wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział VII

"Matko widziałem za dużo...
 nienawidzę żyć moim życiem
 Zapomniałem wszystkie słowa, które mi mówiłaś...
 uparty mały dzieciak...
 Teraz muszę znaleźć swój raj, bramę zostawiam za sobą.
 Ale ból pozostanie,
 Nie ma siły do działania..."
-Sonata Arctica - The Power Of One

~*~


           Z apetytem oblizał wargi, uśmiechając się przy tym szeroko. Stał na skraju lasu, obserwując znajdującą się niżej wioskę. Właściwie, ciężko było nazwać to wioską. Wielka willa, niemal pałac, otoczona przez kilkadziesiąt domów i wielki mur. Strażnicy stali na każdej ulicy w gotowości. Na pierwszy rzut oka nie było tam żadnego słabego punktu. Budynek był naprawdę dobrze strzeżony i dostanie się do środka było praktycznie niemożliwe. Jednakże…
Tobi nie przestawał się uśmiechać, wybierając po prostu drogę, która będzie najciekawsza. Nie musiał przejmować się ilością strażników. Nie on. Dotarcie do calu nie było jeszcze taką atrakcją, jak sam cel. Nie chciał by zajęło mu to zbyt dużo czasu. Wolał poświęcić go swojej wybrance.
W myślach układał już sobie najlepszy scenariusz. Co właściwie mógłby z nią najpierw zrobić? Przecież nie zabije jej tak od razu. To by było takie niegrzeczne. Damie należy okazać więcej zainteresowania. Należycie się nią zająć.
Wiedział, że żona Lorda Feudalnego jest użytkowniczką szklanej techniki. Nigdy jej nie widział, ale podobno była bardzo niebezpieczna. Tym lepiej. Ktoś, kto włada takim jutsu, nie może być słaby. Może więc zniesie więcej bólu niż jego inne ofiary. Kto wie, może nawet wytrwa na tyle długo by podziwiać własne wnętrzności?
Zaśmiał się głośno, podciągając gumową rękawicę na swojej prawej dłoni. Ponownie oblizał się zachłannie, lekko przykucając.
- Czas zacząć przedstawienie – szepnął pośpiesznie, po czym w mgnieniu oka, zniknął ze swojego miejsca pobytu, zostawiając za sobą snoby kurzu.

***

                Yuji stał w gabinecie Hokage, uważnie obserwując, wiszące na ścianie zdjęcia. Trzy fotografię, każda w osobny ramkach, prezentowały rodzinę obecnego przywódcy wioski. Na jednym z nich, znajdował się Czwarty wraz ze swoją żoną. Wydawało się być dosyć stare i lekko poniszczone. Prawdopodobnie, Naruto wyszperał je w jakiś archiwach. Kolejne zdjęcie, przedstawiało samego Hokage i jego lepszą połówkę. Robione było na ich ślubie, o czym świadczą stroje.
Yuji musiał przyznać, że Hinata w białej sukni i długim, koronkowym welonie, prezentowała się niezwykle powabnie.
W ostatniej ramce, można było zobaczyć małego dzieciaczka. Był to syn państwa Uzumaki.
Czarnowłosy mężczyzna, skrzywił się, widząc to zdjęcie. Gruby, okrągły wręcz bobas, szczerzył się z niewiadomego powodu, a z ust ciekła mu ślina. Prawdopodobnie pokazali mu wielkie ciacho i dzieciak uradował się, wiedząc, że na pewno owe ciastko otrzyma.
Złośliwy uśmiech, pojawił się na ustach Yuji’ego. Osobiście, wolałby zobaczyć minę tego chłopczyka, gdyby sam zjadł jakąś słodycz na jego oczach.
- Dzieciaki to naprawdę fajna sprawa. Może sam też byś się o jakiegoś postarał? – Usłyszał nagle przyjazny głos, swojego Hokage.
- Ja i dzieci? Chyba sobie żartujesz. – Odwrócił się w stronę biurka, patrząc na uśmiechniętego blondyna. – Jak dla mnie, ludzie mogliby się rodzić dorosłymi – dodał, podchodząc do małej sofy, która stała obok wejścia, po czym usiadł na niej.
- Tylko tak mówisz. Założę się, że i tobie spodobałoby się, gdyby jakiś dziecięcy głosik wykrzykiwał radośnie twoje imię, gdy wchodzisz do domu. – Zmrużył podejrzliwie oczy, podpierając głowę na ręce, opartej o blat biurka.
Yuji przez chwilę wpatrywał się w niego niepewnie, po czym prychnął głośno, odwracając wzrok i skupiając go na mapie, która wisiała na bocznej ścianie.
- Powiesz mi wreszcie, po co mnie wezwałeś, czy spędzę tu cały dzień?
- Spokojnie, spokojnie. Sam do końca nie wiem, o co chodzi, ale zaraz powinna przyjść Sakura i wszystko wyjaśnić – powiedział, zerkając teraz do papierów, znajdujących się na biurku. Westchnął ciężko, mamrocząc pod nosem jakieś niewyraźne słowa i drapiąc się po głowie. – Przy okazji… - zaczął powoli, cały czas wczytując się w zapiski. – Muszę zarządzić, na co w tym roku przeznaczyć fundusze ze zbioru ZSS. Masz może jakiś pomysł, na szczytny cel? – zapytał, spoglądając na Usami’ego.
Ten uśmiechnął się chytrze, opierając jedną rękę na oparciu kanapy.
- Możesz wybudować za nie, jakiś przyzwoity bar, albo podarować je mnie, bym się ustatkował lub po prostu trochę poszalał – powiedział od razu, wyciągając drugą rękę w kierunku Naruto.
Blondyn skrzywił się nieco, ponownie burcząc coś do siebie i na powrót zanurzył się w pismach.
- Swoją drogą, te fundusze nie mogą być przeznaczone bezpośrednio dla Konohy – dodał cicho.
Yuji już chciał zaproponować kolejny, szczytny cel, kiedy do pomieszczenia wparowała kobieta o różowych włosach. Twardym krokiem, podeszła do biurka, nie zwracając najmniejszej uwagi, na siedzącego z boku mężczyznę. Oparła się obiema rękoma o blat, nachylając w stronę starego przyjaciela.
- Wezwałeś już go? – zapytała podenerwowanym tonem. Uzumaki oparł się wygodniej na swoim krześle, jedną rękę zakładając za głowę, a drugą wskazując siedzącego obok wejścia mężczyznę.
Sakura odwróciła się gwałtownie, nie kryjąc zaskoczenia. Szybko spojrzała na Yuji’ego, po czym przeniosła pytający wzrok na Naruto. Gdy ten pokiwał lekko głową, ponownie odwróciła się w kierunku czarnowłosego. Zmierzyła go od stóp do głowy, krzyżując ręce na piersiach. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z dziwnym grymasem na twarzy.
Usami natomiast, uśmiechnął się tylko zadziornie, machając wolno ręką. Doskonale wiedział, że Haruno… właściwie to Uchiha, ale większość i tak używała jej starego nazwiska… wiedział, że ona za nim nie przepada. Delikatnie mówiąc. Jej negatywne uczucia do niego, czuł nawet w tej chwili . Były niezwykle wyraźne, niemal namacalne. Nie bardzo jednak wiedział, czym jest spowodowana owa niechęć. Czyżby nad wyraz moralna pani doktor, nadal miała mu za złe to, że próbował zaciągnąć ją do łóżka? To była zaledwie kulturalna propozycja. Nie powinna się o to gniewać. Z drugiej strony, kpienie z ślepoty jej męża i delikatne aluzje odnośnie ich związku, mogły ją odrobinę zbulwersować. Mimo wszystko, nie powinna nadal chować urazy. To była dawno temu, a dla Yuji’ego złoszczenie się za przeszłość było co najmniej dziecinne.
- Dowiedz się jak najwięcej o niejakim Noah i pozostałej czwórce – rozkazała surowo.
Mężczyzna o czarnych włosach, uśmiechnął się rozbawiony, zakładając nogę na nogę. Spojrzał znacząco w stronę Hokage, co nie uszło uwadze kobiety. Ta szybko odwróciła się w stronę blondyna i również posłała mu wyczekujące spojrzenie.  
Naruto wyglądał na skołowanego. Skulił się pod twardym spojrzeniem różowowłosej, jakby próbował skryć się za własnym biurkiem. Co prawda był Hokage. To on tutaj rządził. Mimo to, jego stara przyjaciółka i tak zawsze potrafiła postawić na swoim. Wiedział, że i w tej kwestii, decyzja już zapadła. Nie chcąc jednak tracić w oczach Yuji’ego, który i tak już był nieźle rozbawiony jego mało godnym zachowaniem, wyprostował się odważnie, głośno odchrząkając. Splótł dłonie na blacie, hardo wbijając spojrzenie w kobietę.
- Już wcześniej mieliśmy ich pod obserwacją i niczego szczególnego nie zauważyliśmy.
- Noah niedawno był w szpitalu. Ino się nim zajmowała – zaczęła, obierając ręce na biodrach i zerkając na każdego z mężczyzn. – Podobno nie są shinobi i nie potrafią posługiwać się żadnym jutsu. Jednak z tym chłopakiem było coś nie tak. Jego ciało zdawało się mieć dziwne właściwości, jakby niezwykle wybitnie potrafił manipulować wewnętrzną chakrą – mówiła, sama nie będąc do końca pewną swoich słów.
Naruto i Yuji wymienili niepewne spojrzenie, przyglądając jej się uważnie.
- Co robił w szpitalu i co w nim takiego niezwykłego? – zapytał Usami, ponosząc się z miejsca i podchodząc do kobiety.
- Złamał żebro. Kiedy go opatrywano, nawet nie zadrżał, a przecież powinno go bardzo boleć. Twierdził, że zażył silne środki przeciwbólowe, zanim dotarł do szpitala, jednak badania nie wykazały żadnych śladów leków w jego organizmie – wyjaśniła, przygryzając odruchowo paznokieć kciuka.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – Naruto zmarszczył brwi, nerwowo stukając palcami o drewniane biurko. Atmosfera w pomieszczeniu, zrobiła się nagle niezwykle napięta.
- To, że ten chłopak zachowuje się zupełnie tak, jakby nie czuł bólu. Spotkałam się już kiedyś z kobietą, która chorowała na coś podobnego, ale w jego przypadku to zupełnie coś innego. Jego ciało zdaje się być dużo mocniejsze, tak jakby był ludzką tarczą. Ech… sama nie wiem, jak to nazwać. Po prostu czuję, że z pozostała czwórką też może być coś nie tak. Naruto, rozmawiałeś z Kankuro, prawda? – zwróciła się w kierunku Hokage, na co ten tylko pokiwał głową. – Więc sam rozumiesz, że powinniśmy być ostrożniejsi.
- Z małej chmury, wielki deszcz, co? – Uśmiechnął się Yuji, stając obok biurka. – Dlaczego nie zlecicie tego Namidzie? Jej spostrzeżenia będą bardziej trafione i dokładniejsze – Spojrzał na nich pytająco.
Naruto niepewnie spojrzał na każdego po kolei, opierając się na krześle i przygryzając końcówkę długopisu. Wydawał się intensywnie o czymś myśleć, aż w końcu westchnął ciężko.
- Nie mówiłem o tym nikomu, bo myślałem, że sprawa nie zrobi się aż tak poważna. Namida dostała już zlecenie by baczniej przyjrzeć się umysłom mieszkańców. Nie jestem zadowolony z takiego obrotu sprawy, bo to narusza ich prywatność, ale nie widziałem innego i szybszego wyjścia. Dziś wieczorem ma wpaść z pierwszym raportem – wyjaśnił, czekając na reakcję zebranych.
Usami i Haruno spojrzeli na siebie wymownie, jakby sami również potrafili czytać w swoich myślach.
-Skoro tak… opowiedzcie mi więcej o tej sprawie, żebym wiedział, czego mam szukać – powiedział twardo Yuji, zaciskając pięści.

***

                Gorąca woda, wypełniła niemal całą wannę. W całym pomieszczeniu, czuć było zapach kwiatowych olejków do kąpieli.
Łaźnia nie była przesadnie duża, ale za to niezwykle gustowna. Kremowe kafle i marmurowe blaty, dawały bardzo wykwinty efekt. Wielka wanna, zajmowała sporą część całości, znajdowała się tuż pod ogromnym oknem, które przysłonięte było zdobnymi zasłonami. Na brzegu i szafce obok, stało mnóstwo najróżniejszych kosmetyków. Gdzie nie gdzie, poustawiane były świece, które teraz zapalone, dawały przyjemny, ciepły blask.
Najbliżej wyjścia znajdowała się umywalka, a nad nią wisiały ogromne lustra, ciągnące się wzdłuż całej ściany. Obok stała toaleta, z miękkim i puszystym oparciem.
                Kobieta przysiadła na brzegu wanny, mocząc w wodzie swoją dłoń. Powoli przesuwała ją do przodu i do tyłu, lekko spieniając wodę. Z zamyśloną miną, wpatrywała się w widok za oknem. Było jeszcze wcześniej, ale ona czuła się bardzo zmęczona. Jej mąż wyjechał w interesach, więc postanowiła, że resztę dnia i nocy przeleży w łóżku. Nie miała nawet zamiaru zjeść kolacji. Wiedziała, że to nierozsądne z jej strony, ale w gruncie rzeczy, było jej wszystko jedno. Przez cały czas czuła, jakby dziecko, które nosiła pod sercem wcale nie było jej. Wiedziała, że to okrutne i irracjonalne, ale mimo to… nie była w stanie pokochać tego malca, który już niebawem miał przyjść na świat. Zapewne jej mąż nie byłby zadowolony, wiedząc co myśli na temat ich dziecka. Z drugiej strony, wcale nie zdziwiłaby się, gdyby on czuł to samo.
Uniosła drugą rękę i pogłaskała się nią po brzuchu. Biedne, niewinne dzieciątko, pomyślała ze szczerym żalem. Było jej przykro, że być może nie znajdzie się nikt, kto należycie pokochałby to maleństwo.
Powoli się podniosła i zbliżyła do lustra. Było całe zaparowane, więc przetarła je rękawem swojego kimona. Jednocześnie smutek i irytacja, wypełniły jej serce, gdy spojrzała na swoje odbicie. Te jasne oczy, z których aż wylewała się rozpacz, bo nie mogła dostać jedynej rzeczy, która chciałaby bardziej niż cokolwiek na świecie. Dlaczego zamiast cieszyć się z tego co ma, stale musi robić z siebie męczennice, ponieważ nie ma czegoś innego? Była zbyt rozpieszczona i nienawidziła się za to. Niejedna chciałaby być na jej miejscu. Ona oddała by bez wahania wszystko co ma, byleby poczuć się naprawdę wolną. Niemożliwe jednak było takie uczucie w tym miejscu. Otoczona przez tych wszystkich ludzi, którzy byli na każde jej skinienie. Każdy z nich, gotów był oddać za nią swoje życie.
Dla niej było to wręcz śmieszne. Po co ktoś miałby ginąć za kogoś takiego jak ona? Była tylko żoną. W końcu nikt nie chronił Emi, tylko żonę Lorda Feudalnego.
                Leniwie, zaczęła rozwiązywać pas i zsuwać z siebie ubranie . Wtedy usłyszała przeraźliwe krzyki, dochodzące z korytarza. Spojrzała w stronę drzwi, ze strachem w oczach. Jej ciało w jednej chwili całe zesztywniało, jakby samoistnie próbowało zatrzymać ją w zamkniętym pomieszczeniu. Odgłosy z zewnątrz były bardzo niewyraźne, ale zdawały się dochodzić z niedaleka.
Kiedy nastąpił głośny huk, tuż obok drzwi, zaległa niepokojąca cisza.
Emi powoli przesunęła nogę do przodu, robiąc niepewny krok na przód. W tym momencie, drzwi otworzyły się z wielkim trzaskiem.
- Pani! Musicie stąd uciekać! – wykrzyknął młody mężczyzna, stojący przy wejściu. Ubrany był w typowy stój, jaki nosili ochroniarze lordowskiej rodziny.
- Co się dzieje? – zapytała. Z całych sił, starała się, aby jej głos brzmiał jak najodważniej. Nie była jednak w stanie ukryć drżenia.
- Ktoś napadł na rezydencję. Strażnicy nie żyją. Pośpieszmy się, Wasza Miłość, musicie czym prędzej się ukryć – odparł szybko, wyciągając rękę w jej stronę.
Emi wahała się tylko przez ułamek sekundy. Zmarszczyła brwi, pewniej spoglądając na mężczyznę. Kiwnęła głową, podając mu dłoń.
- Dobrze. Chroń dziecko lorda.

***

                Itami siedziała właśnie w swoim salonie, przy szeroko otwartym oknie. Z zawziętą miną, wczytywała się w drobny druczek, pokrywający całe strony pewnej, grubej księgi. Nie była właściwie do końca pewna, czego szuka. Albo może raczej… nie była pewna, czy chce to znaleźć. Pożyczyła bowiem tę księgę od swoich dziadków. Wyjątkowo nie dotyczyła ich rodzinnego klanu. Był to wielki spis najbardziej niezwykłych i najrzadszych technik i zdolności. Było w niej też wiele nazwisk, znanych shinobi. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że zapewne co najmniej połowa tych zapisków, to stek bzdur. Stare mity i legendy, zebrane w jedną całość. Mimo to… jej babcia, gdy wręczała jej do rąk tę właśnie książkę powiedziała, bardzo poważnym tonem, iż każdej legendzie kryje się ziarenko prawdy.
Itami więc, miała zamiar wychwycić właśnie to ziarenko i sprawić, by wykiełkowała z niego jakakolwiek potwierdzona teoria.
- Co czytasz, kochanie? – Usłyszała nagle dobrze znany jej głos i zmarszczyła brwi.
- Czy naprawdę, nawet we własnym domu, nie mam prawa do chwili spokoju – syknęła tak, by mężczyzna przedzierający się właśnie przez okno do środka, dobrze ją usłyszał. Wylądował na sofie, tuż obok niej i od razu położył ramię na oparcie mebla, tak jakby chciał ją objąć. Zerknął na maleńkie literki, krzywiąc się nieco.
- Starasz się zdiagnozować własną córkę? – zapytał, kierując wzrok w stronę uchylonych drzwi, prowadzących do pokoju Tii.
-Zapewne już o wszystkim wiesz, prawda? Chcę po prostu się upewnić… sama nie wiem. Może coś podobnego już kiedyś miało miejsce. Może nie ma się czego bać – powiedziała niepewnie, coraz bardziej ściszając głos. Przełożyła kolejną kartę książki, wzdychając ciężko.
Yuji przyjrzał się jej uważnie. Wyglądała na zmęczoną. Zapewne coraz gorzej sypia. Cała ta sprawa z tymi nowymi. Kiba na misji. Jej córka i przyszły syn w niepewnej przyszłości. Nawet jej brat… To wszystko odbijało się na niej coraz mocniej. Kto jak kto, ale on wyraźnie potrafił wyczuć jej emocje. Była kłębkiem nerwów. To musi być okropne, pomyślał. Denerwować się wszystkim naokoło, a ponad to denerwować się tym, że nie powinno się denerwować ze względu na dziecko.
- Odłóż na chwilę tę książkę – rzekł nagle, odwracając się w jej kierunku. Spojrzała na niego zaskoczona. Usami, nie czekając na jej pozwolenie, delikatnie wyswobodził jej dłonie z wielkiego spisu, odkładając go na boczną szafkę, przy okazji uważając by go nie zamknąć.
- Co ty wyprawiasz?
- Odwróć się w moją stronę i połóż dłonie na swoich kolanach – rozkazał, wykonując przy tym pewien ruch dłonią, świadczący o jakiejś pół pieczęci. Zamknął na chwilę oczy, skupiając swoje myśli.
- Chyba cię nieźle przetrąciło, jeżeli myślisz, że pozwolę się zahipnotyzować – oznajmiła urażonym tonem, przy okazji wykonując wcześniejsze polecenia.
- Spokojnie. Zaufaj mi i przez chwilę popatrz w oczy. Nic ci nie będzie – powiedział kojącym tonem, lekko się uśmiechając. Itami przez dłuższą chwilę się wahała, aż w końcu skierowała wzrok na jego krwisto czerwone tęczówki. Gdy tylko w nie spojrzała, zamarła. Mała wrażenie, ze tonie w szkarłacie jego oczu.
Drgnęła lekko, czując dziwny dreszcz, a kilka sekund później, zaczął ogarniać ją błogi sposób. Jej serce nie kołatało już w tak nerwowy sposób. Jej umysł nie przypominał już zgniecionej kartki papieru. Czuła się nagle taka… świeża. Zupełnie, jakby jej wszystkie, wcześniejsze zmartwienia nie były jej sprawą.
- Co… co zrobiłeś? – zapytała, z trudem odrywając się od cudownego blasku jego oczu. Yuji uśmiechnął się szeroko, zadowolony z rezultatów.
- Nic takiego. Po prostu na kilka godzin zrobiłem z ciebie pozbawioną jakichkolwiek głębszych uczuć egoistkę – wyjaśnił krótko, bagatelizując machnięciem ręki. Itami otworzyła szeroko oczy, wpatrując się niego z niedowierzaniem. Po chwili, zamyśliła się mocno, patrząc w sufit.
- To dziwne. Nawet nie odczuwam tęsknoty za Kibą – zastanowiła się.
- No widzisz! To teraz, bez żadnych wyrzutów sumienia, możesz spiknąć się ze mną – powiedział z entuzjazmem, szczerząc się szeroko.
Młoda pani Inuzuka, spojrzała na niego z politowaniem, wzdychając z rozczarowaniem.
- Ciebie też nie lubię w tym momencie, Yuji – oznajmiła obojętnym tonem, ponownie się zamyślając. – Z jednej strony, to okropne, a z drugiej bardzo odprężające. Mam wrażenie, jakby nagle w mojej głowie zrobiło się mnóstwo miejsca.
- Więc pozwól, że teraz ją nieco zapełnię – powiedział nagle mężczyzna, nieco poważniejąc. Brunetka spojrzała na niego uważnie, marszcząc brwi. Westchnął ciężko, siadając wygodniej i odgarniając sobie włosy z twarzy.
- Kazano przeprowadzić mi małe śledztwo na nowych – zaczął, pochylając się do przodu i opierając łokcie na swoich kolanach. Splótł palce dłoni i spojrzał na nią, czekając na jakąś reakcję.
- I zapewne miało być to tajne śledztwo – burknęła, mrużąc oczy i odwracając odrobinę głowę. Yuji zaśmiał się chicho, kręcąc bezradnie głową.
- Dobrze wiesz, że w moim słowniku słowo tajne oznacza: nie mów nikomu, poza Itami – odparł beztrosko, po chwili znów poważniejąc. – Chodzi o to, że przyjrzałem się bliżej ich uczuciom. Czwórce. Jeden gdzieś zniknął. Tak czy inaczej, ten nadęty dryblas i ta babka z brązowymi włosami przybyli tu w jednym, konkretny celu. Są przekonani, że realizacja ich planu, to tylko kwestia czasu. Byli bardzo spokojni w swoich myślach. Pewnie to co planują, to dla nich nic nowego. Pozostała dwójka z kolei, wiesz… ten blondyn i blondynka. Oni są przepełnieni wyrzutami sumienia. Zwłaszcza ona. Wygląda to tak, jakby była do czegoś zmuszana – mówił tak, jakby sam jednocześnie analizował swoje słowa.
- Spotkałam raz ją i tego chłopaka na rynku. Byli całkiem mili – mruknęła cicho pod nosem, prostując zbolałe plecy i rozmasowując je jedną ręką.
- Bo widzisz… wpadłem na pewien, trochę szalony pomysł – zaczął ponownie, uśmiechając się tajemniczo. Itami spojrzała na niego podejrzliwie. Nie lubiła szalonych pomysłów. Albo może raczej, nie lubiła JEGO szalonych pomysłów. Nie tyle były szalone, co po prostu głupie. Nie była więc do końca przekonana, czy właściwie chce tego słuchać. W tej chwili jednak, wszystko było jej obojętne, więc chyba nie powinna olewać nawet durnych pomysłów Yuji’ego. O ile teraz mogły wydać jej się nic nie znaczące, to kto wiem, jak spojrzy na nie, gdy znów będzie w niej nieco więcej empatii.
- Mów – rozkazała władczo, opierając się wygodnie na swojej sofie.
- Ta blondynka ma na imię Lily. Obserwowałem ją dosyć uważnie. Najczęściej można ją spotkać z tym chłopakiem, ale nie zawsze. Gdy jest sama, bywa bardzo zagubiona i trochę bezmyślna…
- Do rzeczy – ponagliła surowo.
- Pomyślałem więc sobie, że może byś się z nią zaprzyjaźniła?- zaproponował z najmilszym uśmiechem, na jaki było go stać, opierając teraz głowę na swoich rękach i patrząc na nią z entuzjazmem.
Brunetka przez jakiś czas mierzyła go krytycznym wzrokiem, zastanawiając się, czy mówi poważnie, czy czasem nie padło mu na mózg…
- Zgłupiałeś? – bąknęła niemal nieświadomie, krzywiąc się jeszcze bardziej.
- Tylko pomyśl… - zaczął ponownie, przysiadając się bliżej niej i obejmując ją jednym ramieniem, drugie wyciągnął przed siebie, jakby chciał jej coś zobrazować. – Ona jest strasznie naiwna. Z twoim urokiem osobistym i nienaganną uprzejmością, zdobyłabyś jej przyjaźń w mgnieniu oka – dodał.
- Ta… uprzejmością. – burknęła cicho. – Skoro już przedstawiasz mi jakiś genialny plan, to może chociaż bądź szczery, co? – warknęła, próbując się wyrwać z jego uścisku. Yuji jednak trzymał ją mocno, od czasu do czasu chichocząc.
- No dobra. Musiałbyś się nieźle postarać, żeby jej nie odstraszyć. Jeśli mam być szczery, to dziwię się, jakim cudem masz aż tylu przyjaciół. Lily tak naprawdę ma słabość do małych dzieci i kobiet w ciąży. Nie wiem… może to jakiś instynkt macierzyński jej się uruchomił, czy coś. W każdym razie, to właśnie dlatego sądzę, że udałoby ci się zdobyć jej zaufanie – wyjaśnił najbardziej wprost, jak tylko potrafiła.
- Mam wyciągnąć z niej informacje, prawda? – powiedziała, wpatrując się w ziemię. Mimo jej dziwnie obojętnego nastroju, jej umysł nadal uważał, że to odrobinę nikczemne z ich strony. Ta młoda dziewczyna, na pierwszy rzut oka wydawała się taka niewinna. Jeśli to co mówił Yuji było prawdą i Lily naprawdę była zmuszana do czegoś złego, to… Sama nie wiedziała co o tym myśleć. Przecież nigdy nie obchodzili ją obcy ludzie. Nagle stała się taka miłosierna?
                Itami spojrzała na drzwi do pokoju jej córki. Przyjaźń dla informacji, pomyślała. Tak nieszczerze i egoistycznie. Z drugiej strony, to przecież dla dobra jej dzieci. To nie była trudna decyzja. Miała jedynie nadzieję, że obca blondynka okaże się wyjątkowo wredną, gburowatą i złą osobą.
Yuji potrząsnął nią lekko, a gdy na niego spojrzała, uśmiechał się tajemniczo. Powoli uniósł rękę, dotykając jej policzka.
- Znasz takie powiedzenie… - zaczął, przejeżdżając opuszkami palców po jej cerze, a po chwili odgarniając kilka kosmyków, brązowych włosów za jej ucho. Przysunął się jeszcze bardziej, szepcząc. – Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.

***

                Biegła w dół po schodach, sama już nie wiedziała jak długo. Kiedy dotarła do wielkich, drewnianych drzwi, dyszała ciężko, z trudem łapiąc oddech. Przez moment przemknęło jej przez myśl, że jej kondycja w tym stanie jest fatalna i zapewne nie poradziłaby sobie nawet ze zwyczajnym geninem.
- Szybciej, Pani – ponaglił ją nagle strażnik, oglądając się za siebie.
Emi skinęła tylko głową, oddychając głośno. Nacisnęła na ciężką klamkę, a wielkie drzwi, zaskrzeczały niebezpiecznie. Mężczyzna pchnął je z całych sił, wypuszczając przodem swoją panią. Kobieta wbiegła do środka, zatrzymując się po kilku krokach. Opiekuńczo, oplotła rękoma swój brzuch, przyglądając się pomieszczeniu. Wielkością, przypominało ogromną salę balową. Było jednak głęboko pod ziemię, bez żadnych okien. Rozmieszone gdzie nie gdzie lampy, w większości poprzepalane, rzucały na całość słabe, przytłumione światło. W pomieszczeniu nie było chyba nic oprócz kamieni, gruzu, kurzu i pajęczyn.
- Którędy do wyjścia? – zapytała cicho, powoli już idąc przed siebie. Nigdy nie była w tej części dworu. Z tego co mówił jej sługa, była to awaryjna droga do ewakuacji, która miała wychodzić poza mury osady.
Nie usłyszała odpowiedzi, a jedynie dziwny stukot. Spojrzała w kierunku wejścia, gdzie stał jej strażnik. Ryglował właśnie drzwi, jakimś kawałkiem deski.
Gdy skończył, opuścił dłonie, cały czas stojąc obrócony do niej tyłem. Emi skrzywiła się na ten widok, czując nagle denerwującą zniewagę.
- Ogłuchłeś? – warknęła. Była już skrajnie zdenerwowana i postanowiła darować sobie fałszywą uprzejmość.
- To zbyt łatwe. – Cichy, słabo zrozumiały szept, dotarł do jej uszu. Uważniej przyjrzała się mężczyźnie, odruchowo robiąc krok do tyłu.
- Lepiej się pośpieszmy – powiedziała tak naturalnie, jak tylko pozwalał jej na to drżący głos.
- Ja nie muszę się śpieszyć – odezwał się znów strażnik, lekko odwracając głowę i katem oka patrząc na swoją panią.
Kobieta ponownie się skrzywiła, poprawiając swoje ubranie i powoli ruszając w przeciwnym kierunku. Próbowała nie spuszczać wzroku ze swojego sługi. Gdy jednak odwróciła się na tyle, by spojrzeć przed siebie, poczuła leciutki wiaterek. Chwilę później, zamarła.
Kilka centymetrów przed nią stał jej strażnik. Wpatrywał się w nią z uśmiechem, w którym kryło się coś, co przyprawiało Emi o dreszcze.
- Zbyt łatwe – powtórzył z mrocznym chichotem. Schylił nieco głowę i przekrzywił lekko w bok, lustrując ją od stóp do głowy. Uśmiechał się przy tym szeroko, sprawiając wrażenie wygłodniałego. 


Fioletowowłosa cofnęła się kilka kroków do tyłu, gotowa do obrony. Zacisnęła nerwowo szczęki, marszcząc brwi.
- Jak śmiesz? – warknęła. – Kim… kim ty, do diabła jesteś?!
Mężczyzna zaśmiał się głośno, a dźwięk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Rozłożył szeroko ramiona, spoglądając na nią z góry.
- Wasza Wysokość, Wasza Miłość, Pani moja – śmiał się, powoli kierując jedną dłoń w jej stronę i wskazując na nią palcem. – Jestem po prostu tym, który cię zamęczy na śmierć – dokończył, znikając jednocześnie z jej oczu.
W ułamku sekundy znalazł się tuż za nią, a ona gdy tylko poczuła jego oddech na swoim karku, odwróciła się gwałtownie, wymachując w jego kierunku pięścią. Odskoczyła kawałek dalej, przykucając nieco i opierając się o ziemię. Dyszała ciężko, jakby była już po długim czasie walki. Wolną dłonią dotknęła swojego brzucha w opiekuńczym geście. Zacisnęła szczęki, wpatrując się w przeciwnika z nienawiścią.
Dlaczego właśnie teraz, pytała siebie w myślach. Dlaczego akurat wtedy, gdy nie jestem w stanie normalnie walczyć?!
Poderwała się z miejsca, widząc jak oprawca, zaczyna robić krok do przodu. Tym razem, odskoczyła w bok, starając się nie spuścić z niego wzroku. Najszybciej, jak tylko potrafiła, zaczęła formować pieczęci. Mężczyzna jednak już znajdował się za jej plecami. Mocnym kopnięciem, pchnął ją do przodu.
Twardo wylądowała na ziemi, odbijając się od niej jeszcze przez chwilę i turlając kilkanaście metrów dalej.
Taki cios wystarczył, by wypełnić jej ciało bólem. Krzyknęła cicho, gdy wreszcie się zatrzymała. Zgrzytają zębami, uniosła się na drżących rękach, chcąc spojrzeć na swojego przeciwnika. Stał nadal w tym samym miejscu, w którym zadał jej cios. Zaskakująco daleko, pomyślała. Uśmiechał się chytrze, robiąc krok do przodu. Zaraz potem kucał już przy niej, patrząc w jej jasno fioletowe tęczówki.
Drgnęła, widząc jego twarz z takiej odległości. Przez chwilę mogła się mu dobrze przyjrzeć.
Jasne, srebrne oczy, w których skrywał się płomyk podniecenia. Czarne, lekko opadające na twarz, potargane włosy. Opalona skóra, szeroki, przyprawiający o dreszcze, uśmiech i… Jej wzrok zatrzymał się dłużej na jego lewym policzku. Widniały na nim dwie, dosyć nietypowe blizny.
Mężczyzna zmarszczył brwi i zaśmiał się cicho, widząc jak uważnie i nierozumnie obserwuje go ofiara.
- Podobają ci się? – zapytał, wskazując palcem swój policzek. – Jak chcesz, możesz ich dotknąć – zaproponował ochoczo. Emi skrzywiła się odrobinę, ledwo zauważalnie cofając się do tyłu. Czarnowłosy jednak, chwycił ją mocno za nadgarstek, brutalnie przy tym szarpiąc. – Śmiało! – zachęcił, przykładając jej dłoń do swojego policzka. – Widzisz? W ogóle nie czuć, że to blizna. Widać ją, ale nie czuć – mówił, niepokojąco miłym tonem. – To zwykłą pamiątka. Chcesz wiedzieć, co zrobiło mi te znamię?
Emi wyrwała się z uścisku, pośpiesznie cofając rękę. Odbiła się nią od ziemi, szybko wstając i próbując uciec w przeciwną stronę. Nim jednak zdążyła zrobić więcej niż jeden krok, poczuła na swoich plecach jego ciężką stopę. Nie kopnął jej jednak, tak jak poprzednio, a jedynie lekko pchnął, sprawiając, że od razu upadła na ziemię. Przycisnął ją lekko, śmiejąc się wesoło.
- No co jest? Nie chcesz poznać powodu, dla którego się tu pojawiłem? – zapytał. Znów to samo. Niewyobrażalna szybkość z jaką się poruszał. Jej umysł ledwo to pojmował. Nawet nie zauważyła, kiedy siedział na niej, odginając jej obie ręce do tyłu. Czuła rwący ból w stawach. Miała wrażenie, że za chwilę połamie jej kości.
- Na szczęście, nauczono mnie dobrych manier – zaczął ponownie, przyciskając jej ręce mocniej do tyłu. Krzyknęła przeraźliwie, a z jej oczu popłynęły łzy. – Nie ładnie, że się nie przedstawiłem. Wybacz mi. Mam na imię Toby. Blizna, która tak cię podkręciła, to pamiątka po walce z jednym dzieckiem demona. Słyszałaś o czymś takim? – szepnął jej do ucha, po czym ponownie szarpnął za ramiona, wywołując przy tym kolejną falę bólu. – To takie obrzydliwe istoty, które płodzą jinchuuriki. Ludzie, którzy noszą w sobie demony, nawet nie zdają sobie sprawy, że ich ciała przecież nie należą już tylko do nich, a ich potomkowie, to także potomkowie demonów – kontynuował. Chwycił jej obie ręce w swoją jedną dłoń, naprężając je niemal do granic wytrzymałości. Emi tym razem nie krzyknęła, ale czuł jak po jej policzkach spływają łzy.
Mężczyzna drugą ręką dotknął jej ciała, wkładając ją pod spód i zatrzymując na jej brzuchu. Przybliżył się jeszcze bardziej, niemal już na niej leżąc. Drżała, czując ponownie na swoim karku jego oddech.
- Tu w środku też jest mały potworek. To okropne, prawda? Na szczęśnie możemy zdusić problem w zarodku – zaśmiał się pod koniec, zaciskając lekko palce na materiale jej ubrania.
Kobieta na chwilę zamarła. Nie chciała wierzyć w to, co słyszy. Czy to możliwe? Jak? Jakim cudem on wie takie rzeczy? Przecież… przecież…
                Nagle mężczyzna cisnął ją mocniej w ziemię, pośpiesznie odskakując do tyłu. Gdyby tego nie zrobił, zapewne dosięgły by go te szklane ostrza, które niespodziewanie pojawiły się tuż przed nim.
Emi podniosła się, najszybciej jak tylko mogła, stając przed nim lekko zgarbiona.
- Łżesz! – krzyknęła w gniewie, zaciskając pięści i dysząc ciężko.
- Ty… - warknął, a jego oczy zwęziły się do małych szparek. – O mały włos, a bym cię nie docenił. Byłaś w stanie wykonać niezauważalnie pieczęć, będąc w takim stanie – powiedział zaciskając pięści. – Przez chwilę, wziąłem cię za zwykłą żonkę i przyszłą mamuśkę, ale ty… ty przecież pochodzisz z klanu Tanaka. Posługujesz się w walce szkłem – mówił dalej, a widząc jej przelotny niepokój, uśmiechnął się złośliwie. – Tak, przygotowałem się na to spotkanie. Wiem o tobie bardzo dużo. Nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego, jak dużo.  – Pochylił się nieco, jakby szykował się do kolejnego ataku. – Myślę, że będziemy się razem świetnie bawić. Obiecuję ci wiele, niezapomnianych wrażeń i wręcz nieziemskich doznań. Mam nadzieję, że przez ten cały luksus, jaki cię otaczał, nie zapomniałaś o tym, jak się zachowywać podczas starcia. Lubię wyzwania, nawet jeżeli są śmieszne i bezcelowe.

***

                Itami stała w cieniu drzewa, trzymając na rękach swoją córkę. Opierała ją na swoim biodrze, kołysząc się lekko do przodu i do tyłu i co chwilę, szeptała coś wesoło, wywołując uśmiech na ustach małej.
Yuji stał tuż obok nich. Zgarbiony  z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, wypatrywał czegoś w oddali. Co jakiś czas, zerkał w stronę swojej ukochanej, a uśmiech sam cisnął mu się na usta. Nie przepadał za dziećmi. Wyobrażanie sobie jednak, że to jego mała rodzinka, sprawiało mu wiele przyjemności.
- Jesteś pewien, że nie wie, kim jestem? – zapytała nagle brunetka, spoglądając na niego przez ramię.
Pośpiesznie odwrócił wzrok, rozglądając się na boki.
- Jestem pewien. Ludzie to ignoranci. Większość mieszkańców wioski, wie że mieszka tu dwoje jinchuuriki, ale potrafiłoby wskazać jedynie Naruto – powiedział, wzruszając ramionami.
Itami wydęła usta, odwracając głowę do córki.
- Widzisz, kwiatuszku? Mama chyba była zbyt grzeczną obywatelką, bo nikt jej tu nie zna – zagruchotała, ponownie kołysząc się na boki. Tia również wydęła usteczka, wzdychając ciężko. Gdy jednak jej matka uśmiechnęła się szeroko, ona poszła w jej ślady, śmiejąc się przy tym i zaciskając jedną piąstkę na brązowym kosmyków włosów swojej rodzicielki.
- Idzie – syknął cicho Yuji, lekko się najeżając. Kobieta cicho zachichotała, patrząc na przyjaciela. Przypominał jej kota, który jeży się, widząc w pobliżu psa, czy inne niebezpieczeństwo.
- No, to uruchamiam swój urok osobisty – powiedziała, podchodząc bliżej mężczyzny i podając mu córkę. – Weź ją na chwilę.
- Chyba sobie kpisz. – Skrzywił się, lustrując krytycznym spojrzeniem małą dziewczynkę. Tia zmarszczyła brewki, widząc jego wzrok i urażona, pokazała mu język.
- Bierz i nie marudź! – rozkazała, wciskając córkę w jego ramiona. Yuji niemal całkowicie zesztywniał, trzymając na rękach tę mała istotkę. Nawet nie był do końca pewien, jak powinien ją trzymać.
Tia, mimo, że też nie wyglądała na zachwyconą, uczepiła się jego koszuli, niczym małpka. Spojrzała tylko tęsknie w kierunku ramion Itami, po czym przeniosła obrażone już spojrzenie na czarnowłosego.
- Nie lubię go – oświadczyła pewnie, piorunując go swoim wzrokiem.
Brunetka ucałowała tylko córkę w głowę, głaszcząc ją przy tym i z uśmiechem, pomachała do swojego przyjaciela, zmierzając w kierunku ich celu.
                Yuji na chwilę przestał przejmować się małym bachorkiem, którego musiał trzymać na rękach. Odprowadził Itami wzrokiem, dopóki nie podeszła do młodej blondynki. Cofnął się nieco, skrywając jeszcze bardziej w cieniu drzewa. Miał nadzieję, że Lily go tak łatwo nie dostrzeże i nie nabierze podejrzeń.
Całe szczęście, o tej porze na rynku, gdzie właśnie się znajdowali, krążyło sporo osób.
Usami obserwował przyjaciółkę, która już zaczęła rozmawiać z nową znajomą. Dziwne, pomyślał z kpiną. To był bardzo rzadki widok, Itami z uśmiechem, zagadująca obcą osobę. Nawet na misjach nie była najlepszą aktorką. Cóż… wygląda na to, że wystarczy dobra motywacja. W tym wypadku, najważniejsze było dla niej dobro jej dzieci.
Yuji spojrzał w dół na małą dziewczynkę, która właśnie dłubała sobie w nosie. Przez chwilę, starał się dostrzec w niej to urocze coś, co tak zachwyca wszystkich. Miała ten sam kolor włosów, co Itami. Oczy też miała podobne. Ogólnie, w jej zachowaniu było coś, co przypominało nawet Itami.
Już był gotowy stwierdzić, że w sumie nie jest taka zła, gdy nagle, jak gdyby nigdy nic, zaczęła wycierać rękę o jego ubranie.
- Dobra, wystarczy – burknął w końcu, chwytając małą pod pachy i powoli odstawiając ją na ziemię. – Masz nogi, więc stój tutaj przy mnie i nigdzie nie odchodź – rozkazał, grożąc dziewczynce palcem i robiąc bardzo poważną minę.
Tia spojrzała na niego ze złością, zaciskając mocno piąstki. Gdy tylko Yuji się wyprostował i ponownie spojrzał w kierunku swojego calu, mała brunetka, kopnęła go z całej siły w kostkę.
Skrzywił się, czując nagły prąd, przeszywający jego nogę. Zazgrzytał zębami, spoglądając na dziecko.
- Wredny skrzat – syknął. – Wszystko powiem twojej mamie – ostrzegł, na co dziewczynka najeżyła się jeszcze bardziej, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- Skarżypyta! – wykrzyknęła, po czym odwróciła się do niego tyłem i dając upust swojej złości, kopnęła niewinny kamyczek.
Yuji westchnął ciężko, kręcąc z rezygnacją głową i ponownie spoglądając w kierunku Itami i Lily.
Ku jego zaskoczeniu, brunetka zmierzała już w ich kierunku z wielkim uśmiechem na twarzy.
- I jak? – zapytał, gdy znalazła się już przy nich.
- Mamoooo! Yuji jest głupi i kłamie! – wykrzyknęła pośpiesznie dziewczynka, wskazując na mężczyznę palcem. Najwyraźniej nie chciała, by on poskarżył się pierwszy.
Kobieta uśmiechnęła się do córki, po czym schyliła się i wzięła ją na ręce.
- Wiem, kochanie. Zawsze taki był – powiedziała, kojącym głosem, uśmiechając się do niej szeroko. Tia zadowolona z siebie, posłała Yuji’emu złośliwe spojrzenie, przy okazji pokazując mu język. Chwilę później, oparła główkę na ramieniu swojej matki, wtulając się w nią mocno.
Itami przeniosła wzrok na przyjaciela i cicho się zaśmiała, widząc jego nadąsaną minę.
- Widać, że to Kiby – burknął cicho.
- Akurat złośliwość, to podobno ma po mnie. Po Kibie ma zamiłowanie do psów i tę dziką nadpobudliwość – oznajmiła, ściskając mocniej swoją córeczkę.
- Nie ważne, jak poszło? – wrócił do tematu, od razu poważniejąc .
- To naprawdę miła dziewczyna. Gdyby nie to, że pewnie również planuje mnie zabić, mogłabym się z nią zaprzyjaźnić – powiedziała, obojętnym tonem, rozglądając się na boki.
- Czy ja na pewno przywróciłem ci wszystkie uczucia? Mówisz o tym tak spokojnie. – Przyjrzał się jej dokładnie, na co ona, rzuciła w jego stronę chytry uśmieszek. Yuji pokręcił tylko głową z rezygnacją. – Naprawdę, bywasz bardzo niestabilna. Raz przejmujesz się czymś w nadmiarze, a innym razem, jakby w ogóle cię to nie obchodziło. Nawet bez mojej techniki.
- Przypomina mi ona trochę Hinatę – oświadczyła nagle, powracając do głównego tematu. Zakołysała się lekko, z zamyśloną miną, drapiąc przy tym po brodzie.  – Taak, to chyba właśnie dlatego, tak łatwo mi się z nią rozmawiało – pomyślała na głos. – Umówiłam się na herbatkę, niczym stara, poczciwa gospodyni – zaśmiała się. – Pogadamy, pośmiejemy się, a potem tak bardzo mnie polubi, że nie będzie w stanie wyrządzić krzywdy ani mi, ani moim bliskim i kto wie… może nawet utrzymamy tę przyjaźń dłużej – powiedziała pół żartem pół serio, wbijając wzrok w niebo.
- Nawet jeśli to nie wypali – zaczął Yuji, podchodząc do niej bliżej i kładąc jej dłoń na ramieniu. Ścisnął ją lekko, patrząc jej prosto w oczy. – Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć. Nie pozwolę, by coś stało się tobie, albo twoim dzieciom – oświadczył, poważnym tonem.
Itami przez chwilę, wpatrywała się w niego, jak w obrazek. Nie do końca była pewna, co ma na to odpowiedzieć. Nie lubiła takich wyznań. Yuji musiał o tym dobrze wiedzieć, bo zaskakująco często, stawiał ją w podobnej sytuacji.
W końcu jednak, uśmiechnęła się kpiąco, spuszczając wzrok.
- To dobrze, że mam takiego oddanego ochroniarza, który gotów jest chronić, nawet mojego nienarodzonego jeszcze synka.

***

                Otworzyła oczy, ale wkoło nadal panowała ciemność. Niemal nic nie czuła, ale była w stanie poruszać głową. Ciemność. Wszędzie ciemność. Dopiero po jakimś czasie, zorientowała się, że ma na oczach opaskę.
Była nieprzytomna? Sama nie była pewna, co właściwie się stało. Ten chłopak… Toby… Naskoczył na nią tak niespodziewanie. Był zbyt szybki. Zbyt szybki.
Nie była w stanie nadążyć za jego ruchami. Nie potrafiła nawet go dostrzec. Jak więc miałaby się z nim mierzyć? Nie zauważyła nawet, kiedy zadał jej grad ciosów, po których straciła przytomność. Ta walka była z góry przesądzona. Nie widziała dla siebie nadziei.
Ale…
Tu przecież nie chodziło o nią. Jej mąż… nawet jeśli ją oszukał. Nawet jeśli naprawdę był jinchuuriki. Zaufał jej. Nie chciała go zawieź. To było jego dziecko. Tu nie chodziło o nią, ale o dziecko, które w sobie nosiła. Tylko ono się teraz liczyło. Tylko ona mogła je ochronić.
- Nie szamocz się tak – ostrzegł nagle znajomy głos. Emi przestała się ruszać, starając się zlokalizować położenie przeciwnika. Leżała bezwładnie na ziemi, ale nie była w stanie określić, w jakim jest stanie. Zupełnie nie czułą własnego ciała. Było takie zdrętwiałe. Może to również jego sprawka? Może ją jakoś sparaliżował?
- Nie masz ze mną już najmniejszych szans – oznajmił. Słyszała, ze znajduje się po jej lewej stronie, gdzieś w pobliżu jej nóg. – Wiesz dlaczego? Pamiętasz? Próbowałaś co chwilę wykonać jakąś pieczęć. Bardzo się tego przestraszyłem, więc odciąłem ci dłonie – powiedział spokojnie, a ona zamarła.
Blefował? Mówił prawdę? Jak miała się dowiedzieć? Nic przecież nie czuła! Do licha! A co, jeśli to prawda?! Nie ma już rąk?! Jak niby ma się teraz bronić?! Jak ma sobie radzić?! Jak żyć?!
Czuła, jak zaczyna szamotać się, przepełniona paniką. Z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Przez chwilę czuła, ze zaraz oszaleje.
Wtedy, nagle zrobiło się jasno, a po chwili ujrzała uśmiechniętego mężczyznę, który trzymał opaskę. Patrzyła na niego przez kilka sekund, aż wreszcie, z przerażeniem, odwróciła głowę w bok.
Ręce! Jej ręce!
Miała ochotę rozpłakać się z poczucia ulgi. Widziała swoje dłonie. Lekko poranione, ale w całości. Nadal ich nie czuła, ale gdy próbowała się ruszyć, drgały lekko.
- Niespodzianka! – wykrzyknął z entuzjazmem Toby. – Lubię robić takie dowcipy – oświadczyła z chichotem. W pewnym momencie, uniósł nieco prawą rękę, naciągając mocniej, założoną na nią, gumową rękawicę. – Pozwolisz, że teraz trochę się pobawię. Możesz nawet popatrzeć – powiedział, podchodząc bliżej. Ukucnął tuż obok, podnosząc rękę, na której nie miał rękawiczki.
Kiedy dostrzegła w jego dłoni ostrze, przypominające skalpel, jej źrenice zmalały, a ciało zaczęło dygotać.
- Co… co zrobiłeś… co ze mną zrobiłeś?! – wrzasnęła, z trudem siląc się na wyraźny ton. Czuła, że nawet język ma w pewnym stopniu sparaliżowany.
Toby uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony z pytania kobiety. Pogrzebał trochę w małej torbie, którą miał ze sobą na pasku, po czym podsunął pod jej twarz otwartą dłoń. Znajdowała się na niej kupka złotego pyłu.
- Miałem wiele przezwisk. W miejscu, z którego pochodzę, niektórzy nazywali mnie pieszczotliwie, piaskowym dziadkiem. Było to trochę dziwne, bo zaczęło się, gdy byłem jeszcze brzdącem, ale ogólny sens poniekąd pasował. Widzisz… od zawsze uwielbiałem eksperymenty. Posiadam zapas tego pyłu, ale nawet samo moje bieganie sprawia, że pomieszczenie stopniowo zostaje nim wypełnione. Nie działa tylko usypiająco. Często też paraliżuje. Bardziej, lub mniej. Najfajniej jest wtedy, gdy sparaliżuje kogoś na tyle by nie mógł się poruszać, ale nadal czuł każdy dotyk. To naprawdę zabawne – wyjaśnił, chowając trzymany przez siebie pył i na powrót, unosząc lekko dłoń z ostrzem. Obrócił się tak, by kucać tuż naprzeciwko jej brzucha. Spojrzał na nią kątem oka, szczerząc się szeroko. – Sprawdźmy, w jakim ty jesteś stanie – dodał, przykładając skalpel do jej ciała i powoli nim poruszając.
- Nie, nie, nie , nie! – zaczęła z przerażeniem krzyczeć, kręcąc na boki głową. Jej ciało nadal jej nie słuchało. Nic nie czuła. Nie była w stanie się ruszać. Drgała jedynie od czasu do czasu, z całych sił próbują coś zrobić.
- Uspokój się! – skarcił ją, lekko urażony. Emi spojrzała na niego z lękiem. Po jej policzkach ściekały łzy. Uśmiechnął się tajemniczo, wskazując palcem jej brzuch. Skierowała wzrok w tamtym kierunku i pokręciła lekko głową, nie będąc w stanie nic wymówić.
Materiał jej ubrania był całkowicie rozdarty, a napięta skór, lekko nacięta. Z niewielkiej ranki, ściekała stróżka krwi.
- Błagam – powiedziała cicho, zamykając oczy. – Proszę… błagam cię… nie rób mu krzywdy. To… to przecież tylko niewinne dziecko. Nikogo nie skrzywdzi… - Nie dokończyła, bo usłyszała nagle dźwięk upadającego ostrza. Otworzyła oczy, ale Toby’ego już przy niej nie było. Na ziemi leżał tylko, pozostawiony skalpel. Zanim zdążył cokolwiek pomyśleć, poczuł mocne szarpnięcie za włosy.
Chwycił ją mocno i ciągnął z taką łatwością, jakby była szmacianą lalką.
Nie mogła nic zrobić, nadal nie miała władzy w swoim ciele, ale wszystko powyżej ramion czuła aż nad wyraz dobrze. Miała wrażenie, ze chłopak zaraz wyrwie jej włosy wraz ze skalpem.
Toby szarpnął nią jeszcze mocniej, rzucając z łatwością pod ścianę, przed sobą. Stanął przed nią, wyprostowany, po czym ściągnął z siebie koszulkę.
Emi otworzyła szerzej oczy, patrząc z przerażeniem, na ciało chłopaka. Jego cały tors, ręce, ramiona… Było tak mnóstwo blizn, podobnych do tych na twarzy.
- To tak tylko, żeby cię uświadomić, że nosisz w sobie prawdziwego potwora. Wierz mi, poznałem ich już całkiem sporo, by wiedzieć, że nic dobrego z tego nie będzie – powiedział, zamyślając się na momentu, po czym znów na jego twarz powrócił ten charakterystyczny, upiorny uśmiech. – No dobra, w sumie to przynoszą mi wiele rozrywki. To ich jedyny plus – dodał.
Kobieta zagryzła wargi, mierząc go wzrokiem. Przekręciła po chwili głowę, patrząc w stronę wyjścia. Drzwi nadal były zaryglowane. Czy tam na górze, ktokolwiek ją szuka? Dlaczego nikt się jeszcze tu nie zjawił?
- Spokojnie, nikt nam nie będzie przeszkadzał – odezwał się, uspakajającym tonem, kucając przy niej. – Zostawiłem za nami zapas pyłu. Na jakiś czasu wystarczy, ale niestety nie mamy dla siebie wieczności – dodał, nieco smutniejszym tonem. Chwycił jej ręce, lekko je ściskając.
Z niewyjaśnionym przerażeniem, stwierdziła, że zaczyna odzyskiwać czucie. Wciąż jednak nie byłą w stanie się poruszać. Nie uszło to uwadze chłopaka. Z szatańskim uśmiechem, spojrzał jej w oczy. – O taak – jęknął z dziką przyjemnością, powoli się ponosząc i odchylając głowę do tyłu. Wciągnął powietrze głęboko do płuc, po czym wypuścił je z głośnym wydechem.
Emi cały czas, obserwowała go z niepokojem. Stał tak przez chwilę, oddychając donośnie, aż wreszcie na moment zamarł.
Sekundę później, poczuła silny i bolesny cios w ramię. Upadła na ziemię, czując pieczenie na skórze. Nie była w stanie nawet krzyczeć, a z jej gardła wydobywały się tylko nieokreślone jęki. Rzuciła wzrokiem na swoje ramię, chcąc zobaczyć obrażenia. Materiał w tym miejscu był jakby wypalony i ubrudzony krwią. Rana na skórze przypominała uderzenie batem, z tym że była szersza i po pierwszy bryźnięciu krwią, od razu się zasklepiła.
Skierowała swój wzrok na oprawcę, unoszącego dłoń, na której miał białą, gumową rękawicę. Była lekko ubrudzona jej krwią.
- Czy mówiłem już, że uwielbiam eksperymenty? Ta rękawica, to również moje dzieło. Zadaje ciosy tak mocne, że aż rozrywa skórę, ale przy okazji odrobinę przypala. Czy to nie wspaniałe? Będziesz cierpieć, ale zadbałem o to byś nie wykrwawiła się na śmierć. No powiedz, czy nie jestem wspaniałomyślny? – zaśmiał się głośno, zaciskając swoją prawą dłoń.
Emi wpatrywała się w niego bezradnie. To koniec, myślała. Jej ciało z każdą sekundą robiło się coraz bardziej podatne na ból. Wciąż jednak nie była w stanie nic zrobić.


***

                Przejechała dłonią po jednej z fotografii, która przedstawiała trzy osoby. Była na niej on, Kiba i ich maleńka córeczka. Zdjęcie było robione w szpitalu, w dzień narodzin Tii. Dziewczynka spała, zmęczona po ciężkim dniu, opatulona w ciepły, puchaty kocyk. Itami widziała zarówno w swoich oczach, jak i w oczach jej męża tak wiele miłości, skierowanej w stronę tej małej istotki. Kochała ją. Kochała całym swoim sercem. Odkąd tylko dowiedziała się, że w jej życiu pojawi się maleństwo, obdarzyła je ogromną miłością. Tak mocną i potężno, że wydawało jej się to nie do pojęcia. W życiu matki nie ma nic cenniejszego niż jej dzieci. Wiedziała o tym doskonale. Jej synek również był już wielkim skarbem. Równie cennym, jak mała Tia.
Zastanawiała się, czy jej matka, Hanafubuki, czy ona również to czuła. Na pewno. Jej i Isamu rodzice zapewne również pragnęli dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze. Nie było innej opcji. Itami nigdy nie miała im za złe tego, że zginęli. Wiedziała, że przecież tego nie chcieli.
Ona jednak, również byłaby gotować oddać swoje życie dla dobra tych maleństw. Wiedziała, że i Kiba postąpiłby podobnie. Byłaby to jednak ostateczność. Na razie musiała walczyć nie tylko o życie dzieci, ale również o swoje własne. Pragnęła żyć, by móc jeszcze bardziej je kochać i wspierać przez wiele, wiele lat. Przecież one również ją kochają. Potrzebują jej. Potrzebują matki.
Chyba nie ma na świecie kogoś takiego, kto nie chciałby dla swoich pociech lepszego życia od ich własnego. Itami miała ciężkie dzieciństwo i chciała, by Tia i mały chłopiec mieli lepiej.
Dlatego też, nie wolno jej się poddawać. Nie wolno odpuszczać. Nie wolno się poświęcać. Musi walczyć i chronić zarówno dzieci, jak i siebie samą. Jej rodzina musi pozostać w komplecie. Nic nie może zburzyć tej cudownej harmonii. Nic, ani nikt. 

***************************************

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam.

Mam nadzieję, że więcej nie będzie takich długich przerw. Rozdział miał być nie tylko szybciej, ale również dłuższy. PIsząc jednak, zauważyłam, że to dopiero 7 a nie 8, więc ostatecznie, przeniosłam sporą część akcji do kolejnego ^^
W ramach przeprosin, mam dla Was niespodziankę.
Przewodnik, o którym wcześniej mówiłam jest niemal gotowy i można już go odwiedzać. Postaram się jeszcze dziś w nocy dodać co nieco. Niemniej jednak, najważniejsi bohaterowie już chyba zostali tam opisani.
Zapraszam więc TUTAJ
Nie obrażę się, jak napiszecie, co o tym sądzicie xD
Co jeszcze? Trochę mi się śpieszy, więc gdybym o czymś zapomniało, dopiszę to później.
Przy okazji, chciałabym Wam zaproponować mojego nowego bloga.
Nie często spotyka się ten temat i wiem, że nie ma on zbyt wielu fanów, ale może kogoś zainteresuje...
Historia pisana z perspektywy mojego ulubieńca - Inuzuki Kiby. 
Zapraszam ;)

10 komentarzy:

  1. Okej, to był zdecydowanie Twój najlepszy rozdział na tym blogu pod względem akcji. Tak, tylko akcji, bo chociaż notka napisana po mistrzowsku i właściwie nie widziałam różnicy w czytaniu jej, a jakiejś bestsellerowej książki, to jednak mam wątpliwości, czy aby rozdział z przeszłości Itami i Kiby nie był lepszy. Niemniej jednak całość wręcz pochłonęłam, tak mnie akcja zachwyciła!

    Ale do rzeczy, po kolei. Albo nie po kolei, bo ja tak nie lubie xd
    TOBY! Ja już Ci pisałam, że lubię tego szaleńca jak nie wiem, ale też mnie on strasznie przeraża :O Początek, jak oblizywał te wargi i podniecał się na samą myśl, że zaraz wszystkich pomorduje, że ta trudniejsza droga jest zabawniejsza... szaleniec, no szaleniec! Ale "tylko wariaci są coś warci" i on zdecydowanie jest dużo wart, jeśli chodzi o to opowiadanie. Nadaje mu tego pazura :D No i znowu mi się skojarzył z Joker'em z Batmana xd wiesz, to jak się chwalił swoimi bliznami i pytał się Emi, czy nie chce może dotknąć, bo sa takie fajne ^^ No i właśnie, Emi! Teraz będzie ją dręczył i zabije jej dzieciaczka (którego nie chce i... chce? I don't get it.)... ale nie zabije jej, prawda? Cóż, spojrzawszy w "Przewodnik" żeby zobaczyć jak Emi obecnie wygląda, widziałam w obrazkach scenkę, jak stoi z Lily i Itami, więc mam cichą nadzieję, że obrazuje on przyszłość, i że jednak nie zrobisz mi tego i nie zabijesz mojej kochanej Emi, bo chyba pamiętasz jeszcze moje pogróżki^^ (mam Kibe jako zakładnika i przewagę w terenie!) Ale wracając... wszystkie sceny z udziałem tej dwójki były wręcz fenomenalne i tak wciągające, że nie mogłam się nawet oderwać na siusiu (na czym ucierpiał mój pęcherz..). I jeśli planujesz takich akcji więcej, to ja już jestem szczęśliwa, bo mrożące krew w żyłach sceny walki i katuszy są fajne :)

    Yuji... ech, jak Ci się to udało, co? No nie wierzę, że to mówię (pisze?), ale w końcu go trochę POLUBIŁAM. Ale tylko trochę, więc nie rób sobie takich nadziei, nie nie, nadal ma u mnie dług do spłacenia xd Ale mimo wszystko rozbawił mnie fragment, kiedy w myślach się zastanawiał, jak można mieć urazę za przeszłość, że niby po co ta Sakura się tak boczy i wkurza? No epickie :D I potem jak nie miał cierpliwości dla Tii... swoją drogą, mała tez jest dobra, żeby gila wycierać w bluzkę wujka, haha xd I jestem ciekawa co wyniknie z tego ich "planu" :)

    Na tym niestety skończę, bo zaraz wychodzę na ZUMBĘ (polecam!), a mam do przejścia 2km do tej miejscowości, w której odbywają się zajęcia, a pół godz na dojście, więc.. ^^" jakby co, to dopowiem na gg. Ale wiedz, ze było genialnie, Mistrzu! :D

    Pozdrawiam i WENY! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zumba powiadasz? Chętnie bym poszła, ale ja za bardzo nieśmiała jestem na takie wygibasy xD

      Co do akcji, to myślę, ze nie powinnaś się martwić. To dopiero pierwsza w tym opowiadaniu, ale zaplanowałam ich więcej i ciągle kombinuję by dodać coś jeszcze ;)
      Akurat tamten obrazek z Emi, Lily i Itami nie koniecznie zdradza przyszłość. Podobał mi się po prostu ^^
      Chciałabym Ci powiedzieć, co się wydarzy w najbliższym czasie, ale to tak nie wypada wręcz.
      Mam tylko nadzieję, że się nie pogniewasz za to, co planuję w kolejnych rozdziałach
      Przyznam, że mi Toby zaczął przypominać Ramsay'a Boltona z Gry o Tron xD Zwłaszcza, gdy pisałam sceny z nim i Emi. Nie żebym się na nim wzorowała.
      Coś czuję, że Yuji spłaci swój dług. Niedługo, możliwe, że będzie pojawiał się nawet częściej niż sama Itami ;)

      Dzięki za komentarz! Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  2. Yuji, Yuji, Yuji... co z Ciebie wyrosło ;D U mnie już w ogóle zaplusował... w żadnym opowiadaniu nie powinni być wszyscy mili, dobrzy, kochani, bezinteresowni... ktoś charakterystyczny, jak On jest bardziej naturalny i chociaż jedna taka osobowość się przydaje. Poza tym zraniony bad boy - przecież tacy są najsłodsi! ;D Już przez ułamek sekundy bałam się, że Yuji polubi małą Tiję, Tiie (?)- dzięki za takie trudne dla odmiany imię - to by było trochę przesadne, ale szybko wytarła w niego swojego gila i Yuuji znów sie poddenerwował. Wbrew pozorom nie każdy lubi dzieci, więc jakby nagle dostrzegł w niej to co inni to byłoby trochę dziwne i sztuczne - ale jednak nie, trzymasz fason tej postaci. On mi przypomina Damona z VK - już to kiedyś pisałam i nawet pomimo tego, że wszyscy go kochają, pomaga bliskim to jednak jest ciągle tym samym samolubnym, wrednym, szalonym egoistą - tak widze Yuuji'ego i nie chciałabym żeby zamienił się w ciepłą kluchę.;D Oczywiście przemyślenia dotyczące Sakury - bezcenne, ale chyba najbardziej spodobało mi się, gdy wspomniał o tym, że nabijał ię z krecika-Sasuke ;D

    EMI, EMI, EMI, EMI - dziękuje za rozdział poświęcony jej osobie! Brakowało mi tego, jak Hinaty u Kisiola. Sceny z nią i Toby'm były tak filmowskie, że nie sposób nie wyobrazić sobie podnieconego Toby'ego - co prawda, myślałam, że jednak pokażesz tą jego psychopatyczność, ale to bardziej przypominało normalnego napastnika, który ma misje do zrelizowania i jest nią zamordowanie jej i dziecka, niż naprawdę psychicznego kolesia, który chce pourywać jej palce - trochę za mało tych scen, ale wiem, że Ty ich nie lubisz, jednak... czasami trzeba wyjść z kanonu, żeby scena wyszła dobrze - trochę poszaleć z wyobraźnią, bo niektóre momenty skromnie wyszły jeśli chodzi o tą postać. Oczywiście Emi super odegrała scene, ale po Toby'm spodziewałam się spektakularnego przedstawienia - ale przecież, tak naprawdę dopiero sę zaczeło ;D W ogóle plan Yuuji'ego na podejście Lily - idealnie do niego pasuje ;d wyczuł najsłabsze ogniwo i to wykorzystuje, a Itami partneruje w spisku - ale czego nie zrobi matka, dla swojego dziecka? Oczywiście jak wyłączył jej emocje, a ona stwierdziła, że jego też niespecjalnie lubi - to mnie powaliło, szczerość! ;D

    Generalnie rozdział króciutki i długo trzeba było czekać - umilało mi to jedynie to, że stworzyłaś drugiego bloga i rozłąka z Itami nie była aż tak bolesna, ale teraz mam nadzieję, że rozdział będzie dłuższy i szybszy! bo masz niedokończone sprawy z moją Emi.;D Ubolewam, że Hrusia nie było, ale dużo wspominałaś o Hinacie! - dzięki Ci! ;D

    No, i więcej takich akcji, bo stanowczo dobrze wychodzi Ci opisywanie walk, albo takich potyczek! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś dzisiaj taki krotki ten komentarz :( ale to przez Ciebie, bo krótki rozdział dałaś - KARA! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wyobraź sobie, że rozdział jest dłuższy niż poprzedni! Ale fakt... jakieś takie, strasznie krótkie na tym blogu mi rozdziały wychodzą ;/

      Co do takich psychopatycznych scen. Wyjątkowo łatwo przychodzi mi pisanie czegoś takiego. Staram się jednak nie dać ponieść wybujałej fantazji. Nie chcę, żebyście wzięli mnie za jakąś psychiczną xD Ale skoro twierdzisz, że zabrakło czegoś u Toby'ego, to nie martw się, w kolejnym rozdziale postaram się to naprawić >:D

      Z każdym rozdziałem, coraz bardziej lubię mojego Yuji'ego. Również mam nadzieję, że mimo zaplanowanych już wydarzeń, nie wyjdzie mi on na żadną ciotę i utrzymam ten jego charakterek ;)

      To tak na zachętę powiem, że Haruki prawdopodobnie pojawi się w kolejnym rozdziale ;)

      Dzięki za komentarz! Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. Wow, teraz widzę co miałaś na myśli wspominając o akcji!

    Yuji'ego ja po prostu uwielbiam, jest świetnie wykreowaną postacią z wadami i zaletami, wzbudzającą emocję. Padłam na tym, że chciał zaciągnąć Sakurę do łóżka i ona go teraz nie lubi. (Swoją drogą: Sasuke jest ślepy?!. W ogóle cała scena w gabinecie Naruto mnie rozwaliła.

    Dalej... Znowu Yuji! Tym razem Yuji z Itami, zahipnotyzowana Itami jest prawie równie słodka jak pijana Itami. Bardzo mi się podoba sam wątek tej rozdartej matki, która ponad wszystko przekłada dobro dzieci. Yuji jest taki kochany i oddany, oczywiście na swój sposób. Itami, on jest taki cudowny, może jakiś romans? (; Ostatnia scena z ich udziałem też mi się bardzo spodobała, dzieci są jednak rozbrajające. I ja bym się nie zdziwiła, gdyby to "pół żartem pół serio" Itami się faktycznie sprawdziło.

    Celowo nie szłam chronologicznie, bo akcja z Emi była naprawdę świetna i ni zasługuje na szatkowanie. Zacznę od tego, że uwielbiam Toby'ego, niesamowicie fascynująca postać. Fragment gdzie torturuje Emi wręcz pochłaniałam(wow, chyba nie powinnam się do tego przyznawać), był genialnie napisany, dynamiczny, miałam wrażenie, jakbym oglądała film. Polubiłam ją, więc mam nadzieję, że jednak Haruki w ostatnim momencie ją uratuje, ale nie wiem dlaczego wydaje mi się, że jej dziecko tego nie przetrwa(obym się myliła!).

    Podsumowując, też nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest to twój najlepszy rozdział, ale na pewno top 2. Jestem ciekawa jak to się tam wszystko porozwija, więc życzę weny i mam nadzieję, że dowiem się jeszcze w tym miesiącu. (;

    Pozdrawiam!

    ps. Na drugiego bloga oczywiście wejdę, ale to już niestety dopiero w weekend. Ten rozdział ściągnęłam sobie na telefon i dzięki niemu przeżyłam najciekawsze PP w historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ściąganie na telefon? xD Jeszcze z telefonu nie czytałam rozdziałów ^^
      No, ja też mam nadzieję, że tym razem dodam rozdział szybciej.
      Niezwykle miło mi się robi zawsze, gdy ktoś twierdzi, ze czytając mój rozdział niemal czuł się, jakby oglądał film, widział obrazy. To chyba jeden z najlepszych komplementów ;*

      Co do ratunku Emi... w kolejnym rozdziale powinien być finał tego spotkania, ale z jakim rezultatem, to zobaczycie :X

      Romansik między Itami a Yuji'm odpada, chociaż już kiedyś miałam na niego ochotę xD Ale mogę wprost napisać, że Itami po prostu świata poza Kibą nie widzi (jeśli chodzi o facetów);)

      Co do Saska... Tak, stracił wzrok po wojnie. Czwarta Wojna w moim opowiadaniu niosła ze sobą trochę konsekwencji, niektórych nieco innych niż w mandzę. Między innymi: Neji żyje, ale był w takim stanie, że nie jest już w pełni sprawny, a Tsunade z kolei nie przeżyła.

      Dziękuję za komantarz. Oczywiście zapraszam też na silence-love ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Och ja zUa... Nie zauważyłam, że napisałaś kolejny rozdział... Gomensai! T_T

    Nw czemu, ale po raz enty odwiedza mnie to przeczucie, że po raz kolejny nie wykarzę się długością komentarza... xD
    Co by ci tu nagadać...
    Rozdział świetny ^^ Ja chcę zobaczyć Hiantę w sukni ślubnej! Chcę! xD

    Jeszcze raz przepraszam za długośc i mam prośbę: Powiadamiaj mnie o rozdziałach na http://konoha-clans.blogspot.com/ ,ok?

    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak mnie tutaj dawno nie było! Taka rozłąka na dłużej boli, naprawdę. Tak się stęskniłam za Twoim blogiem, ale pech chciał, że w kolejce do nadrabiania trafił na przedostatnim miejscu.Jak mi przychodzi coś nadrabiać, to raz idę od samego dołu swoich linek, a później od samej góry i na obecne nadrabianie, przypadło mi to drugie. Obym już więcej nie miała takich poślizgów :)

    Wiem, że ci to mówię w każdym komentarzu i staje się to powoli nudne, ale... jak ja bym Ci chciała ukraść styl pisania! Gdyby był mój, haha *śmiech szaleńca* Naprawdę nie masz pojęcia jak wiele jest przyjemności w czytaniu każdej Twojej notki. :) Dlatego go tam pilnuj i pielęgnuj xD

    Yuji chciał zaciągnąć Sakurę do łóżka...? (czemu ja zaczynam od tego!?) Chłopak miał chwilę słabości, czy co? Dooobra, przemilczę jej osobę, bez docinek. Tak samo chciałabym zrobić z Emi, ale... ja naprawdę chciałabym ją zaakceptować, ale no... nie daję rady. To ponad moje ludzkie możliwości xD Może nie tyle jej nie lubię, chociaż pod to się już podciąga, co nie akceptuję, nie toleruję... nie wiem jak to określić. W każdym razie nie nienawidzę jej, o! Ale mimo, że dosyć dużo pojawiała się w rozdziale, to i tak mi się on podobał. Weź puść fale wyobraźni, żeby Toby zrobił jej coś baardzo złego. Coś czuję, że straci tego dzieciaka i później z płaczem poleci do Harukiego. Jestem niemożliwa i zgryźliwa, wieeem. Jeżeli coś takiego planujesz to wiedz, że jakoś to przeżyję. Chociaż wolę, żebym się myliła. Ale to się przygotowuję na najgorsze. Ei, chyba jestem nie miła ;< Wybacz, ale w żadnym stopniu nie krytykuję, że źle skonstruowałaś postać, bo moim zdaniem Emi jest bardzo dobrze zrobiona, tylko no... aghr, wiesz xD Nie, jednak jej nie lubię jej, ale bardzo bym chciała ją lubić. Nie wiem jak to wyjaśnić, kurczę mać! A co do Toby'ego to go polubiłam przez ten rozdział. Psychopatyczny dzieciak z pazurkiem. Weź mu tylko dodaj jeszcze bardziej tego pazurka to będzie... zacna postać. Daj się ponieść wyobraźni! Nasza facetka od fizyki, która nas nie lubi, wlazła nam angielski i puszczała film 'Maszyny śmierci'. Ile ja narzędzi tortur poznałam na jednej lekcji. Polecam Kołyskę Judasza. xD

    Yuji normalnie błyszczy z rozdziału na rozdział. Jest wszędzie i ma świetnie zróżnicowany charakterek. Uważaj, bo niedługo zacznie świecić. xD Ta jego niechęć do dzieci jest przezabawnie urocza. Chyba tylko byłby w stanie zaakceptować jego i Itami. Haha, doprawdy, urocze. A tak btw. gdzie moja długo oczekiwana niewiasta, ja się pytam? xD
    Itami ma się z Lily zaprzyjaźnić! Czyli ja mam rozumieć, ze będzie dużo Lily, tak? Dużo. Bo ja ją tak strasznie lubię! Takie przeurocze, niewinne, głupiutkie stworzonko. Tulałabym. A Noa... Noah'a... Noah'ego... weź mi to odmień i ja sobie to zapiszę gdzieś o.o To bym po prostu BRAŁA. Jak ja się cieszę, że znalazłam u Ciebie znowu kogoś przy którym będę mogła znowu fazować. I ta jego miłość do Lily jest tak przeurocza, jak Hinatki do Naruto. Zaraz się zacznę ślinić. xD Tylko mam wątpliwości... Tai - dead, Tsuki - dead... czy ty mnie nie lubisz? xD Aż się boję co Toby wymyśli, po tym wydanym sekrecie. W każdym razie blondynków loofffciam całym serduszkiem i zanotuj to, aby nie przyszło coś nieproszonego do główki.

    Podsumowując : Moja miłość do tego bloga, do tej serii jest tak ogromna, że z pewnością gdyby była wydana w formie książki, stanęłaby na półce obok mojego GONE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, a no właśnie… GONE muszę zamówić, bo nie mają w moim empiku jeszcze, a już z długo czekam na nią xD

      Noah… sugerujesz, że miałabym go zabić, jak tamtych dwóch?;>
      Czasem komentarze mnie inspirują, do różnych akcji, ale dla niektórych postaci los został już przesądzony.
      Lily będzie na pewno, acz w jakiej ilości? – ciężko powiedzieć.
      Emi… mniej więcej Cię rozumiem. Nie chodzi przecież o to, żeby każdą postać uwielbiać. Fajnie właściwie, jak są wyjątki. Jedne postacie są zrobione tak, by je lubić, inne znów na odwrót. Co do Emi… ona jest w tej serii na razie taka… nijaka? Przynajmniej jak dla mnie ;) Bardzo lubię jednak ją rysować, więc może skupię się na niej bardziej.
      Yuji powoli staje się moją dumą. Uwielbiam pisać sceny, w których bierze udział. Mam nadzieję, że tego nie zepsuję.
      A jeśli chodzi o Sakurę… Z wyglądu jest niczego sobie, a Yuji to tam chętnie każdą by brał. Taka jego natura. Może w głębi chce znaleźć kogoś podobnego do Itami, a może po prostu chce jakoś zagłuszyć uczucie do niej. Ja tam nie wiem xD

      Mój styl? W porównaniu z innymi, zawsze wydaje mi się taki… dziecinny, zbyt prosty. Chociaż co do tej prostoty, to może właściwie działa to na korzyść. Muszę jednak bardziej się postarać, bo mój mózg ostatnio szwankuje, przez co mój słownik ubożeje xD

      Dziękuję Ci bardzo za komentarz i wielki powrót. Brakowało mi Ciebie tutaj ;*

      Usuń