnął
się z wdzięcznością, a do jego oczu napłynęły łzy. Otarł je jednak pośpiesznie,
na powrót odwracając się w stronę okna. – Oczywiście, wszelkie koszty, związane
z jej przeniesieniem, jak i samym życiem pokryję osobiście. Emi zawsze będzie
miała we mnie wsparcie i przyjaciela. Zagwarantuję jej godne życie w Konoha. O
to nie musisz się martwić.
***
W głębokim
skupieniu, obserwowali, zbliżający się brzeg wyspy. Morze było dziś wyjątkowo
spokojne, więc z samym dotarciem do celu, nie mieli żadnych problemów. Może z
wyjątkiem jednego. Okazało się bowiem, że Ryu ma poważną chorobę morską i całą
drogę, wystawiał głowę za burtę. Mimo sceptycznego nastawienia do tego
chłopaka, tym razem, pozostali członkowie ekipy musieli przyznać, że
młodzieniec naprawdę cierpi. Jego twarz przybrała niemal zielonkawy kolor, a
oczy zrobiły się zamglone. Nikt więc nie robił mu wywodów z tego powodu.
Na szczęście, Otsu siła przewyższała niejednego mężczyznę i sprawnie
wsparła kapitana przy wiosłowaniu. Bądź co bądź, nieustanne wiosłowanie przez
tak długi czas, może być męczące.
- Robie wrażenie – odezwała się Hinata, gdy ich oczom ukazała się
wyspa w pełnej krasie.
Istotnie, Wioska Morza nie należała do zwyczajnych. Otaczał ją ogromny
mur, przez co piaskowe brzegi wyspy, wydawały się dosyć małe. Ponad kamienne
ogrodzenie, wystawało kilka budynków, które patrząc na rozmiary samego muru,
musiały być ogromne. Ogólnie, wyspa wcale nie była zbyt duża i może właśnie z
tego powodu, budowle znajdujące się na niej, zapierały dech w piersiach.
Niewielki port, do którego cumowały statki, umieszczony był spory kawałek
drogi, od bram wioski.
Mimo zmęczenie, żadne z nich nie miało zamiaru
odpoczywać. Kiedy tylko dobili do brzegu, hardo ruszyli w stronę swojego celu.
W najlepszym stanie, zdawał się być teraz Ryu, który jakby bardziej
docenił życie, gdy tylko znów mógł stąpać po twardej ziemi.
Tuż przy plaży, rosły również drzewa, tworząc niewielki lasek, który
odcinał brzeg od muru. Skryli się więc w cieniu drzew, by uchronić się przed
słońcem.
To co najbardziej zdziwiło wszystkich obecnych członków oddziału, to
fakt, że odkąd przybyli na wyspę, nie spotkali ani jednego żywego ducha.
Właściwie, to ostatnich ludzi widzieli, zanim jeszcze wypłynęli. Żaden bowiem
statek, nie znajdował się nigdzie na horyzoncie. Nikogo nie było w porcie, ani
na plaży. Na lądzie, słychać było jedynie szum fal, drzew i odgłosy bliżej
niezidentyfikowanych ptaków.
Brak jakiegokolwiek znaku ludzkiej obecności, wydał im się więcej niż
niepokojący. Im bliżej znajdowali się głównej bramy, tym ich stopy stawały się
cięższe. Nawet Akamary popiskiwał co jakiś czas, nie odstępując swojego
właściciela nawet na krok.
- Cóż za niesamowita konstrukcja – odezwała się nagle Hinata,
lustrując swoim byakuganem wielki mur.
- Co masz na myśli? Co widzisz? – zapytał Kiba, nieco zwalniając i
wyrównując z przyjaciółką. Również przyglądał się ogromnej ścianie, znajdującej
się kilkadziesiąt metrów dalej.
- Mój byakugan nie jest w stanie się przez niego przedrzeć – oznajmiła
spokojnie, przymykając na chwilę powieki, po czym kierując wzrok przed siebie.
- Niemożliwe – szepnął cicho kapitan, nadal podziwiając ową budowlę.
Był w lekkim szoku. Nigdy by nie przypuszczał, że cokolwiek jest w stanie
uchronić się przed byakuganem. Co więcej, on również nie potrafił określić, co
znajduje się po wewnętrznej stronie. Żaden konkretny zapach do nich nie docierał,
zupełnie jakby mur odgradzał wioskę przed wszelkimi bodźcami ze świata
zewnętrznego.
- Przy tym czymś, mury Konohy zdają się być tylko lichym ogrodzeniem,
co – zaśmiała się Otsu, poprawiając swój plecak na ramieniu.
- Ale ja coś słyszę – odezwał się niepewnie Ryu, a pozostali od razu
przystanęli i zaskoczeniu, wbili w niego wzrok. Chłopak zawahał się przez
moment, spuszczając głowę i marszcząc brwi. – To… jakby pełzanie. Sam nie wiem.
Jakby coś ocierało się o te ściany, wiło się pod ziemią. Dosyć nie fajne
odgłosy – dodał z grymasem na twarzy.
- Może szumi ci jeszcze w głowie po podróży – odparła kobieta o
krótkich włosach i spojrzała na niego ironicznie. Ryu zerknął tylko na nią
wkurzony, po czym skierował się w stronę Kiby. Ten z kolei wyglądał na zaintrygowanego.
Cóż… być może po prostu zazdrościł, że jego podwładny potrafi usłyszeć więcej,
niż ten jest w stanie wyniuchać, pomyślał z zadowoleniem Ryu.
- Coś się wije? – mruknął Inuzuka, przełykając głośno ślinę. Musiał
przyznać, że takie odgłosy budzą w nim lekki niepokój. Dużo bardziej wolałby
stukanie, warczenie, czy nawet bzyczenie. Ale pełzanie? Na samą myśl,
przechodziły go ciarki. Starał się jednak, by nikt nie dostrzegł jego obaw.
Poważnie spojrzał na Hinatę, która ponownie starała się coś wybadać swoim
byakuganem, tym razem jednak, kierując wzrok bardziej ku ziemi.
Po chwili, pokręciła bezradnie głową, wzdychając ciężko.
- To na nic. Tak, czy inaczej, musimy iść i to sprawdzić – powiedział
w końcu Kiba, ruszając w dalszą drogę. Pozostali bez żadnych protestów,
podążyli za nim.
Wkrótce udało im się dotrzeć do głównej bramy. Ku kolejnemu ich
zaskoczeniu, wielkie wrota stały przed nimi otworem. Przez dłuższy czas, trwali
w wahaniu. Z tej odległości, widzieli najbliższe domy, sklepy, ulice Wioski Morza.
Nigdzie jednak nadal nie było żadnego człowieka. Co więcej, mimo otwartego
wejścia i rozpościerającej się przed nimi osady, nadal nie byli w stanie nic
wyczuć.
- Może to nie kwestia muru. Może to niewidzialne bariera ochronna,
otaczająca tę wioskę - odezwała się
Hinata.
- Najpewniej – rzekł ponuro Kiba. – Bądźcie czujni. Mam złe przeczucia
– dodał, ruszając w kierunku bramy.
***
(tylko do tej sceny)
Byli przyjaciółmi
od zawsze, myślał Toraberu Haruki, spoglądając na śpiącą Emi. Nie chciał jej
budzić. Ilekroć ogarniał wzrokiem całą jej postać, jego serce ściskał żal. Była
blada i posiniaczona. Jej oczy były podkrążone, a policzki lekko zapadnięte.
Nie tak ją zapamiętał. To nie tak wyglądała jego słodka towarzyszka zabaw.
Uśmiechnął się jednak lekko, uświadamiając coś sobie. Ilekroć
przywoływał jej obraz w pamięci, widział zawsze nie dorosłą już Emi, lecz tą z
przed lat. Uroczo uśmiechnięta, niekiedy zawstydzoną i zawsze dobrze ułożoną.
Ile to razy, karciła Tsuki’ego za złe maniery? Dawniej zastanawiał się,
dlaczego dla niego była taka pobłażliwa, skoro często on również wygłupiał się
ze swoim przyjacielem. Dopiero później, dowiedział się o jej uczuciach. Nie
wierzył w nie. A może po prostu nie chciał wierzyć? Może zwyczajnie nie był
gotowy? Tanaka Emi była zawsze jego małą przyjaciółeczką. W naiwnych
marzeniach, szczerze wierzył w to, że tak będzie wiecznie. Nawet teraz… niczego
bardziej nie pragnął.
Mruknęła coś
cicho, marszcząc brwi i przekręcając nieco głowę w bok. Nie uszło to uwadze
bruneta, który cały czas, bardzo ostrożnie, trzymał jej dłoń, delikatnie
gładząc ją swoim kciukiem.
- Emi? – szepnął niepewnie. Cały czas się wahał. Może nie powinien był
się odzywać? Może przeszkodził jej właśnie we śnie? Martwił się. Cały ten czas,
kiedy jej nie widział i teraz wciąż… tak bardzo się martwił.
Ciężkie powieki, z trudem uniosły się ku górze, a fiołkowe tęczówki od
razu skierowały się w stronę młodego mężczyzny. Jej dłoń, zacisnęła się na jego
dłoni, a oczy od razu zaszkliły. Po jej prawej skroni, pociekła łza.
Uśmiechnęła się słabo, drżąc na całym ciele. Miała ochotę rozpłakać się jak
małe dziecko. Nie do końca wierzyła, czy to aby na pewno nie jest wciąż sen.
Tyle razy przecież odwiedzał ja w snach. Tyle razy o nim myślała. Tak bardzo
tęskniła, a teraz? Był właśnie tu i teraz. Czuła, jakby ktoś wreszcie ściągnął
z niej ogromny ciężar. Jakby pojawienie się Haruki’ego oznaczało, że może
wreszcie odrzucić tę maskę. Może znów być sobą.
- Jesteś – wyszeptała cicho, wraz z płynięciem kolejnej łzy. Brunet
uśmiechnął się delikatnie, wstając z krzesła i kucając przy łóżku, aby być
jeszcze bliżej. Podniósł drugą dłoń i ostrożnie otarł jej skroń.
- Tak – mruknął.
Zauważyła, że i w jego oczach pojawiły się łzy. Ucieszyło ją to.
Owszem, płacz cisnął się jej do oczy, ale był to płacz szczęścia. Przez ten
krótki moment, ogarniającej ją euforii, nie myślała o bólu. Pragnęła tylko,
żeby był jeszcze bliżej, żeby już nigdy jej nie opuszczał.
Z trudem i drżeniem, podniosła drugą rękę, kierując ją w jego stronę.
- Czy… czy możesz mnie przytulić? – zapytała cicho.
Haruki nic nie odpowiedział, tylko ponownie uśmiechnął się z
czułością, powoli wstając i nachylając się w stronę dziewczyny. Ostrożnie,
uważając by nie zrobić jej żadnej krzywdy, zbliżył się do niej, aby mogła lekko
go uściskać. Była taka delikatna, myślał. Taka krucha… zupełnie jak szkło.
- Tak bardzo tęskniłam.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało – odparł, siadając z powrotem na
krzesło.
- Zostaniesz przy mnie przez jakiś czas? – zapytała, nadal ściskając
jego dłoń. Haruki uniósł ją lekko, przykładając sobie do policzka.
- Tak – mruknął, przymykając powieki. – A potem zabiorę cię ze sobą.
***
Zatrzymała się
nagle, pogrążając we własnych myślach. Całą powrotną drogę do domu, dręczyły ją
najczarniejsze myśli. Zatopiła się w nich tak bardzo, że nie wiedziała nawet, o
czym trajkotał Yuji cały czas, gdy szli.
Znajdowali się teraz obok furtki, przy jej domu. Towarzyszyła im
również mała Tia, która rozpierana przez energię, biegała w tę i z powrotem,
stukając paluszkami o szczebelki niskiego płotku.
Yuji natomiast był już odrobinę zirytowany. Nie dość, że olewa go,
odkąd opuścili dom Isamu, to jeszcze przystaje bez słowa wyjaśnienia i zmusza
go do czekania.
- Twoja córka musi chyba do łazienki – zauważył w końcu, szczypiąc
kobietę lekko w ramię.
Itami zmarszczyła brwi, posyłając mu urażone spojrzenie. Po chwili
jednak się opamiętała i spojrzała na dziewczynkę. Rzeczywiście, Tia dreptała
nerwowo, jakby wykonywała jakiś dziwny taniec. Młoda mama, nic nie powiedziała,
tylko weszła do ogrodu, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyła je i
wpuściła dziewczynkę przodem.
- Poradzisz sobie? – zapytała głucho, ale mała Tia już pognała w głąb
domu. Itami przymknęła drzwi, ponownie zagłębiając się w myślach. Cały ten
czas, trawiła wszystko to, co dowiedziała się na spotkaniu. Nie było już
żadnych wątpliwości, czego mogli chcieć obcy przybysze. Mimo to, nie chciało
jej się wierzyć, że Lily, z którą zdążyła nawiązać całkiem niezły kontakt,
byłaby zdolna do takich rzeczy. Sprawiała wrażenie osoby o wielkim sercu, nie
będącej w stanie skrzywdzić nawet muchy. Cóż… pozory często mylą, a jeśli
chodziło o dobro dzieci, lepiej było dmuchać na zimne. Ponad to, nadal nie było
pewne, czy podejrzani, poznali już tożsamość Itami. Yuji nie raz obserwował
Lily, kiedy ta spotykała się z Itami i ani razu nie wykrył złych intencji. Może
ta dziewczyna była po prostu zbyt naiwna i niewinna by domyśleć się prawdy?
- Wykończysz mnie. – Doszło nagle do jej uszu, burknięcie
czarnowłosego.
- Słucham? – Spojrzała na niego, jak wyrwana ze snu. Mężczyzna
westchnął ciężko, opuszczając bezradnie ręce.
- Nie tylko ty się denerwujesz tą całą sprawą, więc z łaski swojej,
mogłabyś też zwrócić uwagę na innych – jęknął, wywracając oczami. Brunetka
zrobiła naburmuszoną minę, krzyżując ręce na piersiach.
- Akurat ciebie obchodzi to najbardziej – zakpiła.
- Nie wkurzaj mnie. Sprawy związane z tobą, obchodzą mnie bardziej niż
moje własne.
- To brzmi, jak prześladowanie – ponownie prychnęła, pośpiesznie
zerkając w kierunku drzwi.
- Myśl sobie co tam chcesz, ale wiedz, że jeżeli będzie trzeba,
osobiście dopadnę tych psychicznych heretyków – zapewnił, również splatając
ręce na piersi i odwracając się w drugą stronę. – Widzę, że potrzebujesz więcej
czasu, aby to wszystko przemyśleć, więc zostawię cię na razie samą. Nie myśl
jednak, że pozbędziesz się mnie po tym wszystkim na dłużej. Dopóki nie wróci
Kiba, to ja będę odpowiedzialny za twoje bezpieczeństwo.
- Nie kpij sobie ze mnie. O nic cię nie prosiłam – warknęła, lekko
poirytowana.
- Ja również – odpyskował Yuji, spoglądając na nią kątem oka i powoli
kierując się w przeciwną stronę. – Nie mam zamiaru prosić o twoje pozwolenie –
dodał.
- Nigdy nie prosiłeś – mruknęła pod nosem, na tyle jednak głośno, by
Usami mógł to jeszcze usłyszeć. Zatrzymał się na chwilę, ale puścił tę uwagę
mimo uszu, po czym ruszył dalej.
Kobieta odprowadziła go wzrokiem, czekając aż zniknie jej z oczu.
***
Ledwo zdążyli
przekroczyć próg bramy, a ogarnęła ich dziwne bezradności. Coś było nie tak,
wiedzieli o tym. Dlaczego więc, nie potrafili nic na to poradzić? Dlaczego tak
ufnie wkroczyli do tej wioski? Dlaczego nie byli w stanie wycofać się w porę?
Inuzuka Kiba, zacisnął pięści, pośpiesznie obrzucając wzrokiem cały
pobliski obszar. To był błąd, pomyślał, czując pogłębiający się niepokój. Nie
powinni byli tu przychodzić. Zazgrzytał nerwowo zębami, sięgając po broń.
Wszystko działo się tak szybko.
Pozostali członkowie oddziału, również stali już w gotowości. Jak się
jednak okazało, na coś takiego nie byli przygotowani. Coś… nie wiedzieli co,
ale coś tu było. To coś chciało ich zabić i nie kryło się z tym. Zupełnie,
jakby wpuściło do ich głów tę wiedzę, tę świadomość, że ich chwile są
policzone. Od tego momentu…
- Pomocy – wydobył z siebie stłumiony pomruk Ryu, z trudem utrzymując
się na drżących nogach.
Sekundę później, coś ich zaatakowało.
Ich wzrok nie był w stanie nic dostrzec. Nie wiedząc nawet z czym mają
do czynienia, odskoczyli na bok. Nie byli jednak dostatecznie szybcy. Otsu
pisnęła głośno, po czym osunęła się martwa na ziemię.
- Co do… - jęknął zszokowany Kiba, widząc zakrwawione ciało
towarzyszki. – Kiedy…?
I wtedy je dostrzegł. Gdzie nie gdzie z ziemi wyrastały kolce
przeróżnych rozmiarów. Zatrzymały się na powierzchni, jakby właśnie chciały im
się zaprezentować w całej swojej krasie.
Inuzuka zdążył tylko odwrócić się w stronę Hinaty, kiedy tuż spod
niego wyrósł kolejny, wielki kolec.
***
Nadal nie do
końca powróciła do rzeczywistości. Odprowadzając Yuji’ego wzrokiem, ledwo
usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, dobiegającego z wnętrza jej domu. Nie
zwróciła na to większej uwagi, do czasu, aż rozległ się płacz dziecka, a wkoło
zerwał się straszliwy wiatr. Jeszcze nigdy nie słyszała, by jej córka płakała
tak bardzo.
Jak burza wpadła do domu, ogarnięta nagłą paniką. Silny podmuch niemal
wepchnął ją do środka, otwierając przy okazji szeroko drzwi. Na tym się jednak
nie skończyło. Lekko uchylone okna, trzaskały w przeciągu, a co lżejsze rzeczy,
pospadały z półek, panosząc się teraz po podłodze.
Itami z trudem gnała do przodu, kierując się krzykiem swojej córki.
Znalazła ją w kącie salonu, a to co tam zobaczyła, przeszło jej najśmielsze
oczekiwania.
Płaczącą i przestraszoną dziewczynkę bowiem, otaczały płomienie. Nie
były to jednak zwykłe płomienie. Uformowały się w idealne koło wokół dziecka,
nie zbliżając się do niej ani o centymetr. Jednakże, o ile ogień zdawał się nie
atakować małej Tii, o tyle w stronę Itami, rzucił się jak dziki.
Kobieta odskoczyła na bok, jednak zachwiała się i upadła na ziemię.
- Tia! – wykrzyknęła w panice.
Salon zaczynał już stawać w ogniu. W całym pomieszczeniu zrobiło się
niesamowicie gorąco.
- Tia! – ponownie krzyknęła Itami, starając się spojrzeć na płaczącą
córkę. Dziewczynka wyglądała na przerażoną. Z lękiem i łzami w oczach, zerkała
na otaczający ją ogień. Ledwo zdążyła spojrzeć na swoją matkę, a ponownie
wybuchła gromkim płaczem, chowając główkę między kolana.
- Szlag – syknęła cicho brunetka, pośpiesznie starając się zebrać
myśli. W końcu wykonała kilka pieczęci i chcąc posłużyć się stylem suiton,
wycelowała w ogień. Woda, która wydobyła się z jej ust, nie zdołała jednak
dotrzeć do celu. Tuż przed gorącą ścianą, zmieniła kierunek i z całą swoją
siłą, uderzyła prosto w Itami.
****************************************
Przepraszam za ten rozdział. Możecie mnie zjechać równo, bo czuję, że popełniłam w nim mnóstwo błędów. (poważnie mówię o ostrej krytyce, aby w następnym mogła się zrehabilitować ;))
Jak pewnie zauważyłyście, wygląd bloga uległ radykalnej zmianie. Komu należą się za to gromkie brawa? Oczywiście! Utalentowanej Chusteczce aha! Z tego miejsca, chciałabym Ci jeszcze raz, gorąco podziękować, kochana Ty moja ;*
(wciąż nie mogę się na niego napatrzeć)
Co u mnie? Dlaczego takie opóźnienia?
Jak to możn aby najlepiej określić... Jest chujowo, ale stabilnie. Tak, to zdanie chyba najlepiej określa moją obecną sytuację. Powoli więc wracam na prostą, nie oczekując już nic ponad to. Połowa moich planów poszła w pizdu, ale dzięki temu czuję się tak jakby... zdrowsza? Chorowita ze mnie osóbka, więc pozbycie się części stresów dobrze mi zrobi ^^"
Co jeszcze?
Dla tych, co jeszcze nie widzieli, chciałabym gorąco polecić mangę i anime o tytule:
" Shingeki no Kyojin", albo "Attack no Titan" jak wolicie ;)
Osobiście nie mogę się przestać tym zachwycać. Dynamika, muzyka, grafika, postacie, fabuła... Przelewa się dużo krwi, więc młodszym widzom odradzam xD Jedynym minusem jest to, że rozdziały wychodzą zbyt rzadko.
Hmm... przy okazji, myślę nad założeniem kolejnego bloga (takie moje luźne plany). Tym razem jednak nie z opowiadaniem. Poniekąd, wracam do korzeni swojego blogowania ;)
Cóż... oby kolejny rozdział, zamykający tzw. Księgę Pierwszą, wyszedł mi nieco lepiej.
Postaram się też, jak najszybciej nadrobić zaległości na innych blogach ;)
Pozdrawiam!
Przepraszam za ten rozdział. Możecie mnie zjechać równo, bo czuję, że popełniłam w nim mnóstwo błędów. (poważnie mówię o ostrej krytyce, aby w następnym mogła się zrehabilitować ;))
Jak pewnie zauważyłyście, wygląd bloga uległ radykalnej zmianie. Komu należą się za to gromkie brawa? Oczywiście! Utalentowanej Chusteczce aha! Z tego miejsca, chciałabym Ci jeszcze raz, gorąco podziękować, kochana Ty moja ;*
(wciąż nie mogę się na niego napatrzeć)
Co u mnie? Dlaczego takie opóźnienia?
Jak to możn aby najlepiej określić... Jest chujowo, ale stabilnie. Tak, to zdanie chyba najlepiej określa moją obecną sytuację. Powoli więc wracam na prostą, nie oczekując już nic ponad to. Połowa moich planów poszła w pizdu, ale dzięki temu czuję się tak jakby... zdrowsza? Chorowita ze mnie osóbka, więc pozbycie się części stresów dobrze mi zrobi ^^"
Co jeszcze?
Dla tych, co jeszcze nie widzieli, chciałabym gorąco polecić mangę i anime o tytule:
" Shingeki no Kyojin", albo "Attack no Titan" jak wolicie ;)
Osobiście nie mogę się przestać tym zachwycać. Dynamika, muzyka, grafika, postacie, fabuła... Przelewa się dużo krwi, więc młodszym widzom odradzam xD Jedynym minusem jest to, że rozdziały wychodzą zbyt rzadko.
Hmm... przy okazji, myślę nad założeniem kolejnego bloga (takie moje luźne plany). Tym razem jednak nie z opowiadaniem. Poniekąd, wracam do korzeni swojego blogowania ;)
Cóż... oby kolejny rozdział, zamykający tzw. Księgę Pierwszą, wyszedł mi nieco lepiej.
Postaram się też, jak najszybciej nadrobić zaległości na innych blogach ;)
Pozdrawiam!
I za co Ty przepraszasz? Za TEN rozdział? No przecież to jak przepraszać za prezent urodzinowy...
OdpowiedzUsuńChyba nie było sceny w tym rozdziale, która by mi się nie podobała. Wgl tak stęskniłam się za Twoim stylem, że chłonęłam każde zdanie, jak dziecko cukierki xd I za postaciami! Ach, normalnie nawet za Yujim, a to już coś! A o Emi już nie wspomnę...
Już pierwsze zdania podbiły moje serce, bo z ulgą odkryłam, że moja ukochana Emi żyje i ma się względnie dobrze ^^ I czego dalej sie dowiedziałam, nawet wyruszy z Harukim do Konohy! Czy ten rozdział mógłby mieć w sobie jeszcze wspanialsze wieści? Jak dla mnie nie, bo skazanie na siebie tej parki jest dla mnie największym cudem <3
Ale przyznam, że w jednym mnie niesamowicie zaskoczyłaś - Toby nie żyje o_o I to niestety mnie zabolało, bo chociaż był "tym złym", to był psychopatą, a ja do psychopatów mam taaką słaaboooś, z resztą sama wiesz, bo nieraz to tu pisałam. Poza tym sądziłam, że skoro Emi się jakoś wykaraskała z objęć śmierci, to tej szalony typek tym bardziej, a tu nie. A może jednak? Może coś się stanie i nagle psychol odżyje? Może Heidi coś zrobi tam, gdzie go zabiera? Nie powiem, że bym się z tego ucieszyła, bo te psychoderyczne sceny mi się podobały, mimo że krzywdziły moją ulubioną postać.
Dalej! Ok, przyznaję, ta wyspa jest przerażająca. Już na samo "pełzanie" ciarki mnie przebiegły, bo robaczki nigdy nie były moimi ulubionymi zwierzątkami, a takie pełzanie kojarzy mi się z horrorami, chociaż nie wiem czemu. I jak każda wzmianka o Ryu mnie bawiła, tak gdy krzyknął "pomocy", już wiedziałam, że śmiać się nie będę. Co to za kolce? Co z Kibą, nadział się na nie? Czy to dlatego Tia wpadła w jakiś szał i... no właśnie, kurde, Tia szaleje ogniem i... wodą też? Ma jakąś władzę nad żywiołami? Ej no, Odea... Co Ty znowu tyle tych tajemnic narobiłaś? Czytając tego bloga czuję się normalnie, jakbym czytała bestseller fantasy lub dreszczowca, albo najlepiej mieszankę. Nie mam pojęcia co planujesz, ale wiem, że już się nie mogę tego doczekać!
No, a tak czepiając się strony technicznej... PRZECINKI!
"Dopiero teraz, zaczynała ogarniać wzrokiem, większą część pomieszczenia." "Prawdopodobnie, ustawiony tam w celu, poprawienia nastroju tego ponurego miejsca." "Tak jakby, została zupełnie okradziona z wszelkich emocji." "Przez dłuższą chwilę, oboje milczeli." -> bez żadnych przecinków!
"Nie minęła nawet sekunda, a do jej ust, ostrożnie zostało przyłożone jakieś wilgotne naczynie" -> bez przecinka przed "ostrożnie"
Rezultaty jednak zdawały się był zupełnie odwrotne do zamierzonych. -> być
A to tylko pierwsza scena, bo potem już mi się nie chciało xd
Pozdrawiam i WENY! <3
No właśnie... z tymi przecinkami, to ja się chyba nigdy nie nauczę. Dziwne, że dopiero, gdy ktoś mi je wypisuje zauważam, jak zbędne były one w niektórych zdaniach.
UsuńCo do psycholi... Na otarcie łez, zdradzę Ci, ze prawdopodobnie ktoś taki jeszcze pojawi się w tej historii.
Cieszę się, że zasiałam w Twych domysłach trochę niepewności. Końcówka miała wzbudzić więcej pytań niż odpowiedzi i mam nadzieję, że poniekąd mi się to udało.
Dziękuję Ci za tak szybką i budującą opinię ;)
A mi się ten rozdział bardzo podobał! Wcale nie uważam, żeby wyszedł ci źle, wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńCzuję się trochę zawiedziona, że nie wiem jak to się tam dokładnie z Emi potoczyło, ale moment, kiedy przepraszała męża za stratę dziecka mnie naprawdę wzruszył. I cieszę się, że wyruszy z Harukim do Konohy, bo naprawdę zdążyłam ją polubić i jestem ciekawa jak jej tam będzie. Chociaż dalej nie wiem co na to Namida.
Przyznaję, że Toby'ego mi szkoda. Bardzo go polubiłam, chyba najbardziej z tej bandy: Lily jest fajna, ale jednak nie ta "zła", nie ma aż takiej charyzmy za to Heidi załapała u mnie mega minusa za komentarze odnośnie Noah. O właśnie, Noah! Chyba jednak jego lubię jeszcze bardziej. Co nie zmienia faktu, że jestem zaskoczona i trochę smutna, bo ten chłopak naprawdę wzbudzał emocje.
Yuji... Uwielbiam go! Naprawdę! "„- Dlaczego twoja twarz jest taka denerwująca?(...)
- Ponieważ to podnieca kobiety – odparł spokojnie. "
No jak można go nie kochać? Znajdziesz mu kogoś? Wiem, że u Itami nie ma szans, ale mi szkoda chłopaka, no.
Co do całej tej sprawy z dziećmi jinhuruki(musisz mi wybaczyć, bo nigdy nie mogę zapamiętać jak to się piszę) to wiesz, że ja jestem strasznie ciekawa jak to tam się rozwinie. Ostatnia(cudowna!) scena chyba jednak dowodzi, że to nie tylko plotki... Oby małej się nic nie stało!
Co do misji to oczywiście wiedziałam, że nie może być tak łatwo, szybko i przyjemnie. Na hasło "pełza" to aż się wzdrygnęłam. Tak jak nie mam problemów z pająkami, flakami, tak pełzające stwory mnie doprowadzają do histerii.
Żeby nie było tak sielankowo, to nie podobała mi się muzyka, której użyłaś do sceny spotkania Harukiego i Itami. Kojarzyła mi się tylko z takim małym bobasem patrzącym na karuzelę i moim zdaniem była zupełnie zbędna, bo sama scena była tak świetnie opisana, że muzyka tylko niszczyła klimat. Po trzech pierwszych zdaniach ją wyłączyłam i dopiero wtedy się mogłam zachwycać i sięgać po chusteczki(bo musisz wiedzieć, że płaczka ze mnie straszna, więc jak szykujesz jakiś mocno emocjonalny rozdział, to powinnaś to zaznaczać na początku, żebym była odpowiednio przygotowana).
Poza tym wkradła ci się literówka "Akamary" i chyba dziecko autokorekty "Itami z trudem gdakał do przodu, kierując się krzykiem swojej córki.".
Liczę, że nowy rozdział będzie niedługo, bo za dużo niedopowiedzeń mi zostawiłaś, żebym się wykazywała anielską cierpliwością.
Pozdrawiam!
Co do Toby'ego, to nie dziwię się, że można było polubić go bardziej od reszty "tych złych". Tacy narwani psychopaci zazwyczaj wzbudzają więcej sympatii niż powinni ;) Ja również go lubiłam, ale cóż...
UsuńCo do wątku Yuji'ego... Myślę, że Druga Księga powinna przypaść Ci do gustu. Mogę zdradzić, że Yuji według planów ma być tam praktycznie główną postacią (oczywiście nie ręczę, że moje palny nie ulegną zmianie. Ogólny opis fabuły mam, ale każdy rozdział jest niespodzianką także i dla mnie samej xD).
Co do muzyki, to mam nadzieję, że taka wpadka się więcej nie powtórzy. Dodawałam ją na szybko i faktycznie mogła nieszczególnie pasować, acz podkład muzyczny zawsze uważałam za moją mocną stronę, dlatego obiecuję przykładać do kolejnych wyborów większą wagę ;)
Dziękuję bardzo za komentarz. Postaram się szybko napisać kolejny rozdział.
Pozdrawiam!