środa, 31 lipca 2013

Rozdział VIII

„Przyjacielu, jeśli będzie ci dane żyć sto lat, to ja chciałby żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez ciebie.”
-Alan Alexander Milne

~*~

               Z zaciśniętymi ustami, wpatrywał się w wiszący na ścianie zegar. Wskazówki poruszały się wyjątkowo leniwie. Nawet, jak dla niego.  Zmarszczył brwi, gdy duża strzałka przekroczyła dwunastkę, a mała leciutko poruszyła się tuż obok siódemki.
Zamknął oczy, zaciskając mocno pięści i lekko drżąc. Odetchnął głęboko, po czym ponownie nabrał powietrza. Powtórzył tę czynność jeszcze kilka razy, po czym spuścił głowę, jednocześnie rozluźniając zamknięte dłonie. Powoli otworzył oczy, wpatrując się w blat stołu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
                Sześć godzin, pomyślał. Sześć. Tyle czasu minęło, odkąd zakończyła swoją dzisiejszą pracę. Doskonale znał jej grafik. Jej oficjalny grafik. Nigdy bowiem, nie wracała do domu na czas. Praca już dawno temu stała się jej priorytetem.
Jak długo miał to znosić? Co z dziećmi? One przecież tęsknią za matką. Widziały się z nią… Sam już nie pamiętał kiedy. Ostatnio ciągle wracała, gdy już spały, a wychodziła nim się zbudziły. Czy można więc nazywać matką kogoś, kto nawet nie uczestniczy w życiu swoich dzieci?
Nie, to zbyt okrutne myśli, pomyślał z goryczom. Uśmiechnął się kpiąco, zerkając w kierunku drzwi wyjściowych. Ile jeszcze… Jak długo on sam będzie w stanie to wytrzymać?
                Jakiś czas później, drzwi się otworzyły i weszła przez nie młoda kobieta o ciemnych włosach i złocistych oczach.
Haruki poderwał się z miejsca, a na jego twarzy zagościł szczery uśmiech. Szybko jednak, postarał się by zniknął. Nie chciał, by Namida widziała, że nadal tak bardzo raduje go jej powrót. Musiał zacząć coś zmieniać. Chodziło w końcu o dobro ich dzieci. Tylko i wyłącznie to się liczyło.
- Dlaczego wracasz tak późno? – zapytał najpoważniejszym tonem, na jaki było go stać.
Kobieta obrzuciła go lekko poirytowanym spojrzeniem, powoli ściągając z siebie marynarkę i wieszając ją na wieszaku, znajdującym się obok drzwi. Odwiesiła tam również torebkę i ręką rozmasowując zbolały kark, skierowała się w stronę męża.
- Byłam w pracy – odparła obojętnie, odsuwając nieco krzesło i siadając do stołu.
- Skończyłaś już w południe – mruknął oskarżycielsko, mierząc ją wzrokiem i również, powoli dosiadając się do stołu.
- Grafik to tylko sugestia. Nie kieruj się nim – jęknęła, podpierając głowę na ręku i wpatrując się w jedną z bocznych ścian. Przez chwilę, panowało między nimi milczenie. W końcu jednak, Namida ponownie zabrała głos. – Gdzie dzieci? – Spojrzała na niego uważnie.
- Chłopaki nocują dziś u kolegi, a Tanya… - przerwał, widząc, że kobieta straciła zainteresowanie, gdy tylko dowiedziała się, gdzie znajdują się JEJ dzieci. Westchnął cicho, wbijając wzrok w nagłówek gazety, którą właśnie dorwała jego małżonka. – Tanya jest u Mari – mruknął cicho, odwracając głowę.
                Niewiele rzeczy go irytowało. Nigdy specjalnie się niczym nie przejmował, a przez ostatnie lata, nauczył się po prostu robić to, co do niego należy. Można powiedzieć, że nawet starał się bardziej, niż to było konieczne. Jak nic innego bowiem, dzieci stały się jego sensem i motywacją. Potrafił wstać o wczesnej porze, w wolny dzień i pójść do piekarni po świeże, ciepłe bułeczki. Może i nie brzmiało to zbyt heroicznie, ale ktoś, kto go dobrze znał, nawet po tych kilku latach bywał niezwykle zaskoczony, widząc jego poświęcenie i wysiłki dla dzieciaków.
Hiro, Kiro, Tanya… Tak, Tanya również. Nie mniej, nie więcej. Była mu córką i nie zamierzał myśleć o niej inaczej. Kochał ją równie mocno, co swoich synów.
Namida jednak była innego zdania. Mało czasu poświęcała bliźniakom, ale dziewczynkę niekiedy zwyczajnie ignorowała.
Haruki’ego bolało to wyjątkowo mocno.
Nawet teraz. A może zwłaszcza teraz. Ten jej brak zainteresowania…
Podniósł się szybko z miejsca, odchodząc kilka kroków od stołu.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – Usłyszał nagle głos Namidy. Odwrócił głowę lekko w bok, zastanawiając się, co odpowiedzieć.
- Nie powinnaś tak postępować – odezwał się w końcu. Jego głos brzmiał wyjątkowo pewnie i poważnie. Sam był tym faktem zaskoczony.
- To znaczy, jak?
- Nie powinnaś tak traktować dzieci. Albo może raczej, tak nie traktować. Sam nie wiem. Nie powinnaś po prostu tyle pracować.
- A myślisz, że dla kogo ja tak haruję? – warknęła, ponosząc się z krzesła i opierając jedną ręką o stół. – Robię to dla nas, żebyśmy…
- Daj spokój – jęknął, wywracając oczami i stając naprzeciwko niej. – Robisz to dla nas? To ma być twoja wymówka? Może dodaj jeszcze, że chcesz dla dzieci jak najlepiej – zakpił.
Kobieta przez moment wydała się zaskoczona. On również był zdziwiony. Nigdy wcześniej nie mówił przecież takich rzeczy. Teraz jednak, poczuł… Poczuł, że musi. A skoro już zaczął, to…
- Namida… To, co robisz nie jest dobre. Wiem, że sama o tym dobrze wiesz, ale ciągle usprawiedliwiasz się przed sobą, że to dla dobra naszej rodziny, ale to nie prawda. Przez to wszystko, nasza rodzina jest niepełna. Nie potrzebujemy pieniędzy, ale ciebie. Wszystko najlepsze, co możesz zrobić dla nas, to być tutaj. Nic więcej nie da nam więcej szczęścia.
Przez chwilę, kobieta wpatrywała się w bruneta, a jej twarz nie wyrażała żadnych większych emocji. Zmrużyła nieco oczy, opierając jedną rękę na biodrze.
- Czyli uważasz, że cała moja praca jest bez sensu. Mam nie pracować, tylko zmienić się w kurę domową? Codziennie gotować obiadki dla dzieci i męża, sprzątać dom, podlewać kwiatki, robić zakupy i może jeszcze zacząć uprawiać własny ogródek, tak? O to ci chodzi, prawda?  - powiedziała ze złością, marszcząc brwi.
Mężczyzna wzruszył bezradnie ramionami. Jak do tej pory, to on wykonywał mniej więcej wszystkie te czynności, które właśnie wymieniła. Nie wiedział w tym nic złego. Taka rola rodzica, prawda?
- Wiedziałam! Byłam pewna, że prędzej czy później, będziesz miał o to do mnie żal. Nie podoba ci się, to, że nabrałam tyle pewności siebie, że jestem w czymś dobra. Stałam się silniejsza i samowystarczalna. Masz do mnie żal o to, że wreszcie jestem naprawdę szczęśliwa. To zwykły egoizm, wiesz? Jesteś egoistą, Haruki. Kochałeś mnie, gdy byłam słaba i bezbronna, gdy byłam zwykłym popychadłem. A teraz? Wypominasz mi to, do czego niegdyś sam mnie nakłoniłeś. – Patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Był w nim zarówno gniew, jak i smutek.
- Nigdy nie powiedziałem, że cię nie kocham – burknął brunet, bo tylko to przyszło  mu do głowy.
- Ale od bardzo dawna nie powiedziałeś mi również, że jednak nadal mnie kochasz – mruknęła cicho, jedną dłoń, przykładając sobie do policzka i spuszczając nieco głowę.
- A niby kiedy miałem ci to powiedzieć?! – wykrzyknął nagle, a Namida spojrzała na niego zaskoczona. Wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami, lekko drżąc na całym ciele. – Ciebie prawie nie ma! Nie chcę mówić ci takich rzeczy, gdy biegniesz do pracy, albo jesteś zbyt zmęczona, żeby zrobić coś więcej, niż położyć się spać. Nie chcę, by te słowa ginęły w powietrzu, jak wszystkie inne! Chciałbym mówić ci, że cię kocham, kiedy tylko nadarzy się okazja, ale się boję. Boję się, że ty tego nawet nie usłyszysz, że uznasz to za zbędną informację. To boli, wiesz? Powiem ci coś takiego, a ty odwrócisz wzrok i pójdziesz dalej, mówiąc tylko, że wrócisz późno. Nie, nie chcę tego. Masz mnie za egoistę. Możliwe, że to prawda, ale nic na to nie poradzę. Ciągle cię nie ma. Zajmuję się wszystkim sam, ale to nie ważne. Ja po prostu mam wrażenie… czuję, jakbyś mnie… nas unikała. Czuję się, jakbyś mnie nie kochała. Jakbyś nie kochała naszych dzieci… - dokończył już spokojniej, ściszając głos i opuszczając głowę.
- Przesadzasz – mruknęła cicho, a Haruki poczuł się, jakby dostał w twarz. Przez moment miał ochotę rozerwać coś na kawałki. Podszedł do niej, zdenerwowany i mocno chwycił ją za ramię. Namida nie była zbyt wysoka. Drobna i szczupła, wyglądała teraz przy nim, jak mała dziewczynka.
- Widzisz? I tak jest zawsze! Bagatelizujesz sprawy, które są naprawdę ważne! Ale wiesz co? Ja mam dosyć! Jeżeli naprawdę nie zależy ci na rodzinie, to ja nie będę się więcej przejmował. Dam dzieciakom jeszcze więcej miłości, której nie otrzymają od matki. Nie pozwolę, by twoje ambicje w jakikolwiek sposób im zaszkodziły. Możesz więc wracać sobie do tej pracy i robić to, co sprawia, że jesteś tak bardzo szczęśliwa. Nie zdziw się jednak, gdy po powrocie do domu, nikt się z tobą nie przywita. Pewnie nie zauważysz, gdy dzieci dorosną i się wyprowadzą. Nie zauważysz nawet, gdy ja się zestarzeję i umrę. Wrócisz do domu i będziesz zastanawiała się, gdzie ci wszyscy ludzie, którzy tak bardzo chcieli być z tobą, gdzie… - Nie zdołał dokończyć, bo poczuł jej usta na swoich. Pociągnęła go w dół, zawieszając mu ręce na szyi. Nie całowała go długo, ale bardzo namiętnie. Poczuł coś mokrego na swoim policzku. Łzy? Dopiero po chwili zorientował się, że to ona płacze. Chwycił ją mocno za ramiona i odsunął od siebie. Rzeczywiście, po jej policzkach spływały łzy. Patrzyła na niego ze smutną i jednocześnie zawziętą miną.
Lekko zdezorientowany, niepewnie dotknął dłonią jej twarzy.
- Przepraszam – powiedziała niespodziewanie, dotykając jego dłoni. – Nigdy nie chciałam cię zranić. Nie ciebie. Zawsze przecież byłeś dla mnie taki dobry. Wszystko co mam, zawdzięczam tobie. Naprawdę żałuję, że tak cię krzywdzę – dodała, zamykając oczy i wtulając się w jego dłoń.  – Ja też się boję. – Uśmiechnęła się lekko. – Boję się, że znów stanę się dawną Namidą, ale również boję się tego, że zostanę sama. Ja naprawdę kocham nasze dzieci i nie chcę, żeby o mnie zapomniały. Może i masz rację. Może powinnam poświęcić im więcej czasu – mówiła, po czym podniosła wzrok, patrząc na niego. Objęła go w pasie, przyciągając bliżej siebie. – Może powinnam więcej czasu poświęcić mojemu mężowi – dodała z uśmiechem.
Haruki mimowolnie, odwzajemnił uśmiech. Nie był jednak do końca przekonany, czy Namida dałaby radę coś w sobie zmienić. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony, chciał ją pocieszyć. Z drugiej jednak, powinien być stanowczy i pokazać jej, że nie żartuje.
Tak… On i stanowczość. Nawet nie kontrolował swojego odruchu, gdy pochylił się ku niej, czule całując jej usta.

***


                Obudził go nagły atak lęku. Nie był typem człowieka, który zrywał się z łóżka z krzykiem, więc po prostu leżał sztywno przez dłuższą chwilę, wpatrując się w sufit. Oddychał szybko i głośno. Za głośno, jak na jego gust.
Przekręcił nieco głowę w bok, spoglądając na swoją żonę. Spała smacznie, nieświadoma jego nagłym atakiem lęku. Ulżyło mu, chociaż w tej kwestii. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio przespał całą noc. Nigdy jednak, starał się nie budzić przy tym Kin. Jego przepełnione grozą i lękiem przebudzenia, nie były czymś, czym ona powinna zawracać sobie głowę. Wystarczająco irytująca już była jej przesadnia troska w ciągu dnia.
Isamu na powrót spojrzał w ciemność, znajdującą się nad nim. Zacisnął lekko pięści na kołdrze, podciągając ją trochę wyżej. Ściszył oddech jeszcze bardziej, zamykając oczy i próbując się uspokoić. Dreszcze powoli zaczęły znikać, a serce powracało do stałego rytmu. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest spocony. Skrzywił się, ocierając ręką mokre czoło.
Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie w kierunku kin, po czym z ciężkim westchnięciem, zaczął podnosić się z łóżka. Przez moment, siedział na brzegu, przygotowując się na wstanie.
To było takie irytujące. Jeden gwałtowniejszy ruch i znów pojawią się mdłości, albo zawroty głowy. Był młodym facetem, o zdrowiu staruszka. Schorowanego staruszka. Co właściwie miał z młodości. Jego dusza zdawała się być równie stara i zmarnowana, co kondycja ciała.
                Powoli wstał, czując dygotanie w nogach. Miał ochotę zazgrzytać zębami, ale bał się, że przypadkiem może je stracić. Zacisnął więc tylko pięści, prostując trzeszczące nogi i plecy, a następnie szybko ulotnił się z sypialni.
Gdy zamknął drzwi, poczuł się pewniej. Nienawidził swojej słabości. Inni się nad nim litowali, co było najgorsze. Nie mógł już znieść tego, wiecznie zmartwionego spojrzenia Kin. Nawet, gdy starała się być wyluzowana i żartować, on i tak widział, że cały czas tylko martwi się tym, że on z dnia na dzień jest coraz słabszy. Jego siostra również się martwiła. Jego kuzyn, dziadkowie… To było dużo bardziej denerwujące niż same dolegliwości.
Dlatego właśnie, uwielbiał być sam. Spokój, cisza i swoboda. Mógł wtedy efektowniej pracować przy swoich badaniach.
Wspólnie z Ren’em, starali się opracować jakiś lek, który spowolniłby jego proces starzenia. Isamu obawiał się, że jak tak dalej pójdzie, już niebawem będzie musiał wszystkich opuścić.
                Uśmiechnął się kpiąco, wchodząc do niewielkiego saloniku. Był raczej osobą, która na pierwszy rzut oka wygląda, jakby nienawidziła życia. Czy on jednak kochał życie? Nie. Z całą pewnością był bliżej nienawiści, niż miłości. Miał jednak na świecie osoby, które kochał ponad wszystko. On sam, bardzo dobrze znał ból utraty bliskich. Nie byłoby nic bardziej egoistycznego z jego strony, niż to, że miałby się poddać i po prostu umrzeć. Za nic w świecie, nie chciał przysparzać tylu cierpień swoim najbliższym.
Gdyby chociaż udało się stworzyć coś, co dałoby mu jakiś, bardziej określony czas. Mógłby przygotować na najgorsze siebie i rodzinę. A tak? Czuł się, jak bomba zegarowa.
                Wolnym krokiem, podszedł do jednych drzwi. Uchylił je odrobinę, zaglądając do środka. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc swojego małego synka.
Okno w pokoju było odsłonięte, więc blask księżyca, oświetlał go dosyć wyraźnie. Chłopczyk leżał rozłożony na swoim łóżku. Jedną, większą poduchę miał pod głową, natomiast mniejsza spoczywała na jego brzuchu. Trzymał zaciśniętą rączkę na rogu poszewki, jakby w każdej chwili gotowy był do obrony. Kołderka została wykopana z łóżka i leżała teraz na ziemi.
Isamu wszedł cicho do środka, podchodząc do syna. Malec miał mocny sen, więc bez większego stresu, poprawił mu poduszkę i przykrył kołdrą. Wychodząc, podał mu jeszcze maskotkę małego smoka, która również leżała na ziemi.
Po cichu przymknął drzwi, nie zamykając ich jednak do końca. Nużące pochrapywanie chłopczyka, zawsze go uspokajało. Uwielbiał wsłuchiwać się w jego oddech. Był taki silny i zdrowy.
Ze wszystkich rzeczy, które tracił wraz z utratą zdrowia, najgorszą była chyba niemożność chronienia własnego dziecka. Jaki był z niego ojciec, skoro nie może zagwarantować synowi najlepszego azylu?
Oparł się o ścianę, tuż obok drzwi i westchnął ciężko.  Stał tak z opuszczoną głową przez dobrą minutę, kiedy nagle usłyszał niepokojący stukot. Spojrzał w bok, nasłuchując uważnie. To był jednorazowy dźwięk, ale od razu wzbudził jego czujność. Zdawał się docierać z piwnicy, co było jeszcze bardziej podejrzane. Na dole bowiem, znajdowała się jego pracownia. Nie wiele osób miało tam wstęp. Głownie on i Ren. Czasem Kin, bez większego powodu i nazbyt ciekawska Itami.
Z małżeństwa Yasai, to Isamu uchodził za większego pedanta. W jego pracowni, wszystko miało swoje miejsce i nic nie było możliwości, że coś samo z siebie spadło.
Nie miał wyjścia, musiał to sprawdzić.
Wolnym, niepewnym krokiem, ruszył w kierunku drzwi, prowadzących do piwnicy.

***

                Przerażający krzyk, wydobył się z jej zdartego już gardła. Nagły przypływ bólu i znów straciła przytomność. Nie wiedziała, jak długo to trwało. Za każdym razem, gdy otwierała oczy, mogła jedynie wić się w agonii. W jej głowie pojawiały się na przemian dwie myśli. Pragnęła, by wreszcie zostawił ją w spokoju, po czym znów chciała umrzeć. Jej męka zdawała się nie mieć końca.
Gdy otworzyła oczy, czując tymczasową przerwę w atakach, zobaczyła tylko kamienną posadzkę i buty swojego oprawcy. Nie miała siły nawet by utrzymać dłużej powieki, a co dopiero by podnieść wzrok. Czuła chłód na lewym policzku, który przylegał do ziemi. Czuła również wilgoć, ściekającą jej po twarzy i nieprzyjemny smak rdzy w ustach. Jej ciało było… Bała się myśleć, w jakim było stanie.
Toby świetnie się bawił, dźgając ją, ciąć, tłukąc i poniżając. Wiedziała, że na lewym udzie ma głęboką ranę, która zapewne byłaby przyczyną jej śmierci, gdyby nie fakt, że napastnik przypalił skórę, tamując przy tym krwawienia. Nie mogła o tym zapomnieć, bo noga boleśnie pulsowała nawet wtedy, gdy leżała nieruchomo. Prawej kończyny nie czuła. Myślała o tym z mieszaniną ulgi i niepokoju. Mimo groźnych ran, nogi zdawały się być w najlepszym stanie. Im wyżej, tym cięcia na jej ciele stawały się brutalniejsze. Z jej ubrania zostały same skrawki. Równie dobrze, mogła leżeć tam naga. Miała to gdzieś. Przestała się bronić, jak tylko zrozumiała, że nie jest w stanie nawet nadążyć za przeciwnikiem. Mogłaby co prawda zaatakować go z zaskoczenia, gdy jego czujność była już uśpiona, jednakże… Nie zależało jej. Chciała po prostu zniknąć.
Życie przelatywało jej przed oczami, ale jak na złość, nie potrafiła przywołać do siebie żadnych dobrych wspomnień. Czy naprawdę było ich aż tak niewiele? Nagle, całe jej życie, zaczęło przypominać jedynie pasmo porażek.
W niczym nie była najlepsza. Wieczny zawód rodziców, mimo, że przecież się starała. Wszystkie słabości w akademii i w dalszej nauce. Niezadowolenie dziadka. Nieodwzajemniona miłość. Związek bez uczuć. Utrata przyjaciół.
Miała ochotę się rozpłakać. Czy przez to, co się wydarzyło, Tsuki naprawdę tak bardzo jej nienawidzi? Myślała z rozpaczą. Dlaczego czegoś nie zrobi? Dlaczego nie przyjdzie i nie zabierze jej ze sobą? Nie tak przecież miało być. Całe jej życie poszło nie tak, jak trzeba.
- Chyba powinniśmy już kończyć tę zabawę, nie uważasz? – Usłyszała głos Toby’ego. Skierowała wzrok w jego kierunku. Kucał przy ścianie i coś robił. Po chwili podniósł się i podszedł do niej. Bez zbędnych przedłużeń, chwycił obie jej ręce, podciągając ją nieco w górę.
Wrzasnęła głośno, czując jak zasklepione na jej ramionach rany, ponownie się otwierają.
Młody mężczyzna, przeciągnął ją przez kilka metrów, aż do ściany. Emi jęczała półprzytomnie, nieświadomie kręcąc głową na boki.
Poczuła uścisk na swoich nadgarstkach i dopiero po chwili, zorientowała się, że została przywiązana do jednego z uchwytów, wystających ze ściany. Otworzyła oczy, wpatrując się w podłogę. Przez ogromną falę bólu, kręciło jej się w głowie, a obraz stał się niewyraźny.
Ręce miała mocno związane nad głową. Zdawało jej się, że za chwilę, oderwą się od ciała. Skóra była tak napięta, jakby miała rozerwać się przy najmniejszym ruchu.
- Muszę przyznać, że bardzo mnie rozczarowałaś – westchnął młody mężczyzna, kucając tuż przed swoją zdobyczą. – Emi z klanu Tanaka. Wnuczka przywódcy i niegdyś najsilniejszego użytkownika techniki szkła. Żona Lorda Feudalnego i Jinchuuriki. Niedoszła matka bestii – wymieniał powoli i leniwie, a kobieta nawet na sekundę nie podniosła wzroku, by na niego spojrzeń. Cmoknął kilkakrotnie, kręcąc z dezaprobatą głową. – Co mam zrobić, żebyś zaczęła się bronić, albo przynajmniej błagać? Naprawdę w ogóle nie zależy ci na życiu? Jest aż tak bezwartościowe? – zapytał, przybliżając się do niej.
Ujął dłonią jej twarz, odwracając ją ku sobie. Emi, powoli i obojętnie, przeniosła wzrok na srebrzyste oczy napastnika. Uśmiechnął się niewinnie, przechylając głowę nieco w bok.
- Jesteś jedną z tych, która dobro innych przełożyłaby nad własne, prawda? A co byś zrobiła, gdybym powiedział, że zabawię się z twoimi bliskimi? – zapytał i uśmiechnął się szerzej, gdy poczuł, jak ciało dziewczyny drgnęło. – Och, spokojnie. Ty już wtedy będziesz martwa i nic nie będzie cię obchodziło. Niestety… do twojej rodziny, raczej trudno byłoby mi się zbliżyć, ale szczęśliwym trafem, zatrzymałem się na kilka dni w pewnej wiosce. Konoha, kojarzysz? – Słychać było, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu. Młoda kobieta od razu bardziej oprzytomniało, z przestrachem świdrując jasne tęczówki chłopaka.
- Wspominałem już, że wiem o tobie dosyć sporo? Między innymi to, że oprócz kompana z twojej dawnej drużyny, przyjaźniłaś się jeszcze z innym chłopcem. Widziałem go. Teraz to wielki facet. Wiesz, że ma żonę i dzieci? A może straciliście już ze sobą kontakt? W końcu stałaś się wysoko postawioną damą, a on pozostał nikim. W każdym razie, taki konkretny gość, na pewno dostarczy mi rozrywki, której zabrakło przy tobie – mówił, z satysfakcją widząc, jak dziewczyna zaczyna drżeć coraz mocniej.
- Jeśli spróbujesz…
- A gdybym tak… - przerwał jej, udając, ze nawet nie słyszał. – Gdybym pozabijał jego pociechy i pocięte ciała, powiesił gdzieś w jego domu. Ale by miał minę, gdyby to zobaczył. Albo może usadzę tych malców na krzesła i zmuszę, by oglądali, jak tnę ich rodziców na kawałeczki. Co myślisz? A może ty masz dla mnie jakąś ciekawą propozycję? – Przybliżył się do niej, nadstawiając ucho. Po chwili, zaczął się głośno śmiać. – Tak też myślałem. Bo cóż być mogła zrobić, prawda?
                Niewiele brakowało, a otrzymałby cios w głowę. Szybko i sprawnie jednak odskoczył do tyłu, znów kucając przed kobietą i szczerząc się z zadowolenia.
Emi miała już wolne ręce i zaciskała je teraz tak mocno, na ile pozwalał jej ból. Dzięki swojej technice, zdołała obtoczyć każdą niteczkę w sznurze, który ją trzymał, szkłem, po czym bez problemu ją złamać.
Zazgrzytała zębami, zdając sobie sprawę z tego, jak mało może zdziałać z takim ciałem.
Odruchowo, dotknęła swojego brzucha, ponosząc wzrok na oprawcę. Wypluła trochę krwi, marszcząc brwi.
- Chcesz walczyć? – zapytał rozbawiony.
- Zabiję cię – warknęła wściekle.

***

                Leżał na prawym bok, podpierając głowę ręką. Z zamyślonym wyrazem twarzy, wpatrywał się w śpiącą żonę. Oddychała tak spokojnie, tak niewinnie. Jej twarz podczas snu, wyglądała zawsze tak samo. Pozbawiona wszelkich trosk, nie zmarszczona najmniejszym grymasem.
Haruki uwielbiał patrzeć na nią nocą. Nie tylko dlatego, że była to jedna z nielicznych chwil, kiedy ją widział. Patrzył, bo właściwie tylko wtedy przypominała mu swoją dawną siebie. Bezbronną dziewczynkę, którą poprzysiągł sobie chronić.
Kiedy, wiele lat temu, zginął je starszy brat, to on wziął ją pod swoje skrzydła. Zapewnił jej dom i bezgraniczne wsparcie. To on poprosił Tsunade o znalezienie jej zajęcia. Co prawda, nie było jego zamiarem, by przydzielono jej Ibiki’ego, ale za wszystko inne czuł się odpowiedzialny. A teraz? Miał żal do niej, że odnalazła swoją drogę. O co tak naprawdę był zły? Przecież chciał jej szczęścia.
Westchnął ciężko, siadając po turecku na łóżku i opierając głowę na prawej ręce, wspartej na kolanie. Znów zerknął na Namidę.
Chyba był po prostu rozczarowany faktem, że mają zupełnie inne marzenia i priorytety. On był typem, kochającym spokojne życie z rodziną u boku, ona z kolei była kobietą sukcesu. Dwie, tak odmienne osobowości, nie mogły żyć w szczęśliwym związku.
Haruki nigdy do końca nie był pewien swoich uczuć do Namidy. Nie był w stanie stwierdzić, czy te wszystkie emocje, to już miłość. Nie był w tym najlepszy. Miał co prawda wiele osób, które kochał. Rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, dzieci… Ale miłość do żony chyba powinna różnić się trochę od pozostałych. Podobno powinna być większa, silniejsza i dawać mu pewność. A on nie wiedział. Namida była jego żoną. Małżeństwa się kochają i wspierają. Oczywiście, również się kłócą i to nawet częściej, niż inni. Haruki wiedział to, obserwując przez wiele lat, własnych rodziców. Najważniejszy jednak zawsze, wydawał mu się czas. Dwoje ludzi, mogło się ze sobą kłócić, ale potrzebowali potem czasu, by się pogodzić. By przeprosić się nawzajem, wybaczyć i zaufać… by ponownie się w sobie zakochać.
Oni tego czasu nie mieli. Kłócili się, a potem udawali, że nic się nie stało. Ich wspólne chwile zrobiły się niezwykle krótkie. Moment rozmowy, sprzeczka, zapomnienie, od czasu do czasu nagły przejaw czułości, który jak na jego gust, był tylko czysto fizyczny.
Nie było już między nimi żadnej iskry, żadnego napięcia. Właściwie nie był teraz nawet pewien, czy ta chemia kiedykolwiek istniała.
Ta świadomość była najgorsza. Czy to właśnie miało oznaczać, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał? Wyprostował się, rozglądając na boki, w poszukiwaniu jakiegokolwiek ubrania. W dole łóżka, dostrzegł swoje spodnie od piżamy. Wolno i leniwie, sięgnął po nie, po czym nieco już sprawniej, założył je na siebie. Wstał z łóżka i bez pośpiechu, opuścił sypialnie.
Wszedł do maleńkiego pokoiku, który służył za biblioteczkę. Namida trzymała tu wiele, ważnych książek, ale znalazło się też trochę miejsca na jego skarby.
Zapalił małą lampkę i siadając w bujanym fotelu, chwycił w ręce drewnianą szkatułkę, która stała na szafce, obok sekretarzyka.
Ułożył ją sobie na kolanach i ostrożnie, niemal z czcią, otworzył pokrywę.
Wewnątrz znajdowało się kilka jego perełek z czasów młodości. Jego pierwszy ochraniacz na czoło z symbolem Wioski Wodospadu. To przecież tam spędził znaczną część dzieciństwa i został geninem.
Zlaminowany dyplom awansu na chuunina. Doskonale pamiętał reakcję Itami, gdy dowiedziała się, że został chuuninem przed nią.
Jego pierwszy shuriken. Otrzymał go od swojego ojca, gdy miał siedem lat.
Różne liściki, kamyczki, jakiś łańcuszek, zdjęcia… Ilekroć spoglądał na te rzeczy, budziło się w nim uczucie nostalgii. Większość tych pamiątek, wiązała się z jego przyjacielem.
Z utęsknieniem, począł przeglądać niewielki zbiór fotografii. Było to kilka, starych fotek, które nie trafiły do albumów, czy w ramki. W pewnym momencie, natknął się na zapomniane zdjęcie. Przedstawiało Tsuki’ego, Emi i jego, bawiących się w ogrodzie. Prawdopodobnie, było robione przez mamę jego przyjaciela.
Przyjrzał mu się lepiej, czując dziwny niepokój. Mały Tsuki stał kawałek dalej, opierając się o drewniany płot i ze spokojnym uśmiechem, patrząc na pozostałą dwójkę. Emi płakała, umorusana cała lodem truskawkowym. Natomiast on stał z pustym rożkiem, smutno spoglądając na swoje słodkości, znajdujące się teraz na ubraniach i twarzy dziewczynki.
Nie miał pojęcia, dlaczego tak zaintrygowało go to zdjęcie. Było to po prostu zwyczajne ujęcie, jednej z ich wspólnych chwil.
Poczuł smutek, spoglądając na zielonowłosego chłopca, którego nie było już na tym świecie. Dziwne, ale jakoś na tej fotografii wydał mu się oddalony. Tak jakby spoglądał na nich opiekuńczo z innego świata.
Emi… Emi często płakała. Co prawda przez niego bardzo rzadko, ale również się zdarzało. Ubrudzona czerwoną mazią, wyglądała niemal makabrycznie.
Przejechał palcem po jej postaci, marząc brwi w zamyśleniu.
- Emi… - szepnął mimowolnie. – Kiedy znów cię zobaczę?

***

                Szedł po schodach, do ciemnego pomieszczenia. Zatrzymał się na ostatnim schodku, uważnie rozglądając się na boki.
Mógłby przysiąść, że jeszcze przed chwilą, ktoś tutaj był. Wyraźnie czuł czyjąś obecność, ale zdawała się coraz bardziej oddalać.
Isamu podniósł rękę, by zapalić światło. Dwie, mocne lampy, rzuciły na pomieszczenie ostre światło. Wszedł głębiej, podchodząc do jednego stołu, na którym poukładane były pliki zapisków. Skrzywił się, wyciągając dłoń i i dotykając, nierówno ułożonych papierów. W dodatku leżały zbyt blisko drugiej sterty, która z kolei była w jeszcze gorszym stanie.
Mężczyzna wyrównał obie sterty dokumentów, przy okazji skanując wzrokiem resztę pomieszczenia. Wkurzało go to, że ktoś wtargnął do jego świątyni, ale bardziej niż nad tożsamością włamywacza, czy nawet sposobem, w jaki się tu dostał, ciekawił go powód. Czego mógł szukać w takich badaniach, jak te? Nie było tu nic, co mogłoby posłużyć za broń, silną technikę, piękny wygląd, czy ogromną potęgę. Co więc mogło przyciągnąć tutaj kogokolwiek?
Ponownie spojrzał na zbiór zapisków. Był to głównie spis najróżniejszych ziół. Ich dobre i złe właściwości, a także wskazane zastosowanie. Czyżby ktoś potrzebował zielarskiej pomocy?
Isamu miał złe przeczucia. Zwyczajny mieszkaniec Konohy, gdyby czegoś potrzebował, po prostu w cywilizowany sposób by zapytał. Nie miał wątpliwości, że włamywaczem był ktoś wyjątkowo przebiegły i doświadczony. Nie tak łatwo jest wślizgnąć się do dzielnicy Yasai i pozostać niezauważonym, a co dopiero włamać się do domu jednego z Yasai i w porę ulotnić, nie pozostawiając po sobie praktycznie żadnego śladu.
Spojrzał na zegarek, po czym zdecydował, że sprawą zajmie się rano. Skierował się w stronę sypialni, po drodze sprawdzając swoją techniką, czy w domu nie ma nigdzie nieproszonego gościa. Gdy stwierdził, że jest czysto, udał się na spoczynek.

***

                Walka nie trwała długo. On był nieludzko szybki. Ona ranna i wyczerpana. Nie była w stanie utrzymać się na nogach, ale sprawnie władała swoją techniką.
Toby jednak, robił bez problemu uniki, cudownie się przy tym bawiąc. Śmiał się za każdym razem, gdy szklane ostrze było niebezpiecznie blisko, a on w ostatniej chwili, odskakiwał gdzieś w bok.
Emi traciła resztki sił. Starała się… Próbowała… Wszystko jednak szło na marne. Nie mogła pozwolić, by ten drań skrzywdził jej bliskich. By cokolwiek zrobił Haruki’emu. Co jednak mogła zrobić? Jej ataki, nie przynosiły żadnego rezultatu i z każdą chwilą stawały się coraz słabsze. Miała ochotę się rozpłakać. Zapomniała już o bólu. O pozdzieranej skórze, poobijanych kościach, krwawiących wciąż ranach. Najgorszy z tego wszystkiego był ból serca. Nawet pod koniec… nawet nie mając już nic do stracenia… Nie jest w stanie niczego dokonać.
Zacisnęła pięści, przykładając je do ziemi, po czym powoli je rozłożyła, a wkoło zaczęła rozprzestrzeniać się kolorowa nawierzchnia. Poniekąd, przypominało to trochę lodowisko.
Mężczyzna, przyglądał się temu z zaintrygowaniem.
- Chcesz się poślizgać? – zapytał. Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko wykonała ponowny ruch ręką, a tuż obok Toby’ego, wyrosło szklane ostrze, skierowane w jego stronę.  
Nie ruszył się z miejsca, a jedynie odchylił kawałek w bok. Przezroczysty, ostry wierzchołek, odciął mu kępkę włosów. Czarne pasmo, powoli opadło na lśniącą podłogę, a mężczyzna uśmiechnął się przy tym z podziwem.
- Dlaczego nie byłaś taka zaciekła od samego początku? Bawilibyśmy się znacznie lepiej, gdybyś się trochę przyłożyła – powiedział, podpierając się ręką o kolano i powoli wstając. – Niestety. Teraz nadszedł czas, by umrzeć – dodał z rozczarowaniem w głosie.
Kobieta zacisnęła zęby, ponownie wykonując szybki ruch ręką. Ostry kolec, wyrósł z podłogi, tuż pod napastnikiem, który oczywiście stał już zupełnie gdzie indziej.
Kolejna próba. Kolejne spudłowanie.
Emi jęknęła rozpaczliwie, widząc, jak Toby się do niej zbliża. Odruchowo, chciała podnieść się z miejsca i zacząć uciekać. Szarpnęła się na bok, a jej nogi nawet nie spróbowały podnieść się z miejsca. Upadła do przodu, uderzając twarzą w zimną podłogę.  Załkała cicho, czołgając się do przodu i głośno przy tym dysząc.
Obejrzawszy się za siebie, dostrzegła tylko, że mężczyzna, chwyta za jeden ze szklanych kolców, które wcześniej stworzyła i odłamuje jego ostry wierzchołek. Uniosła brwi, a jej oddech przyśpieszył. Ponownie zaczęła się czołgać. Jej szklana technika, pokrywająca nawierzchnię, powoli zaczynała znikać, przez co podłoże zrobiło się niezwykle szorstkie. Zawyła z bólu, czując, jakby ktoś obdzierał ją ze skóry.
W końcu opadła bezradnie na ziemię, z trudem łapiąc oddech. Leżała twarzą do ziemi, nie mając nawet siły by krzyczeć. Zacisnęła lekko pięści, starając się złączyć dłonie.
Poczuła mocne szarpnięcie za ramię, a sekundę później leżała na plecach, widząc nad sobą Toby’ego. Patrzył na nią z niesmakiem, zaciskając w dłoni kawałek jej szkła. Po chwili uklęknął na jej nogach, zdzierając z niej resztkę ubrania.
Przyłożył ostrą krawędź do jej brzucha, a słysząc przyśpieszony oddech ofiary, uśmiechał się chytrze.
- Powiedz światu, dobranoc – powiedział cicho, po czym wbił nagle ostrze, w sam środek brzucha. Krew trysnęła mu na twarz, a Emi krzyknęła rozdzierająco, szamocząc się pod ciężarem mężczyzny.  Ten jednak zaczął śmiać się jeszcze bardziej, wpadając w trans. Przecinał delikatnie jej skórę, by za chwilę znów wbić broń głębiej.


Kobieta krzyczała w agonii, czując, jak ulatuje z niej życie. Widziała tylko krew. Wszędzie mnóstwo krwi. A gdzieś tam pomiędzy, roześmiana twarz sadysty. Powoli traciła przytomność. Przestała krzyczeć, a jej gardło wypełniła szkarłatna ciecz. Opuściła na ziemie głowę i ramiona, ślepo patrząc gdzieś w bok. Wszystko było takie zamazane i niewyraźne. Cały świat się kołysał. W oddali słyszała złowrogi śmiech.
Gdzieś tam pomiędzy, słyszała jednak coś jeszcze. To nie był śmiech mordercy. Słyszała dziecko. Dziecięcy chichot, docierający do niej z oddali. Z trudem utrzymywała powieki w górze. Ktoś stał przed nią. Ktoś jeszcze był w tym pomieszczeniu. Nie była zdziwiona. Nic już nie czuła. Po prostu widziała kawałek dalej, dobrze znaną jej postać. Małe, niewyraźnie stópki, przebiegły tuż przed jej oczami. Nagle, postać zatrzymała się kilka metrów przed nią i usiadła sobie na ziemi. To był mały chłopiec. Znała go. Znała go bardzo dobre. Te iskrzące radością i pełnią życia oczy. Ten szeroki, pocieszający uśmiech.
Przyszedł po nią?
Gęsta, zielona czupryna, opadła mu na twarz, gdy nachylił się by spojrzeć w jej niemal martwe już oczy. Skrzywił się z rozczarowaniem, a sekundę później znów uśmiechnął. Gestem głowy wskazał na coś, co znajdowało się nad nią.
Emi nie miała siły by odwrócił głowę. Właściwie nie wiedziała, czy ma jeszcze do tego prawo. Może to ciało nie należało już do niej? Może zaczynała je już opuszczać?
Chłopiec o zielonych włosach, wydał się zawiedziony. Wstał z miejsca i podszedł do niej. Wtedy poczuła, jak ktoś pomaga odwrócić jej głowę, a po chwili unosi jej dłonie. Czuła na nich ciepło i przyjemne mrowienie. Nie bardzo rozumiała, co się dzieje.
Jakiś mężczyzna, ubrudzony czerwoną substancją, śmiał się na całe gardło, odchylając do tyłu głowę. Złączyła dłonie, wykonując przy tym różne symbole. Przy ostatnim się zatrzymała, na ułamek sekundy zerkając w bok.
Chłopiec stał już dalej. Uśmiechał się zachęcająco, kiwając głową. Kobieta miała wrażenie, że również się uśmiechnęła. Dokończyła swoją pieczęć, a potem wszystko jakby zostało znów przyśpieszone. Magia gdzieś zniknęła, a do jej uszu znów dochodziły wyraźne, bliskie dźwięki.
Nie śmiech, ale przerażający krzyk, rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy z ziemi wyłoniła się cała masa ostrzy. Nie wszystkie zdołały ją ominąć. Większość jednak, dosięgła chłopaka, przebijając go w wielu miejscach. Toby tym razem nie zdążył uskoczyć w bok. Wisiał teraz tuż nad kobietą, poprzebijany i  zaskoczony. Wpatrywał się w jej jasne oczy przez kilka sekund.
- Nie skrzywdzisz już nikogo więcej – wyszeptała z trudem. Zanim straciła przytomność, jego srebrzyste, jak księżyc oczy zgasły.

***

Dwa dni później

                Feliks stał w przyciemnionym pomieszczeniu, z zamyśleniem wyglądając przez odsłonięte do połowy okno. W głowie analizował wszystko, czego dowiedział się w ciągu ostatnich, kilku dni. Niewiele jednak z tego dotyczyło jego rzekomej misji, pozbycia się demonów. W okolicy było znacznie więcej, ciekawszych rzeczy, którym pozwalał zaprzątać sobie głowę. Jego doskonała pamięć i zdolności analityczne sprawiały, że nie musiał zapisywać wszystkiego, czego się dowie. Różnił się więc nieco, od interesującego źródła, które zlokalizował w Wiosce Liścia. Niemniej jednak, był pod ogromnym wrażeniem, wiedzy i badań, jakie wykonał tamten umysł. Nie mógł co prawda, zbyt dokładnie przejrzeć fascynujących zapisków, ale mimo to, zdołał dostrzec kilka drobnych błędów. Miał nawet kilka uwag i teorii, dotyczących dalszych badań.
W każdym razie, to i tak było bez większego znaczenia. Nie tym powinien się zajmować.
                W pewnym momencie, do pokoju wszedł młody chłopak. Jak gdyby nigdy nic, podszedł do niewielkiego stoliczka, na którym stał dzbanek z wodą i nalał ją do dwóch szklanek, stojących obok. Podniósł naczynia i już chciał się kierować w stronę wyjścia, kiedy dostrzegł milczącego mężczyznę. Zachwiał się niebezpiecznie, wydając z siebie cichy pisk i oblewając się cieczą.
- Dlaczego stoisz tu tak po ciemku? Mały włos, a dostałbym zawału – odezwał się Noah, odkładając z powrotem na stoliczek szklanki i wycierając dłonią, swoją mokrą bluzkę. Spojrzał uważnie na czarnowłosego, który nadal stał niewzruszony. – Dawno temu wróciłeś? Dowiedziałeś się czegoś? – zapytał niepewnie i starając się nie spuścić mężczyzny z oczu, powoli znów sięgnął po szklanki.
- Wiem, w którą stronę się udał. Reszta to tylko domysły – oznajmił obojętnie, nie zmieniając pozycji.
- Twoje domysły zawsze są słuszne. – Zmarszczył brwi, starając się cokolwiek wyczytać z zachowania swojego rozmówcy.
Feliks jednak, stał niemal nieruchomo, nie odwracając wzroku ani na sekundę. Gdyby nie fakt, że słabo porusza ustami i jakby dyskretnie oddycha, wyglądałby jak posąg. Nigdy nie był skłonny do dłuższej rozmowy, zresztą… Noah wcale nie miał ochoty na żadną pogawędkę z tym typkiem. Był dla niego zbyt przerażający. Co prawda, nie w ten sam sposób, co Toby. W tym cichym i przesadnie spokojnym gościu było coś, co budziło w człowieku niepokój. Niepokój, ale również i ciekawość. Rozmawiając z Toby’m, miało się ochotę uciec jak najdalej. Z Feliksem jednak było inaczej. Ten jego magnetyzm, zdawał się być dużo bardziej niebezpieczny, niż odpychająca postawa Toby’ego.
- To wciąż tylko domysły – odpowiedział mężczyzna.
Noah westchnął ciężko, powoli kierując się już do wyjścia. Zanim jednak, dotarł do drzwi, stanął i znów zerknął w kierunku okna.
- Myślisz, że on wróci? – zapytał cicho, w głębi nawet nie licząc na odpowiedź. Spuścił tylko głowę, zaciskając mocniej dłonie na szklankach. – Pani Heidi może być zła – dodał, po czym opuścił pomieszczenie.

***

                Młody mężczyzna o krótkich, rudawych włosach i błękitnych oczach, oparł się o kamienną ścianę góry, z rozkoszą, zaciągają się dymem, dopiero co odpalonego papierosa. Miał niecałe dwadzieścia lat, a jego nałóg był już teraz dosyć ciężki do opanowania.
Uśmiechnął się błogo, odchylając do tyłu głowę i starając się nie myśleć o tym, że w paczce pozostały mu zaledwie dwa smakołyki. Miał tylko nadzieję, że gdy dotrą na miejsce, zdoła odciąć się chociaż na chwilę od reszty grupy i skoczyć do jakiegoś sklepu po małe zaopatrzenie. Co prawda był przecież dorosły i wcale nie musiał się kryć ze swoimi upodobaniami, jednakże… Ta babka, która wiecznie starała się być dla wszystkich miła i każdego obserwowała z uwagą, była nader irytująca. Co z tego, że jej mąż jest taką szychą, a kapitan oddziału , to jej przyjaciel. Sama nie miała nawet trzydziestki, a zachowywała się jak matka wszystkich narodów.
Ryu, bo tak miał na imię młodzieniec, wziął jeszcze kilka głębszych wdechów, po czym zgasił peta o skałę za nim i wyrzucił gdzieś w krzaki. Przez moment, stał jeszcze z rękoma schowanymi w kieszeniach spodni i rozglądał się po okolicy. Przed nim, rozpościerał się gęsty las. Stał dosyć wysoko, więc z tej perspektywy, widział głównie korony drzew. Niemniej jednak, widok zapierał dech w piersiach.
Nigdy jeszcze nie był tak daleko od domu. Będzie miał o czym opowiadać, gdy już wróci. Wybierze się z kumplami na piwo i podkoloryzuje trochę swoją historię, jakimiś nagimi laseczkami i groźnymi psychopatami.
- Ryu? Kapitan prosi, żebyś wrócił do reszty. Omawiamy właśnie dalszą drogę. – Usłyszał nagle przyjemny głosik. Odwrócił się i z uśmiechem spojrzał na młodą, śliczną dziewczynę, która również należała do ich oddziału. Była mniej więcej w jego wieku. Miała piękne, długie, czarne włosy i wielkie, jeszcze bardziej czarniejsze oczy. Duże piersi, wąska talia, apetyczne biodra. Dziewczyna-marzenie, pomyślał chłopak. W dodatku była uroczo niepewna siebie i miła. Zwłaszcza dla niego. Tak mu się przynajmniej zdawało.
- Już idę – odparł z nonszalanckim uśmiechem i czekając aż dziewczyna pójdzie pierwsza, ruszył za nią, rozkoszując się przy okazji widokiem jej zgrabnych pośladków.
                Dotarli do reszty gruby, która składała się jeszcze z pięciu osób i dwóch psów. Wszyscy byli dosyć młodzi. Najstarszy był wysoki mężczyzna, z blizną na policzku i dziwnym kształtem ucha, które wyglądało, jakby ktoś je nieco odgryzł. Na twarzy miał charakterystyczne dla jego klanu, czerwone znamiona. Tuż przy jego nodze stał wielki, szary pies, o krótkiej sierści, szpiczastych uszach i pysku przypominającym buldoga.
Jak tylko dwójka najmłodszych członków, pojawiła się na widoku, pies przestał merdać ogonem i wraz ze swoim właścicielem, spojrzał w kierunku przybyszów.
Ryu westchnął ciężko, czując na sobie ciężar, rozczarowanych spojrzeń. Miał wrażenie, że wszyscy stale go osądzają i są w tej ocenie niesprawiedliwie surowi.
Podniósł wzrok, patrząc na wysoką i szczupłą kobietę, która była drugą, najstarszą tu osobą. Jej bał się najbardziej. Wyglądała, jakby wiecznie była na wszystkich wkurzona. Krótkie, ciemno niebieskie włosy, sterczące w różne strony. Fioletowe oczy, stale łypiące na niego spod przymkniętych powiek. Usta, umalowane wyzywającą, czerwoną szminką. Ogólnie, nie była brzydka, ale Ryu bał się utrzymać z nią nawet krótki kontakt wzrokowy, a co dopiero uciąć sobie pogawędkę. Zresztą, kobieta nie odzywała się zbyt często. Była wzorowym, podręcznikowym shinobi, który wykonywał polecenia kapitana, ewentualnie podsuwając mu własne spostrzeżenia, czy inne rozwiązania.
Oprócz niej, w drużynie był jeszcze trzecia kobieta. To ta irytująca. Ona z kolei wyglądała, jakby martwiła się o wszystkich na około. Ryu nie popierał takiego zachowania. W końcu, co ją mogło obchodzić to, jak inni żyją? Przecież każdy ma prawo robić to, na co ma ochotę. Przynajmniej w czasie przerwy.
Ponownie westchnął strapiony, zerkając na przesadnie miłą, granatowowłosą kobietę. O dziwo, nie nękała go swoim opiekuńczym spojrzeniem. Najchętniej wygarnąłby jej wszystko, co o niej myśli, gdyby nie fakt, że była żoną Hokage. Ryu nie chciał zadzierać z takimi osobistościami. Jeszcze zdegradowaliby go do stanowiska nauczania początkowego. Co, jak co, ale tępych dzieciaków nie miał ochoty uczyć tropienia. Zresztą… Czy tego można nauczyć? Z takim darem trzeba się urodzić!
- Nie powinieneś tak odpływać, kiedy kapitan tłumaczy strategię. – Młody chłopak, podskoczył jak oparzony, słysząc tuż za sobą przeraźliwie mroczny głos. Odwrócił się gwałtownie, odruchowo otrzepując swoje ciało z wyimaginowanych robali, które zawsze sobie wyobrażał, gdy widział tego faceta.
Gość z klanu Aburame nie tyle był straszny, co po prostu obrzydliwy. Niezwykle czuły słuch Ryu sprawiał, że stale słyszał te pełzające i szybko przebierające nóżkami robaczki. Słyszał, jak się poruszają, jak piszczą, jak żują… To było okropne.
- Przecież słucham – burknął urażony i jak najszybciej, skierował się w stronę reszty grupy.
                Brunet o wilczym spojrzeniu, któremu stale towarzyszył biały, kudłaty pies, pokazywał właśnie coś na mapie. Co chwilę, zwracał się do żony Hokage i do tego staruszka, jakby byli jego prywatnymi doradcami. Inuzuka Kiba nie nadawał się na przywódcę. Według Ryu był zbyt młody i nawet nie wyróżniał się niczym szczególnym. Prawdopodobnie, staruszek był również od niego silniejszy, a przecież oboje pochodzili z klanu Inuzuka. Zbyt pochopnie otrzymał awans, a potem kolejny i kolejny. Z całą pewnością, przyczyniły się do tego, dobre relacje z Hokage.
- Wszystko jasne? – odezwał się nagle Kiba, a rudowłosy jakby się ocknął. Spojrzał pośpiesznie na wszystkich zebranych, którzy kiwali twierdząco głową.
A niech to! Znów nie wiedział, co jest jasne i musiał udawać, że rozumie. Oczywiście, również kiwnął głową, ale młodszy Inuzuka zawiesił już na nim wzrok.
Zwinął mapę w rulon i uderzył nią lekko w dłoń.
- Ryu… - zagadną podejrzliwie. – Może chcesz prowadzić? – zapytał.
Chłopak poczuł, jak zalewają go zimne poty. Jak tak dalej pójdzie, to ten pyszałek, doniesie na niego do samego Hokage.
- Nie… nie bardzo. Lepiej się czuję na tyłach – odparł, siląc się na swobodny ton.
- Więc sprawdź najbliższą drogę, którą będziemy się poruszać, a my w tym czasie się pozbieramy – wydał polecenie. Po tonie jego głosy, było jednak jasne, że nawet nie liczy, iż chłopak to zrobi. Ten drań Inuzuka, doskonale wiedział, że Ryu nawet nie wie, jaki szlak wybrali.
Przeleciał wzrokiem, po zebranych, szukając w kimś wsparcia. Okazało się, że wszyscy zmówili się przeciwko niemu i chcą go pogrążyć.
- Ryu, stary… - odezwał się nagle Kiba. Oho! Teraz udawał jego kumpla, pomyślał z kpiną chłopak. – Jesteś świetnym tropicielem i masz niezwykle przydatne umiejętności, dlatego głównie wybrałem cię do tej misji. Musisz jednak pamiętać, że same zdolności nie wystarczą i że misja, nie ważne jak błaha wymaga przede wszystkim skupienia, rozumiesz? – Spojrzał na niego poważnie.
- Przecież wiem – odpowiedział chłopak, urażony krzyżując ręce na piersi.
Inuzuka Kiba, przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, po czym westchnął ciężko kręcąc głową i odwracając się w stronę Hinaty.
- Dobra, czyli szyk będzie wyglądał mniej więcej tak: Na samym początku Oda wraz z psem, tuż za nimi nasz radar chakry Chika, potem ja i Akamaru, za mną Shino, następnie Otsu, Ryu i na końcu Hinata – wyjaśnił w skrócie, obrzucając jeszcze wszystkich, krótkim spojrzeniem.
Gdy zebrani wszystko już sobie poukładali, mogli wyruszać.
Nie zdążyli nawet poderwać się z ziemi, kiedy młoda dziewczyna, o imieniu Chika ogłosiła alarm.
- Zbliżają się – powiedziała.
- Słyszę dwanaście, może trzynaście osób – dodał Ryu.
- Wygląda na to, że bardzo im się śpieszy – wtrącił Shino. – Moje owady, nie są w stanie zbadać ich chary.
- Są na godzinie drugiej, jakieś półtora kilometra od nas – odezwała się Hinata, uruchamiając swój byakugan.
- Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z podobnym zapachem – zdziwił się Oda, zerkając na równie zaskoczonego psa.
Kiba skupił chakrę, chcąc również obadać, zbliżających się do nich ludzi. W pewnym momencie, otworzył szeroko oczy, a Akamaru pisnął cicho, niepewnie spoglądając na swojego pana.
- Hinata! – Spojrzał na przyjaciółkę. – Znam ten zapach! – wykrzyknął takim tonem, jakby miał o to do niej pretensje.
Kobieta zmarszczyła brwi, ponownie skanując swoją techniką okolicę. Ryu miał rację. Było dwanaście osób. Ci więcej, jej uwagę szczególnie przykuła jedna postać. Ona również znała tę chakrę.
- Niemożliwe – powiedziała cicho.
- Akamaru? – Kiba spojrzał pytająco na psa, a ten tylko szczeknął głośno, chcąc potwierdzić jego wahania. – Czy to…? W takim miejscu? – zamyślił się.
Pozostali członkowie oddziału cały czas mieli się na baczności, gotowi odeprzeć potencjalny atak. Kiba i Hinata jednak byli wyjątkowo spokojni.
- Tak, oczywiście. Teraz jestem pewna – odezwała się nagle Hyuuga, z uśmiechem robiąc krok do przodu.
- Ostrożnie, Hinata. Minęło wiele lat – ostrzegł ją kapitan oddziału, posyłając przy okazji karcące spojrzenie. Kobieta odpowiedziała mu tylko uśmiechem, ze spokojem wypatrując zbliżającą się grupę ludzi.
- Co robimy? – zapytał zniecierpliwiony Ryu.
- Nie opuszczajcie gardy. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, będziemy…
- Walczyć? – przerwał mu nagle kobiecy głos, a sekundę później, tuż przed nim stanęła drobna postać.
Inuzuka przyjrzał jej się uważnie, starając się lepiej przywołać w pamięci ten zapach. Musiał jednak przyznać, że z wyglądu nie bardzo przypomina osobę, której przypisywał w myślach ową woń. W jego wspomnieniach, zapach należał do małej, osieroconej dziewczynki. Drobnej i zbyt wychudzonej, o długi, bordowych włosach i spojrzeniu wypełnionym dobrocią.
Teraz jednak, przed nim stała dorosła kobieta. Wydawała się być w świetnej formie. Jej niegdyś bujne włosy, były teraz dosyć krótko obcięte, a kilka kosmyków przysłaniało jej twarz. W jej oczach nie kryła się już ta wszechobecna miłość i naiwność, a zastąpiła ją zuchwałość i pewność siebie. Przynajmniej tak mu się wydawało. To, co jednak potwierdzało jego przypuszczenia, to kolor oczu kobiety. Tak niezwykle płomienne, jakby patrzył w ogień.
- Wszędzie poznałabym tego słodkiego psiaka – odezwała się nagle i spojrzała z uśmiechem na bruneta. Pozostali członkowie jej grupy, znaleźli się tuz za nią w ciągu dziesięciu sekund. – Ty musisz być Inuzuka Kiba, chłopak tej jinchuuriki – dodała, na co ten zacisnął tylko pięści.
- Ty jesteś… - zaczęła nagle Hinata, a kobieta o bordowych włosach, spojrzała w jej stronę. Gdy tylko zobaczyła oczy Hyuugi, od razu uśmiechnęła się szeroko, kiwając twierdząco głową. -  Yumeka z Wioski Księżyca.

***

                Wolnym krokiem, szedł długim, wąskim korytarzem, znajdującym się w głównej siedzibie wioski. Ściany, niedawno odświeżane, miały jasno kremowy kolor. Przy podłodze znajdowała się drewniana listwa, a samo podłoże wyłożone było drewnianymi, ciemno brązowymi panelami. Przez sam środek korytarza, rozciągał się długi,  niezbyt szeroki, jasno błękitny dywan. Całość nigdy nie sprawiała ponurego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Zawsze jasno oświetlony, zawsze czysty. Widać, komuś musiało zależeć, by to miejsce do bobrze się kojarzyło. Jakby nie były, przejezdni mieli dostęp zaledwie właśnie do tego korytarza, ewentualnie kilku gabinetów, do których prowadziły zamieszczone co jakiś czas na bokach drzwi.
                Haruki, uniósł trzymany przez siebie pakunek, przyglądając mu się z niesmakiem i coraz bardziej żałując swojej decyzji. Jak zwykle, wychodził na tego mięczaka, który za wszelką cenę chce podlizać się swoje żonie i przynosi jej do pracy drugie śniadanie. Żałosne.
Co jednak miał robić, skoro już tu przyszedł? Nie mógł się teraz wycofać.
Znajdował się już na wyższym poziomie, gdzie również znajdował się gabinet Hokage. To właśnie tam, z tego co wywnioskował po wskazówkach dwóch, przekrzykujących się sekretarek, które prosił o pomoc, znajdowała się jego żona.
Może tak będzie lepiej, pomyślał z lichą nadzieją. Może Namida przy Naruto chociaż podziękuje mu za posiłek i obdarzy nikłym uśmiechem.
                Zatrzymał się przed drzwiami, na których była tabliczka z napisem  „Hokage”. Westchnął ciężko, starając się zepchnąć swoje zażenowanie i poczucie bycia żałosnym gdzieś na dalszy plan, po czym uniósł powoli rękę, by zapukać.
Wstrzymał się jednak, słysząc wyjątkowo wyraźnie, rozmowę docierającą z pomieszczenia.
- Czy to potwierdzona informacja? – Rozpoznał głos Naruto. Był jakiś inny niż zwykle. Smutny? Rozczarowany? Nienaturalnie poważny? W każdym razie, bardzo niepokojący.
- Takie dano nam wytyczne, wraz z raportem. – Inny, nieznany mu głos, nie wyrażał żadnych szczególnych emocji.
Ktoś westchnął głośno, mamrocząc coś, co nie było możliwe do podsłuchania.
- Dobrze więc. Trzeba będzie powiadomić o tym kilka osób. Tu również są jej przyjaciele. Nawet ja miałem okazję ją poznać i polubić. – Ponownie głos Naruto, a po nim długa cisza.
Haruki nie miał pojęcia, kogo może dotyczyć ta rozmowa. Był pewien, że nie był osobą, która byłaby upoważniona, to tych informacji. Chciał już zrezygnować ze swojego szpiegowania i po prostu zapukać, kiedy ponownie do jego uszu, dotarł głos Hokage. Było to ostatnie zdanie, jaki spodziewał się usłyszeć.
- Informacja, że Tanaka Emi została brutalnie zamordowana, powinna…
Nie słuchał już dalej. Nie byłby w stanie. Te kilka słów usłyszał aż nazbyt wyraźnie. Momentalnie, jego ciałem wstrząsną dreszcz, a w głowie zaczęło dudnić. Nawet nie pamiętał kiedy, zaczął biec przed siebie, kierując się w stronę wyjścia. Dokąd zmierzał i jakie były jego zamiary? Nie miał pojęcia.
Pakunek z drugim śniadaniem, zniknął gdzieś w drodze, prawdopodobnie odruchowo rzucony na jakąś wolną szafkę, na którą mógł się natknąć, będąc jeszcze w siedzibie.
Teraz gnał jedną z uliczek, nie zwalniając ani na sekundę.
Jakieś dwie minuty drogi stąd, znajdował się jego dom. Czy to właśnie tam, tak bardzo się śpieszył? Ledwo dotarł na miejsce, a już miał nieznośnie przeczucie, że jest spóźniony. Po co w ogóle ten pośpiech? Dokąd… dokowo?
Wpychając przypadkowo, prawdopodobnie w miarę potrzebne rzeczy do znalezionego gdzieś w pokoju plecaka, co chwilę zwalniał na ułamek sekundy, czując jak wszelkie siły go opuszczają.
Nie ona. Nie ona. Nie ona.
Powtarzał w myślach, w krótkich momentach słabości. Z ogromny trudem, powstrzymywał wybuch płaczu. Ręce drżały mu, jak nigdy przedtem.
Nie wiedział. Nie rozumiał. Co on właściwie wyprawia?
Coś mu jednak mówiło, że nie może odpuścić. Musi się śpieszyć. Musi mieć pewność.
                Przed podróżą do Lorda Feudalnego jednak, miał jeszcze pewne zobowiązania, na których ostatkiem rozumu, był w stanie się skupić. Zajrzał więc, do jednego z dobrze znanych mu miejsc, po czym opóźnił wioskę. 

*************************************

Tak... powinnam paść na kolana i błagać o wybaczenie. Mam tylko nadzieję, że przez moje zaniedbanie, nie straciłam wszystkich czytelników :<
Dlaczego tak długo mnie nie było? 
Życie!
I wszystko jasne:)
Przychodzi pewnego dnia taki moment, kiedy trzeba podjąć kilka ważnych decyzji.  Nie decyzji typu: Co włożyć na siebie jutro, lub gdzie i jak spędzić wakacje :) nie, nie
Mój jeden plan nie wypalił, więc powiem tylko, że koniec końców, wracam do realizacji mojego wielkiego marzenia z dzieciństwa. Przynajmniej w jakimś stopniu. Nie, to nie ma nic wspólnego z pisaniem. To coś, co było na długo przed tym, jak zaczęłam pisać xD Czy wytrwam? Jestem bardzo ciekawa.

Rozdziału nie będę komentowała, zostawiam to Wam (za dużo już chyba narzekam -_-") Miałam taki ambitny plan, by dodać jeszcze jeden przed moimi urodzinami, a tu proszę! Ledwo z tym się wyrobiłam, a i go dodaję na szybko xD

Co jeszcze?
Zapraszam do działu Video, gdzie od ostatnie notki dodałam dwa filmiki, których niektórzy mogli nie widzieć. Autorką oczywiście jest niezastąpiona Perełka!

Jeszcze raz przepraszam, dziękuję i pozdrawiam!

19 komentarzy:

  1. Nie mam pewności czy mnie jeszcze pamiętasz, ale tutaj Agita, prowadziłam(bardzo, bardzo dawno temu - ponad dwa lata...) kilka blogów oraz pisałam kilka opowiadań ;) Jestem na siebie strasznie zła, że porzuciłam to wszystko a co gorsze, porzuciłam wszystkich tych ludzi, dla których pisałam. Dzięki jednej osobie, która odezwała się do mnie, postanowiłam, że muszę do Ciebie napisać. Nie wiedziałam czy twój stary blog na onecie istnieje, ale zobaczyłam twój opis na GG i powiedziałam sobie: "Muszę do niej napisać!"
    Od początku zazdrościłam i zarazem podziwiałam twój zapał do pisania i to, że ani razu się nie poddałaś. Pisanie na dłuższą metę chyba nie było dla mnie, dlatego wyszło jak wyszło...
    Chcę, żebyś wiedziała, że mam zamiar zacząć czytać twoje opowiadanie od początku i komentować na tyle, ile mi czas pozwoli.
    Naprawdę mam nadzieję, że coś Ci o mnie świta :D Jeśli nie, to wiedz, że masz nowego czytelnika!
    Pisz, pisz dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Cię pamiętam! Kojarzę Cię głównie z paringiem ShikaTema, chociaż czy słusznie - nie jestem pewna :)

      Niemniej jednak, wciąż mam Twoje gg (również nie jestem pewna, czy nadal dobre) i pamiętam, że było mi bardzo smutno, gdy i Ty przestałaś pisać, bo jakieś trzy lata temu, zaliczałaś się do czwórki moich ulubionych pisarek xD

      Szkoda, bardzo szkoda, że przestałaś, ale jeśli będziesz odwiedzała mój blog, to zapewne ja jak to ja, będę namawiała Ci byś wróciła do pisania xD

      Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo ucieszył mnie Twój komentarz. Uwielbiam widzieć nowych czytelników, a co dopiero nowych/starych! Aż się łezka w oku kręci.

      Cóż więc, mam nadzieję, że się na mnie nie zawiedziesz i że chętnie będziesz wpadała. Zawsze będziesz u mnie mile widziana i ciepło przyjmowana.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dokładnie, ShikaTema <3 Właściwie to mam dwa numery, tylko z jednego bardziej korzystam ;) Jeden kończy się na 654 a drugi na 8650. Myślę, że będę wpadać tu często, ale jeśli pojawi się nowy rozdział, możesz mnie poinformować. Trafiłam od Ciebie na bloga chusteczki_aha. Matko, wtedy to wspomnienia powróciły T.T
      Znalazłam wszystkie stare opowiadania, szablony i aż nie mogę przestać czytać. Kto wie, może zacznę pisać :D Wątpię, że ktoś jeszcze o mnie pamięta, ale jeśli pisanie znowu będzie mi sprawiać taką radość - na pewno wrócę.
      Baaardzo mi miło, że mnie pamiętasz :)
      Ps. Oczekuj moich komentarzy pod rozdziałami :D

      Usuń
  2. Wreszcie Perełka dostała czuły fragment HarukixNamida na który czekała z niecierpliwością od powstania [itami-ng], gdy dowiedziała się, że ta dwójka jest razem. Co prawda nie łudzę się, że to znaczy coś więcej, jednak te dwa pocałunki mnie tak miło rozczuliły. Ja z całego, szczerego serca mogę powiedzieć/napisać, że dużo bardziej wolałam właśnie tą starą Namidę, słabą i taką niewinną. Tą dorosłą nadal lubię, ale to tylko ze względu na jej starszą wersję. Powiedzmy, że po przyjacielsku jakaś tam sympatia została. Poza tym jak ona może traktować tak Tanye? Czyli tak jak wyżej, nie uważam, że to przetrwa na dłuższą metę i, omg, Haruki poleci do Emi.

    Ah, Emi. Nie pamiętam co wcześniej pisałam, ale teraz nawet już nie jest mi jej żal. Podchodzę do niej jak do Astrid, a może i nawet jeszcze z większą niechęcią. Wybacz, nie wiem co ja mam na jej temat pisać, żeby nie mówić czegoś złego. Dobra, ma fajnie rozbudowany charakter, ale i tak jej nie lubię. Zresztą, poem na jej temat pisałam wcześniej. Za to Toby zdobywa coraz więcej plusików. Mam nadzieję, że w walce z Emi wyjdzie zwycięsko. Nie wiem, chyba od następnego rozdziału scenki z nią będę zwyczajnie pomijać, tzn. przeczytam, ale nic się nie wypowiem.

    Nie, nie zobaczysz. Jeżeli cokolwiek zajdzie między tymi dwojga to będzie zdrada stanu. Coś jak czytanie NaruSaku, brr... aż nie chce o tym myśleć. Oczywiście wspomnienia o Tsukim jak zwykle poruszyły moje serduszko. Jeszcze przeżywam jego śmierć, tak jak zakończenie GONE. To takie brutalne. Za dużo emocji, za dużo.

    Włamanie do pracowni Isamu zapowiada coś złego! Tak wspominasz, że niedługo umrze... nawet się nie waż tego robić w najbliższym czasie! Tak go sympatycznie wspominam w poprzednich serii.

    Matko, matko! Muzyka z Fairy Tail, umierająca Emi! Aż mi się oczy zaszkliły z ogromnej zaciechy! Chwila, chwila... wut? Emi popełniła samobójstwo żeby zabić Tobiego? I czemu ja mam dziwne wrażenie, że do jasnej ciasnej, ona przeżyje? Tyle emocji. Co to był za chłopczyk? Zielone włoski zaraz mi się z Tsukim kojarzą! A może to było jej nienarodzone dziecko?

    Czyli wiadomo kto spaceruje sobie po cudzych domach. Noah, omg, krótka scenka z nim a tyle szczęścia! Serio zabiłaś Tobiego? Wiesz, że jestem zbita z tropu? Chłoapk jeszcze u mnie plusował, a tutaj nagle już go nie ma?

    hahaha, opis Hinaty mnie rozbroił i tak strasznie rozbawił z perspektywy tamtego rudego chłopaka! Taki obraz, że nie jest idealna i wszyscy padają jej pod stopy bo jest taka cudowna, świetna, przewspaniała. Nie lubimy Maryśki Zuzanny. Omg, tyle imion znowu do zapamiętania. Ja sobie muszę to gdzieś zapisać czy coś bo przestanę wyrabiać. Yumeka... przypomniało mi się, że powinnam tamten wątek z wioską sobie przypomnieć, bo pamiętam tylko końcową walkę i nim poza tym xD I jakiś przecudny fragment z opaską/wstążką czy czymś tam. Hm, nawet tego na dobrą sprawę niezbyt pamiętam.

    Dobra, czyli może moje przypuszczenia się nie sprawdzą i Emi naprawdę... umarła? To nie byłoby zbyt proste? Tzn. na pewno nie będzie, bo teraz Haruki będzie rozpaczał, już mi go jest szkoda, chociaż nie będę mogła się wczuć w jego ból, ale wiesz... przeważnie to moje ulubione postacie ginęły, a te które nienawidziłam były całe i zdrowe. Czyżby wreszcie los się do mnie uśmiechnął? *w*

    Rozdział mimo na dużą ilość Emi mi się podobał, jednak naprawdę mam obawy co do jej śmierci. I nie powiedziałaś czy Toby zginął, tak więc jest nadzieja że on przeżył.

    Na ile rozdziałów przewidujesz jeszcze wspomnienia/momenty o Emi? Muszę się psychicznie przygotować.

    Czy mi się zdaje czy nie było w tym rozdziale Yuji'ego ? ;O

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, pytasz przez ile będzie się pojawiała Emi? xD Do końca serii zostały 22 rozdziały, więc na pewno jeszcze będzie nie raz.
      Żeby nie było, nie urazisz mnie w żaden sposób, gdy będziesz narzekać na Emi, a nawet ją wyzywać. Wręcz przeciwne. Wolę, żebyś wypowiedziała się co do niej negatywnie, niż nie wypowiadała wcale ;) Astrid? Kurczę, jeszcze trochę i mnie zacznie drażnić. Mam nadzieję, że zdołam nieco umilić jej wizerunek, bo przyznaję, że póki co jest taka mdła;p

      Toby, Toby, Toby... ja też go lubię :X

      Co do Yumeki - dużo będzie wspominek, nawet o tej chuście, więc na pewno coś tam zacznie Ci świtać, acz wcale nie będzie to wymagane ;)
      Co do tych nowych imion? To mało istotni bohaterowie. Wypisałam ich, by nie używać samych przymiotników, ale dużej roli mieć nie będą, więc spokojnie.

      Isamu ma nie umierać? Ma jeszcze nie umierać? Spokojnie, trochę jeszcze mu zostało.

      Fajnie, że sceny z Noah tak na Ciebie działają. Przyjemnie je się pisze.

      I tak, aż dziwnie tak bez Yuji'ego, ale jakby nie było, Itami (główna, tytułowa bohaterka) również tym razem się nie pojawiła :O

      Dziękuję za tak konkretny i szczegółowy komentarz.
      Pozdrawiam!;*

      Usuń
    2. Szczerze uważam, że przesadzasz. xD ja jestem fanką HaruEmi i chce żeby było jej jak najwięcej, ta para to coś na wzór NaruHina. Ona? Zawsze w nim zakochana, delikatna, słaba, potem przechodząca metamorfozę i z dziecinnej, cukierkowej dziewczynki wyrastająca na prawdziwą kobietę która poświeca siebie i swoje ciało, poświeca swoje marzenia i milość, ogółem? życie dla obowiązku, jak prawdziwa księżniczka wyzbywajac się przyjemności dla dobra ogółu. Ona przecież nadal go kocha, szczere i całym sercem, a mimo to nie biegnie rozwalić życia Namidzie, nie biegnie porzucając swojego męża którego nie kocha - nadal go szanuje, pomimo żalu który na pewno ma do całego świata za swoje nieszczęścia. No bo "dlaczego właśnie ja?" "Dlaczego własnie Namida jest tą szcześciąrą a ja jestem z mężczyzną, którego nie kocham?" Namida to egoistka... tak bardzo zatraciła się, aby sobie coś udowodnić, SOBIE coś pokazać, SIEBIE zmienić, że opuściłą osobę która podobno kocha i własne dzieci, odpiera wszelkie zarzuty, jest podła w stosunku do Tanyi i nie boli ją fakt, że rani tym męża. Za nic ma uczucia innych tak naprawdę, zależy jej tylko na tym, aby zmienić się w coś lepszego, a tak naprawdę Haruki kochał ja już wcześniej, dla niego nie musiała się zmieniać, ale to jej nie wystarczyło. Natomiast Emi... Emi zmieniła się na coś lepszego, rozkwitła jak Hinata, zmieniła się również dla Harukiego ale było to bezinteresowne, bo i tak Namida zagrzała u niego miejsce.
      Moim zdaniem te dwie postacie są nie do porównania... zresztą, Namida we wcześniejszej formie też nie była moją best postacią, była mdła, jęcząca, krucha... nie była jak Hinata która po prostu była zniszczona psychicznie, zresztą... ona jednak coś robiła, starała się, a Namida? ciągle trwała w miejscu a jak wystrzeliła to poleciała z grubej rury i zapomniałą o tym co najwazniejsze. Uważam, że Emi zasługuje na trochę szczęścia, a ci co jej nie doceniają powinni je stracić. Poza tym bardzo lubię wątki, gdy w końcu druga osoba odwzajemnia czyjeś skrywane uczucia - jest to takie pocieszające.
      I tak jak Tobie podobała się scena NamiHaru, mnie się ona wydawała sztuczna... całe końcowe wyznanie Namidy... za chwilkę i tak będzie robiła swoje, bo to nie czas i miejsce na taką przemianę, ludzie się od tak nie zmieniają od tak nie są w stanie zrozumieć swoich błędów, ona będzie wciąż taka jaka jest, to bylo tylko chwilowe zawieszenie broni spowodowane dziwnym wybuchem Harukiego. Zwątpiła widząc go w takim stanie, ale.. znów pójdzie do pracy, znów ją to pochłonie znów uraczy się w swoich sukcesach i dzieci, dom - przestaną istnieć.

      Uhh, musiałam sie wypowiedzieć, bo jest mi bardzo przykro jak widzę taką nagonkę na Emi xD Oczywiście, każdy moze lubić kogo chce, ale chciałam troszkę przytoczyć mój punkt widzenia i obiektywne ocenianie obu postacie bo kiedyś tez nie lubiłam Emi xD

      Usuń
    3. Zdążyłam się zorientować po wcześniejszych komentarzach, że jesteś wielką fanką Emi. :) Ja również doceniam jej rozbudowany charakter i osobowość co jednak nie zmienia faktu, że jej zwyczajnie nie lubię, a w niektórych dniach [takich jak dzisiaj] zwyczajnie bardziej niż nie lubię, żeby nie powiedzieć tego drugiego słowa. Wszystko co napisałaś wyżej rozumiem i doceniam; sama nie łudzę się, że Namida nagle przejmie metamorfozę po jednej kłótni i stanie się przykładną matką i żoną. Aż taka naiwna nie jestem. Moja sympatia do niej polega na zasadzie 'po znajomości'. Wcześniej w poprzednich seriach wyrobiłam sobie kilka zdań, połączyłam kilka postaci w parki i te opinie mi się przeniosły do dzisiejszej serii. Upatrzyłam sobie NamidaxHaruki, tak jak NaruHina i naprawdę nic mi tej wizji już nie zburzy, można co najmniej zniechęcić. W Emi widziałam 'wroga' dla tej pary, a jeżeli ja już jakiejś postaci przypnę taką łatkę no to... pozamiatane. U mnie ta postać już nie ma prawa bytu. Pewnie zbyt emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzę i to dlatego, a raczej podchodziłam. GONE mnie wychowało, żeby zbytnio się nie angażować. xD Niestety nie miałam tej zasady wcześniej i dalsze przyzwyczajenia już we mnie zostaną.
      NamiHaru podobało mi się na zasadzie ' O jejku! wreszcie coś z nimi!'. Przez sam zaciesz trudno mi ocenić czy było to sztuczne czy nie xD
      Chyba faktycznie już się więcej na jej temat nie wypowiem xD jestem w stanie zrozumieć, że mój hejt jest porównywalny do obelg na temat Hinaty przez fanów Sakurki.

      Usuń
  3. Chciałam tylko dodać, że Namida generalnie jest również świestnie skonstruowaną postacią i za to Odee podziwiam, że nawet jeśli za jakas postacią się nie przepada, nie oznacza to, że jest źle zrobiona, ona właśnie tak miałą wyjść... taka po prostu jest, ta różnorodnosć w bohaterach to jest to co, do Itami przyciąga najbardziej, ta ich dynamika i coś rzeczywistego co prezentują. Nie będę wspominała o Yuji'm który nam właśnie rozkwita, o Emi o tkórej już wspomniałam ale o samej Namidzie której nie lubie, ale którą cenie i uważam, ze bez niej te opowiadanie nie miałoby tego realizmu.
    Namida - typowy przykład słabosći człowieka, żadna alfa i omega... popadła ze skrajności w skrajnośc, a tak często w realnym świecie się to zdarza, prawda?
    Także Odea... to też nie jest z mojej strony żadna nagonka na Namide, uważam, że bardzo dobrze przemyślany wątek ukazujący naturę ludzką. Nie lubie opowiadań gdzie każdy bohater jest idealny i dobry, Ty pokazujesz ludzkie słabości w każdym ze swoich bohaterów i za to SZACUN!

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz co do rozdziału xD W końcu! Na reszcie! Tak długo oczekiwany! Tak szalenie wciągający i ciekawy! Tyle się działo! Tyle... wszystkiego, ze trudno upiąć mi to jednej, konkretnej teczki w mojej głowie.

    Emi, Emi, Emi... Akcja z samobójczym pokrzyżowaniem planu Toby'ego przebiegła genialnie! Postawiłaś tą postać w jeszcze większym i jasniejszym świetle. Mdła? Mdłe jest dla Ciebie oddanie własnego życia i ostatkiem sił wbić w siebie i w niego ostrza, aby nie dorwał jej miłości życia? Dla mnie to heroizm! W obliczu śmierci myślała o nim, aby go nie dopadł, aby mogła cokolwiek zrobić żeby go uratowac, pomimo, ze jest z kimś innym, że nie dał jej szczęścia, myślała bezinteresownie o jego dobru, a nie o tym, że ginie, myślała o tym, że jest za słaba, aby go uratować. Ta postać to najlepsze co mnie tutaj spotkało xD
    Ogólnie ubóstwiam Cię za tą scenę i koniec kropka,a Toby? Podoba mi się to, że jest pokonany, ale też muszę powiedzieć, że się zreflektowałas... Ostatnio skrytykowałam, że jest zbyt delikatny i tutaj bardzo sumiennie i skrupulatnie oddałaś tą jego psychofazową fanaberie. Jak się poprawiasz - to chwalę xD

    Scena z Harukim, gdy dowiedział się o jej śmierci... idealna, lepszej nie mogłam sobie wyobrazić. Już na pierwszy rzut oka widac, że Emi jest bardzo ważna, a potem okaże się, że ważniejsza od Namidy, której tak naprawdę nigdy nie kochał.
    Emi i Haruki są sobie przypisani od początku tego bloga, tak jak Hinata została przypisana Naruto i z góry nakreślona jako dziewczyna głównego bohatera.
    Namida była wątkiem który miał ich połączyć, miało być ukazane, że ludzie popełniają blędy, mylą uczucia, niekoniecznie kochają kochając... są różne definicje miłości, ale to, co myślał, że czuje do Namidy, on czuje do Emi,a to co do Emi, czuje do Namidy...
    A dowodem na to jest, ze zmierzając w stronę Namidy z drugim śniadaniem, wypadła mu z myśli, gdy dowiedział si, że Emi nie żyje... niekontrolowane zachowanie które świadczy o jego uczuciu xD
    Oczywiście wiem, ze Emi żyje więc się nie zmartwiłam, ale zmartwię się w następnym rozdziale jak będzie smutno i dołująco z wiadomych przyczyn.

    Brak Yuuji'ego w rozdziale mnie dobił... serio, to już nie to samo, hahaha xD

    Dzisiaj tylko tak króciutko kochana, bo jest taka duszność, że co pięć minut mdleje!

    A i jeszcze jedno...
    ISAMU ;C.... smutek

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedna rzecz mi się nie spodobała - byłabym zapomniała.
    Kiedyś wypomniałaś mi, że moja Hinata wyszła trochę słabo i przytoczyłaś fragmenty mangi - oczywiście nie chce żeby to zabrzmiało, jakbym z urazą się mściła za krytykę, ale chce Ci tylko przypomnieć tą scenę u mnie która mi niewątliwie nie wyszła - że to jednak prawdziwa babka się zrobiła! A w tym rozdziale zrobiłaś z nią identycznie to samo... oczywiście mam na myśli opis Ryu czy jak mu tak było... Uważam, ze troszke przesadzony, w mojej wyobrazi powstał obraz Hinaty z pierwszej serii która ciągle chowa się za plecami i patrzy smutnym i zmartwionym wzrokiem i jest taka bez życia, bez pewnosci siebie... Tak jak wtedy Ty miałaś rację, tak teraz ja mam... Hinata to już jest kawał baby i pomimo jej walorów - opiekuńczość i empatia - jak ma zadanie to sie za nie bierze i chce być najlepsza. Ale mam nadzieję, że ten koleś zmieni zdanie w stosunku do niej i to były TYLKO jego spekulacje i jego pierwsze wrażenie które się naprawi w następnym rozdziale xD Niech Hinata udowodni, że jest SPOKO ZIOMAL xD

    Swoją drogą to nie polubiłam tego bohatera - zgryźliwy xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę! Przede wszystkim, nawet nie wiecie, jak jest mi miło i przyjemnie, gdy ktoś dyskutuje na temat mojego opowiadania. Jak pewnie widać, uwielbiam kreować nowe postaci, dlatego też tak bardzo się cieszę, gdy wywierają one na kogoś takie emocje (aż się wzruszyłam):)

      Mist, zacznę od końca Twej wypowiedzi. Szczerze, ucieszyła mnie Twoja uwaga odnośnie Hinaty. Osobiście również uważam ją przecież za twardą babkę, która jednak ma w sobie nadal tę wrażliwość i troszczy się o innych. Te cechy nie ujmują jej przecież siły. To moje zdanie, a Ryu ma inne. To młody chłopak, który sam do końca nie wie, czego ma się czepiać. Wydaje mu się, że wszyscy coś do niego mają i jakby na siłę stara się skrytykować w myślach innych, może nawet nie będąc szczerym sam ze sobą. Tak więc, żeby nie było, to był punkt widzenia Hinaty przez Ryu- nie przeze mnie ;)

      Ta Wasza "walka" o EmiHaru, czy NamiHaru mnie rozwaliła (pozytywnie). Tyle potraficie dostrzec cechy postaci, że aż miło. Zawsze się staram, by wypadły w miarę realistycznie i nie były tylko albo czarne, albo białe. Tym bardziej cieszę się, że mimo niechęci, potraficie obiektywnie ocenić postać. Brawo dla Was!

      Emi ostatnio wydała mi się mdła, bo nie miała po prostu okazji się wykazać w bardziej...hmm... weselszych scenach? To co sobą prezentowała przez ubiegły czas, to głównie nostalgia i melancholia. Owszem, jej ostatni wyczyn można by nazwać heroizmem, niemniej jednak zrobiła to tylko i wyłącznie dla Haruki'ego, nie myśląc w ogóle o sobie. Nie chcę tutaj za bardzo spoilerować, więc po prostu zachowam wyjaśnienia na kolejną notkę ;)

      Dziękuję bardzo mooocno za tak wspaniałe komantarze;*
      A co do kolejnego rozdziały, to wplotę tam Yuji'ego choćby nie wiem co!

      Usuń
    2. Dla nas to już nie jest byle jakie opowiadanie, powinnaś to już zrozumieć. To jak ulubiona seria, ukochana książka *w*

      Usuń
  6. Zgadzam się z Perełką! ;D To opowiadanie to jak inna seria mangi Naruto, już Ci to powiedziałam xD
    A co do Ciebie Perełko - właśnie trochę cię poznałam już i tak też myślałam, że właśnie z tego powodu nie lubisz Emi, zresztą ja sama miałam podobne stanowisko co do Sakury, zapewne jakby była jakaś scenka NaruSaku to znów bym ją znienawidziła xDDDDDDDDDDD niemniej jednak chciałam trochę stanąć w obronie Emilki, bo nie zasłużyła na taką nienawiść, hahaha! xD Właściwie odezwałam się, bo trochę mnie właśnie zdziwiło, ze fanka Hinaty tak jak ja i hejterka Sakury jak niegdyś ja w tej sprawie ma odmienne zdanie, a przecież tu jest przykład typowo NaruHino'wski a Namida to właśnie taka Sakura tyle że z początku w tej delikatnej wersji i dlatego niemniej była ciekawa Twojej wypowiedzi.

    Ogółem chętnie bym z Tobą podyskutowała na temat bohaterów Itami, ale myślę, że przeniosę debatę na GG, które mi ostatnio coś nie działało ale naprawiłam, więc jeśli odpisałaś mi na moją wcześniejszą wiadomość i - mam nadzieje - komentarz doszedł to dobrze, a jak nie to... będę musiała go znowu napisać xD - na blogu coś się nie chciał dodać xD

    No... także, nie spamuje już tu Odei i do "pogadania" moje kochane!

    OdpowiedzUsuń
  7. A co do Odei jeszcze - ulżyło mi, że jest to jedynie punkt widzenia Ryu - w takim razie nie było tematu, nie byłam pewna co do tego, więc wolałam się upewnić. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja ci sie Odeo w koncu do czegos przyznam, moze dlatego, ze to moj pierwszy dzien z komputerem, w ktorym moglam przeczytac rozdzial na spokojnie i zebrac mysli do komentowania.
    Na twojego bloga(a raczej historie mlodej Itami) trafilam chyba ponad dwa lata temu. Tylko, ze absolutnie zrazona OC, o ktorych probowalam czytac sporo, a jednak za kazydm razem dochodzilam do punktu, gdzie OC stawala sie tajemnicza kochanka, ktoregos z braci Uchiha, skrzywdzona, probujaca wyzbyc sie uczuc, z trudna przeszloscia i ogolnie przecukrzona do granic. Dlatego bardzo dlugo na haslo "OC" robilam sie naprawde chora. I mam ochote sie eraz pochalstac, bo moglabym znac twoje opowiadanie od tych dwoch lat, w calosci a przez moje glupie zrazanie wyszlo jak zwykle. Jakbys kiedys mnie spotkala masz oficjalne pozwolenie, zeby mnie walnac i to porzadnie.

    KOCHAM to jak sa skonstruowane twoje postaci, jak widac, ze skladaja sie z wielu cech, wad i zalet, nie sa stworzone na zasadzie "Ta bedzie niska i mila a ta wysoka i wredna" tylko wszystko od poczadku do konca jest przemyslane. Dlatego wywowulja mieszane odczucia, tak samo jest przeciez w realnym zyciu. Ja np. jestem zaintrygowana Namida, zauroczona w Yujim a Haruki mnie troche drazni, bo swoim takim troche niezdecydowaniem moze innych krzywdzic. Toby to psychopata z prawdziwego zdazenia, taki, ktorego z jednej storny sie boisz, a z drugiej chcesz wejsc do jego umyslu i uwaznie sledzic tok jego mysli.

    Troche nie moge uwierzyc, ze zabilas Emi. Mysle jednak, ze przyszykowalas dla niej cos w rodzaju cudu(czyt. Harukiego). Szkoda mi Isamu, nie ma nic gorszego niz byc wiezniem wlasnego ciala.
    Poza tym scena torturowania Emi przez Toby'ego i zmiana jej nastawienia w przypadku zycia swojego a bliskich byla absolutnie obledna.

    Tak wiec czekam do nowego rozdzialu(z, mam nadzieje, Namida i Yujim). Chcialabym obiecac, ze skomentuje go jak nalezy(czyt. z polskimi znakami) bo uwazam, ze to teraz wyglada bardzo niechlujnie, ale... esh, wywiezli mnie z domu i nie mam wyboru.

    Pozdrawiam! I zycze wytrwalosci i w pisaniu i w tym starym-nowym przedsiewzieciu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból uprzedzenia do danej rzeczy. Sama wiele rzeczy odrzucam na wstępie, bo jest tam coś, czego nie lubię. Co do samych OC... Szczerze, strasznie mało widziałam blogów, które reprezentują coś oryginalnego. W większości Oc jest właśnie jakoś powiązane z głównymi bohaterami, pochodzą z któregoś ze znanych klanów, albo nawet z rodziny, czy po prostu nowym członkiem Akatsuki :< Takie przykłady już na wstępie mnie zniechęcają. Osobiście wolę wymyślać coś własnego i sama już z przyzwyczajenia szukam tego u innych.

      Co do rozdziału i bohaterów... Spodobało mi się, że drażni Cię Haruki :) Fajnie, że nie wszyscy go lubią.
      Co do kolejnej notki, jak już pisałam, Yuji pewnie się pojawi, acz co do Namidy to nie jestem jeszcze pewna.

      Dziękuję za komentarz (brak polskich znaków wcale mi nie przeszkadza). Mam nadzieję, że nikogo nie rozczaruję dalszym ciągiem ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Rozdział przeczytałam wczoraj w autobusie, jak wracałam do domku i aż musiałam trzymać moje kruche emocje na wodzy, jak czytałam o śmierci Emi T_T Wgl o całej scenie z nią i z Tobym, jak on ją torturował, to myślałam, że łezki mi pociekną, że tak ranisz jedną z moich ulubionych postaci. Wynagrodził mi to tylko fakt, że Toby też zalicza się do grona ulubieńców ze względu na jego pokręcony charakter, psychoderyczny typ - takich cwaniaków lubię :D (i nadal mi się kojarzy z Jokerem xd) A najbardziej to mi się podobał fragment, jak zjawa małego Tsukiego pojawiła się Emi, pokierowała jej głową i rękoma i dała siłę, by zabiła (jasne, jasne xd) Tobyiego <3 no uwielbiam!

    A jeśli chodzi o zażartą dyskusję wyżej na temat Emi vs Namida, to ja jestem za Emi xd ale to akurat nie jest dziwne ;p Namida po prostu strasznie mnie irytowała już od dłuższego czasu, a w tym rozdziale już zupełnie mnie wkurzyła. Bo serio, to jak pocałowała Harukiego mnie strasznie rozzłościło! Niby taka dobra! Jasne! Nie wiem po co ona to zrobiła, bo i tak się nie zmieni, dalej będzie go ranić i wgl... ona na niego nie zasługuje i koniec, kropka.

    A Emi żyje, co nie? Przecież Haruki nie może gnać do niej na marne... ;< A Isamu jest biedny i tyle w tym temacie :< smutek razy dwa!

    Ugh, ten komentarz jest żałośnie krótki i trochę mało treściwy, ale musisz mi wybaczyć. Mam jakieś okropne bezwenie na wszystko :(

    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że sporo wyjaśni się już w kolejnym rozdziale. Dziewiąty i dziesiąty powinny być tak jakby podsumowaniem tej części trzeciej serii.

      Skoro wątek z Emi wywarł takie wrażenie, to nie mogę już się doczekać, jaka będzie Wasza reakcja na ciąg dalszy. Najsmutniejszy - jak mi się wydaje - motyw dopiero przed nami ;)

      Pamiętam, że dawno temu, gdy pytałam Was o ulubioną postać, Ty jako pierwsza, od razu odpowiedziałaś Emi xD Tak mi jakoś się w pamięć wryło xD

      Dzięki za komentarz i mam nadzieję, że wena do Ciebie wróci szybko ;)
      Pozdrawiam!;*

      Usuń
  10. [SPAM]
    Nasza Ocenialnia Narutowska organizuje konkurs!
    Szczegóły znajdziesz tu: http://ocenialnia-narutowska.blogspot.com/
    Serdecznie zapraszam!!! ;)

    OdpowiedzUsuń