„Przyjacielu, jeśli będzie ci dane żyć sto lat, to ja chciałby żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez ciebie.”
-Alan Alexander Milne
~*~
Z zaciśniętymi ustami, wpatrywał się w wiszący na ścianie zegar.
Wskazówki poruszały się wyjątkowo leniwie. Nawet, jak dla niego. Zmarszczył brwi, gdy duża strzałka
przekroczyła dwunastkę, a mała leciutko poruszyła się tuż obok siódemki.
Zamknął oczy, zaciskając mocno pięści i lekko drżąc. Odetchnął
głęboko, po czym ponownie nabrał powietrza. Powtórzył tę czynność jeszcze kilka
razy, po czym spuścił głowę, jednocześnie rozluźniając zamknięte dłonie. Powoli
otworzył oczy, wpatrując się w blat stołu. Jego twarz nie wyrażała żadnych
emocji.
Sześć godzin,
pomyślał. Sześć. Tyle czasu minęło, odkąd zakończyła swoją dzisiejszą pracę.
Doskonale znał jej grafik. Jej oficjalny grafik. Nigdy bowiem, nie wracała do
domu na czas. Praca już dawno temu stała się jej priorytetem.
Jak długo miał to znosić? Co z dziećmi? One przecież tęsknią za matką.
Widziały się z nią… Sam już nie pamiętał kiedy. Ostatnio ciągle wracała, gdy
już spały, a wychodziła nim się zbudziły. Czy można więc nazywać matką kogoś,
kto nawet nie uczestniczy w życiu swoich dzieci?
Nie, to zbyt okrutne myśli, pomyślał z goryczom. Uśmiechnął się
kpiąco, zerkając w kierunku drzwi wyjściowych. Ile jeszcze… Jak długo on sam
będzie w stanie to wytrzymać?
Jakiś czas
później, drzwi się otworzyły i weszła przez nie młoda kobieta o ciemnych
włosach i złocistych oczach.
Haruki poderwał się z miejsca, a na jego twarzy zagościł szczery
uśmiech. Szybko jednak, postarał się by zniknął. Nie chciał, by Namida widziała,
że nadal tak bardzo raduje go jej powrót. Musiał zacząć coś zmieniać. Chodziło
w końcu o dobro ich dzieci. Tylko i wyłącznie to się liczyło.
- Dlaczego wracasz tak późno? – zapytał najpoważniejszym tonem, na
jaki było go stać.
Kobieta obrzuciła go lekko poirytowanym spojrzeniem, powoli ściągając
z siebie marynarkę i wieszając ją na wieszaku, znajdującym się obok drzwi.
Odwiesiła tam również torebkę i ręką rozmasowując zbolały kark, skierowała się
w stronę męża.
- Byłam w pracy – odparła obojętnie, odsuwając nieco krzesło i
siadając do stołu.
- Skończyłaś już w południe – mruknął oskarżycielsko, mierząc ją
wzrokiem i również, powoli dosiadając się do stołu.
- Grafik to tylko sugestia. Nie kieruj się nim – jęknęła, podpierając
głowę na ręku i wpatrując się w jedną z bocznych ścian. Przez chwilę, panowało
między nimi milczenie. W końcu jednak, Namida ponownie zabrała głos. – Gdzie
dzieci? – Spojrzała na niego uważnie.
- Chłopaki nocują dziś u kolegi, a Tanya… - przerwał, widząc, że
kobieta straciła zainteresowanie, gdy tylko dowiedziała się, gdzie znajdują się
JEJ dzieci. Westchnął cicho, wbijając wzrok w nagłówek gazety, którą właśnie
dorwała jego małżonka. – Tanya jest u Mari – mruknął cicho, odwracając głowę.
Niewiele rzeczy
go irytowało. Nigdy specjalnie się niczym nie przejmował, a przez ostatnie
lata, nauczył się po prostu robić to, co do niego należy. Można powiedzieć, że
nawet starał się bardziej, niż to było konieczne. Jak nic innego bowiem, dzieci
stały się jego sensem i motywacją. Potrafił wstać o wczesnej porze, w wolny
dzień i pójść do piekarni po świeże, ciepłe bułeczki. Może i nie brzmiało to
zbyt heroicznie, ale ktoś, kto go dobrze znał, nawet po tych kilku latach bywał
niezwykle zaskoczony, widząc jego poświęcenie i wysiłki dla dzieciaków.
Hiro, Kiro, Tanya… Tak, Tanya również. Nie mniej, nie więcej. Była mu
córką i nie zamierzał myśleć o niej inaczej. Kochał ją równie mocno, co swoich
synów.
Namida jednak była innego zdania. Mało czasu poświęcała bliźniakom,
ale dziewczynkę niekiedy zwyczajnie ignorowała.
Haruki’ego bolało to wyjątkowo mocno.
Nawet teraz. A może zwłaszcza teraz. Ten jej brak zainteresowania…
Podniósł się szybko z miejsca, odchodząc kilka kroków od stołu.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – Usłyszał nagle głos Namidy.
Odwrócił głowę lekko w bok, zastanawiając się, co odpowiedzieć.
- Nie powinnaś tak postępować – odezwał się w końcu. Jego głos brzmiał
wyjątkowo pewnie i poważnie. Sam był tym faktem zaskoczony.
- To znaczy, jak?
- Nie powinnaś tak traktować dzieci. Albo może raczej, tak nie
traktować. Sam nie wiem. Nie powinnaś po prostu tyle pracować.
- A myślisz, że dla kogo ja tak haruję? – warknęła, ponosząc się z
krzesła i opierając jedną ręką o stół. – Robię to dla nas, żebyśmy…
- Daj spokój – jęknął, wywracając oczami i stając naprzeciwko niej. –
Robisz to dla nas? To ma być twoja wymówka? Może dodaj jeszcze, że chcesz dla
dzieci jak najlepiej – zakpił.
Kobieta przez moment wydała się zaskoczona. On również był zdziwiony.
Nigdy wcześniej nie mówił przecież takich rzeczy. Teraz jednak, poczuł… Poczuł,
że musi. A skoro już zaczął, to…
- Namida… To, co robisz nie jest dobre. Wiem, że sama o tym dobrze
wiesz, ale ciągle usprawiedliwiasz się przed sobą, że to dla dobra naszej
rodziny, ale to nie prawda. Przez to wszystko, nasza rodzina jest niepełna. Nie
potrzebujemy pieniędzy, ale ciebie. Wszystko najlepsze, co możesz zrobić dla
nas, to być tutaj. Nic więcej nie da nam więcej szczęścia.
Przez chwilę, kobieta wpatrywała się w bruneta, a jej twarz nie
wyrażała żadnych większych emocji. Zmrużyła nieco oczy, opierając jedną rękę na
biodrze.
- Czyli uważasz, że cała moja praca jest bez sensu. Mam nie pracować,
tylko zmienić się w kurę domową? Codziennie gotować obiadki dla dzieci i męża,
sprzątać dom, podlewać kwiatki, robić zakupy i może jeszcze zacząć uprawiać
własny ogródek, tak? O to ci chodzi, prawda?
- powiedziała ze złością, marszcząc brwi.
Mężczyzna wzruszył bezradnie ramionami. Jak do tej pory, to on
wykonywał mniej więcej wszystkie te czynności, które właśnie wymieniła. Nie
wiedział w tym nic złego. Taka rola rodzica, prawda?
- Wiedziałam! Byłam pewna, że prędzej czy później, będziesz miał o to
do mnie żal. Nie podoba ci się, to, że nabrałam tyle pewności siebie, że jestem
w czymś dobra. Stałam się silniejsza i samowystarczalna. Masz do mnie żal o to,
że wreszcie jestem naprawdę szczęśliwa. To zwykły egoizm, wiesz? Jesteś
egoistą, Haruki. Kochałeś mnie, gdy byłam słaba i bezbronna, gdy byłam zwykłym
popychadłem. A teraz? Wypominasz mi to, do czego niegdyś sam mnie nakłoniłeś. –
Patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Był w nim zarówno gniew, jak i smutek.
- Nigdy nie powiedziałem, że cię nie kocham – burknął brunet, bo tylko
to przyszło mu do głowy.
- Ale od bardzo dawna nie powiedziałeś mi również, że jednak nadal
mnie kochasz – mruknęła cicho, jedną dłoń, przykładając sobie do policzka i
spuszczając nieco głowę.
- A niby kiedy miałem ci to powiedzieć?! – wykrzyknął nagle, a Namida
spojrzała na niego zaskoczona. Wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami,
lekko drżąc na całym ciele. – Ciebie prawie nie ma! Nie chcę mówić ci takich
rzeczy, gdy biegniesz do pracy, albo jesteś zbyt zmęczona, żeby zrobić coś
więcej, niż położyć się spać. Nie chcę, by te słowa ginęły w powietrzu, jak
wszystkie inne! Chciałbym mówić ci, że cię kocham, kiedy tylko nadarzy się
okazja, ale się boję. Boję się, że ty tego nawet nie usłyszysz, że uznasz to za
zbędną informację. To boli, wiesz? Powiem ci coś takiego, a ty odwrócisz wzrok
i pójdziesz dalej, mówiąc tylko, że wrócisz późno. Nie, nie chcę tego. Masz
mnie za egoistę. Możliwe, że to prawda, ale nic na to nie poradzę. Ciągle cię
nie ma. Zajmuję się wszystkim sam, ale to nie ważne. Ja po prostu mam wrażenie…
czuję, jakbyś mnie… nas unikała. Czuję się, jakbyś mnie nie kochała. Jakbyś nie
kochała naszych dzieci… - dokończył już spokojniej, ściszając głos i
opuszczając głowę.
- Przesadzasz – mruknęła cicho, a Haruki poczuł się, jakby dostał w
twarz. Przez moment miał ochotę rozerwać coś na kawałki. Podszedł do niej,
zdenerwowany i mocno chwycił ją za ramię. Namida nie była zbyt wysoka. Drobna i
szczupła, wyglądała teraz przy nim, jak mała dziewczynka.
- Widzisz? I tak jest zawsze! Bagatelizujesz sprawy, które są naprawdę
ważne! Ale wiesz co? Ja mam dosyć! Jeżeli naprawdę nie zależy ci na rodzinie,
to ja nie będę się więcej przejmował. Dam dzieciakom jeszcze więcej miłości,
której nie otrzymają od matki. Nie pozwolę, by twoje ambicje w jakikolwiek
sposób im zaszkodziły. Możesz więc wracać sobie do tej pracy i robić to, co
sprawia, że jesteś tak bardzo szczęśliwa. Nie zdziw się jednak, gdy po powrocie
do domu, nikt się z tobą nie przywita. Pewnie nie zauważysz, gdy dzieci dorosną
i się wyprowadzą. Nie zauważysz nawet, gdy ja się zestarzeję i umrę. Wrócisz do
domu i będziesz zastanawiała się, gdzie ci wszyscy ludzie, którzy tak bardzo chcieli
być z tobą, gdzie… - Nie zdołał dokończyć, bo poczuł jej usta na swoich.
Pociągnęła go w dół, zawieszając mu ręce na szyi. Nie całowała go długo, ale
bardzo namiętnie. Poczuł coś mokrego na swoim policzku. Łzy? Dopiero po chwili
zorientował się, że to ona płacze. Chwycił ją mocno za ramiona i odsunął od
siebie. Rzeczywiście, po jej policzkach spływały łzy. Patrzyła na niego ze
smutną i jednocześnie zawziętą miną.
Lekko zdezorientowany, niepewnie dotknął dłonią jej twarzy.
- Przepraszam – powiedziała niespodziewanie, dotykając jego dłoni. –
Nigdy nie chciałam cię zranić. Nie ciebie. Zawsze przecież byłeś dla mnie taki
dobry. Wszystko co mam, zawdzięczam tobie. Naprawdę żałuję, że tak cię krzywdzę
– dodała, zamykając oczy i wtulając się w jego dłoń. – Ja też się boję. – Uśmiechnęła się lekko. –
Boję się, że znów stanę się dawną Namidą, ale również boję się tego, że zostanę
sama. Ja naprawdę kocham nasze dzieci i nie chcę, żeby o mnie zapomniały. Może
i masz rację. Może powinnam poświęcić im więcej czasu – mówiła, po czym
podniosła wzrok, patrząc na niego. Objęła go w pasie, przyciągając bliżej
siebie. – Może powinnam więcej czasu poświęcić mojemu mężowi – dodała z
uśmiechem.
Haruki mimowolnie, odwzajemnił uśmiech. Nie był jednak do końca
przekonany, czy Namida dałaby radę coś w sobie zmienić. Miał mieszane uczucia.
Z jednej strony, chciał ją pocieszyć. Z drugiej jednak, powinien być stanowczy
i pokazać jej, że nie żartuje.
Tak… On i stanowczość. Nawet nie kontrolował swojego odruchu, gdy
pochylił się ku niej, czule całując jej usta.
***
Obudził go nagły
atak lęku. Nie był typem człowieka, który zrywał się z łóżka z krzykiem, więc
po prostu leżał sztywno przez dłuższą chwilę, wpatrując się w sufit. Oddychał
szybko i głośno. Za głośno, jak na jego gust.
Przekręcił nieco głowę w bok, spoglądając na swoją żonę. Spała
smacznie, nieświadoma jego nagłym atakiem lęku. Ulżyło mu, chociaż w tej
kwestii. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio przespał całą noc. Nigdy jednak,
starał się nie budzić przy tym Kin. Jego przepełnione grozą i lękiem przebudzenia,
nie były czymś, czym ona powinna zawracać sobie głowę. Wystarczająco irytująca
już była jej przesadnia troska w ciągu dnia.
Isamu na powrót spojrzał w ciemność, znajdującą się nad nim. Zacisnął
lekko pięści na kołdrze, podciągając ją trochę wyżej. Ściszył oddech jeszcze
bardziej, zamykając oczy i próbując się uspokoić. Dreszcze powoli zaczęły
znikać, a serce powracało do stałego rytmu. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo
jest spocony. Skrzywił się, ocierając ręką mokre czoło.
Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie w kierunku kin, po czym z ciężkim
westchnięciem, zaczął podnosić się z łóżka. Przez moment, siedział na brzegu,
przygotowując się na wstanie.
To było takie irytujące. Jeden gwałtowniejszy ruch i znów pojawią się
mdłości, albo zawroty głowy. Był młodym facetem, o zdrowiu staruszka.
Schorowanego staruszka. Co właściwie miał z młodości. Jego dusza zdawała się
być równie stara i zmarnowana, co kondycja ciała.
Powoli wstał,
czując dygotanie w nogach. Miał ochotę zazgrzytać zębami, ale bał się, że
przypadkiem może je stracić. Zacisnął więc tylko pięści, prostując trzeszczące
nogi i plecy, a następnie szybko ulotnił się z sypialni.
Gdy zamknął drzwi, poczuł się pewniej. Nienawidził swojej słabości.
Inni się nad nim litowali, co było najgorsze. Nie mógł już znieść tego,
wiecznie zmartwionego spojrzenia Kin. Nawet, gdy starała się być wyluzowana i
żartować, on i tak widział, że cały czas tylko martwi się tym, że on z dnia na
dzień jest coraz słabszy. Jego siostra również się martwiła. Jego kuzyn,
dziadkowie… To było dużo bardziej denerwujące niż same dolegliwości.
Dlatego właśnie, uwielbiał być sam. Spokój, cisza i swoboda. Mógł
wtedy efektowniej pracować przy swoich badaniach.
Wspólnie z Ren’em, starali się opracować jakiś lek, który spowolniłby
jego proces starzenia. Isamu obawiał się, że jak tak dalej pójdzie, już
niebawem będzie musiał wszystkich opuścić.
Uśmiechnął się
kpiąco, wchodząc do niewielkiego saloniku. Był raczej osobą, która na pierwszy
rzut oka wygląda, jakby nienawidziła życia. Czy on jednak kochał życie? Nie. Z
całą pewnością był bliżej nienawiści, niż miłości. Miał jednak na świecie
osoby, które kochał ponad wszystko. On sam, bardzo dobrze znał ból utraty
bliskich. Nie byłoby nic bardziej egoistycznego z jego strony, niż to, że miałby
się poddać i po prostu umrzeć. Za nic w świecie, nie chciał przysparzać tylu
cierpień swoim najbliższym.
Gdyby chociaż udało się stworzyć coś, co dałoby mu jakiś, bardziej
określony czas. Mógłby przygotować na najgorsze siebie i rodzinę. A tak? Czuł
się, jak bomba zegarowa.
Wolnym krokiem,
podszedł do jednych drzwi. Uchylił je odrobinę, zaglądając do środka.
Uśmiechnął się mimowolnie, widząc swojego małego synka.
Okno w pokoju było odsłonięte, więc blask księżyca, oświetlał go dosyć
wyraźnie. Chłopczyk leżał rozłożony na swoim łóżku. Jedną, większą poduchę miał
pod głową, natomiast mniejsza spoczywała na jego brzuchu. Trzymał zaciśniętą
rączkę na rogu poszewki, jakby w każdej chwili gotowy był do obrony. Kołderka
została wykopana z łóżka i leżała teraz na ziemi.
Isamu wszedł cicho do środka, podchodząc do syna. Malec miał mocny
sen, więc bez większego stresu, poprawił mu poduszkę i przykrył kołdrą.
Wychodząc, podał mu jeszcze maskotkę małego smoka, która również leżała na
ziemi.
Po cichu przymknął drzwi, nie zamykając ich jednak do końca. Nużące
pochrapywanie chłopczyka, zawsze go uspokajało. Uwielbiał wsłuchiwać się w jego
oddech. Był taki silny i zdrowy.
Ze wszystkich rzeczy, które tracił wraz z utratą zdrowia, najgorszą
była chyba niemożność chronienia własnego dziecka. Jaki był z niego ojciec,
skoro nie może zagwarantować synowi najlepszego azylu?
Oparł się o ścianę, tuż obok drzwi i westchnął ciężko. Stał tak z opuszczoną głową przez dobrą
minutę, kiedy nagle usłyszał niepokojący stukot. Spojrzał w bok, nasłuchując
uważnie. To był jednorazowy dźwięk, ale od razu wzbudził jego czujność. Zdawał
się docierać z piwnicy, co było jeszcze bardziej podejrzane. Na dole bowiem,
znajdowała się jego pracownia. Nie wiele osób miało tam wstęp. Głownie on i
Ren. Czasem Kin, bez większego powodu i nazbyt ciekawska Itami.
Z małżeństwa Yasai, to Isamu uchodził za większego pedanta. W jego
pracowni, wszystko miało swoje miejsce i nic nie było możliwości, że coś samo z
siebie spadło.
Nie miał wyjścia, musiał to sprawdzić.
Wolnym, niepewnym krokiem, ruszył w kierunku drzwi, prowadzących do
piwnicy.
***
Przerażający
krzyk, wydobył się z jej zdartego już gardła. Nagły przypływ bólu i znów
straciła przytomność. Nie wiedziała, jak długo to trwało. Za każdym razem, gdy
otwierała oczy, mogła jedynie wić się w agonii. W jej głowie pojawiały się na
przemian dwie myśli. Pragnęła, by wreszcie zostawił ją w spokoju, po czym znów
chciała umrzeć. Jej męka zdawała się nie mieć końca.
Gdy otworzyła oczy, czując tymczasową przerwę w atakach, zobaczyła
tylko kamienną posadzkę i buty swojego oprawcy. Nie miała siły nawet by
utrzymać dłużej powieki, a co dopiero by podnieść wzrok. Czuła chłód na lewym
policzku, który przylegał do ziemi. Czuła również wilgoć, ściekającą jej po
twarzy i nieprzyjemny smak rdzy w ustach. Jej ciało było… Bała się myśleć, w
jakim było stanie.
Toby świetnie się bawił, dźgając ją, ciąć, tłukąc i poniżając.
Wiedziała, że na lewym udzie ma głęboką ranę, która zapewne byłaby przyczyną
jej śmierci, gdyby nie fakt, że napastnik przypalił skórę, tamując przy tym
krwawienia. Nie mogła o tym zapomnieć, bo noga boleśnie pulsowała nawet wtedy,
gdy leżała nieruchomo. Prawej kończyny nie czuła. Myślała o tym z mieszaniną
ulgi i niepokoju. Mimo groźnych ran, nogi zdawały się być w najlepszym stanie.
Im wyżej, tym cięcia na jej ciele stawały się brutalniejsze. Z jej ubrania
zostały same skrawki. Równie dobrze, mogła leżeć tam naga. Miała to gdzieś.
Przestała się bronić, jak tylko zrozumiała, że nie jest w stanie nawet nadążyć
za przeciwnikiem. Mogłaby co prawda zaatakować go z zaskoczenia, gdy jego
czujność była już uśpiona, jednakże… Nie zależało jej. Chciała po prostu
zniknąć.
Życie przelatywało jej przed oczami, ale jak na złość, nie potrafiła
przywołać do siebie żadnych dobrych wspomnień. Czy naprawdę było ich aż tak
niewiele? Nagle, całe jej życie, zaczęło przypominać jedynie pasmo porażek.
W niczym nie była najlepsza. Wieczny zawód rodziców, mimo, że przecież
się starała. Wszystkie słabości w akademii i w dalszej nauce. Niezadowolenie
dziadka. Nieodwzajemniona miłość. Związek bez uczuć. Utrata przyjaciół.
Miała ochotę się rozpłakać. Czy przez to, co się wydarzyło, Tsuki
naprawdę tak bardzo jej nienawidzi? Myślała z rozpaczą. Dlaczego czegoś nie
zrobi? Dlaczego nie przyjdzie i nie zabierze jej ze sobą? Nie tak przecież
miało być. Całe jej życie poszło nie tak, jak trzeba.
- Chyba powinniśmy już kończyć tę zabawę, nie uważasz? – Usłyszała
głos Toby’ego. Skierowała wzrok w jego kierunku. Kucał przy ścianie i coś robił.
Po chwili podniósł się i podszedł do niej. Bez zbędnych przedłużeń, chwycił
obie jej ręce, podciągając ją nieco w górę.
Wrzasnęła głośno, czując jak zasklepione na jej ramionach rany,
ponownie się otwierają.
Młody mężczyzna, przeciągnął ją przez kilka metrów, aż do ściany. Emi
jęczała półprzytomnie, nieświadomie kręcąc głową na boki.
Poczuła uścisk na swoich nadgarstkach i dopiero po chwili, zorientowała
się, że została przywiązana do jednego z uchwytów, wystających ze ściany. Otworzyła
oczy, wpatrując się w podłogę. Przez ogromną falę bólu, kręciło jej się w
głowie, a obraz stał się niewyraźny.
Ręce miała mocno związane nad głową. Zdawało jej się, że za chwilę,
oderwą się od ciała. Skóra była tak napięta, jakby miała rozerwać się przy
najmniejszym ruchu.
- Muszę przyznać, że bardzo mnie rozczarowałaś – westchnął młody
mężczyzna, kucając tuż przed swoją zdobyczą. – Emi z klanu Tanaka. Wnuczka
przywódcy i niegdyś najsilniejszego użytkownika techniki szkła. Żona Lorda
Feudalnego i Jinchuuriki. Niedoszła matka bestii – wymieniał powoli i leniwie,
a kobieta nawet na sekundę nie podniosła wzroku, by na niego spojrzeń. Cmoknął
kilkakrotnie, kręcąc z dezaprobatą głową. – Co mam zrobić, żebyś zaczęła się
bronić, albo przynajmniej błagać? Naprawdę w ogóle nie zależy ci na życiu? Jest
aż tak bezwartościowe? – zapytał, przybliżając się do niej.
Ujął dłonią jej twarz, odwracając ją ku sobie. Emi, powoli i obojętnie,
przeniosła wzrok na srebrzyste oczy napastnika. Uśmiechnął się niewinnie,
przechylając głowę nieco w bok.
- Jesteś jedną z tych, która dobro innych przełożyłaby nad własne,
prawda? A co byś zrobiła, gdybym powiedział, że zabawię się z twoimi bliskimi?
– zapytał i uśmiechnął się szerzej, gdy poczuł, jak ciało dziewczyny drgnęło. –
Och, spokojnie. Ty już wtedy będziesz martwa i nic nie będzie cię obchodziło.
Niestety… do twojej rodziny, raczej trudno byłoby mi się zbliżyć, ale
szczęśliwym trafem, zatrzymałem się na kilka dni w pewnej wiosce. Konoha,
kojarzysz? – Słychać było, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu. Młoda
kobieta od razu bardziej oprzytomniało, z przestrachem świdrując jasne tęczówki
chłopaka.
- Wspominałem już, że wiem o tobie dosyć sporo? Między innymi to, że
oprócz kompana z twojej dawnej drużyny, przyjaźniłaś się jeszcze z innym
chłopcem. Widziałem go. Teraz to wielki facet. Wiesz, że ma żonę i dzieci? A
może straciliście już ze sobą kontakt? W końcu stałaś się wysoko postawioną
damą, a on pozostał nikim. W każdym razie, taki konkretny gość, na pewno
dostarczy mi rozrywki, której zabrakło przy tobie – mówił, z satysfakcją
widząc, jak dziewczyna zaczyna drżeć coraz mocniej.
- Jeśli spróbujesz…
- A gdybym tak… - przerwał jej, udając, ze nawet nie słyszał. – Gdybym
pozabijał jego pociechy i pocięte ciała, powiesił gdzieś w jego domu. Ale by
miał minę, gdyby to zobaczył. Albo może usadzę tych malców na krzesła i zmuszę,
by oglądali, jak tnę ich rodziców na kawałeczki. Co myślisz? A może ty masz dla
mnie jakąś ciekawą propozycję? – Przybliżył się do niej, nadstawiając ucho. Po
chwili, zaczął się głośno śmiać. – Tak też myślałem. Bo cóż być mogła zrobić,
prawda?
Niewiele
brakowało, a otrzymałby cios w głowę. Szybko i sprawnie jednak odskoczył do
tyłu, znów kucając przed kobietą i szczerząc się z zadowolenia.
Emi miała już wolne ręce i zaciskała je teraz tak mocno, na ile
pozwalał jej ból. Dzięki swojej technice, zdołała obtoczyć każdą niteczkę w
sznurze, który ją trzymał, szkłem, po czym bez problemu ją złamać.
Zazgrzytała zębami, zdając sobie sprawę z tego, jak mało może zdziałać
z takim ciałem.
Odruchowo, dotknęła swojego brzucha, ponosząc wzrok na oprawcę.
Wypluła trochę krwi, marszcząc brwi.
- Chcesz walczyć? – zapytał rozbawiony.
- Zabiję cię – warknęła wściekle.
***
Leżał na prawym
bok, podpierając głowę ręką. Z zamyślonym wyrazem twarzy, wpatrywał się w
śpiącą żonę. Oddychała tak spokojnie, tak niewinnie. Jej twarz podczas snu,
wyglądała zawsze tak samo. Pozbawiona wszelkich trosk, nie zmarszczona
najmniejszym grymasem.
Haruki uwielbiał patrzeć na nią nocą. Nie tylko dlatego, że była to
jedna z nielicznych chwil, kiedy ją widział. Patrzył, bo właściwie tylko wtedy
przypominała mu swoją dawną siebie. Bezbronną dziewczynkę, którą poprzysiągł
sobie chronić.
Kiedy, wiele lat temu, zginął je starszy brat, to on wziął ją pod
swoje skrzydła. Zapewnił jej dom i bezgraniczne wsparcie. To on poprosił
Tsunade o znalezienie jej zajęcia. Co prawda, nie było jego zamiarem, by
przydzielono jej Ibiki’ego, ale za wszystko inne czuł się odpowiedzialny. A
teraz? Miał żal do niej, że odnalazła swoją drogę. O co tak naprawdę był zły?
Przecież chciał jej szczęścia.
Westchnął ciężko, siadając po turecku na łóżku i
opierając głowę na prawej ręce, wspartej na kolanie. Znów zerknął na Namidę.
Chyba był po prostu rozczarowany faktem, że mają zupełnie inne
marzenia i priorytety. On był typem, kochającym spokojne życie z rodziną u
boku, ona z kolei była kobietą sukcesu. Dwie, tak odmienne osobowości, nie
mogły żyć w szczęśliwym związku.
Haruki nigdy do końca nie był pewien swoich uczuć do Namidy. Nie był w
stanie stwierdzić, czy te wszystkie emocje, to już miłość. Nie był w tym
najlepszy. Miał co prawda wiele osób, które kochał. Rodzice, rodzeństwo,
przyjaciele, dzieci… Ale miłość do żony chyba powinna różnić się trochę od
pozostałych. Podobno powinna być większa, silniejsza i dawać mu pewność. A on
nie wiedział. Namida była jego żoną. Małżeństwa się kochają i wspierają.
Oczywiście, również się kłócą i to nawet częściej, niż inni. Haruki wiedział
to, obserwując przez wiele lat, własnych rodziców. Najważniejszy jednak zawsze,
wydawał mu się czas. Dwoje ludzi, mogło się ze sobą kłócić, ale potrzebowali
potem czasu, by się pogodzić. By przeprosić się nawzajem, wybaczyć i zaufać… by
ponownie się w sobie zakochać.
Oni tego czasu nie mieli. Kłócili się, a potem udawali, że nic się nie
stało. Ich wspólne chwile zrobiły się niezwykle krótkie. Moment rozmowy,
sprzeczka, zapomnienie, od czasu do czasu nagły przejaw czułości, który jak na
jego gust, był tylko czysto fizyczny.
Nie było już między nimi żadnej iskry, żadnego napięcia. Właściwie nie
był teraz nawet pewien, czy ta chemia kiedykolwiek istniała.
Ta świadomość była najgorsza. Czy to właśnie miało oznaczać, że tak
naprawdę nigdy jej nie kochał? Wyprostował
się, rozglądając na boki, w poszukiwaniu jakiegokolwiek ubrania. W dole łóżka,
dostrzegł swoje spodnie od piżamy. Wolno i leniwie, sięgnął po nie, po czym
nieco już sprawniej, założył je na siebie. Wstał z łóżka i bez pośpiechu,
opuścił sypialnie.
Wszedł do maleńkiego pokoiku, który służył za biblioteczkę. Namida
trzymała tu wiele, ważnych książek, ale znalazło się też trochę miejsca na jego
skarby.
Zapalił małą lampkę i siadając w bujanym fotelu, chwycił w ręce
drewnianą szkatułkę, która stała na szafce, obok sekretarzyka.
Ułożył ją sobie na kolanach i ostrożnie, niemal z czcią, otworzył
pokrywę.
Wewnątrz znajdowało się kilka jego perełek z czasów młodości. Jego
pierwszy ochraniacz na czoło z symbolem Wioski Wodospadu. To przecież tam
spędził znaczną część dzieciństwa i został geninem.
Zlaminowany dyplom awansu na chuunina. Doskonale pamiętał reakcję
Itami, gdy dowiedziała się, że został chuuninem przed nią.
Jego pierwszy shuriken. Otrzymał go od swojego ojca, gdy miał siedem
lat.
Różne liściki, kamyczki, jakiś łańcuszek, zdjęcia… Ilekroć spoglądał
na te rzeczy, budziło się w nim uczucie nostalgii. Większość tych pamiątek,
wiązała się z jego przyjacielem.
Z utęsknieniem, począł przeglądać niewielki zbiór fotografii. Było to
kilka, starych fotek, które nie trafiły do albumów, czy w ramki. W pewnym
momencie, natknął się na zapomniane zdjęcie. Przedstawiało Tsuki’ego, Emi i
jego, bawiących się w ogrodzie. Prawdopodobnie, było robione przez mamę jego
przyjaciela.
Przyjrzał mu się lepiej, czując dziwny niepokój. Mały Tsuki stał
kawałek dalej, opierając się o drewniany płot i ze spokojnym uśmiechem, patrząc
na pozostałą dwójkę. Emi płakała, umorusana cała lodem truskawkowym. Natomiast
on stał z pustym rożkiem, smutno spoglądając na swoje słodkości, znajdujące się
teraz na ubraniach i twarzy dziewczynki.
Nie miał pojęcia, dlaczego tak zaintrygowało go to zdjęcie. Było to po
prostu zwyczajne ujęcie, jednej z ich wspólnych chwil.
Poczuł smutek, spoglądając na zielonowłosego chłopca, którego nie było
już na tym świecie. Dziwne, ale jakoś na tej fotografii wydał mu się oddalony.
Tak jakby spoglądał na nich opiekuńczo z innego świata.
Emi… Emi często płakała. Co prawda przez niego bardzo rzadko, ale
również się zdarzało. Ubrudzona czerwoną mazią, wyglądała niemal makabrycznie.
Przejechał palcem po jej postaci, marząc brwi w zamyśleniu.
- Emi… - szepnął mimowolnie. – Kiedy znów cię zobaczę?
***
Szedł po
schodach, do ciemnego pomieszczenia. Zatrzymał się na ostatnim schodku, uważnie
rozglądając się na boki.
Mógłby przysiąść, że jeszcze przed chwilą, ktoś tutaj był. Wyraźnie
czuł czyjąś obecność, ale zdawała się coraz bardziej oddalać.
Isamu podniósł rękę, by zapalić światło. Dwie, mocne lampy, rzuciły na
pomieszczenie ostre światło. Wszedł głębiej, podchodząc do jednego stołu, na
którym poukładane były pliki zapisków. Skrzywił się, wyciągając dłoń i i
dotykając, nierówno ułożonych papierów. W dodatku leżały zbyt blisko drugiej
sterty, która z kolei była w jeszcze gorszym stanie.
Mężczyzna wyrównał obie sterty dokumentów, przy okazji skanując
wzrokiem resztę pomieszczenia. Wkurzało go to, że ktoś wtargnął do jego
świątyni, ale bardziej niż nad tożsamością włamywacza, czy nawet sposobem, w
jaki się tu dostał, ciekawił go powód. Czego mógł szukać w takich badaniach,
jak te? Nie było tu nic, co mogłoby posłużyć za broń, silną technikę, piękny
wygląd, czy ogromną potęgę. Co więc mogło przyciągnąć tutaj kogokolwiek?
Ponownie spojrzał na zbiór zapisków. Był to głównie spis
najróżniejszych ziół. Ich dobre i złe właściwości, a także wskazane
zastosowanie. Czyżby ktoś potrzebował zielarskiej pomocy?
Isamu miał złe przeczucia. Zwyczajny mieszkaniec Konohy, gdyby czegoś
potrzebował, po prostu w cywilizowany sposób by zapytał. Nie miał wątpliwości,
że włamywaczem był ktoś wyjątkowo przebiegły i doświadczony. Nie tak łatwo jest
wślizgnąć się do dzielnicy Yasai i pozostać niezauważonym, a co dopiero włamać
się do domu jednego z Yasai i w porę ulotnić, nie pozostawiając po sobie
praktycznie żadnego śladu.
Spojrzał na zegarek, po czym zdecydował, że sprawą zajmie się rano.
Skierował się w stronę sypialni, po drodze sprawdzając swoją techniką, czy w
domu nie ma nigdzie nieproszonego gościa. Gdy stwierdził, że jest czysto, udał
się na spoczynek.
***
Walka nie trwała
długo. On był nieludzko szybki. Ona ranna i wyczerpana. Nie była w stanie
utrzymać się na nogach, ale sprawnie władała swoją techniką.
Toby jednak, robił bez problemu uniki, cudownie się przy tym bawiąc.
Śmiał się za każdym razem, gdy szklane ostrze było niebezpiecznie blisko, a on
w ostatniej chwili, odskakiwał gdzieś w bok.
Emi traciła resztki sił. Starała się… Próbowała… Wszystko jednak szło
na marne. Nie mogła pozwolić, by ten drań skrzywdził jej bliskich. By cokolwiek
zrobił Haruki’emu. Co jednak mogła zrobić? Jej ataki, nie przynosiły żadnego
rezultatu i z każdą chwilą stawały się coraz słabsze. Miała ochotę się
rozpłakać. Zapomniała już o bólu. O pozdzieranej skórze, poobijanych kościach,
krwawiących wciąż ranach. Najgorszy z tego wszystkiego był ból serca. Nawet pod
koniec… nawet nie mając już nic do stracenia… Nie jest w stanie niczego
dokonać.
Zacisnęła pięści, przykładając je do ziemi, po czym powoli je
rozłożyła, a wkoło zaczęła rozprzestrzeniać się kolorowa nawierzchnia.
Poniekąd, przypominało to trochę lodowisko.
Mężczyzna, przyglądał się temu z zaintrygowaniem.
- Chcesz się poślizgać? – zapytał. Kobieta nic nie odpowiedziała,
tylko wykonała ponowny ruch ręką, a tuż obok Toby’ego, wyrosło szklane ostrze,
skierowane w jego stronę.
Nie ruszył się z miejsca, a jedynie odchylił kawałek w bok.
Przezroczysty, ostry wierzchołek, odciął mu kępkę włosów. Czarne pasmo, powoli
opadło na lśniącą podłogę, a mężczyzna uśmiechnął się przy tym z podziwem.
- Dlaczego nie byłaś taka zaciekła od samego początku? Bawilibyśmy się
znacznie lepiej, gdybyś się trochę przyłożyła – powiedział, podpierając się
ręką o kolano i powoli wstając. – Niestety. Teraz nadszedł czas, by umrzeć –
dodał z rozczarowaniem w głosie.
Kobieta zacisnęła zęby, ponownie wykonując szybki ruch ręką. Ostry
kolec, wyrósł z podłogi, tuż pod napastnikiem, który oczywiście stał już
zupełnie gdzie indziej.
Kolejna próba. Kolejne spudłowanie.
Emi jęknęła rozpaczliwie, widząc, jak Toby się do niej zbliża.
Odruchowo, chciała podnieść się z miejsca i zacząć uciekać. Szarpnęła się na
bok, a jej nogi nawet nie spróbowały podnieść się z miejsca. Upadła do przodu,
uderzając twarzą w zimną podłogę.
Załkała cicho, czołgając się do przodu i głośno przy tym dysząc.
Obejrzawszy się za siebie, dostrzegła tylko, że mężczyzna, chwyta za
jeden ze szklanych kolców, które wcześniej stworzyła i odłamuje jego ostry
wierzchołek. Uniosła brwi, a jej oddech przyśpieszył. Ponownie zaczęła się
czołgać. Jej szklana technika, pokrywająca nawierzchnię, powoli zaczynała
znikać, przez co podłoże zrobiło się niezwykle szorstkie. Zawyła z bólu,
czując, jakby ktoś obdzierał ją ze skóry.
W końcu opadła bezradnie na ziemię, z trudem łapiąc oddech. Leżała
twarzą do ziemi, nie mając nawet siły by krzyczeć. Zacisnęła lekko pięści,
starając się złączyć dłonie.
Poczuła mocne szarpnięcie za ramię, a sekundę później leżała na
plecach, widząc nad sobą Toby’ego. Patrzył na nią z niesmakiem, zaciskając w
dłoni kawałek jej szkła. Po chwili uklęknął na jej nogach, zdzierając z niej
resztkę ubrania.
Przyłożył ostrą krawędź do jej brzucha, a słysząc przyśpieszony oddech
ofiary, uśmiechał się chytrze.
- Powiedz światu, dobranoc – powiedział cicho, po czym wbił nagle
ostrze, w sam środek brzucha. Krew trysnęła mu na twarz, a Emi krzyknęła
rozdzierająco, szamocząc się pod ciężarem mężczyzny. Ten jednak zaczął śmiać się jeszcze bardziej,
wpadając w trans. Przecinał delikatnie jej skórę, by za chwilę znów wbić broń
głębiej.
Kobieta krzyczała w agonii, czując, jak ulatuje z niej życie. Widziała
tylko krew. Wszędzie mnóstwo krwi. A gdzieś tam pomiędzy, roześmiana twarz
sadysty. Powoli traciła przytomność. Przestała krzyczeć, a jej gardło wypełniła
szkarłatna ciecz. Opuściła na ziemie głowę i ramiona, ślepo patrząc gdzieś w
bok. Wszystko było takie zamazane i niewyraźne. Cały świat się kołysał. W
oddali słyszała złowrogi śmiech.
Gdzieś tam pomiędzy, słyszała jednak coś jeszcze. To nie był śmiech
mordercy. Słyszała dziecko. Dziecięcy chichot, docierający do niej z oddali. Z
trudem utrzymywała powieki w górze. Ktoś stał przed nią. Ktoś jeszcze był w tym
pomieszczeniu. Nie była zdziwiona. Nic już nie czuła. Po prostu widziała
kawałek dalej, dobrze znaną jej postać. Małe, niewyraźnie stópki, przebiegły
tuż przed jej oczami. Nagle, postać zatrzymała się kilka metrów przed nią i
usiadła sobie na ziemi. To był mały chłopiec. Znała go. Znała go bardzo dobre.
Te iskrzące radością i pełnią życia oczy. Ten szeroki, pocieszający uśmiech.
Przyszedł po nią?
Gęsta, zielona czupryna, opadła mu na twarz, gdy nachylił się by spojrzeć
w jej niemal martwe już oczy. Skrzywił się z rozczarowaniem, a sekundę później
znów uśmiechnął. Gestem głowy wskazał na coś, co znajdowało się nad nią.
Emi nie miała siły by odwrócił głowę. Właściwie nie wiedziała, czy ma
jeszcze do tego prawo. Może to ciało nie należało już do niej? Może zaczynała
je już opuszczać?
Chłopiec o zielonych włosach, wydał się zawiedziony. Wstał z miejsca i
podszedł do niej. Wtedy poczuła, jak ktoś pomaga odwrócić jej głowę, a po
chwili unosi jej dłonie. Czuła na nich ciepło i przyjemne mrowienie. Nie bardzo
rozumiała, co się dzieje.
Jakiś mężczyzna, ubrudzony czerwoną substancją, śmiał się na całe
gardło, odchylając do tyłu głowę. Złączyła dłonie, wykonując przy tym różne
symbole. Przy ostatnim się zatrzymała, na ułamek sekundy zerkając w bok.
Chłopiec stał już dalej. Uśmiechał się zachęcająco, kiwając głową.
Kobieta miała wrażenie, że również się uśmiechnęła. Dokończyła swoją pieczęć, a
potem wszystko jakby zostało znów przyśpieszone. Magia gdzieś zniknęła, a do
jej uszu znów dochodziły wyraźne, bliskie dźwięki.
Nie śmiech, ale przerażający krzyk, rozniósł się po pomieszczeniu,
kiedy z ziemi wyłoniła się cała masa ostrzy. Nie wszystkie zdołały ją ominąć.
Większość jednak, dosięgła chłopaka, przebijając go w wielu miejscach. Toby tym
razem nie zdążył uskoczyć w bok. Wisiał teraz tuż nad kobietą, poprzebijany
i zaskoczony. Wpatrywał się w jej jasne
oczy przez kilka sekund.
- Nie skrzywdzisz już nikogo więcej – wyszeptała z trudem. Zanim
straciła przytomność, jego srebrzyste, jak księżyc oczy zgasły.
***
Dwa dni później
Feliks stał w
przyciemnionym pomieszczeniu, z zamyśleniem wyglądając przez odsłonięte do
połowy okno. W głowie analizował wszystko, czego dowiedział się w ciągu
ostatnich, kilku dni. Niewiele jednak z tego dotyczyło jego rzekomej misji,
pozbycia się demonów. W okolicy było znacznie więcej, ciekawszych rzeczy,
którym pozwalał zaprzątać sobie głowę. Jego doskonała pamięć i zdolności
analityczne sprawiały, że nie musiał zapisywać wszystkiego, czego się dowie.
Różnił się więc nieco, od interesującego źródła, które zlokalizował w Wiosce
Liścia. Niemniej jednak, był pod ogromnym wrażeniem, wiedzy i badań, jakie
wykonał tamten umysł. Nie mógł co prawda, zbyt dokładnie przejrzeć
fascynujących zapisków, ale mimo to, zdołał dostrzec kilka drobnych błędów.
Miał nawet kilka uwag i teorii, dotyczących dalszych badań.
W każdym razie, to i tak było bez większego znaczenia. Nie tym
powinien się zajmować.
W pewnym
momencie, do pokoju wszedł młody chłopak. Jak gdyby nigdy nic, podszedł do
niewielkiego stoliczka, na którym stał dzbanek z wodą i nalał ją do dwóch
szklanek, stojących obok. Podniósł naczynia i już chciał się kierować w stronę
wyjścia, kiedy dostrzegł milczącego mężczyznę. Zachwiał się niebezpiecznie,
wydając z siebie cichy pisk i oblewając się cieczą.
- Dlaczego stoisz tu tak po ciemku? Mały włos, a dostałbym zawału –
odezwał się Noah, odkładając z powrotem na stoliczek szklanki i wycierając
dłonią, swoją mokrą bluzkę. Spojrzał uważnie na czarnowłosego, który nadal stał
niewzruszony. – Dawno temu wróciłeś? Dowiedziałeś się czegoś? – zapytał
niepewnie i starając się nie spuścić mężczyzny z oczu, powoli znów sięgnął po
szklanki.
- Wiem, w którą stronę się udał. Reszta to tylko domysły – oznajmił
obojętnie, nie zmieniając pozycji.
- Twoje domysły zawsze są słuszne. – Zmarszczył brwi, starając się
cokolwiek wyczytać z zachowania swojego rozmówcy.
Feliks jednak, stał niemal nieruchomo, nie odwracając wzroku ani na
sekundę. Gdyby nie fakt, że słabo porusza ustami i jakby dyskretnie oddycha,
wyglądałby jak posąg. Nigdy nie był skłonny do dłuższej rozmowy, zresztą… Noah
wcale nie miał ochoty na żadną pogawędkę z tym typkiem. Był dla niego zbyt
przerażający. Co prawda, nie w ten sam sposób, co Toby. W tym cichym i przesadnie
spokojnym gościu było coś, co budziło w człowieku niepokój. Niepokój, ale
również i ciekawość. Rozmawiając z Toby’m, miało się ochotę uciec jak najdalej.
Z Feliksem jednak było inaczej. Ten jego magnetyzm, zdawał się być dużo
bardziej niebezpieczny, niż odpychająca postawa Toby’ego.
- To wciąż tylko domysły – odpowiedział mężczyzna.
Noah westchnął ciężko, powoli kierując się już do wyjścia. Zanim
jednak, dotarł do drzwi, stanął i znów zerknął w kierunku okna.
- Myślisz, że on wróci? – zapytał cicho, w głębi nawet nie licząc na
odpowiedź. Spuścił tylko głowę, zaciskając mocniej dłonie na szklankach. – Pani
Heidi może być zła – dodał, po czym opuścił pomieszczenie.
***
Młody mężczyzna o
krótkich, rudawych włosach i błękitnych oczach, oparł się o kamienną ścianę
góry, z rozkoszą, zaciągają się dymem, dopiero co odpalonego papierosa. Miał
niecałe dwadzieścia lat, a jego nałóg był już teraz dosyć ciężki do opanowania.
Uśmiechnął się błogo, odchylając do tyłu głowę i starając się nie
myśleć o tym, że w paczce pozostały mu zaledwie dwa smakołyki. Miał tylko
nadzieję, że gdy dotrą na miejsce, zdoła odciąć się chociaż na chwilę od reszty
grupy i skoczyć do jakiegoś sklepu po małe zaopatrzenie. Co prawda był przecież
dorosły i wcale nie musiał się kryć ze swoimi upodobaniami, jednakże… Ta babka,
która wiecznie starała się być dla wszystkich miła i każdego obserwowała z
uwagą, była nader irytująca. Co z tego, że jej mąż jest taką szychą, a kapitan
oddziału , to jej przyjaciel. Sama nie miała nawet trzydziestki, a zachowywała
się jak matka wszystkich narodów.
Ryu, bo tak miał na imię młodzieniec, wziął jeszcze kilka głębszych
wdechów, po czym zgasił peta o skałę za nim i wyrzucił gdzieś w krzaki. Przez
moment, stał jeszcze z rękoma schowanymi w kieszeniach spodni i rozglądał się
po okolicy. Przed nim, rozpościerał się gęsty las. Stał dosyć wysoko, więc z
tej perspektywy, widział głównie korony drzew. Niemniej jednak, widok zapierał
dech w piersiach.
Nigdy jeszcze nie był tak daleko od domu. Będzie miał o czym
opowiadać, gdy już wróci. Wybierze się z kumplami na piwo i podkoloryzuje
trochę swoją historię, jakimiś nagimi laseczkami i groźnymi psychopatami.
- Ryu? Kapitan prosi, żebyś wrócił do reszty. Omawiamy właśnie dalszą
drogę. – Usłyszał nagle przyjemny głosik. Odwrócił się i z uśmiechem spojrzał
na młodą, śliczną dziewczynę, która również należała do ich oddziału. Była
mniej więcej w jego wieku. Miała piękne, długie, czarne włosy i wielkie,
jeszcze bardziej czarniejsze oczy. Duże piersi, wąska talia, apetyczne biodra.
Dziewczyna-marzenie, pomyślał chłopak. W dodatku była uroczo niepewna siebie i
miła. Zwłaszcza dla niego. Tak mu się przynajmniej zdawało.
- Już idę – odparł z nonszalanckim uśmiechem i czekając aż dziewczyna
pójdzie pierwsza, ruszył za nią, rozkoszując się przy okazji widokiem jej
zgrabnych pośladków.
Dotarli do reszty
gruby, która składała się jeszcze z pięciu osób i dwóch psów. Wszyscy byli
dosyć młodzi. Najstarszy był wysoki mężczyzna, z blizną na policzku i dziwnym
kształtem ucha, które wyglądało, jakby ktoś je nieco odgryzł. Na twarzy miał charakterystyczne
dla jego klanu, czerwone znamiona. Tuż przy jego nodze stał wielki, szary pies,
o krótkiej sierści, szpiczastych uszach i pysku przypominającym buldoga.
Jak tylko dwójka najmłodszych członków, pojawiła się na widoku, pies
przestał merdać ogonem i wraz ze swoim właścicielem, spojrzał w kierunku
przybyszów.
Ryu westchnął ciężko, czując na sobie ciężar, rozczarowanych spojrzeń.
Miał wrażenie, że wszyscy stale go osądzają i są w tej ocenie niesprawiedliwie
surowi.
Podniósł wzrok, patrząc na wysoką i szczupłą kobietę, która była
drugą, najstarszą tu osobą. Jej bał się najbardziej. Wyglądała, jakby wiecznie
była na wszystkich wkurzona. Krótkie, ciemno niebieskie włosy, sterczące w
różne strony. Fioletowe oczy, stale łypiące na niego spod przymkniętych powiek.
Usta, umalowane wyzywającą, czerwoną szminką. Ogólnie, nie była brzydka, ale
Ryu bał się utrzymać z nią nawet krótki kontakt wzrokowy, a co dopiero uciąć
sobie pogawędkę. Zresztą, kobieta nie odzywała się zbyt często. Była wzorowym,
podręcznikowym shinobi, który wykonywał polecenia kapitana, ewentualnie
podsuwając mu własne spostrzeżenia, czy inne rozwiązania.
Oprócz niej, w drużynie był jeszcze trzecia kobieta. To ta irytująca.
Ona z kolei wyglądała, jakby martwiła się o wszystkich na około. Ryu nie
popierał takiego zachowania. W końcu, co ją mogło obchodzić to, jak inni żyją?
Przecież każdy ma prawo robić to, na co ma ochotę. Przynajmniej w czasie przerwy.
Ponownie westchnął strapiony, zerkając na przesadnie miłą,
granatowowłosą kobietę. O dziwo, nie nękała go swoim opiekuńczym spojrzeniem.
Najchętniej wygarnąłby jej wszystko, co o niej myśli, gdyby nie fakt, że była
żoną Hokage. Ryu nie chciał zadzierać z takimi osobistościami. Jeszcze
zdegradowaliby go do stanowiska nauczania początkowego. Co, jak co, ale tępych
dzieciaków nie miał ochoty uczyć tropienia. Zresztą… Czy tego można nauczyć? Z
takim darem trzeba się urodzić!
- Nie powinieneś tak odpływać, kiedy kapitan tłumaczy strategię. –
Młody chłopak, podskoczył jak oparzony, słysząc tuż za sobą przeraźliwie
mroczny głos. Odwrócił się gwałtownie, odruchowo otrzepując swoje ciało z
wyimaginowanych robali, które zawsze sobie wyobrażał, gdy widział tego faceta.
Gość z klanu Aburame nie tyle był straszny, co po prostu obrzydliwy.
Niezwykle czuły słuch Ryu sprawiał, że stale słyszał te pełzające i szybko
przebierające nóżkami robaczki. Słyszał, jak się poruszają, jak piszczą, jak
żują… To było okropne.
- Przecież słucham – burknął urażony i jak najszybciej, skierował się
w stronę reszty grupy.
Brunet o wilczym
spojrzeniu, któremu stale towarzyszył biały, kudłaty pies, pokazywał właśnie
coś na mapie. Co chwilę, zwracał się do żony Hokage i do tego staruszka, jakby
byli jego prywatnymi doradcami. Inuzuka Kiba nie nadawał się na przywódcę.
Według Ryu był zbyt młody i nawet nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Prawdopodobnie, staruszek był również od niego silniejszy, a przecież oboje
pochodzili z klanu Inuzuka. Zbyt pochopnie otrzymał awans, a potem kolejny i
kolejny. Z całą pewnością, przyczyniły się do tego, dobre relacje z Hokage.
- Wszystko jasne? – odezwał się nagle Kiba, a rudowłosy jakby się
ocknął. Spojrzał pośpiesznie na wszystkich zebranych, którzy kiwali twierdząco
głową.
A niech to! Znów nie wiedział, co jest jasne i musiał udawać, że
rozumie. Oczywiście, również kiwnął głową, ale młodszy Inuzuka zawiesił już na
nim wzrok.
Zwinął mapę w rulon i uderzył nią lekko w dłoń.
- Ryu… - zagadną podejrzliwie. – Może chcesz prowadzić? – zapytał.
Chłopak poczuł, jak zalewają go zimne poty. Jak tak dalej pójdzie, to
ten pyszałek, doniesie na niego do samego Hokage.
- Nie… nie bardzo. Lepiej się czuję na tyłach – odparł, siląc się na
swobodny ton.
- Więc sprawdź najbliższą drogę, którą będziemy się poruszać, a my w
tym czasie się pozbieramy – wydał polecenie. Po tonie jego głosy, było jednak
jasne, że nawet nie liczy, iż chłopak to zrobi. Ten drań Inuzuka, doskonale
wiedział, że Ryu nawet nie wie, jaki szlak wybrali.
Przeleciał wzrokiem, po zebranych, szukając w kimś wsparcia. Okazało
się, że wszyscy zmówili się przeciwko niemu i chcą go pogrążyć.
- Ryu, stary… - odezwał się nagle Kiba. Oho! Teraz udawał jego kumpla,
pomyślał z kpiną chłopak. – Jesteś świetnym tropicielem i masz niezwykle
przydatne umiejętności, dlatego głównie wybrałem cię do tej misji. Musisz
jednak pamiętać, że same zdolności nie wystarczą i że misja, nie ważne jak
błaha wymaga przede wszystkim skupienia, rozumiesz? – Spojrzał na niego poważnie.
- Przecież wiem – odpowiedział chłopak, urażony krzyżując ręce na
piersi.
Inuzuka Kiba, przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, po czym
westchnął ciężko kręcąc głową i odwracając się w stronę Hinaty.
- Dobra, czyli szyk będzie wyglądał mniej więcej tak: Na samym
początku Oda wraz z psem, tuż za nimi nasz radar chakry Chika, potem ja i
Akamaru, za mną Shino, następnie Otsu, Ryu i na końcu Hinata – wyjaśnił w
skrócie, obrzucając jeszcze wszystkich, krótkim spojrzeniem.
Gdy zebrani wszystko już sobie poukładali, mogli wyruszać.
Nie zdążyli nawet poderwać się z ziemi, kiedy młoda dziewczyna, o
imieniu Chika ogłosiła alarm.
- Zbliżają się – powiedziała.
- Słyszę dwanaście, może trzynaście osób – dodał Ryu.
- Wygląda na to, że bardzo im się śpieszy – wtrącił Shino. – Moje
owady, nie są w stanie zbadać ich chary.
- Są na godzinie drugiej, jakieś półtora kilometra od nas – odezwała
się Hinata, uruchamiając swój byakugan.
- Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z podobnym zapachem – zdziwił się
Oda, zerkając na równie zaskoczonego psa.
Kiba skupił chakrę, chcąc również obadać, zbliżających się do nich
ludzi. W pewnym momencie, otworzył szeroko oczy, a Akamaru pisnął cicho,
niepewnie spoglądając na swojego pana.
- Hinata! – Spojrzał na przyjaciółkę. – Znam ten zapach! – wykrzyknął
takim tonem, jakby miał o to do niej pretensje.
Kobieta zmarszczyła brwi, ponownie skanując swoją techniką okolicę.
Ryu miał rację. Było dwanaście osób. Ci więcej, jej uwagę szczególnie przykuła
jedna postać. Ona również znała tę chakrę.
- Niemożliwe – powiedziała cicho.
- Akamaru? – Kiba spojrzał pytająco na psa, a ten tylko szczeknął
głośno, chcąc potwierdzić jego wahania. – Czy to…? W takim miejscu? – zamyślił
się.
Pozostali członkowie oddziału cały czas mieli się na baczności, gotowi
odeprzeć potencjalny atak. Kiba i Hinata jednak byli wyjątkowo spokojni.
- Tak, oczywiście. Teraz jestem pewna – odezwała się nagle Hyuuga, z
uśmiechem robiąc krok do przodu.
- Ostrożnie, Hinata. Minęło wiele lat – ostrzegł ją kapitan oddziału,
posyłając przy okazji karcące spojrzenie. Kobieta odpowiedziała mu tylko
uśmiechem, ze spokojem wypatrując zbliżającą się grupę ludzi.
- Co robimy? – zapytał zniecierpliwiony Ryu.
- Nie opuszczajcie gardy. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, będziemy…
- Walczyć? – przerwał mu nagle kobiecy głos, a sekundę później, tuż
przed nim stanęła drobna postać.
Inuzuka przyjrzał jej się uważnie, starając się lepiej przywołać w
pamięci ten zapach. Musiał jednak przyznać, że z wyglądu nie bardzo przypomina
osobę, której przypisywał w myślach ową woń. W jego wspomnieniach, zapach
należał do małej, osieroconej dziewczynki. Drobnej i zbyt wychudzonej, o długi,
bordowych włosach i spojrzeniu wypełnionym dobrocią.
Teraz jednak, przed nim stała dorosła kobieta. Wydawała się być w
świetnej formie. Jej niegdyś bujne włosy, były teraz dosyć krótko obcięte, a
kilka kosmyków przysłaniało jej twarz. W jej oczach nie kryła się już ta
wszechobecna miłość i naiwność, a zastąpiła ją zuchwałość i pewność siebie.
Przynajmniej tak mu się wydawało. To, co jednak potwierdzało jego
przypuszczenia, to kolor oczu kobiety. Tak niezwykle płomienne, jakby patrzył w
ogień.
- Wszędzie poznałabym tego słodkiego psiaka – odezwała się nagle i
spojrzała z uśmiechem na bruneta. Pozostali członkowie jej grupy, znaleźli się
tuz za nią w ciągu dziesięciu sekund. – Ty musisz być Inuzuka Kiba, chłopak tej
jinchuuriki – dodała, na co ten zacisnął tylko pięści.
- Ty jesteś… - zaczęła nagle Hinata, a kobieta o bordowych włosach,
spojrzała w jej stronę. Gdy tylko zobaczyła oczy Hyuugi, od razu uśmiechnęła
się szeroko, kiwając twierdząco głową. -
Yumeka z Wioski Księżyca.
***
Wolnym krokiem,
szedł długim, wąskim korytarzem, znajdującym się w głównej siedzibie wioski.
Ściany, niedawno odświeżane, miały jasno kremowy kolor. Przy podłodze
znajdowała się drewniana listwa, a samo podłoże wyłożone było drewnianymi,
ciemno brązowymi panelami. Przez sam środek korytarza, rozciągał się
długi, niezbyt szeroki, jasno błękitny
dywan. Całość nigdy nie sprawiała ponurego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Zawsze
jasno oświetlony, zawsze czysty. Widać, komuś musiało zależeć, by to miejsce do
bobrze się kojarzyło. Jakby nie były, przejezdni mieli dostęp zaledwie właśnie
do tego korytarza, ewentualnie kilku gabinetów, do których prowadziły zamieszczone
co jakiś czas na bokach drzwi.
Haruki, uniósł
trzymany przez siebie pakunek, przyglądając mu się z niesmakiem i coraz
bardziej żałując swojej decyzji. Jak zwykle, wychodził na tego mięczaka, który
za wszelką cenę chce podlizać się swoje żonie i przynosi jej do pracy drugie
śniadanie. Żałosne.
Co jednak miał robić, skoro już tu przyszedł? Nie mógł się teraz
wycofać.
Znajdował się już na wyższym poziomie, gdzie również znajdował się
gabinet Hokage. To właśnie tam, z tego co wywnioskował po wskazówkach dwóch,
przekrzykujących się sekretarek, które prosił o pomoc, znajdowała się jego
żona.
Może tak będzie lepiej, pomyślał z lichą nadzieją. Może Namida przy
Naruto chociaż podziękuje mu za posiłek i obdarzy nikłym uśmiechem.
Zatrzymał się
przed drzwiami, na których była tabliczka z napisem „Hokage”. Westchnął ciężko, starając się
zepchnąć swoje zażenowanie i poczucie bycia żałosnym gdzieś na dalszy plan, po
czym uniósł powoli rękę, by zapukać.
Wstrzymał się jednak, słysząc wyjątkowo wyraźnie, rozmowę docierającą
z pomieszczenia.
- Czy to potwierdzona informacja? – Rozpoznał głos Naruto. Był jakiś
inny niż zwykle. Smutny? Rozczarowany? Nienaturalnie poważny? W każdym razie,
bardzo niepokojący.
- Takie dano nam wytyczne, wraz z raportem. – Inny, nieznany mu głos,
nie wyrażał żadnych szczególnych emocji.
Ktoś westchnął głośno, mamrocząc coś, co nie było możliwe do podsłuchania.
- Dobrze więc. Trzeba będzie powiadomić o tym kilka osób. Tu również
są jej przyjaciele. Nawet ja miałem okazję ją poznać i polubić. – Ponownie głos
Naruto, a po nim długa cisza.
Haruki nie miał pojęcia, kogo może dotyczyć ta rozmowa. Był pewien, że
nie był osobą, która byłaby upoważniona, to tych informacji. Chciał już
zrezygnować ze swojego szpiegowania i po prostu zapukać, kiedy ponownie do jego
uszu, dotarł głos Hokage. Było to ostatnie zdanie, jaki spodziewał się
usłyszeć.
- Informacja, że Tanaka Emi została brutalnie zamordowana, powinna…
Nie słuchał już dalej. Nie byłby w stanie. Te kilka słów usłyszał aż
nazbyt wyraźnie. Momentalnie, jego ciałem wstrząsną dreszcz, a w głowie zaczęło
dudnić. Nawet nie pamiętał kiedy, zaczął biec przed siebie, kierując się w
stronę wyjścia. Dokąd zmierzał i jakie były jego zamiary? Nie miał pojęcia.
Pakunek z drugim śniadaniem, zniknął gdzieś w drodze, prawdopodobnie
odruchowo rzucony na jakąś wolną szafkę, na którą mógł się natknąć, będąc
jeszcze w siedzibie.
Teraz gnał jedną z uliczek, nie zwalniając ani na sekundę.
Jakieś dwie minuty drogi stąd, znajdował się jego dom. Czy to właśnie
tam, tak bardzo się śpieszył? Ledwo dotarł na miejsce, a już miał nieznośnie
przeczucie, że jest spóźniony. Po co w ogóle ten pośpiech? Dokąd… dokowo?
Wpychając przypadkowo, prawdopodobnie w miarę potrzebne rzeczy do
znalezionego gdzieś w pokoju plecaka, co chwilę zwalniał na ułamek sekundy,
czując jak wszelkie siły go opuszczają.
Nie ona. Nie ona. Nie ona.
Powtarzał w myślach, w krótkich momentach słabości. Z ogromny trudem,
powstrzymywał wybuch płaczu. Ręce drżały mu, jak nigdy przedtem.
Nie wiedział. Nie rozumiał. Co on właściwie wyprawia?
Coś mu jednak mówiło, że nie może odpuścić. Musi się śpieszyć. Musi
mieć pewność.
Przed podróżą do
Lorda Feudalnego jednak, miał jeszcze pewne zobowiązania, na których ostatkiem rozumu,
był w stanie się skupić. Zajrzał więc, do jednego z dobrze znanych mu miejsc,
po czym opóźnił wioskę.
*************************************
Tak... powinnam paść na kolana i błagać o wybaczenie. Mam tylko nadzieję, że przez moje zaniedbanie, nie straciłam wszystkich czytelników :<
Dlaczego tak długo mnie nie było?
Życie!
I wszystko jasne:)
Przychodzi pewnego dnia taki moment, kiedy trzeba podjąć kilka ważnych decyzji. Nie decyzji typu: Co włożyć na siebie jutro, lub gdzie i jak spędzić wakacje :) nie, nie
Mój jeden plan nie wypalił, więc powiem tylko, że koniec końców, wracam do realizacji mojego wielkiego marzenia z dzieciństwa. Przynajmniej w jakimś stopniu. Nie, to nie ma nic wspólnego z pisaniem. To coś, co było na długo przed tym, jak zaczęłam pisać xD Czy wytrwam? Jestem bardzo ciekawa.
Rozdziału nie będę komentowała, zostawiam to Wam (za dużo już chyba narzekam -_-") Miałam taki ambitny plan, by dodać jeszcze jeden przed moimi urodzinami, a tu proszę! Ledwo z tym się wyrobiłam, a i go dodaję na szybko xD
Co jeszcze?
Zapraszam do działu Video, gdzie od ostatnie notki dodałam dwa filmiki, których niektórzy mogli nie widzieć. Autorką oczywiście jest niezastąpiona Perełka!
Jeszcze raz przepraszam, dziękuję i pozdrawiam!
Nie mam pewności czy mnie jeszcze pamiętasz, ale tutaj Agita, prowadziłam(bardzo, bardzo dawno temu - ponad dwa lata...) kilka blogów oraz pisałam kilka opowiadań ;) Jestem na siebie strasznie zła, że porzuciłam to wszystko a co gorsze, porzuciłam wszystkich tych ludzi, dla których pisałam. Dzięki jednej osobie, która odezwała się do mnie, postanowiłam, że muszę do Ciebie napisać. Nie wiedziałam czy twój stary blog na onecie istnieje, ale zobaczyłam twój opis na GG i powiedziałam sobie: "Muszę do niej napisać!"
OdpowiedzUsuńOd początku zazdrościłam i zarazem podziwiałam twój zapał do pisania i to, że ani razu się nie poddałaś. Pisanie na dłuższą metę chyba nie było dla mnie, dlatego wyszło jak wyszło...
Chcę, żebyś wiedziała, że mam zamiar zacząć czytać twoje opowiadanie od początku i komentować na tyle, ile mi czas pozwoli.
Naprawdę mam nadzieję, że coś Ci o mnie świta :D Jeśli nie, to wiedz, że masz nowego czytelnika!
Pisz, pisz dziewczyno!
Oczywiście, że Cię pamiętam! Kojarzę Cię głównie z paringiem ShikaTema, chociaż czy słusznie - nie jestem pewna :)
UsuńNiemniej jednak, wciąż mam Twoje gg (również nie jestem pewna, czy nadal dobre) i pamiętam, że było mi bardzo smutno, gdy i Ty przestałaś pisać, bo jakieś trzy lata temu, zaliczałaś się do czwórki moich ulubionych pisarek xD
Szkoda, bardzo szkoda, że przestałaś, ale jeśli będziesz odwiedzała mój blog, to zapewne ja jak to ja, będę namawiała Ci byś wróciła do pisania xD
Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo ucieszył mnie Twój komentarz. Uwielbiam widzieć nowych czytelników, a co dopiero nowych/starych! Aż się łezka w oku kręci.
Cóż więc, mam nadzieję, że się na mnie nie zawiedziesz i że chętnie będziesz wpadała. Zawsze będziesz u mnie mile widziana i ciepło przyjmowana.
Pozdrawiam!
Dokładnie, ShikaTema <3 Właściwie to mam dwa numery, tylko z jednego bardziej korzystam ;) Jeden kończy się na 654 a drugi na 8650. Myślę, że będę wpadać tu często, ale jeśli pojawi się nowy rozdział, możesz mnie poinformować. Trafiłam od Ciebie na bloga chusteczki_aha. Matko, wtedy to wspomnienia powróciły T.T
UsuńZnalazłam wszystkie stare opowiadania, szablony i aż nie mogę przestać czytać. Kto wie, może zacznę pisać :D Wątpię, że ktoś jeszcze o mnie pamięta, ale jeśli pisanie znowu będzie mi sprawiać taką radość - na pewno wrócę.
Baaardzo mi miło, że mnie pamiętasz :)
Ps. Oczekuj moich komentarzy pod rozdziałami :D
Wreszcie Perełka dostała czuły fragment HarukixNamida na który czekała z niecierpliwością od powstania [itami-ng], gdy dowiedziała się, że ta dwójka jest razem. Co prawda nie łudzę się, że to znaczy coś więcej, jednak te dwa pocałunki mnie tak miło rozczuliły. Ja z całego, szczerego serca mogę powiedzieć/napisać, że dużo bardziej wolałam właśnie tą starą Namidę, słabą i taką niewinną. Tą dorosłą nadal lubię, ale to tylko ze względu na jej starszą wersję. Powiedzmy, że po przyjacielsku jakaś tam sympatia została. Poza tym jak ona może traktować tak Tanye? Czyli tak jak wyżej, nie uważam, że to przetrwa na dłuższą metę i, omg, Haruki poleci do Emi.
OdpowiedzUsuńAh, Emi. Nie pamiętam co wcześniej pisałam, ale teraz nawet już nie jest mi jej żal. Podchodzę do niej jak do Astrid, a może i nawet jeszcze z większą niechęcią. Wybacz, nie wiem co ja mam na jej temat pisać, żeby nie mówić czegoś złego. Dobra, ma fajnie rozbudowany charakter, ale i tak jej nie lubię. Zresztą, poem na jej temat pisałam wcześniej. Za to Toby zdobywa coraz więcej plusików. Mam nadzieję, że w walce z Emi wyjdzie zwycięsko. Nie wiem, chyba od następnego rozdziału scenki z nią będę zwyczajnie pomijać, tzn. przeczytam, ale nic się nie wypowiem.
Nie, nie zobaczysz. Jeżeli cokolwiek zajdzie między tymi dwojga to będzie zdrada stanu. Coś jak czytanie NaruSaku, brr... aż nie chce o tym myśleć. Oczywiście wspomnienia o Tsukim jak zwykle poruszyły moje serduszko. Jeszcze przeżywam jego śmierć, tak jak zakończenie GONE. To takie brutalne. Za dużo emocji, za dużo.
Włamanie do pracowni Isamu zapowiada coś złego! Tak wspominasz, że niedługo umrze... nawet się nie waż tego robić w najbliższym czasie! Tak go sympatycznie wspominam w poprzednich serii.
Matko, matko! Muzyka z Fairy Tail, umierająca Emi! Aż mi się oczy zaszkliły z ogromnej zaciechy! Chwila, chwila... wut? Emi popełniła samobójstwo żeby zabić Tobiego? I czemu ja mam dziwne wrażenie, że do jasnej ciasnej, ona przeżyje? Tyle emocji. Co to był za chłopczyk? Zielone włoski zaraz mi się z Tsukim kojarzą! A może to było jej nienarodzone dziecko?
Czyli wiadomo kto spaceruje sobie po cudzych domach. Noah, omg, krótka scenka z nim a tyle szczęścia! Serio zabiłaś Tobiego? Wiesz, że jestem zbita z tropu? Chłoapk jeszcze u mnie plusował, a tutaj nagle już go nie ma?
hahaha, opis Hinaty mnie rozbroił i tak strasznie rozbawił z perspektywy tamtego rudego chłopaka! Taki obraz, że nie jest idealna i wszyscy padają jej pod stopy bo jest taka cudowna, świetna, przewspaniała. Nie lubimy Maryśki Zuzanny. Omg, tyle imion znowu do zapamiętania. Ja sobie muszę to gdzieś zapisać czy coś bo przestanę wyrabiać. Yumeka... przypomniało mi się, że powinnam tamten wątek z wioską sobie przypomnieć, bo pamiętam tylko końcową walkę i nim poza tym xD I jakiś przecudny fragment z opaską/wstążką czy czymś tam. Hm, nawet tego na dobrą sprawę niezbyt pamiętam.
Dobra, czyli może moje przypuszczenia się nie sprawdzą i Emi naprawdę... umarła? To nie byłoby zbyt proste? Tzn. na pewno nie będzie, bo teraz Haruki będzie rozpaczał, już mi go jest szkoda, chociaż nie będę mogła się wczuć w jego ból, ale wiesz... przeważnie to moje ulubione postacie ginęły, a te które nienawidziłam były całe i zdrowe. Czyżby wreszcie los się do mnie uśmiechnął? *w*
Rozdział mimo na dużą ilość Emi mi się podobał, jednak naprawdę mam obawy co do jej śmierci. I nie powiedziałaś czy Toby zginął, tak więc jest nadzieja że on przeżył.
Na ile rozdziałów przewidujesz jeszcze wspomnienia/momenty o Emi? Muszę się psychicznie przygotować.
Czy mi się zdaje czy nie było w tym rozdziale Yuji'ego ? ;O
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! :)
Haha, pytasz przez ile będzie się pojawiała Emi? xD Do końca serii zostały 22 rozdziały, więc na pewno jeszcze będzie nie raz.
UsuńŻeby nie było, nie urazisz mnie w żaden sposób, gdy będziesz narzekać na Emi, a nawet ją wyzywać. Wręcz przeciwne. Wolę, żebyś wypowiedziała się co do niej negatywnie, niż nie wypowiadała wcale ;) Astrid? Kurczę, jeszcze trochę i mnie zacznie drażnić. Mam nadzieję, że zdołam nieco umilić jej wizerunek, bo przyznaję, że póki co jest taka mdła;p
Toby, Toby, Toby... ja też go lubię :X
Co do Yumeki - dużo będzie wspominek, nawet o tej chuście, więc na pewno coś tam zacznie Ci świtać, acz wcale nie będzie to wymagane ;)
Co do tych nowych imion? To mało istotni bohaterowie. Wypisałam ich, by nie używać samych przymiotników, ale dużej roli mieć nie będą, więc spokojnie.
Isamu ma nie umierać? Ma jeszcze nie umierać? Spokojnie, trochę jeszcze mu zostało.
Fajnie, że sceny z Noah tak na Ciebie działają. Przyjemnie je się pisze.
I tak, aż dziwnie tak bez Yuji'ego, ale jakby nie było, Itami (główna, tytułowa bohaterka) również tym razem się nie pojawiła :O
Dziękuję za tak konkretny i szczegółowy komentarz.
Pozdrawiam!;*
Szczerze uważam, że przesadzasz. xD ja jestem fanką HaruEmi i chce żeby było jej jak najwięcej, ta para to coś na wzór NaruHina. Ona? Zawsze w nim zakochana, delikatna, słaba, potem przechodząca metamorfozę i z dziecinnej, cukierkowej dziewczynki wyrastająca na prawdziwą kobietę która poświeca siebie i swoje ciało, poświeca swoje marzenia i milość, ogółem? życie dla obowiązku, jak prawdziwa księżniczka wyzbywajac się przyjemności dla dobra ogółu. Ona przecież nadal go kocha, szczere i całym sercem, a mimo to nie biegnie rozwalić życia Namidzie, nie biegnie porzucając swojego męża którego nie kocha - nadal go szanuje, pomimo żalu który na pewno ma do całego świata za swoje nieszczęścia. No bo "dlaczego właśnie ja?" "Dlaczego własnie Namida jest tą szcześciąrą a ja jestem z mężczyzną, którego nie kocham?" Namida to egoistka... tak bardzo zatraciła się, aby sobie coś udowodnić, SOBIE coś pokazać, SIEBIE zmienić, że opuściłą osobę która podobno kocha i własne dzieci, odpiera wszelkie zarzuty, jest podła w stosunku do Tanyi i nie boli ją fakt, że rani tym męża. Za nic ma uczucia innych tak naprawdę, zależy jej tylko na tym, aby zmienić się w coś lepszego, a tak naprawdę Haruki kochał ja już wcześniej, dla niego nie musiała się zmieniać, ale to jej nie wystarczyło. Natomiast Emi... Emi zmieniła się na coś lepszego, rozkwitła jak Hinata, zmieniła się również dla Harukiego ale było to bezinteresowne, bo i tak Namida zagrzała u niego miejsce.
UsuńMoim zdaniem te dwie postacie są nie do porównania... zresztą, Namida we wcześniejszej formie też nie była moją best postacią, była mdła, jęcząca, krucha... nie była jak Hinata która po prostu była zniszczona psychicznie, zresztą... ona jednak coś robiła, starała się, a Namida? ciągle trwała w miejscu a jak wystrzeliła to poleciała z grubej rury i zapomniałą o tym co najwazniejsze. Uważam, że Emi zasługuje na trochę szczęścia, a ci co jej nie doceniają powinni je stracić. Poza tym bardzo lubię wątki, gdy w końcu druga osoba odwzajemnia czyjeś skrywane uczucia - jest to takie pocieszające.
I tak jak Tobie podobała się scena NamiHaru, mnie się ona wydawała sztuczna... całe końcowe wyznanie Namidy... za chwilkę i tak będzie robiła swoje, bo to nie czas i miejsce na taką przemianę, ludzie się od tak nie zmieniają od tak nie są w stanie zrozumieć swoich błędów, ona będzie wciąż taka jaka jest, to bylo tylko chwilowe zawieszenie broni spowodowane dziwnym wybuchem Harukiego. Zwątpiła widząc go w takim stanie, ale.. znów pójdzie do pracy, znów ją to pochłonie znów uraczy się w swoich sukcesach i dzieci, dom - przestaną istnieć.
Uhh, musiałam sie wypowiedzieć, bo jest mi bardzo przykro jak widzę taką nagonkę na Emi xD Oczywiście, każdy moze lubić kogo chce, ale chciałam troszkę przytoczyć mój punkt widzenia i obiektywne ocenianie obu postacie bo kiedyś tez nie lubiłam Emi xD
Zdążyłam się zorientować po wcześniejszych komentarzach, że jesteś wielką fanką Emi. :) Ja również doceniam jej rozbudowany charakter i osobowość co jednak nie zmienia faktu, że jej zwyczajnie nie lubię, a w niektórych dniach [takich jak dzisiaj] zwyczajnie bardziej niż nie lubię, żeby nie powiedzieć tego drugiego słowa. Wszystko co napisałaś wyżej rozumiem i doceniam; sama nie łudzę się, że Namida nagle przejmie metamorfozę po jednej kłótni i stanie się przykładną matką i żoną. Aż taka naiwna nie jestem. Moja sympatia do niej polega na zasadzie 'po znajomości'. Wcześniej w poprzednich seriach wyrobiłam sobie kilka zdań, połączyłam kilka postaci w parki i te opinie mi się przeniosły do dzisiejszej serii. Upatrzyłam sobie NamidaxHaruki, tak jak NaruHina i naprawdę nic mi tej wizji już nie zburzy, można co najmniej zniechęcić. W Emi widziałam 'wroga' dla tej pary, a jeżeli ja już jakiejś postaci przypnę taką łatkę no to... pozamiatane. U mnie ta postać już nie ma prawa bytu. Pewnie zbyt emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzę i to dlatego, a raczej podchodziłam. GONE mnie wychowało, żeby zbytnio się nie angażować. xD Niestety nie miałam tej zasady wcześniej i dalsze przyzwyczajenia już we mnie zostaną.
UsuńNamiHaru podobało mi się na zasadzie ' O jejku! wreszcie coś z nimi!'. Przez sam zaciesz trudno mi ocenić czy było to sztuczne czy nie xD
Chyba faktycznie już się więcej na jej temat nie wypowiem xD jestem w stanie zrozumieć, że mój hejt jest porównywalny do obelg na temat Hinaty przez fanów Sakurki.
Chciałam tylko dodać, że Namida generalnie jest również świestnie skonstruowaną postacią i za to Odee podziwiam, że nawet jeśli za jakas postacią się nie przepada, nie oznacza to, że jest źle zrobiona, ona właśnie tak miałą wyjść... taka po prostu jest, ta różnorodnosć w bohaterach to jest to co, do Itami przyciąga najbardziej, ta ich dynamika i coś rzeczywistego co prezentują. Nie będę wspominała o Yuji'm który nam właśnie rozkwita, o Emi o tkórej już wspomniałam ale o samej Namidzie której nie lubie, ale którą cenie i uważam, ze bez niej te opowiadanie nie miałoby tego realizmu.
OdpowiedzUsuńNamida - typowy przykład słabosći człowieka, żadna alfa i omega... popadła ze skrajności w skrajnośc, a tak często w realnym świecie się to zdarza, prawda?
Także Odea... to też nie jest z mojej strony żadna nagonka na Namide, uważam, że bardzo dobrze przemyślany wątek ukazujący naturę ludzką. Nie lubie opowiadań gdzie każdy bohater jest idealny i dobry, Ty pokazujesz ludzkie słabości w każdym ze swoich bohaterów i za to SZACUN!
A teraz co do rozdziału xD W końcu! Na reszcie! Tak długo oczekiwany! Tak szalenie wciągający i ciekawy! Tyle się działo! Tyle... wszystkiego, ze trudno upiąć mi to jednej, konkretnej teczki w mojej głowie.
OdpowiedzUsuńEmi, Emi, Emi... Akcja z samobójczym pokrzyżowaniem planu Toby'ego przebiegła genialnie! Postawiłaś tą postać w jeszcze większym i jasniejszym świetle. Mdła? Mdłe jest dla Ciebie oddanie własnego życia i ostatkiem sił wbić w siebie i w niego ostrza, aby nie dorwał jej miłości życia? Dla mnie to heroizm! W obliczu śmierci myślała o nim, aby go nie dopadł, aby mogła cokolwiek zrobić żeby go uratowac, pomimo, ze jest z kimś innym, że nie dał jej szczęścia, myślała bezinteresownie o jego dobru, a nie o tym, że ginie, myślała o tym, że jest za słaba, aby go uratować. Ta postać to najlepsze co mnie tutaj spotkało xD
Ogólnie ubóstwiam Cię za tą scenę i koniec kropka,a Toby? Podoba mi się to, że jest pokonany, ale też muszę powiedzieć, że się zreflektowałas... Ostatnio skrytykowałam, że jest zbyt delikatny i tutaj bardzo sumiennie i skrupulatnie oddałaś tą jego psychofazową fanaberie. Jak się poprawiasz - to chwalę xD
Scena z Harukim, gdy dowiedział się o jej śmierci... idealna, lepszej nie mogłam sobie wyobrazić. Już na pierwszy rzut oka widac, że Emi jest bardzo ważna, a potem okaże się, że ważniejsza od Namidy, której tak naprawdę nigdy nie kochał.
Emi i Haruki są sobie przypisani od początku tego bloga, tak jak Hinata została przypisana Naruto i z góry nakreślona jako dziewczyna głównego bohatera.
Namida była wątkiem który miał ich połączyć, miało być ukazane, że ludzie popełniają blędy, mylą uczucia, niekoniecznie kochają kochając... są różne definicje miłości, ale to, co myślał, że czuje do Namidy, on czuje do Emi,a to co do Emi, czuje do Namidy...
A dowodem na to jest, ze zmierzając w stronę Namidy z drugim śniadaniem, wypadła mu z myśli, gdy dowiedział si, że Emi nie żyje... niekontrolowane zachowanie które świadczy o jego uczuciu xD
Oczywiście wiem, ze Emi żyje więc się nie zmartwiłam, ale zmartwię się w następnym rozdziale jak będzie smutno i dołująco z wiadomych przyczyn.
Brak Yuuji'ego w rozdziale mnie dobił... serio, to już nie to samo, hahaha xD
Dzisiaj tylko tak króciutko kochana, bo jest taka duszność, że co pięć minut mdleje!
A i jeszcze jedno...
ISAMU ;C.... smutek
Jedna rzecz mi się nie spodobała - byłabym zapomniała.
OdpowiedzUsuńKiedyś wypomniałaś mi, że moja Hinata wyszła trochę słabo i przytoczyłaś fragmenty mangi - oczywiście nie chce żeby to zabrzmiało, jakbym z urazą się mściła za krytykę, ale chce Ci tylko przypomnieć tą scenę u mnie która mi niewątliwie nie wyszła - że to jednak prawdziwa babka się zrobiła! A w tym rozdziale zrobiłaś z nią identycznie to samo... oczywiście mam na myśli opis Ryu czy jak mu tak było... Uważam, ze troszke przesadzony, w mojej wyobrazi powstał obraz Hinaty z pierwszej serii która ciągle chowa się za plecami i patrzy smutnym i zmartwionym wzrokiem i jest taka bez życia, bez pewnosci siebie... Tak jak wtedy Ty miałaś rację, tak teraz ja mam... Hinata to już jest kawał baby i pomimo jej walorów - opiekuńczość i empatia - jak ma zadanie to sie za nie bierze i chce być najlepsza. Ale mam nadzieję, że ten koleś zmieni zdanie w stosunku do niej i to były TYLKO jego spekulacje i jego pierwsze wrażenie które się naprawi w następnym rozdziale xD Niech Hinata udowodni, że jest SPOKO ZIOMAL xD
Swoją drogą to nie polubiłam tego bohatera - zgryźliwy xD
O kurczę! Przede wszystkim, nawet nie wiecie, jak jest mi miło i przyjemnie, gdy ktoś dyskutuje na temat mojego opowiadania. Jak pewnie widać, uwielbiam kreować nowe postaci, dlatego też tak bardzo się cieszę, gdy wywierają one na kogoś takie emocje (aż się wzruszyłam):)
UsuńMist, zacznę od końca Twej wypowiedzi. Szczerze, ucieszyła mnie Twoja uwaga odnośnie Hinaty. Osobiście również uważam ją przecież za twardą babkę, która jednak ma w sobie nadal tę wrażliwość i troszczy się o innych. Te cechy nie ujmują jej przecież siły. To moje zdanie, a Ryu ma inne. To młody chłopak, który sam do końca nie wie, czego ma się czepiać. Wydaje mu się, że wszyscy coś do niego mają i jakby na siłę stara się skrytykować w myślach innych, może nawet nie będąc szczerym sam ze sobą. Tak więc, żeby nie było, to był punkt widzenia Hinaty przez Ryu- nie przeze mnie ;)
Ta Wasza "walka" o EmiHaru, czy NamiHaru mnie rozwaliła (pozytywnie). Tyle potraficie dostrzec cechy postaci, że aż miło. Zawsze się staram, by wypadły w miarę realistycznie i nie były tylko albo czarne, albo białe. Tym bardziej cieszę się, że mimo niechęci, potraficie obiektywnie ocenić postać. Brawo dla Was!
Emi ostatnio wydała mi się mdła, bo nie miała po prostu okazji się wykazać w bardziej...hmm... weselszych scenach? To co sobą prezentowała przez ubiegły czas, to głównie nostalgia i melancholia. Owszem, jej ostatni wyczyn można by nazwać heroizmem, niemniej jednak zrobiła to tylko i wyłącznie dla Haruki'ego, nie myśląc w ogóle o sobie. Nie chcę tutaj za bardzo spoilerować, więc po prostu zachowam wyjaśnienia na kolejną notkę ;)
Dziękuję bardzo mooocno za tak wspaniałe komantarze;*
A co do kolejnego rozdziały, to wplotę tam Yuji'ego choćby nie wiem co!
Dla nas to już nie jest byle jakie opowiadanie, powinnaś to już zrozumieć. To jak ulubiona seria, ukochana książka *w*
UsuńZgadzam się z Perełką! ;D To opowiadanie to jak inna seria mangi Naruto, już Ci to powiedziałam xD
OdpowiedzUsuńA co do Ciebie Perełko - właśnie trochę cię poznałam już i tak też myślałam, że właśnie z tego powodu nie lubisz Emi, zresztą ja sama miałam podobne stanowisko co do Sakury, zapewne jakby była jakaś scenka NaruSaku to znów bym ją znienawidziła xDDDDDDDDDDD niemniej jednak chciałam trochę stanąć w obronie Emilki, bo nie zasłużyła na taką nienawiść, hahaha! xD Właściwie odezwałam się, bo trochę mnie właśnie zdziwiło, ze fanka Hinaty tak jak ja i hejterka Sakury jak niegdyś ja w tej sprawie ma odmienne zdanie, a przecież tu jest przykład typowo NaruHino'wski a Namida to właśnie taka Sakura tyle że z początku w tej delikatnej wersji i dlatego niemniej była ciekawa Twojej wypowiedzi.
Ogółem chętnie bym z Tobą podyskutowała na temat bohaterów Itami, ale myślę, że przeniosę debatę na GG, które mi ostatnio coś nie działało ale naprawiłam, więc jeśli odpisałaś mi na moją wcześniejszą wiadomość i - mam nadzieje - komentarz doszedł to dobrze, a jak nie to... będę musiała go znowu napisać xD - na blogu coś się nie chciał dodać xD
No... także, nie spamuje już tu Odei i do "pogadania" moje kochane!
A co do Odei jeszcze - ulżyło mi, że jest to jedynie punkt widzenia Ryu - w takim razie nie było tematu, nie byłam pewna co do tego, więc wolałam się upewnić. :*
OdpowiedzUsuńTo ja ci sie Odeo w koncu do czegos przyznam, moze dlatego, ze to moj pierwszy dzien z komputerem, w ktorym moglam przeczytac rozdzial na spokojnie i zebrac mysli do komentowania.
OdpowiedzUsuńNa twojego bloga(a raczej historie mlodej Itami) trafilam chyba ponad dwa lata temu. Tylko, ze absolutnie zrazona OC, o ktorych probowalam czytac sporo, a jednak za kazydm razem dochodzilam do punktu, gdzie OC stawala sie tajemnicza kochanka, ktoregos z braci Uchiha, skrzywdzona, probujaca wyzbyc sie uczuc, z trudna przeszloscia i ogolnie przecukrzona do granic. Dlatego bardzo dlugo na haslo "OC" robilam sie naprawde chora. I mam ochote sie eraz pochalstac, bo moglabym znac twoje opowiadanie od tych dwoch lat, w calosci a przez moje glupie zrazanie wyszlo jak zwykle. Jakbys kiedys mnie spotkala masz oficjalne pozwolenie, zeby mnie walnac i to porzadnie.
KOCHAM to jak sa skonstruowane twoje postaci, jak widac, ze skladaja sie z wielu cech, wad i zalet, nie sa stworzone na zasadzie "Ta bedzie niska i mila a ta wysoka i wredna" tylko wszystko od poczadku do konca jest przemyslane. Dlatego wywowulja mieszane odczucia, tak samo jest przeciez w realnym zyciu. Ja np. jestem zaintrygowana Namida, zauroczona w Yujim a Haruki mnie troche drazni, bo swoim takim troche niezdecydowaniem moze innych krzywdzic. Toby to psychopata z prawdziwego zdazenia, taki, ktorego z jednej storny sie boisz, a z drugiej chcesz wejsc do jego umyslu i uwaznie sledzic tok jego mysli.
Troche nie moge uwierzyc, ze zabilas Emi. Mysle jednak, ze przyszykowalas dla niej cos w rodzaju cudu(czyt. Harukiego). Szkoda mi Isamu, nie ma nic gorszego niz byc wiezniem wlasnego ciala.
Poza tym scena torturowania Emi przez Toby'ego i zmiana jej nastawienia w przypadku zycia swojego a bliskich byla absolutnie obledna.
Tak wiec czekam do nowego rozdzialu(z, mam nadzieje, Namida i Yujim). Chcialabym obiecac, ze skomentuje go jak nalezy(czyt. z polskimi znakami) bo uwazam, ze to teraz wyglada bardzo niechlujnie, ale... esh, wywiezli mnie z domu i nie mam wyboru.
Pozdrawiam! I zycze wytrwalosci i w pisaniu i w tym starym-nowym przedsiewzieciu!
Znam ten ból uprzedzenia do danej rzeczy. Sama wiele rzeczy odrzucam na wstępie, bo jest tam coś, czego nie lubię. Co do samych OC... Szczerze, strasznie mało widziałam blogów, które reprezentują coś oryginalnego. W większości Oc jest właśnie jakoś powiązane z głównymi bohaterami, pochodzą z któregoś ze znanych klanów, albo nawet z rodziny, czy po prostu nowym członkiem Akatsuki :< Takie przykłady już na wstępie mnie zniechęcają. Osobiście wolę wymyślać coś własnego i sama już z przyzwyczajenia szukam tego u innych.
UsuńCo do rozdziału i bohaterów... Spodobało mi się, że drażni Cię Haruki :) Fajnie, że nie wszyscy go lubią.
Co do kolejnej notki, jak już pisałam, Yuji pewnie się pojawi, acz co do Namidy to nie jestem jeszcze pewna.
Dziękuję za komentarz (brak polskich znaków wcale mi nie przeszkadza). Mam nadzieję, że nikogo nie rozczaruję dalszym ciągiem ;)
Pozdrawiam!
Rozdział przeczytałam wczoraj w autobusie, jak wracałam do domku i aż musiałam trzymać moje kruche emocje na wodzy, jak czytałam o śmierci Emi T_T Wgl o całej scenie z nią i z Tobym, jak on ją torturował, to myślałam, że łezki mi pociekną, że tak ranisz jedną z moich ulubionych postaci. Wynagrodził mi to tylko fakt, że Toby też zalicza się do grona ulubieńców ze względu na jego pokręcony charakter, psychoderyczny typ - takich cwaniaków lubię :D (i nadal mi się kojarzy z Jokerem xd) A najbardziej to mi się podobał fragment, jak zjawa małego Tsukiego pojawiła się Emi, pokierowała jej głową i rękoma i dała siłę, by zabiła (jasne, jasne xd) Tobyiego <3 no uwielbiam!
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o zażartą dyskusję wyżej na temat Emi vs Namida, to ja jestem za Emi xd ale to akurat nie jest dziwne ;p Namida po prostu strasznie mnie irytowała już od dłuższego czasu, a w tym rozdziale już zupełnie mnie wkurzyła. Bo serio, to jak pocałowała Harukiego mnie strasznie rozzłościło! Niby taka dobra! Jasne! Nie wiem po co ona to zrobiła, bo i tak się nie zmieni, dalej będzie go ranić i wgl... ona na niego nie zasługuje i koniec, kropka.
A Emi żyje, co nie? Przecież Haruki nie może gnać do niej na marne... ;< A Isamu jest biedny i tyle w tym temacie :< smutek razy dwa!
Ugh, ten komentarz jest żałośnie krótki i trochę mało treściwy, ale musisz mi wybaczyć. Mam jakieś okropne bezwenie na wszystko :(
Pozdrawiam ;***
Myślę, że sporo wyjaśni się już w kolejnym rozdziale. Dziewiąty i dziesiąty powinny być tak jakby podsumowaniem tej części trzeciej serii.
UsuńSkoro wątek z Emi wywarł takie wrażenie, to nie mogę już się doczekać, jaka będzie Wasza reakcja na ciąg dalszy. Najsmutniejszy - jak mi się wydaje - motyw dopiero przed nami ;)
Pamiętam, że dawno temu, gdy pytałam Was o ulubioną postać, Ty jako pierwsza, od razu odpowiedziałaś Emi xD Tak mi jakoś się w pamięć wryło xD
Dzięki za komentarz i mam nadzieję, że wena do Ciebie wróci szybko ;)
Pozdrawiam!;*
[SPAM]
OdpowiedzUsuńNasza Ocenialnia Narutowska organizuje konkurs!
Szczegóły znajdziesz tu: http://ocenialnia-narutowska.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam!!! ;)