Kiedy była jedynie dziewczynką
Spodziewała się takiego świata
Lecz on uleciał z jej rąk
Zacisnęła zęby
Życie dalej się toczy, będąc coraz cięższym
Koło miażdży motylka
Każda łza jest niczym wodospad
Tej nocy, tej burzliwej nocy, zamknie ona swe oczy
Tej nocy, tej burzliwej nocy, odleci
Śniąc o
Raju
Spodziewała się takiego świata
Lecz on uleciał z jej rąk
Zacisnęła zęby
Życie dalej się toczy, będąc coraz cięższym
Koło miażdży motylka
Każda łza jest niczym wodospad
Tej nocy, tej burzliwej nocy, zamknie ona swe oczy
Tej nocy, tej burzliwej nocy, odleci
Śniąc o
Raju
-Coldplay
~*~
- Z moją twarzą i twoim ciałem, zawładnęlibyśmy sercem każdej damy –
odezwał się, typowo radosnym dla niego głosem. Z nieopuszczającym go niemal
nigdy uśmiechem, spojrzał przed siebie. – Ty i ja… myślę, że na początku
mieliśmy byś jednym. Pan jednak bał się kogoś tak doskonałego, więc podzielił
nas na dwóch. Chyba nie spodziewał się, że mimo wszystko, będziemy działać jak
jedność – dodał.
Brunet spojrzał niepewnie na siedzącego obok przyjaciela. Wyglądał na
szczęśliwego. Jak zawsze. Rękoma trzymał się gałęzi, na której siedział, wesoło
machając w powietrzu nogami.
Haruki natomiast, stał przy samym pniu drzewa, opierając się o nie
lewą ręką. Drzewo nie miało korony. Właściwie… nie był tego pewien. Było tak
wysokie, że nie potrafił dostrzec wierzchołka. Ciągnęło się bez końca, niknąc
gdzieś w chmurach. Było niczym droga do nieba, pomyślał.
Z kolei, kawałek pod nimi znajdowała się woda. Nie wiadomo, czy była
głęboka. Gdy spoglądało się w taflę, widać było jedynie własne odbicie. Tak jak
głębokość, tak również powierzchnia była nie do ogarnięcia. Woda, gładka i
spokojna, rozciągała się w nieskończoność.
Byli sami, na wielkim drzewie, sięgającym do nieba, które rosło gdzieś
pośrodku ogromnego oceanu. Przed nimi, na horyzoncie, zachodziło słońce.
Wielkie, jak nigdy wcześniej, świeciło ciepłym, pomarańczowym blaskiem, powoli
zanurzając się w otchłani.
Haruki Toraberu,
gdy wpatrywał się w zachód, czuł spokój. Może sprawiał to ten kojący krajobraz,
a może po prostu obecność przyjaciela. Nie wiedział, ile to już czasu minęło,
ale wiedział, że strasznie za tym tęskni. Marzył o ciszy i spokoju. Prawdziwie,
mógł je zaznać jednak tylko przy swoim przyjacielu, który jak na ironię, był
jedną z najbardziej hałaśliwych osób, jakie znał.
Ukojenie, jakie czuł w obecnej chwili, było jedynie fałszywą powłoką.
Gdzieś w głębi serca, czaił się strach. Obawa i lęk przed najbliższą
przyszłością. Przed momentem, kiedy nagle otworzy oczy, a sztuczny spokój
będzie ciężki do przypomnienia.
W jego oczach zebrały się łzy. Nigdy się z nimi nie krył. A już na
pewno, nie musiał wstydzić się ich przy nim. Nie powstrzymywał więc, gdy jedna
spłynęła mu po policzku.
- Masz tylu braci – odezwał się nagle chłopak o zielonych włosach.
Haruki spojrzał na niego zaskoczony. Nie był w ogóle zdziwiony, gdy zobaczył,
że przyjaciel przegląda teraz album ze zdjęciami. Z niewielkiej odległości,
dostrzegł fotografię przedstawiające jego rodzeństwo, rodziców. Kolejna kartka
wypełniona była zdjęciami jego przyjaciół. Na następnej znów była jego rodzina.
Widział tam swoich dziadków i ciotki, a nawet ludzi, których on sam znał tylko
z opowieści. Jakimś sposobem, dokładnie widział, kto jest kim. Kolejna kartka,
a na niej jedno duże zdjęcie. Dwójka przyjaciół, uwieczniona na kartce papieru.
Uśmiechnięty brunet, z nieco zmęczonym wyrazem twarzy, obejmowany przez
tryskającego energią, chłopca o szmaragdowych oczach. Zielonowłosy, delikatnie
przejechał po nim dłonią, garbiąc się nieco. – A jednak, to ja byłem ci
najbliższą osobą – stwierdził bez cienia wątpliwości. Następna kartka.
Fotografie przedstawiały małą rodzinkę przyjaciela. Była tam jego matka i
młodszy brat. Malec był uderzająco podobny do swojego, starszego brata. –
Pamiętasz go, prawda? We wszystkim starał się mnie naśladować. Coś mu jednak
nie wychodziło – zaśmiał się i zamykając album, spojrzał na bruneta. – Ty
również byłeś mi najbliższy – dodał z
nietypowo smutnym uśmiechem.
Wyciągnął nagle jedną dłoń do przodu, w której trzymał małą karteczkę.
Album ze zdjęciami zniknął, więc drugą dłonią oparł się o gałąź drzewa.
Haruki przyjrzał się kawałkowi papieru, który trzymał zielonowłosy . Pojawił
się na niej wizerunek młodej kobiety. Nie była pięknością, ale również nie była
brzydka. Może dlatego, że nigdy nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu. W
przeciwnym razie, mogłaby być nawet urocza.
Toraberu uśmiechnął się lekko. Samo to słowo, użyte w stosunku do tej
kobiety było sporym kontrastem. Ta silna i pewna siebie istota do uroczych nie
należała. Było w niej jednak coś… To coś sprawiło, że jego lubieżny przyjaciel
, postanowił się ustatkować.
- Reiko – szepnął zachrypniętym głosem. Chrząknął głośno. Dopiero
teraz poczuł, jak bardzo zaschło mu w ustach.
- Reiko? – zdziwił się przyjaciel, spoglądając na trzymane przez
siebie zdjęcie. – Gdzie tam! Przyjrzyj się uważniej – dodał, ponownie pokazując
mu fotkę.
Brunet uśmiechnął się szeroko, widząc obecny wizerunek na kartce.
Zmrużył nieco oczy, chytrze patrząc na swojego rozmówcę.
- Reiko i Tsuki – odparł. Zielonowłosy zrobił zdziwioną minę. Po
chwili jednak, zrozumiał i uśmiechnął się czule, ponownie przypatrując się
zdjęciu. Znajdowała się na nim mała, blond włosa dziewczynka, o wielkich,
szmaragdowych oczach.
- Moja słodziutka księżniczka – zagruchał rozczulony. – Obyś była tak
silna, jak mama, by strzelić w pysk takim jak ja - zaśmiał się, całując
fotografię. – Hej, Haruki! Ona ci trochę mnie zastępuje, co nie? Nie powinieneś
więc się tak dąsać, tylko nauczyć ją, jak ma być szczęśliwa i radosna –
wykrzyknął, sprawnie wstając.
Gałąź, na której teraz obaj stali, zachwiała się niebezpiecznie,
jednak Tsuki zdawał się nawet tego nie zauważyć. Haruki chwycił szybko pień
drzewa, nerwowo spoglądając na taflę wody.
- Jeżeli będziesz smutny, po prostu idź i ją przytul. Ona ci pomoże,
nawet o tym nie wiedząc – powiedział, mrugając do niego jednym okiem. –
Przecież to połowa mnie. Drugą część zapewne nosisz w sobie, więc będzie tak,
jakbym był razem z wami.
- Dla ciebie zawsze, wszytko jest takie proste. A ja już tracę siły! –
wykrzyknął niespodziewanie brunet, na co zielonowłosy spojrzał na niego
zdziwiony. – Jak nikt inny, zostawiłeś wielką dziurę w moim sercu. Skoro
wszystko jest dla ciebie takie łatwe, to dlaczego nie zrobisz czegoś, by ją załatać? Dlaczego po prostu nie
znikniesz? Dlaczego nie dasz się zapomnieć? Nie… ja nie chcę o tobie zapomnieć,
ale to tak bardzo boli. Codziennie Tanya spogląda na mnie twoimi oczami. Wiesz,
jak ja się wtedy czuję?! Kocham ją, jak własną córkę, ale to spojrzenie sprawia
mi ból. Dlaczego chciałeś, bym to właśnie ja się nią zaopiekował? Przecież…
przecież…
- Znalazłbym kogoś odpowiedniejszego? – zakpił, splatając ręce na
piersi. – Kogo ty chcesz oszukać? Nawet to, że jesteś tak leniwy, nie zmienia
faktu, że oboje się potrzebujecie. Jesteś najlepszym kandydatem na jej ojca, a
ona jest dla ciebie najlepszą córką. Musisz tylko trochę się rozchmurzyć. Dam
ci radę, więc słuchaj uważnie. Gdy zjawi się twój przyjaciel, nie odtrącaj go,
tylko powiedz co cię boli. Przyjaciel i bez słów zobaczy, że coś cię gnębi, ale
to rozmowa przyniesie tobie ulgę.
- Przyjaciel? – Spojrzał na niego, nie rozumiejąc. Po chwili spuścił
wzrok, zaciskając pięści. – Mój przyjaciel odszedł.
- Ależ ty lubisz dramatyzować. – Tsuki demonstracyjnie wywrócił
oczami. – Nie byłem twoim jedynym przyjacielem, więc nie rób już z siebie
takiej ofiary. Twój przyjaciel ci
pomoże. Zobaczysz – dodał z uśmiechem.
Haruki zerknął na zielonowłosego. Przez chwilę wpatrywał się w niego,
jakby o czymś myśląc. Przygryzał dolną wargę, marszcząc brwi.
- Skąd się tu wziąłeś? Nie widziałem cię od bardzo dawna? – odezwał
się nagle.
- Już się bałem, że nie zapytasz. Kończy nam się czas. - W tym
momencie, Tsuki spoważniał, uważnie patrząc przyjacielowi w oczy. – Twoje obawy
mogą być słuszne. Co prawda, za bardzo dramatyzujesz, ale w niektórych sprawach
możesz mieć rację – powiedział.
- Nie możesz powiedzieć mi dokładnie, na co miałbym uważać? – jęknął
zmęczonym głosem.
- Głupi. Skąd niby miałbym to wiedzieć? Wiem jedynie, co ty czujesz –
odpowiedział, nieco urażonym tonem, krzyżując ręce na piersi i odwracając się w
stronę zachodzącego słońca. – Kończy nam
się czas – powtórzył. – Myślę, że niebawem czeka cię ostra jazda, stary. Pomyśl
wtedy również o sobie. Nie chcę, żebyś zmarnował jakąś szansę, lub nadal się
smucił.
- Trzeba było nie umierać – westchnął, znudzony opuszczając głowę
Tsuki już chciał mu odpyskować, kiedy brunet nagle zaśmiał się cicho. Podniósł
wzrok, wbijając go w przyjaciela. – Nie zginąłeś w bohaterskiej walce, ale
dobrze wiesz, że dla mnie, dla Tanyi, a
nawet dla moich synów i naszych przyjaciół zawsze będziesz prawdziwym
bohaterem. Ty i Reiko jesteście osobami, które warto naśladować – wyznał
szczerze, uśmiechając się szeroko.
Okamura Tsuki przez jakiś czas przyglądał się brunetowi. W końcu
prychnął głośno, przygładzając swoją idealną fryzurę.
- Weź przestań, bo się zarumienię – mruknął, a kąciki jego ust uniosły
się ku górze. – Słońce zaszło. Zbliża się ranek, więc muszę lecieć – dodał po
chwili, patrząc w dal. Haruki powędrował za jego spojrzeniem.
- Słońce zachodzi – szepnął cicho. Najwyraźniej zachód słońca w tym
świecie, musiał oznaczać świt w tym prawdziwym. Tsuki miał rację, pora się
rozstać.
- Hej – wyrwał go z rozmyśleń wesoły głos. Toraberu zerknął na
zielonowłosego, po czym zasmucił się odrobinę.
Przyjaciel znikał. Powoli, lecz nieodwracalnie. Rozpływał się na tle
szarego nieba.
- … wciąż ją … prawda? – Słowa znikały gdzieś w zdaniach, lub były
niemożliwe do zrozumienia. – Ona cię potrzebuje…. Jesteś dla niej
najważniejszy… Zaopiekuj się nią.
- Cały czas się nią zajmuję – zdziwił się, ledwo dostrzegając
szmaragdowe oczy.
- Nie mówię o Tanyi – powiedział cicho, a jego postać rozpłynęła się
niczym mgła.
***
Blond włosy
chłopak, siedział na drewnianym krześle, obok biurka. Znajdował się w
niewielkim, szpitalnym gabinecie. Czekał teraz, aż jakaś obca mu osoba, w
białym kitlu, wypisze receptę na środku przeciwbólowe. Pani doktor pisała
bardzo dużo, co go odrobinę drażniło. Nienawidził szpitalnego zamachu, a
dłuższe przebywanie w tym miejscu, bez żadnego powodu było dla niego
utrapieniem. Kartkę, którą wypełniała kobieta, miał zamiar wyrzucić do śmietnika,
jak tylko opuści gabinet. Nie potrzebował żadnych środków przeciwbólowych.
Z grymasem na twarzy, ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu. Wysokie
ściany, pomalowane na miętowy kolor. Szafki z lekami, dwa obrazki, zapewne
rysowane przez jakieś dzieciaki, metalowy stolik i metalowe krzesło. Typowo,
lekarskie wnętrze. Jedyne miejsce, w którym czuł się chory.
Ogromnym pocieszeniem, była dla niego osoba, która stała tuż obok.
Swoją drobną, szczupłą dłoń, zaciskała na jego lewym ramieniu, ze zmartwioną
minką, zerkając na zapiski lekarski. Oczywiście nie była w stanie nic wyczytać
z tych bazgrołów, ale widać było, że chciałaby przyjrzeć się im z bliska.
To również było bezcelowe, myślał chłopak. Ona przecież także
wiedziała, że poradzi sobie bez żadnych leków. Jej troska, wymalowana na
twarzy, była jednak urzekająca.
- To chyba wszystko –odezwała się nagle kobieta, ubrana na biało.
Miała na oko niecałe trzydzieści lat. Długie, blond włosy, związane były w
kita. Spojrzała na swojego pacjenta błękitnymi oczami. – Obejdzie się bez
zastrzyków, ale łykaj te tabletki trzy razy dziennie. Gdyby coś się działo, od
razu zgłoś się do lekarza – zaleciła, podając mu receptę.
- Dziękuję, będę pamiętał – powiedział, wstając z krzesła i lekko się
kłaniając.
Lekarka również wstała, odprowadzając młodą dwójkę do wyjścia.
- Niech pani ma na niego oko. Zwykłe popisy i wygłupy najczęściej
kończą się najgorzej – poleciła, uśmiechając się na niskiej blondynki. Ta tylko
nerwowo kiwnęła głową, również przy okazji się kłaniając i czym prędzej wyszła
z gabinetu.
Kiedy zamknęły się drzwi, blond włosa lekarka, wciąż wpatrywała się w
nie, z zamyślonym wyrazem twarzy. Podrapała się po głowie, opierając jedną rękę
na biodrze.
- Chyba powinna porozmawiać o tym z Sakurą – mruknęła cicho do siebie.
- Noah! Upuściłeś
swoją receptę! – wykrzyknęła, doganiając swojego przyjaciele. Opuścili właśnie
szpital i dosyć szybkim krokiem, kierowali się przed siebie.
- Och, nie trafiłem do śmietnika? – zakpił z naburmuszoną miną.
- Przestań! Na mnie mówisz, a sam nie jesteś w ogóle dyskretny –
skarciła go, ściszając głos i nerwowo rozglądając się na boki.
Blondyn westchnął ciężko, wzruszając ramionami.
- Przepraszam, Lily. Ja po prostu nienawidzę szpitali, a jakieś tak
środki przeciwbólowe działają na mnie jak płachta na byka – wyznał skruszony.
- Nie ważne. Musimy zachowywać pozory. Heidi by się wkurzyła, gdyby
doszły ją słuchy, że wyglądamy podejrzanie – powiedziała Lily, niezwykle
poważnym tonem. Zgniotła demonstracyjnie kartkę, na której były nazwy leków, na
co Noah uśmiechnął się szeroko.
Zawsze uważał, że jego przyjaciółka wygląda niezwykle uroczo, robiąc
tak nie pasującą do niej, poważną minę. Nie mogąc się powstrzymać, uszczypnął
ją lekko w bok, na co ta pisnęła głośno, odskakując od niego.
- Naprawdę, Noah, do ciebie mówić, to jak do ściany. Nic nie dociera.
- Czyżbyś używała moich własnych słów, przeciwko mnie – zaśmiał się.
Istotnie, najczęściej to on pouczał roztrzepaną Lily. Znali się od dziecka i
mimo, że to ona była uczona dobrych manier przez najlepszych, to on zwykle ją
upominał i karcił. Oczywiście, tak swobodnie mogli zachowywać się tylko we
własnym towarzystwie. Chłopak miałby nie lada problemy, gdyby ktoś z okolic
zobaczył, jak spoufala się ze swoją panią.
- Nie masz problemu z chodzeniem? – zapytała nagle, spoglądając na
jego brzuch. Blondyn dotknął go dłonią, wyczuwając pod koszulką bandaże.
Przycisnął mocniej miejsce, w którym znajdował się uraz, z grymasem na twarzy
patrząc przed siebie.
- Nic nie czuję. Mógłbym połamać sobie jeszcze jedno żebro, a i tak
byłoby tak samo. Te leki, które siłą mi wcisnęły, tylko przeszkadzają. Czuję
się odrobinę zdrętwiały, ale nie na tyle by przeszkadzało mi to w chodzeniu.
- To dobrze – odetchnęła Lily głęboko, z uśmiechem patrząc przed
siebie i splatając swoje dłonie za plecami, maszerowała wyprostowana. Noah
spojrzał na nią podejrzliwie. – W takim razie, przejdźmy się jeszcze nad rzekę.
Nic się nie stanie, jak wrócimy do domu trochę później – dodała, przyśpieszając
kroku.
Chłopak tylko westchnął ciężko, z rezygnacją kręcąc głową, po czym bez
zbędnych protestów, podążył za przyjaciółką.
***
Itami wygięła się
nico do tyłu, prostując zbolałe plecy. Jęknęła cicho, odruchowo głaszcząc swój
brzuch. Jedną ręką, cały czas podpierała się na grabiach, natomiast drugą
wycierała teraz pot z czoła. Z satysfakcją spojrzała na swój zadbany ogródek.
Co prawda nie umywał się do większości ogrodów z dzielnicy jej rodzinnego
klanu, ale na tle reszty wioski, prezentował się niezwykle okazale.
Mieli tu, między innymi małą piaskownicę, w której teraz bawiła się
Tia. Kobieta skierowała wzrok na córkę, mimowolnie się uśmiechając. Dziewczynka
chyba planowała dokopać się do wnętrza ziemi. Dół był już na tyle głęboki, że
wkładała w niego niemal całą rączkę.
W pewnym
momencie, wzrok Itami przykuła zbliżająca się postać. Młody mężczyzna, szedł
ścieżką prosto do ich domu. Zatrzymał się przed furtką, z szerokim uśmiechem
patrząc na kobietę i kiwając jej głową, by podeszła bliżej. Westchnęła ciężko,
rzucając na ziemię grabie i zbliżyła się do płotku.
- Nie boisz się, że dzieciak będzie jakiś przetrącony od takiej roboty
– zaśmiał się, obrzucając krótkim spojrzeniem cały ogródek.
- I mówi to medyk – mruknęła. – Co cię do mnie sprowadza, Kankuro? –
zapytała, kładąc dłonie na furtce. Mężczyzna zerknął przez ramię kobiety w
stronę wejścia do domu.
-Jest może Kiba? Mam do niego ważą sprawę – powiedział poważnym tonem.
Itami zdziwiła się nieco.
- Kiba? Nie, niestety, spóźniłeś się. Wczoraj wieczorem wyruszył
właśnie na misję – wyjaśniła.
- Misja? Zgodził się zostawić cię samą akurat teraz? – Zrobił
zamyśloną minę, drapiąc się po brodzie. – Teraz, gdy o tym myślę… Naruto chyba
próbował mi coś jeszcze o tym powiedzieć, ale ja się tak śpieszyłem, że już go
nie słuchałam, tylko wyszedłem z gabinetu – myślał głośno.
- Tylko nie mów, że śpieszyłeś się tak do mnie – jęknęła, znudzonym
tonem, garbiąc się. Brunet tylko się zaśmiał.
- Akurat tym razem śpieszyłem się do toalety – wyznał odrobinę
zmieszany. – Ale skoro już tu jestem, to chyba tobie również powinienem o tym
powiedzieć. W końcu ta sprawa dotyczy ciebie również- dodał.
- No więc, słucham?
Kankuro momentalnie spoważniał, ukradkiem rozglądając się na boki.
Zbliżył się bardziej do starej znajomej i ściszył głos do minimum.
- Mówiłem już o tym Naruto. Temari i Shikamaru również wiedzą. Chodzi
o to, że od jakiegoś czasu po Wiosce Piasku zaczęły krążyć pewne plotki.
Wydawałoby się, że to nic groźnego, ale sprawa dotyczy demonów. Gaara nie ma
już w sobie bestii, ale są tacy, którzy w to nie wierzą. Twierdzą, że do
spisek, by łatwiej było przekonać mieszkańców do władzy. Nie to jest jednak
najgorsze. Gaara nie miał jeszcze z tego powodu żadnych większych
nieprzyjemności, ale z wiarygodnych źródeł wiem, że ludzie zaczęli sporo
plotkować na temat syna mojego brata. Nie chodzi mi tu o to, że jest on synem
Kazakage, ale według niektórych jest on synem potwora. I nie mają tu na myśli
Gaary, ale samego Shukaku – wyjaśnił w skrócie, uważnie obserwując reakcję
dziewczyny.
Itami przez chwilę, wpatrywała się przed siebie, nieobecnym wzrokiem.
- Myślisz, że te plotki dotrą tutaj i mogą przerodzić się w coś
niebezpiecznego? – zapytała cicho.
- Itami – zaakcentował jej imię, by na niego spojrzała. – W Konoha
powoli zaczyna huczeć o tych plotek. Pozwoliłem sobie przeprowadzić małe
śledztwo. Nie wiem jednak, kto podsunął mieszkańcom taki pomysł, ale mam pewne
podejrzenia. Niemniej jednak, niektórzy ludzie są bardzo zdenerwowani. W waszej
wiosce jest aż dwoje jinchuuriki. Ponadto, ty spodziewasz się drugiego dziecka.
Są tacy, którzy w ogóle wam nie ufają i boją się waszych dzieci – powiedział
spokojnie, acz takim tonem, że kobiecie włos zjeżył się na karku. Pośpiesznie
spojrzała na swoją małą córeczkę. Nadal bawiła się w pisaku, tym razem
zakopując wykopaną przez siebie wcześniej dziurę.
Trudno było nazwać tę małą i niewinną istotkę potworem. Niemniej
jednak, do zwykły dzieci nie należała. Jinchuuriki nie często mieli dzieci.
Dawniej było to niemal niespotykane. Czasy się jednak zmieniły i coraz więcej
młodych osób, robiło się zachłannych na moc jakiegoś demona. Młodzi ludzie
myślą często, że mogą mieć wszystko. Pragną mocy, ale również rodziny. Ona i
Naruto nie prosili się o taki los. Zapewne oboje woleli by mieć normalną
rodzinę, wyzbywając się całej mocy. Przeznaczenie jednak chciało inaczej i
teraz strach było pomyśleć, czy w plotkach nie kryje się ziarno prawdy.
Może nie bez powodu jinchuuriki nie zakładali zwykle rodziny? Itami wiedziała,
że ani Tii, ani synowi Naruto, ani nawet jej nienarodzonemu jeszcze dziecku,
rodzic z zapieczętowanym w sobie demonem nie przyniesie nic dobrego.
- Czy syn Gaary… - Spojrzała na Kankuro nieobecnym wzrokiem. – Czy on…
no wiesz… potrafi robić coś niezwykłego? – zapytała niepewnie, ściszając głos
do minimum i odruchowo zerkając na boki.
Mężczyzny zdziwił się odrobinę, przechylając głowę lekko w bok.
- Nie, oczywiście, że nie. Chyba sama ciągle zapominasz, że Gaara nie
jest już jinchuuriki – powiedział z naciskiem, robiąc urażoną minę.
- Tak, ale… - Itami zmieszała się nieco, ponownie spoglądając na
córkę. – Moc demona jest bardziej skomplikowana niż może się wydawać. To nie
tylko druga osoba, która w nas żyje. Poniekąd stanowimy jedność. Pomyślałam
więc, że może jakaś cząstka Shukaku nadal tkwi w twoim bracie – wyjaśniła.
- Ciekawe, nigdy nie myślałem o tym w ten sposób – przyznał. – Tak czy
inaczej, mój bratanek to przeciętniak. Już córka Temari wydaje się ciekawsza –
dodał z uśmiechem.
Itami posłała mu przelotny uśmiech, ponownie pogrążając się w ponurych
myślach. Zastanawiała się, co zrobi, gdy mieszkańcy wioski zaczną traktować jej
córkę, tak jak dawniej traktowano Naruto. Ona zawsze miała Isamu. Owszem, czuła
się straszliwie samotna i nienawidziła ludzi, którzy patrzyli na nią, jak na
groźną bestię, ale miała przynajmniej świadomość, że Isamu również nienawidził
innych za te spojrzenia. Bez względu na wszystko, wiedziała, że ma kogoś po
swojej stronie. Tia miała dopiero trzy latka. Wszyscy bardzo ją lubili, miała
wielu przyjaciół. Itami wiedziała, że cokolwiek ludzie usłyszą może liczyć na
swoich bliskich. Co się jednak stanie, gdy w grę zacznie wchodzić
bezpieczeństwo ich dzieci. Czy Rock Lee nadal będzie taki zadowolony, że jego
jedyna córka i jednocześnie pamiątka po zmarłej żonie, przyjaźni się z
dziewczynką, która nieświadomie mogłaby ją skrzywdzić? Czy pozostali, Tenten i
Neji, Ino i Sai, Sasuke i Sakura, a nawet Haruki i Namida, czy sam Isamu i Kin…
Czy oni również mimo tego, że ufają jej samej, będą potrafili zaufać jej małej
córeczce? Jest przecież tylko dzieckiem, pomyślała z bólem serca. Tak bardzo
niewinna i bezbronna. Za nic w świecie, Itami nie chciałaby, by jej maleństwo
musiało przechodzić przez to co ona. Czy mogłaby jednak mieć żal do swoich
przyjaciół o to, że chcą pewnego bezpieczeństwa dla własnych pociech?
Bezpieczeństwa… Biedna, mała Tia, pomyślała, patrząc na córkę. Dziecko
demona o pięciu ogonach, dodała mimowolnie w myślach. Szybko skarciła się, za
tak okrutne i niesprawiedliwe stwierdzenia. Nawet jeśli byłaby to prawda, nie
chciała w ten sposób myśleć o własnych dzieciach.
- Przepraszam, że tak cię zdołowałem tymi wieściami – wyrwał ją z
rozmyślań Kankuro. Spojrzała na niego, lekko oszołomiona. Uśmiechnął się,
widząc jej zaskoczoną minę.
- Nie… To znaczy… muszę to wszystko sobie poukładać. Na spokojnie –
powiedziała. Ale faktycznie, trochę mnie to zdenerwowało i zasmuciło.
- Pocieszyłbym cię, ale Kiba pewnie by się wkurzył – mruknął z lekkim
uśmiechem, kołysząc się na boki.
- To chociaż powiedz mi coś
zabawnego, bym przestała o tym myśleć – jęknęła, opierając się o furtkę. Brunet
myślał przez chwilę, aż w końcu uśmiechnął się złośliwie, zerkając na brzuch
swojej znajomej.
- Przypomnij sobie, jak się bałaś, gdy nie byłaś pewna, z kim jesteś w
ciąży. To dopiero był stres! Przy tamtym, ta dzisiejsza sprawa to pikuś –
zaśmiał się głośno.
Kobieta zmroziła go lodowatym spojrzeniem, zgrzytając zębami.
- Przysięgam, że kiedyś cię…
- Nie składają fałszywych obietnic – przerwał jej, nachylając się do
przodu. Ich twarze dzieliło teraz zaledwie kilka centymetrów. – Szczęście, że
Tia, to wykapany Kiba. Moja córka, byłaby o wiele mądrzejsza – powiedział z
szerokim uśmiechem, z przyjemnością patrząc, na czerwieniącą się ze złości
Itami. – Skontaktuj się w najbliższym czasie z Naruto. Nie chcę by stało ci się
coś złego – dodał, szybkim ruchem głaszcząc ją po głowie, niczym małą
dziewczynkę. Wyprostował się o oddalił, zanim kobieta zdążyła obronić się przed
niechcianą pieszczotą. Popatrzyła na niego wściekle, na co Kankuro tylko
uśmiechnął się łobuzersko i machając, odszedł.
***
Dwójka mężczyzn
siedziała na ławce, w cieniu drzewa. Oboje byli znudzeni i przygaszeni.
Czarnowłosy, ułożył ramiona na drewnianym oparciu, co jakiś czas rozglądając
się na boki i od czasu do czasu zawieszając wzrok na co zgrabniejszej i
skromniej ubranej kobiecie. Niezbyt przepadał za ciepłą i słoneczną pogodą, ale
musiał przyznać, że ma ona swoje plusy.
Leniwie, spojrzał na swojego towarzysza. Skrzywił się, niezwykle
wyraźnie odczuwając jego ponury nastrój.
Brunet, o potarganej fryzurze i czekoladowych oczach, siedział
zgarbiony, podpierając ciężką głowę na rękach. Od czasu do czasu, wzdychał
ciężko, jakby podsumowywał jakąś swoją beznadziejną myśl.
- Po co ja w ogóle się z tobą zadaję? Mogłem po prostu posiedzieć
sobie w domu – jęknął, rozdrażniony.
Haruki zerknął na niego od niechcenia, po czym znów wbił wzrok w suchą
ziemię.
- I pewnie przespałbyś cały dzień – mruknął cicho.
- Przyznaj, wyciągasz mnie z domu tylko dlatego, bo zazdrościsz mi, że
ja mogę sobie przespać cały dzień, a ty nie – zagadną zgryźliwie. Toraberu nic
nie odpowiedział. Burknął coś tylko pod nosem, wzruszając ramionami. Yuji
kolejny raz, skrzywił się, patrząc na bruneta. Tym razem jednak, pomyślał sobie
o całodniowym spaniu. Wzdrygnął się na samą myśl o nocnych koszmarach. Po tysiąckroć
wolałby spędzać całe dnie w robocie, aniżeli spać więcej, niż to konieczne. Sen
był dla niego najczęściej najgorszym momentem doby. Zawsze tak podobny do
pozostałych. Zaczynał się niepozornie i bezpiecznie, by za chwilę przemienić
się w brutalny koszmar. Może i dla kogoś innego, wcale nie wydałoby się to
mrocznym snem. Osoba, która odwiedzała go jednak w nocnych myślach, była
głównym powodem jego spaczonej psychiki. Kobieta, która dręczyła i
wykorzystywała go przez tyle lat. Która bawiła się nim, jak zwykłą zabawką. Ile
mógł mieć lat, gdy trafił w jej łabska? Czternaście? Piętnaście? W każdym
razie, był jeszcze chłopcem. Jej jednak to nie przeszkadzało. Sumiennie,
postarała się, by poczuł się, jak
najgorsze ścierwo.
Dostała za swoje, próbował się niekiedy podbudować. Sam wbił w jej
krtań, jej własne ostrze i patrzył, jak umiera. Czuł wtedy swego rodzaju ulgę i
uwolnienie, ale to wciąż było za mało. Ona już nigdy nie odejdzie. Wiedział to.
Miała odwiedzać go w snach, do końca jego żałosnych dni.
- Znów mi się śnił – odezwał się nagle Haruki. Usami przez chwilę
myślał, że jego stary znajomy, nauczył się tej specyficznej umiejętności
czytania w myślach od swojej żony. Dopiero po chwili, zorientował się, że
chłopak ma na myśli swój sen.
- Tsuki? – zapytał. Brunet kiwnął głową
- Miałem wrażenie, że chce mnie przed czymś ostrzec – zastanowił się. –
A może to była po prostu zapowiedź czegoś? – dodał cicho, robiąc zamyśloną
minę.
- Wątpię by sny mogły ostrzegać nas przed przyszłością – powiedział
Yuji. Odchylił głowę do tyłu, wbijając wzrok w niebo. Było niemal, idealnie
czyste. Dostrzegł zaledwie dwie małe chmurki, leniwie przesuwające się po
bezkresnym błękicie. Słońce grzało nieprzyjemnie. Czuł to, pomimo tego, że
skrywał się w cieniu. – Chociaż… co ja tam
wiem – dodał.
- Nie jestem pewien, czy wszystko dobrze zapamiętałem, ale wspominał
coś o przyjacielu, który by mi pomógł, i którym powinienem się zaopiekować –
powiedział w zamyśleniu, pytająco spoglądając na Yuji’ego. Czarnowłosy zrobił
zniesmaczoną minę, marszcząc przy tym brwi i prychając cicho.
- Na mnie nie patrz. Nie potrzebuję twojej opieki, a jedyna pomoc jaką
możesz ode mnie otrzymać, to sposób na szybkie poderwanie jakiejś łatwej
panienki.
Haruki zaśmiał się, po czym wbił wzrok w błękitne niebo.
- Pomagasz mi bardziej, niż ci się wydaje – mruknął cicho ze spokojnym
uśmiechem.
- Błagam – jęknął Usami, znużonym tonem. – Nie róbcie już ze mnie
jakiegoś dobrego gościa. Jestem draniem i podoba mi się ta łatka.
Brunet nic na to nie odpowiedział, tylko posłał kompanowi przyjazny
uśmiech, na co ten prychnął, obrażony odwracając głowę w bok.
- On mówił o jakiejś dziewczynie – odezwał się nagle Haruki, na powrót
nieco poważniejąc. Chcąc nie chcąc, Yuji odruchowo spojrzał w jego stronę. –
„Ona cię potrzebuje…. Jesteś dla niej najważniejszy… Zaopiekuj się nią.” –
zacytował. – Myślę nad tym od rana, ale nie wiem, kto mógłby potrzebować mojej
pomocy.
- Jesteś dla niej najważniejszy? – zakpił z drwiącym uśmieszkiem. –
Może w głębi duszy, chcesz się po prostu jakoś podbudować? – zaśmiał się, na co
Toraberu posłał mu wściekłe spojrzenie. – No dobra, to pokombinujmy trochę. W
końcu i tak nie ma nic lepszego do roboty – dodał, wzdychając demonstracyjnie i
również oparł ręce na kolanach, garbiąc się lekko. – Skoro to jakaś twoja
przyjaciółeczka, to może być ktoś stąd. Dla kogo mógłbyś byś szczególnie ważny?
- Nie mam pojęcia – Haruki wzruszył ramionami. – Może Itami? Ze
wszystkich dziewczyn, to z nią się najbardziej przyjaźnię. Teraz, kiedy Kiba
wyruszył na misję… Może to ona będzie potrzebowała mojej pomocy! – wykrzyknął
przy końcówce, z podekscytowania aż wstając i zaciskając pięści.
Usami pociągnął go za koszulkę, z rezygnacją kręcąc głową i mrucząc
coś pod nosem. Brunet usiadł spokojnie, odrobinę urażony.
- Jeżeli mówimy o najważniejszych osobach dla Itami, to byliby to
Kiba, z którym tylko ja mógłbym konkurować o to miejsce. Ewentualnie Isamu. No…
jeszcze może Tia. Kin i Hinata również są dla niej ważne. – Wyliczał na
palcach, a po chwili poklepał towarzysza po plecach. – Ty w każdym razie byłbyś
w pierwszej dziesiątce, ale bez przesady – zaśmiał się. – Może to po prostu
ktoś z twojej rodziny? Twoja mama, na przykład? Pewnie jesteś ukochanym
syneczkiem mamusi, co?
- Nie prawda- burknął obrażony Haruki, splatając ręce na piersi.
Kopnął nogą mały kamyczek, patrząc jak niepewnie dociera na drugą stronę drogi.
– Moja mama kocha wszystkie swoje dzieci równo, nie ma więc sensu brać jej tu
pod uwagę. Poza tym, mówimy o przyjacielu.
- No, a Mari? – zapytał, tym razem poważniejszym tonem. – Z całego
swojego rodzeństwa, to z nią dogadywałeś się zawsze najlepiej, prawda? Z tego
co wiem, często kłóci się z twoją matką, no i nadal jest panną. Może samotność
doskwiera jej bardziej, niż mogłoby się wydawać?
- Skąd wiesz tyle o mojej młodszej siostrze? – warknął cicho, zerkając
na niego podejrzliwie. Yuji nagle zbladł, przez co jego i tak już jasna cera,
wydała się niemal przeźroczysta. Z lękiem, powoli odwrócił twarz w stronę
bruneta, uśmiechają się nerwowo.
Toraberu natomiast wpatrywał się w niego coraz wścieklejszym wzrokiem,
odruchowo zagniatając swoje pięści. Słychać było tylko skrzypnięcia kości w
jego dłoniach. Nagle, czarnowłosy zdał sobie doskonale sprawę, że jest dużo
mniejszych gabarytów niż brunet. Przez swój wyostrzony zmysł, wyczuwania
nastrojów, wiedział doskonale, jak Haruki zaczyna się denerwować. Było to do
niego bardzo niepodobne, ale jeśli chodziło o sprawy dotyczące jego rodziny, a
już szczególnie jego sióstr, stawał się bardzo drażliwy.
- Daj spokój, to nie tak jak myślisz – zaśmiał się niepewnie, ukazując
dłońmi gest niewinności. – Widujemy się od czasu do czasu, ale… - zaciął się,
nie wiedząc co właściwie powinien mu powiedzieć. Jeśli powie prawdę, to bez
względu na to, jak to przedstawi i tak wyjdzie na drania, który zabawia się
młodszymi siostrami swoich kumpli. Zresztą… nie tylko z młodszymi. Miałby więc
skłamać? Z drugiej strony, chyba dawno nie zrobił nic, co przypomniałoby jego
znajomym, że jest zwykłym śmieciem. – Dobra, wiem, głupio zrobiłem, ale nie
potraktowałbym jej przecież, tak jak inne kobiety – powiedział w końcu z
rezygnacją w głosie, ze skruszoną miną zerkając na Haruki’ego. Tamtego
bynajmniej ta odpowiedź nie zadowoliła.
- A co, chcesz mi powiedzieć, że na Mari ci zależy? Może chcesz się z
nią ożenić? – syknął wściekle.
Yuji skrzywił się nieco na te słowa, odważniej prostując się i patrząc
w oczy towarzysza.
- Mam z nią pewien układ, jasna? Ale jestem bardziej niż w porządku w
stosunku do niej. To ona ustaliła pewne zasady, więc nie wściekaj się teraz na
mnie – powiedział, od razu żałując tych słów. Było to dla niego takie typowe.
Zwalać winę na kogoś innego. Chronić swój własny tyłek.
Ku jego zaskoczeniu, Haruki po prostu wstał z ławki i szybkim krokiem
zaczął się oddalać. Usami przez chwilę wpatrywał się w jego malejącą postać, aż
w końcu zaklął pod nosem i rzucił się za nim w pogoń.
- Słuchaj, przepraszam, okej? Wiem, powinienem znać jakieś granice.
Mari jest naprawdę śliczna, więc ja nie… - zaczął mówić, jak tylko go dogonił.
Brunet zatrzymał się nagle, przerywając mu wypowiedź gestem ręki.
Wpatrywał się przed siebie, nieobecnym wzrokiem.
Yuji stanął obok niego, wyczekująco patrząc na jego twarz.
- Wiem… wiem kto to – odezwał się cicho, zachrypniętym głosem.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się. Haruki szarpnął go za bluzę,
odwracając w swoją stronę i przerażeniem, wpatrując się w jego oczy.
- Ta dziewczyna! Moja przyjaciółka, dla której jestem ważny! Wiem, kto
to jest!
***
Noah stał na
tyłach domu, opierając się o drewnianą ścianę. Miał na sobie tylko długie,
brązowe spodnie i buty. Było dosyć ciepło, a medycy z Konoha szczelnie i
obficie owinęli jego brzuch i klatkę piersiową bandażami. Miało go to
usztywnić. Właściwie, to kazali mu również leżeć w łóżku. Było to dla niego
śmieszne. Może i urazy nie zagoją się tak łatwo, ale miał to w nosie. Bardziej
niż złamane żebro, przeszkadzały mu bandaże. Było w nich gorąco. Nawet on
potrafił odczuwać coś takiego.
Odgonił od siebie jednak, denerwujące myśli związane z uszkodzeniami
jego ciała i skupił się na fotografii. Uśmiechnął się pod nosem, czując wyraźną
ulgę. Zawsze się tak czuł, ilekroć na nią patrzył. Samo jej zdjęcie
wystarczyło, by poprawić mu nastrój. Błękitne i niewinne oczy, spoglądały na
niego radośnie, utrwalone na kawałku papieru. Była słodka, myślał z rozkoszą.
Słodka i niewinna, nie zasługująca na tak okrutny los. Chciałby móc jej jakoś
pomóc, zapewnić lepsze życie. Chciałby uciec razem z nią, gdzieś daleko, tak by
nikt nigdy ich nie znalazł. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Ona również by
się na to nie zgodziła. Był przecież tylko zwykłym narzędziem. Sługą, mającym
obowiązek wykonywać wszystkie polecenia jej i jej rodzeństwa. Był nikim na tym
świecie. Ona z kolei była dla niego wszystkim. Jednak czy bycie całym światem,
dal kogoś, kto nic nie znaczy, mogłoby obchodzić kogokolwiek?
Nagle, fotografia
zniknęła z jego dłoni. Momentalnie się zestresował i zaczął rozglądać na boki.
Nikogo nie było. Był sam. Nikt miał go nie widzieć.
Usłyszał złośliwy śmiech tuż nad sobą. Przez sekundę miał ochotę się
rozpłakać. To koniec, przemknęło mu przez myśl. Przełknął głośno ślinę,
oddalając się nieco od domu i odwracając, spojrzał do góry.
Na niskim dachu, siedział Toby. Wesoło machał nogami, trzymając w
dłoniach zdjęcie Lily. Śmiał się pod nosem, kiwając na boki głową.
- Moja mała siostrzyczka jest bardzo seksowna, prawda? – przemówił,
figlarnie spoglądając na blondyna. Noha zrobił krok w tył, zaciskając pięści.
Toby w tym czasie, podniósł się z miejsca i w mgnieniu oka, znalazł się przed
swoim rozmówcą. – Stoisz tak tu sobie samotnie i zabawiasz się, patrząc na jej
zdjęcie? – szepnął, zakrywając usta dłonią, jakby zdradzał mu jakąś tajemnice.
- Nie! To nie tak! – zaoponował pośpiesznie. Nie wiedział jednak, co
mógłby jeszcze dodać. Toby i tak już wiedział. Był przebiegły i zły do szpiku
kości, ale potrafił dodać dwa do dwóch. Swoją inteligencję wykorzystywał jednak
tylko i wyłącznie, do znęcania się nad innymi.
Blondyn spuścił głowę z rezygnacją, wciąż zaciskając pięści.
- Ciekawe co na to Heidi – westchnął, teatralnie udając zmartwionego.
- Nie – jęknął szybko Noah. – Nie, błagam cię.
Młody chłopak, o czarnych włosach, uśmiechnął się chytrze, ukazując
szereg swoich białych zębów. Uwielbiał, gdy ktoś błagał go o litość. Było to
niczym miód dla jego uszu.
- Nie chcesz, by Heidi się dowiedziała? – dlaczego?
- Błagam. Ona… ona każe mnie zabić – powiedział, drżącym głosem.
Toby chwycił go za podbródek prawą ręką. Miał na niej zawsze długą,
białą, gumową rękawiczkę, przypominającą tę, którą zakładali zawsze lekarze.
Tym bardziej nadawało to jego osobie, wyglądu fanatyka.
Zacmokał kilkakrotnie, sztucznie smutnym wzrokiem, patrząc na
skruszoną twarz sługi.
- Miałbym cię ochronić przed Heidi? – zapytał zdziwiony.
- Zrobię co zechcesz – powiedział.
- Czyżby? – Uśmiechnął się niezwykle szeroko. Przypominał dziecko,
które otrzymało właśnie wymarzony prezent. – A jeśli kazałbym ci zrobić coś
Lily, zrobiłbyś to? – zapytał z poważną ciekawością.
Źrenice Noah zmalały, wpatrując się w czarnowłosego z przestrachem, na
co ten zaczął się głośno śmiać.
- Przecież tak sobie tylko żartuję, chłopie. – Poklepał go przyjaźnie,
po ramieniu, wymijając i idąc przed siebie. Blondyn odprowadził go wzrokiem. –
Ale nie martw się, jak tylko wrócę, obiecuję, że się tobą należycie zajmę – dodał.
- Dokąd idziesz? – wyrwało się brązowookiemu. Toby odwrócił się w jego
stronę, najwyraźniej zadowolony, że o to zapytał. Podszedł bliżej, ściszając
głos.
- Idę ubić bestię.
- Lorda feudalnego? – zapytał z przestrachem.
- Nie idioto. Jego żonę, która nosi w sobie potwora – wyjaśnił,
zawiedziony inteligencją swojego rozmówcy. Spojrzał na trzymane przez siebie
zdjęcie swojej młodszej siostry, po czym uśmiechnął się szeroko, machając nim
przed twarzą blondyna. – Może jak wrócę, to osobiście dopilnuję, byś sam nigdy
nie próbował umieszczać w mojej siostrze, żadnego dziwoląga. Odetnę ci to i owo
i po problemie, jak myślisz? – zaśmiał się, zgniatając fotografię. Odwrócił
się, rzucając papierową kartkę gdzieś w bok i nie przestając się śmiać, poszedł
przed siebie.
Noah wpatrywał
się w niego z nienawiścią, do czasu aż ten zniknął z jego pola widzenia. Nadal
będąc w lekkim szoku, zbliżył się do śmiecia, który wyrzucił Toby i kucając,
podniósł go z ziemi. Wyprostował, pogniecione zdjęcie i uśmiechnął się smutno,
widząc radosną twarz Lily.
- Jaka szkoda – mruknął cicho, pod nosem. – Jak tak dalej pójdzie, to
nie pożyję zbyt długo, a ty zostaniesz zupełnie sama – dodał. Czule przejechał
palcem po zdjęciu, po czym złożył je na pół i schował do kieszeni.
***
Emi z klanu
Tanaka, od kilku lat była żoną Lorda Feudalnego. Jej wysoko postawiony dziadek,
zadbał o to, by zapewnić jej jak najlepszą przyszłość. Nie było to wcale
trudne. Poprzedni Lord Feudalny, przyjaźnił się z jej dziadkiem. Gdy szukał
żony dla swojego jedynego syna, miał wiele ciekawych ofert. Emi jednak, oprócz
tego, że należała do powszechnie szanowanego i wysokiego rangą klanu, była
również bardzo atrakcyjna.
Niezbyt wysoka, ale również nie za niska. Szczupła, ale jednak o
wyraźnych kobiecych kształtach. Wąska talia, idealnej wielkości piersi i
szerokie biodra, mające zapewnić młodemu szlachcicowi liczne, zdrowe potomstwo.
Zawsze była bardzo ładna, nawet ona doskonale o tym wiedziała.
Kochała, gdy inni dostrzegali jej urok, gdy prawili jej komplementy i starali
się o jej względy. Była rozpuszczonym dzieckiem, które najczęściej dostawało
to, czego chce. Była taka, ale z czasem wszystko się zmieniło.
Oddałaby całą swoją urodę, cały swój majątek za wolność. Nigdy nie
chciała wychodzić za żadnego lorda. Miała kogoś, kogo kochała ponad życie i z
całą pewnością, nie był to jej mąż. Obecny Lord Feudalny, który przejął stołek
po swoim ojcu, był dobrym człowiekiem. Z czystym sumieniem, mogłaby go nazwać
swoim przyjacielem. Nie czuła jednak do niego nic więcej. Bywały momenty, że chciała
uciec od niego jak najdalej, wyrwać się z jego objęć. On jednak był dużym i
silnym mężczyzną. Znacznie większym, niż miłość jej życia. Był również jej
mężem. Miał prawo robić z nią, co tylko chciał.
Siedziała na
wąskiej ławce, obitej miękkimi poduszkami. Z nostalgią spoglądała w dal, przez
ogromne okno. Przygryzała kosmyk swoich fioletowych włosów, które teraz spięte
miała w skomplikowany kok. Nie lubiła tej fryzury. Była niewygodna i rozpadała
się przy gwałtowniejszych ruchach. Ale przecież była elegancka. Żona Lorda
Feudalnego nie mogła wyglądać, jak zwyczajna, prosta dziewczyna. Musiała
wyróżniać się fryzurą, strojem i ogólnym dostojeństwem. Od małego uczono ją
dobrych manier, ale i tak największą ochotę miała na to, by po prostu zrzucić z
siebie te ciężkie suknie, włożyć coś fikuśnego, rozpuścić włosy lub związać je
w proste kitki i biec. Po prostu biec przed siebie, nie zwracając uwagi na
spojrzenia innych.
Niestety była uwięziona. Nie mogła obarczyć hańbą swojego klanu.
Wszyscy przecież byli z niej tacy dumni, że syn Lorda Feudalnego wybrał właśnie
ją. Ona nie widziała w tym niż satysfakcjonującego. Pozostałe kandydatki były
po prostu brzydsze, albo niżej postawione. Nie było ich zresztą nieskończenie
wiele.
Emi często zastanawiała się, czy jej mąż również miał kogoś, kogo
kiedyś kochał. Czy chciałby zastąpić ją kimś inny, kto w hierarchii
społeczeństwa zwyczajnie znaczył za mało? Czy wyobraża sobie czasem, że zamiast
niej, śpi nocą obok zupełnie ktoś inny?
Kiedyś go o to nawet zapytała. Nie odpowiedział nic konkretnego, ale
wiedziała, że nie chce na ten temat rozmawiać nigdy więcej. Po co rozdrapywać
stare rany i żyć przeszłością? Czy nie prościej po prostu pogodzić się z
rzeczywistością? Gdyby to tylko było takie proste. Ona nie potrafiła. Każdego
dnia, każdej nocy, myślami wracała do swojej rodzinnej wioski. Wioska
Wodospadu, w której miała dwóch najwspanialszych na świecie przyjaciół. Jednego
z nich obdarzyła szczególnym uczuciem. Było szczere i ciepłe. Nie wierzyła, że
można kochać bardziej. On jednak jej nie kochał. Oboje mieli teraz własne, zupełnie
różne życia. Własne rodziny. Oddaleni od siebie o wiele mil.
Odetchnęła
głęboko, znużona odwracając się w stronę pomieszczenia i przez chwilę wpatrując
się w podłogę. Uniosła jedną dłoń, kpiąco patrząc jakie są zadbane i ozdobione.
Chciałaby być znów zwykłym shinobi. Była przecież silna. Mogła mierzyć się
nawet z jednym z Siedmiu Mistrzów Miecza. To była dawna Emi, przypomniała sobie
szybko. Czy teraz wciąż potrafiłaby walczyć? Może zapomniała już, jak
posługiwać się nawet własną techniką? Zastanawiała się, czy nadal mogłaby obronić
kogokolwiek? Czy byłaby w stanie obronić siebie?
Przyłożyła dłoń do swojego dosyć sporego już brzucha, głaszcząc go
czule. Czy swoje dziecko mogłaby obronić?
**************************************
Okej! Z czystym sumieniem, mogę obiecać Wam już, że w kolejnym rozdziale zacznie się coś dziać! Właściwie, nie wiem, co miałabym tu jeszcze dodać. Moje ciągle przeprosiny za jakość, ilość i opóźnienia zrobiły się już nudne, więc może nie będę się rozpisywała.
Jak zauważyłyście, pojawiła się nowa (debiut w tej serii) postać. Emi Tanaka. Wiele osób zdążyło ją już dobrze poznać, a reszta... mam nadzieję, że ją po prostu polubicie :)
Pracują na dodatkiem do bloga, w którym mają być zamieszczone opisy bohaterów, wraz z ich wizerunkami i różne inne ciekawości. Co prawda jestem jeszcze w lesie, ale gdy będę miała więcej czasu, na pewno to skończę. ;)
Pozdrawiam!
Takie krótkie? To znaczy, jak na ciebię :) Notka i tak super. Nie będę się jakoś rozpisywała, bo jestem LENIEM. o, chcę zobaczyć córkę Temari!
OdpowiedzUsuńDo następnego :)
Przy okazji:
Zapraszam cię do nowo, co powstałej ocenialni.
http://oceny-kaori.blogspot.com/
Zapraszamy serdecznie!
Córkę Temari już kiedyś przerabiałam, więc bardzo możliwe, że i ją umieszczę w jakiejś zakładce oznaczonej spoilerem ;)
UsuńHmm... tego bloga jeszcze do żadnej oceny nie zgłaszałam, a muszę przyznać, że bardzo to lubiłam, więc pewnie z czasem się skuszę.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Ja ciesz pierdziele.... piszę ten komentarz drugi raz, bo - genialna ja - coś wcisnęłam na klawiaturze i BAM! Ni ma komentarza ;<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<< A już prawie kończyłam! I był długi! Więc sobie wyobraź moje wkurzenie....
OdpowiedzUsuńNo dobra, to jeszcze raz:
Tak! Niech Bóg Ci w dzieciach wynagrodzi, jak w końcu zrobisz te rysunki do postaci! Wiesz jak to ułatwia sprawę? Naprawdę, jak dopiero zaczynałam swoją przygodę z Itami (czyli wieki temu xd ile to już, 3-5 lat?) to za Chiny nie mogłam zapamiętać wyglądu jej, jak i innych osóbek. Dopiero jak po raz n-ty obejrzałam rysuneczki, to ogarnęłam ich :D Chociaż, co dziwne, zawsze mylili mi sie Tsuki i Haruki, hmmm... ale o nich później! No, więc do roboty, bo chcę zobaczyć Lili ^^ bo wiesz, w mojej główce, to ona jest bardzo ładna *q*
To skoro już o niej... ten Noah to ma przesrane! Kocha się biedak w Lily, a to bezduszne rodzeństwo nie pozwala im być razem! I chłopaczyna może jedynie zabawiać się z jej zdjęciem, eeech (taaaak, teksty Toby'iego są świetne xd)... Wgl tamta dwójka mnie drażni. Ta cała siostra z tą swoją udawaną troskliwością mnie irytuje, a Toby... a Toby to mnie przeraża ^^" I ogólnie, to kojarzy mi sie z Joker'em z Batmana xd te białe rękawiczki, opętany uśmiech i ogólnie, to jego zachowanie... no przerażający typ. I ej! Czy on chce zabić Emi?! No ej, a ja mam zabić Ciebie?! xd Pamiętaj, już całkiem niedługo zjawisz się w MOIM mieście, a tu panują nieco inne zasady niż tam u Ciebie... Dobra, kończę z groźbami xd Ale prooosze, nie rób nic Emi! Bo naprawdę, nie dość, że dałaś ją do jakiego Lorda, a nie do Harukiego, to jeszcze chcesz jej się pozbyć zupełnie? NIE ZGADZAM SIE! NIE MOJA EMI!
Ach, ten Kankuro. Wiesz, ze go lubię u Ciebie No pewnie, że wiesz ;p Tylko szkoda, ze takie niepokojące wieści przyniósł. Itami teraz zamartwia się o Tię ;< A tak swoją drogą, to to było wiadome, że córeczka Temari będzie bardziej uzdolniona niż bachor Gaary. Bo jak to, z takimi rodzicami musi być cudowna! <3
Ach, no to teraz przejdę do sceny, która mnie uderzyła najbardziej. Wiesz, że się nawet wzruszyłam? Łezka mi się w oku zakręciła, jak znowu mogłam czytać o Tsukim ;< Tęsknię za tym zielonowłosym szajbusem, któremu tylko laski były w głowie! I to było takie smutne, jak mówił o tym, że jego córeczka posiada połowę jego, a Haruki drugą. I że jak za nim zatęskni, to ma przytulić małą... wstydź się, bo niemal nie doprowadziłaś mnie do płaczu! Bezczelność! Ale serio, ten fragment wygrał zdecydowanie <3 No i znowu mam Ci za złe, że go uśmierciłaś i w dodatku nawet nie wyjaśniłaś, jak zginął >.<
Z błędów, to było sporo literówek, których nie chciało mi się wypisywać. I nadal czasami masz problem z przecinkami, nadal niekiedy jest ich za dużo, zupełnie nie potrzebnie. No i jedno mnie zabolało "kłuci" -> "KŁÓCI"!
Ogólnie to strasznie fajnie się obserwuje, jakie postępy robisz :) w ciągu dnia czytałam jakąś książkę, bo nie miałam prądu w domu i właściwie, oprócz drobnych niuansów wymienionych wyżej, to nie czułam różnicy między Twoim rozdziałem, a rozdziałem tamtej książki, jeśli o styl chodzi. Tak więc: keep going! ;D
Pozdrawiam i WENY! <3
Toby przypomina Jokera? xD Nie porównywałam ich w sumię, ale trzeba przyznać, że charakterki mają nieco podobne. Toby to wariat i psychol, cieszę się więc, że Cię przeraża.
UsuńCzy zabije Emi? W końcu po coś idzie do żonki Lorda.
Haha, rozwaliłaś mnie z tymi zasadami w Twoim mieście xD No tak, to już nie moja dzielnia, więc będę musiała uważać. Tak czy inaczej, stawię czoła Twym groźbą i nie zmienię żadnej, zaplanowanej już sceny ;*
Żałuję, że nie mam dla Konkuro większej rólki, ale może coś tam pokombinuję.
Pierwsza scena, wydawało mi się, że wyszła najgorzej. Chyba sam Tsuki tak ją poratował ^^ Jak miło, że nadal potrafię wywrzeć na Tobie większe emocje. Tylko czekaj na ciąg dalszy.
Co do moich dramatów ortograficznych i interpunkcyjnych. (oczywiście szybko poprawiłam tamten wyraz) Przyznaję bez bicia, że to moja pięta achillesowa. Mam wrażenie, że im więcej piszę, tym więcej głupich byków strzelam. Wstyd mi czasem przez to, tak że nie wiem ;p Może gdybym wolniej pisała... W każdym razie, jeżeli znów natkniesz się na jakieś mój haniebny błąd, będę wdzięczna za wytknięcie mi go :)
Dziękuję Ci więc za komentarz (pisany dwa razy xD) i pozdrawiam!;*
Ojejejej! Dzisiaj to był przesyt postaci, które lubię - kocham przesyt! ;D
OdpowiedzUsuńZacznę od postaci numero uno - Oczywiście, że Tsuki i Haruki. Chciałas w tym fragmencie ukazać ich więź i całkowicie się to udało. Najgorszy był moment jak Tsuki znikał. Aż mnie skręciło, gdy wspomniał o Emi! Od razu sę zorientowałam kogo ma na myśli nasz zabawiaka. Za to, kocham go jeszcze mocniej! On jako jedyny doskonale znał Harusia, to znaczy.. że Harukiego Emi nigdy obojętna nie była. Inaczej Tsuki nie wspomniałby o niej w ostatnich sekundach. Miód na moje serce <3 Na początku chciałam się skarcić za "ocean" No bo... jak ocean i drzewo na środku? I dopiero później zrozumiałam, że to był sen! ;D
Dalej... Haruki i Yuuji - kocham tego kolesia. A najbardziej jego stwierdzenie, że nie mają robić z niego kogoś miłego, bo jest draniem i jest mu z tym dobrze. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że własnie przez takie słowa staje się mniejszym draniem. Uwielbiam jego zgorzkniałą posturę. Niby skrzywdzony, niby nikogo nie lubi i na nikim mu nie zależy, ale jednak przywiązał się do Harukiego - choć pewnie sam w to nie chce uwierzyć. Lubię skomplikowane psychologiczne postacie. Czasami, widzę w nim siebie. Osobę, która została tak skrzywdzona, że po prostu udaje takiego mega, super, cool... a tak naprawdę oddałby wszystko za miłość. Tak go widzę. Ciesze się, że tak postanowiłaś rozbudować jego sylwetkę, bo kiedyś była ona pomijana - może stąd wiele osób nie przepadało za nim. Sama widzisz... ukazywanie emocji jednak jest na serio ważne w każdej książce. :) Cudownie jest czytać o akcji poprzeplatanej z ludzkimi uczuciami. Normalnie... masz poziom wyżej. Chociaż jeśli mogłabym coś zasugerować, jeśli chcesz żeby ludzie polubili Yujka ;D to jeszcze bardziej skup sie na jego ciemnej stronie i ukaż trochę słabości - ale tylko takich wiesz... psychicznych, emocjonalnych... ze gubi się w własnych uczuciach czasami.
Trochę zabolało mnie, ze Haruki kompletnie nie wpadł na trop Emi... dopiero na końcu. Mam nadzieje, ze o niej nie zapomniał tylko ma problemy z szybkim myśleniem?:D OBY.
Dalej... scena z Kankuro i Itami. Na początku trochę mnie ubodło, ze Itami tak niemile traktuje Kankuro. Jest taka sztywna, urzędnicza w zasadzie i uniosła, ale okazało się, że Kankuro sam jest sobie winien tymi żarcikami! No dup.ek totalny! ;D oczywiście pozytywnie mówię, bo spodobałby mi sie te niewybredne żarciki i uszyczpliwości. Ale fakt faktem... czuję, że zapowiada się drobna akcja. Te plotki... Itami na prawdę powinna zaczać się martwić. Podobało mi się, że ukazałaś jej ból i wątpliwości, że nawet przyjaciee mogliby się od niej odwrócić... W zasadzie nie od niej, ale od małej Tii. TO dla matki strasznie bolesne... ale podobało mi się uzasadnienie, że... czy mogłaby mieć im to za złe, skoro martwią się o swoje dzieci? No właśnie. Taki kurde idiotyczny dylemat.Bo jednak przyjaciele, jednak oczekuje się od nich lojalności, jednak boli, gdy odwracają się w trudnych sytuacjach, ale jednak... cały czas są ludźmi, ludźmi, którzy mają swoją rodzinę. W
genach człowieka zapisało się, aby chronić potomstwo, więć co teraz... bezpieczeństwo dzieci, czy przyjaźń z Itami? Trudne, na prawdę.
OdpowiedzUsuńEMI! EMI! EMI! Wisienka na sam koniec! Trochę się rozczarowałam, bo myślałam, że jest bardziej szykanowana przez swojego męża, a ty nawet nazwałaś go przyjacielem. Ale sądząc po tym, że Tobi się do niej zbliża, to dramatu będę miała aż pod dostatek. Niemniej jednak, mam nadzieje,zę zdrowo dasz jej w kość - wiem, jak to brzmi, ale kocham postacie udręczone, wtedy jeszcze bardziej chce dla niej szczęścia, w przypadku Emi... Z HARUKIM! ;d
No i Emilka jest w ciąży.... Aale szok?! ;D
No więc... rozdział był mega! Nie musisz ciągle przepraszać za jakość, ze niby nudne... Ja ani przez chwilkę nie nudziłam się przy tym rozdziale. Może dlatego, że lubie wszystkie postacie, które tutaj zawarłaś? Może dlatego, że akurat te wątki mnie ciekawią? A może też dlatego... ŻE PRZESADZASZ?!?!!!?!?!?!?!? Ja nie wiem co jest z Tobą nie tak, co ty uznajesz za akcje... bo mi to się mega podoba.;D
AAAA I NOAH! Tekst z zabawianiem się przy zdjęciu jest epicki - na pewno to wiesz ;D ogólnie... tak słodko, że zakochał się w swojej Pani. Rozczula mnie to. Ogólnie to lubię go. Ciągle ktoś nim pomiata (TOBI!) i naprawdę żal mi go strasznie...:(
ROZDZIAŁ OCENIAM NA CZWÓRĘ Z PLUSEM! ;d Dlaczego czwóre? a bo HINATY DAWNO TU NIE WIDZIAŁAM, ZIOMECZKU XD Muszę cie jakoś ukarać za to..
WIDZIAŁAŚ NOWY CHAPTER?! MASAKRA, NIE?! Mnie on zmiażdżył totalnie... Hinata miała taki wyraz twarzy, że hohohohooho! ;D
Nowy chapek, to ja zawsze czytam zaraz po przetłumaczeniu na pl. Nawet u Ciebie pisałam, że Hinata coraz twardsza się robi. Jeszcze trochę, a poprowadzi całe wojsko xD
UsuńNa pewno pojawi się niedługo, ale nie wiem jeszcze dokładnie kiedy. Jest w końcu na misji z Kibą <3
Wiesz… pisząc o Noah, jakoś zaczęłam go sama bardziej lubić. Bardziej niż Feliksa nawet. Możliwe więc, że przygotuję dla niego coś specjalnego i bardziej rozwinę jego historię ;)
Męża Emi od zawsze, z tego co pamiętam, chciałam zrobić na porządnego faceta, którego można nazwać przyjacielem. Może on też wolałby mieć inną żonę, dzięki czemu coś go łączy z Emi.
I nie martw się. Dopilnuję, by Toby zajął się nią, jak należy :)
O tych plotkach, to należy pamiętać, bo niby nic, a bywają one naprawdę niebezpieczne. Akurat to będzie bardzo istotne w stosunku do ogólnego wątku.
Za każdym razem bardzo się cieszę, gdy mówicie, że lubicie Yuji’ego. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo go pokochasz, bo najlepsze jeszcze przed nami.
Tak się złożyło, ze i u mnie pojawił się jeden sen, dlatego też wspominałam, że można w nim poszaleć (drzewko na środku oceanu). Czasem żałuję, że Tsuki może pojawiać się tylko w czyjejś wyobraźni.
No… to chyba tyle. Dzięki za komentarz i pozdrawiam!!!;**
Heeej. Po pierwsze strasznie przepraszam. Ja po prostu byłam pewna, że ten rozdział dawno temu skomentowałam. Jak widać wszystko już mi się w głowie miesza... A teraz pewnie ten komentarz będzie krótki, nieskładny i chaotyczny. Obiecuję poprawę, naprawdę!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Haruki jest tak niesamowitym miśkiem, że tylko chce się go przytulić. Zawsze podobają mi się motywy snu, bo to taka totalna dowolność autorka, brak zasad.
Moje uwielbienie do Yuujiego rośnie. Bycie uważanym za drania mu pasuje, chociaż ja mam wrażenie, że to maska(wiesz, że podobno kobiety kochają takich drani, bo się w nich instynkt macierzyński odzywa i chcą ich zmieniać?). Jego relacja z Toraberu też jest świetna.
Chyba najbardziej w tym rozdziale podobał mi się ten wątek dzieci demonów i te rozterki Itami dotyczące jej dzieci. Fajnie, że ona też popatrzyła na to dwupoziomowo, próbowała postawić się w ich sytuacji, a nie od razu wskoczyła na pozycję "Jak oni mogą?". Mam nadzieję, że będziesz ten wątek rozwijać.
No i na koniec Emi. Ciężko mi powiedzieć, że polubiłam ją po jednym rozdziale, ale zainteresował mnie motyw małżeństwa z przymusu. No i też "fajnie", że to nie tylko ona cierpi, ale i jej mąż. No i jest z niebezpieczeństwie!
Kurcze, im dłużej czytam tym bardziej się irytuje, że nie znam ich przeszłości, ale spokojnie, jeszcze tylko 5 tygodni i wezmę się za nadrabianie.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam!
Za nadrabianie? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz odwagę nadrabiać te poprzednie serie?xD Niemniej jednak, na pewno byłoby łatwiej wczuć się w danego bohatera.
UsuńEmi lepiej będzie można poznać dopiero od drugiego etapu historii(całość dzielę na trzy części. Każda po 10 rozdziałów).
Wątek dzieci demonów jest (w brew pozorom) motywem przewodnim całości. Z czasem myślę, że pojawi się o tym coraz więcej.
Instynkt macierzyński, powiadasz? Wiedziałam, że częściej kobiety ciągnie do drani, ale nie sądziłam, że z również z takiego powodu. Jak dla mnie, tacy wydają się po prostu bardziej męscy, niż takie ciapowate, maga wrażliwe cioty xDD
Szczerze? Jestem chyba trochę przewrażliwiona i bałam się, że może już Ci się znudziła moja historia. Cieszę się więc bardzo, że postanowiłaś skomentować. To wiele dla mnie znaczy ^^
Cóż więc... dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ciepło! ;)
Ja skądś znam to przewrażliwienie...
UsuńPowiem szczerze, że nie wiem, jak to się stało. W 90% przypadków czytam od razu po skomentowaniu, może po prostu było późno i poszłam spać i stwierdziłam, ze skomentuje jutro, a rano oczywiście byłam pewna, że już to zrobiłam, a że od tego czasu rzadko kiedy wchodziłam na kompa no i dopiero dzisiaj zajrzałam, żeby sobie jeszcze raz przeczytać tę rozmowę Itami i Kankuro(często wchodzę na blogi i czytam te fragmenty, które mi się wyjątkowo spodobały) i zobaczyłam, że jakoś tak za mało komentarzy. Kliknęłam i okazało się, że to ja jestem tą złą osobą...
Ech, już się nie tłumaczę. Gdzieś tam kiedyś Ci zostawiłam gg więc jak następnym razem mi się coś takiego zdarzy( w sensie nie skomentuje po upływie trzech dni) to mnie po prostu kopnij w tyłek.
A że dzieci demony to główny wątek domyśliłam się po nagłówku, bardziej mi chodziło o ten stosunek ludzi do nich. (;