piątek, 10 maja 2013

Rozdział VI

Kiedy była jedynie dziewczynką
Spodziewała się takiego świata
Lecz on uleciał z jej rąk
Zacisnęła zęby
Życie dalej się toczy, będąc coraz cięższym
Koło miażdży motylka
Każda łza jest niczym wodospad
Tej nocy, tej burzliwej nocy, zamknie ona swe oczy
 Tej nocy, tej burzliwej nocy, odleci
Śniąc o
Raju
-Coldplay

~*~

- Z moją twarzą i twoim ciałem, zawładnęlibyśmy sercem każdej damy – odezwał się, typowo radosnym dla niego głosem. Z nieopuszczającym go niemal nigdy uśmiechem, spojrzał przed siebie. – Ty i ja… myślę, że na początku mieliśmy byś jednym. Pan jednak bał się kogoś tak doskonałego, więc podzielił nas na dwóch. Chyba nie spodziewał się, że mimo wszystko, będziemy działać jak jedność – dodał.


Brunet spojrzał niepewnie na siedzącego obok przyjaciela. Wyglądał na szczęśliwego. Jak zawsze. Rękoma trzymał się gałęzi, na której siedział, wesoło machając w powietrzu nogami.
Haruki natomiast, stał przy samym pniu drzewa, opierając się o nie lewą ręką. Drzewo nie miało korony. Właściwie… nie był tego pewien. Było tak wysokie, że nie potrafił dostrzec wierzchołka. Ciągnęło się bez końca, niknąc gdzieś w chmurach. Było niczym droga do nieba, pomyślał.
Z kolei, kawałek pod nimi znajdowała się woda. Nie wiadomo, czy była głęboka. Gdy spoglądało się w taflę, widać było jedynie własne odbicie. Tak jak głębokość, tak również powierzchnia była nie do ogarnięcia. Woda, gładka i spokojna, rozciągała się w nieskończoność.
Byli sami, na wielkim drzewie, sięgającym do nieba, które rosło gdzieś pośrodku ogromnego oceanu. Przed nimi, na horyzoncie, zachodziło słońce. Wielkie, jak nigdy wcześniej, świeciło ciepłym, pomarańczowym blaskiem, powoli zanurzając się w otchłani.
                Haruki Toraberu, gdy wpatrywał się w zachód, czuł spokój. Może sprawiał to ten kojący krajobraz, a może po prostu obecność przyjaciela. Nie wiedział, ile to już czasu minęło, ale wiedział, że strasznie za tym tęskni. Marzył o ciszy i spokoju. Prawdziwie, mógł je zaznać jednak tylko przy swoim przyjacielu, który jak na ironię, był jedną z najbardziej hałaśliwych osób, jakie znał.
Ukojenie, jakie czuł w obecnej chwili, było jedynie fałszywą powłoką. Gdzieś w głębi serca, czaił się strach. Obawa i lęk przed najbliższą przyszłością. Przed momentem, kiedy nagle otworzy oczy, a sztuczny spokój będzie ciężki do przypomnienia.
W jego oczach zebrały się łzy. Nigdy się z nimi nie krył. A już na pewno, nie musiał wstydzić się ich przy nim. Nie powstrzymywał więc, gdy jedna spłynęła mu po policzku.
- Masz tylu braci – odezwał się nagle chłopak o zielonych włosach. Haruki spojrzał na niego zaskoczony. Nie był w ogóle zdziwiony, gdy zobaczył, że przyjaciel przegląda teraz album ze zdjęciami. Z niewielkiej odległości, dostrzegł fotografię przedstawiające jego rodzeństwo, rodziców. Kolejna kartka wypełniona była zdjęciami jego przyjaciół. Na następnej znów była jego rodzina. Widział tam swoich dziadków i ciotki, a nawet ludzi, których on sam znał tylko z opowieści. Jakimś sposobem, dokładnie widział, kto jest kim. Kolejna kartka, a na niej jedno duże zdjęcie. Dwójka przyjaciół, uwieczniona na kartce papieru. Uśmiechnięty brunet, z nieco zmęczonym wyrazem twarzy, obejmowany przez tryskającego energią, chłopca o szmaragdowych oczach. Zielonowłosy, delikatnie przejechał po nim dłonią, garbiąc się nieco. – A jednak, to ja byłem ci najbliższą osobą – stwierdził bez cienia wątpliwości. Następna kartka. Fotografie przedstawiały małą rodzinkę przyjaciela. Była tam jego matka i młodszy brat. Malec był uderzająco podobny do swojego, starszego brata. – Pamiętasz go, prawda? We wszystkim starał się mnie naśladować. Coś mu jednak nie wychodziło – zaśmiał się i zamykając album, spojrzał na bruneta. – Ty również byłeś mi najbliższy – dodał z  nietypowo smutnym uśmiechem.
Wyciągnął nagle jedną dłoń do przodu, w której trzymał małą karteczkę. Album ze zdjęciami zniknął, więc drugą dłonią oparł się o gałąź drzewa.
Haruki przyjrzał się kawałkowi papieru, który trzymał zielonowłosy . Pojawił się na niej wizerunek młodej kobiety. Nie była pięknością, ale również nie była brzydka. Może dlatego, że nigdy nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu. W przeciwnym razie, mogłaby być nawet urocza.
Toraberu uśmiechnął się lekko. Samo to słowo, użyte w stosunku do tej kobiety było sporym kontrastem. Ta silna i pewna siebie istota do uroczych nie należała. Było w niej jednak coś… To coś sprawiło, że jego lubieżny przyjaciel , postanowił się ustatkować.
- Reiko – szepnął zachrypniętym głosem. Chrząknął głośno. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo zaschło mu w ustach.
- Reiko? – zdziwił się przyjaciel, spoglądając na trzymane przez siebie zdjęcie. – Gdzie tam! Przyjrzyj się uważniej – dodał, ponownie pokazując mu fotkę.
Brunet uśmiechnął się szeroko, widząc obecny wizerunek na kartce. Zmrużył nieco oczy, chytrze patrząc na swojego rozmówcę.
- Reiko i Tsuki – odparł. Zielonowłosy zrobił zdziwioną minę. Po chwili jednak, zrozumiał i uśmiechnął się czule, ponownie przypatrując się zdjęciu. Znajdowała się na nim mała, blond włosa dziewczynka, o wielkich, szmaragdowych oczach.
- Moja słodziutka księżniczka – zagruchał rozczulony. – Obyś była tak silna, jak mama, by strzelić w pysk takim jak ja - zaśmiał się, całując fotografię. – Hej, Haruki! Ona ci trochę mnie zastępuje, co nie? Nie powinieneś więc się tak dąsać, tylko nauczyć ją, jak ma być szczęśliwa i radosna – wykrzyknął, sprawnie wstając.
Gałąź, na której teraz obaj stali, zachwiała się niebezpiecznie, jednak Tsuki zdawał się nawet tego nie zauważyć. Haruki chwycił szybko pień drzewa, nerwowo spoglądając na taflę wody.
- Jeżeli będziesz smutny, po prostu idź i ją przytul. Ona ci pomoże, nawet o tym nie wiedząc – powiedział, mrugając do niego jednym okiem. – Przecież to połowa mnie. Drugą część zapewne nosisz w sobie, więc będzie tak, jakbym był razem z wami.
- Dla ciebie zawsze, wszytko jest takie proste. A ja już tracę siły! – wykrzyknął niespodziewanie brunet, na co zielonowłosy spojrzał na niego zdziwiony. – Jak nikt inny, zostawiłeś wielką dziurę w moim sercu. Skoro wszystko jest dla ciebie takie łatwe, to dlaczego nie zrobisz  czegoś, by ją załatać? Dlaczego po prostu nie znikniesz? Dlaczego nie dasz się zapomnieć? Nie… ja nie chcę o tobie zapomnieć, ale to tak bardzo boli. Codziennie Tanya spogląda na mnie twoimi oczami. Wiesz, jak ja się wtedy czuję?! Kocham ją, jak własną córkę, ale to spojrzenie sprawia mi ból. Dlaczego chciałeś, bym to właśnie ja się nią zaopiekował? Przecież… przecież…
- Znalazłbym kogoś odpowiedniejszego? – zakpił, splatając ręce na piersi. – Kogo ty chcesz oszukać? Nawet to, że jesteś tak leniwy, nie zmienia faktu, że oboje się potrzebujecie. Jesteś najlepszym kandydatem na jej ojca, a ona jest dla ciebie najlepszą córką. Musisz tylko trochę się rozchmurzyć. Dam ci radę, więc słuchaj uważnie. Gdy zjawi się twój przyjaciel, nie odtrącaj go, tylko powiedz co cię boli. Przyjaciel i bez słów zobaczy, że coś cię gnębi, ale to rozmowa przyniesie tobie ulgę.
- Przyjaciel? – Spojrzał na niego, nie rozumiejąc. Po chwili spuścił wzrok, zaciskając pięści. – Mój przyjaciel odszedł.
- Ależ ty lubisz dramatyzować. – Tsuki demonstracyjnie wywrócił oczami. – Nie byłem twoim jedynym przyjacielem, więc nie rób już z siebie takiej ofiary.  Twój przyjaciel ci pomoże. Zobaczysz – dodał z uśmiechem.
Haruki zerknął na zielonowłosego. Przez chwilę wpatrywał się w niego, jakby o czymś myśląc. Przygryzał dolną wargę, marszcząc brwi.
- Skąd się tu wziąłeś? Nie widziałem cię od bardzo dawna? – odezwał się nagle.
- Już się bałem, że nie zapytasz. Kończy nam się czas. - W tym momencie, Tsuki spoważniał, uważnie patrząc przyjacielowi w oczy. – Twoje obawy mogą być słuszne. Co prawda, za bardzo dramatyzujesz, ale w niektórych sprawach możesz mieć rację – powiedział.
- Nie możesz powiedzieć mi dokładnie, na co miałbym uważać? – jęknął zmęczonym głosem.
- Głupi. Skąd niby miałbym to wiedzieć? Wiem jedynie, co ty czujesz – odpowiedział, nieco urażonym tonem, krzyżując ręce na piersi i odwracając się w stronę zachodzącego słońca.  – Kończy nam się czas – powtórzył. – Myślę, że niebawem czeka cię ostra jazda, stary. Pomyśl wtedy również o sobie. Nie chcę, żebyś zmarnował jakąś szansę, lub nadal się smucił.
- Trzeba było nie umierać – westchnął, znudzony opuszczając głowę Tsuki już chciał mu odpyskować, kiedy brunet nagle zaśmiał się cicho. Podniósł wzrok, wbijając go w przyjaciela. – Nie zginąłeś w bohaterskiej walce, ale dobrze wiesz, że dla mnie, dla Tanyi,  a nawet dla moich synów i naszych przyjaciół zawsze będziesz prawdziwym bohaterem. Ty i Reiko jesteście osobami, które warto naśladować – wyznał szczerze, uśmiechając się szeroko.
Okamura Tsuki przez jakiś czas przyglądał się brunetowi. W końcu prychnął głośno, przygładzając swoją idealną fryzurę.
- Weź przestań, bo się zarumienię – mruknął, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. – Słońce zaszło. Zbliża się ranek, więc muszę lecieć – dodał po chwili, patrząc w dal. Haruki powędrował za jego spojrzeniem.
- Słońce zachodzi – szepnął cicho. Najwyraźniej zachód słońca w tym świecie, musiał oznaczać świt w tym prawdziwym. Tsuki miał rację, pora się rozstać.
- Hej – wyrwał go z rozmyśleń wesoły głos. Toraberu zerknął na zielonowłosego, po czym zasmucił się odrobinę.
Przyjaciel znikał. Powoli, lecz nieodwracalnie. Rozpływał się na tle szarego nieba.
- … wciąż ją … prawda? – Słowa znikały gdzieś w zdaniach, lub były niemożliwe do zrozumienia. – Ona cię potrzebuje…. Jesteś dla niej najważniejszy… Zaopiekuj się nią.
- Cały czas się nią zajmuję – zdziwił się, ledwo dostrzegając szmaragdowe oczy.
- Nie mówię o Tanyi – powiedział cicho, a jego postać rozpłynęła się niczym mgła.

***

                Blond włosy chłopak, siedział na drewnianym krześle, obok biurka. Znajdował się w niewielkim, szpitalnym gabinecie. Czekał teraz, aż jakaś obca mu osoba, w białym kitlu, wypisze receptę na środku przeciwbólowe. Pani doktor pisała bardzo dużo, co go odrobinę drażniło. Nienawidził szpitalnego zamachu, a dłuższe przebywanie w tym miejscu, bez żadnego powodu było dla niego utrapieniem. Kartkę, którą wypełniała kobieta, miał zamiar wyrzucić do śmietnika, jak tylko opuści gabinet. Nie potrzebował żadnych środków przeciwbólowych.
Z grymasem na twarzy, ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu. Wysokie ściany, pomalowane na miętowy kolor. Szafki z lekami, dwa obrazki, zapewne rysowane przez jakieś dzieciaki, metalowy stolik i metalowe krzesło. Typowo, lekarskie wnętrze. Jedyne miejsce, w którym czuł się chory.
Ogromnym pocieszeniem, była dla niego osoba, która stała tuż obok. Swoją drobną, szczupłą dłoń, zaciskała na jego lewym ramieniu, ze zmartwioną minką, zerkając na zapiski lekarski. Oczywiście nie była w stanie nic wyczytać z tych bazgrołów, ale widać było, że chciałaby przyjrzeć się im z bliska.
To również było bezcelowe, myślał chłopak. Ona przecież także wiedziała, że poradzi sobie bez żadnych leków. Jej troska, wymalowana na twarzy, była jednak urzekająca.
- To chyba wszystko –odezwała się nagle kobieta, ubrana na biało. Miała na oko niecałe trzydzieści lat. Długie, blond włosy, związane były w kita. Spojrzała na swojego pacjenta błękitnymi oczami. – Obejdzie się bez zastrzyków, ale łykaj te tabletki trzy razy dziennie. Gdyby coś się działo, od razu zgłoś się do lekarza – zaleciła, podając mu receptę.
- Dziękuję, będę pamiętał – powiedział, wstając z krzesła i lekko się kłaniając.
Lekarka również wstała, odprowadzając młodą dwójkę do wyjścia.
- Niech pani ma na niego oko. Zwykłe popisy i wygłupy najczęściej kończą się najgorzej – poleciła, uśmiechając się na niskiej blondynki. Ta tylko nerwowo kiwnęła głową, również przy okazji się kłaniając i czym prędzej wyszła z gabinetu.
Kiedy zamknęły się drzwi, blond włosa lekarka, wciąż wpatrywała się w nie, z zamyślonym wyrazem twarzy. Podrapała się po głowie, opierając jedną rękę na biodrze.
- Chyba powinna porozmawiać o tym z Sakurą – mruknęła cicho do siebie.

                - Noah! Upuściłeś swoją receptę! – wykrzyknęła, doganiając swojego przyjaciele. Opuścili właśnie szpital i dosyć szybkim krokiem, kierowali się przed siebie.
- Och, nie trafiłem do śmietnika? – zakpił z naburmuszoną miną.
- Przestań! Na mnie mówisz, a sam nie jesteś w ogóle dyskretny – skarciła go, ściszając głos i nerwowo rozglądając się na boki.
Blondyn westchnął ciężko, wzruszając ramionami.
- Przepraszam, Lily. Ja po prostu nienawidzę szpitali, a jakieś tak środki przeciwbólowe działają na mnie jak płachta na byka – wyznał skruszony.
- Nie ważne. Musimy zachowywać pozory. Heidi by się wkurzyła, gdyby doszły ją słuchy, że wyglądamy podejrzanie – powiedziała Lily, niezwykle poważnym tonem. Zgniotła demonstracyjnie kartkę, na której były nazwy leków, na co Noah uśmiechnął się szeroko.
Zawsze uważał, że jego przyjaciółka wygląda niezwykle uroczo, robiąc tak nie pasującą do niej, poważną minę. Nie mogąc się powstrzymać, uszczypnął ją lekko w bok, na co ta pisnęła głośno, odskakując od niego.
- Naprawdę, Noah, do ciebie mówić, to jak do ściany. Nic nie dociera.
- Czyżbyś używała moich własnych słów, przeciwko mnie – zaśmiał się. Istotnie, najczęściej to on pouczał roztrzepaną Lily. Znali się od dziecka i mimo, że to ona była uczona dobrych manier przez najlepszych, to on zwykle ją upominał i karcił. Oczywiście, tak swobodnie mogli zachowywać się tylko we własnym towarzystwie. Chłopak miałby nie lada problemy, gdyby ktoś z okolic zobaczył, jak spoufala się ze swoją panią.
- Nie masz problemu z chodzeniem? – zapytała nagle, spoglądając na jego brzuch. Blondyn dotknął go dłonią, wyczuwając pod koszulką bandaże. Przycisnął mocniej miejsce, w którym znajdował się uraz, z grymasem na twarzy patrząc przed siebie.
- Nic nie czuję. Mógłbym połamać sobie jeszcze jedno żebro, a i tak byłoby tak samo. Te leki, które siłą mi wcisnęły, tylko przeszkadzają. Czuję się odrobinę zdrętwiały, ale nie na tyle by przeszkadzało mi to w chodzeniu.
- To dobrze – odetchnęła Lily głęboko, z uśmiechem patrząc przed siebie i splatając swoje dłonie za plecami, maszerowała wyprostowana. Noah spojrzał na nią podejrzliwie. – W takim razie, przejdźmy się jeszcze nad rzekę. Nic się nie stanie, jak wrócimy do domu trochę później – dodała, przyśpieszając kroku.
Chłopak tylko westchnął ciężko, z rezygnacją kręcąc głową, po czym bez zbędnych protestów, podążył za przyjaciółką.

***

                Itami wygięła się nico do tyłu, prostując zbolałe plecy. Jęknęła cicho, odruchowo głaszcząc swój brzuch. Jedną ręką, cały czas podpierała się na grabiach, natomiast drugą wycierała teraz pot z czoła. Z satysfakcją spojrzała na swój zadbany ogródek. Co prawda nie umywał się do większości ogrodów z dzielnicy jej rodzinnego klanu, ale na tle reszty wioski, prezentował się niezwykle okazale.
Mieli tu, między innymi małą piaskownicę, w której teraz bawiła się Tia. Kobieta skierowała wzrok na córkę, mimowolnie się uśmiechając. Dziewczynka chyba planowała dokopać się do wnętrza ziemi. Dół był już na tyle głęboki, że wkładała w niego niemal całą rączkę.
                W pewnym momencie, wzrok Itami przykuła zbliżająca się postać. Młody mężczyzna, szedł ścieżką prosto do ich domu. Zatrzymał się przed furtką, z szerokim uśmiechem patrząc na kobietę i kiwając jej głową, by podeszła bliżej. Westchnęła ciężko, rzucając na ziemię grabie i zbliżyła się do płotku.
- Nie boisz się, że dzieciak będzie jakiś przetrącony od takiej roboty – zaśmiał się, obrzucając krótkim spojrzeniem cały ogródek.
- I mówi to medyk – mruknęła. – Co cię do mnie sprowadza, Kankuro? – zapytała, kładąc dłonie na furtce. Mężczyzna zerknął przez ramię kobiety w stronę wejścia do domu.
-Jest może Kiba? Mam do niego ważą sprawę – powiedział poważnym tonem. Itami zdziwiła się nieco.
- Kiba? Nie, niestety, spóźniłeś się. Wczoraj wieczorem wyruszył właśnie na misję – wyjaśniła.
- Misja? Zgodził się zostawić cię samą akurat teraz? – Zrobił zamyśloną minę, drapiąc się po brodzie. – Teraz, gdy o tym myślę… Naruto chyba próbował mi coś jeszcze o tym powiedzieć, ale ja się tak śpieszyłem, że już go nie słuchałam, tylko wyszedłem z gabinetu – myślał głośno.
- Tylko nie mów, że śpieszyłeś się tak do mnie – jęknęła, znudzonym tonem, garbiąc się. Brunet tylko się zaśmiał.
- Akurat tym razem śpieszyłem się do toalety – wyznał odrobinę zmieszany. – Ale skoro już tu jestem, to chyba tobie również powinienem o tym powiedzieć. W końcu ta sprawa dotyczy ciebie również- dodał.
- No więc, słucham?
Kankuro momentalnie spoważniał, ukradkiem rozglądając się na boki. Zbliżył się bardziej do starej znajomej i ściszył głos do minimum.
- Mówiłem już o tym Naruto. Temari i Shikamaru również wiedzą. Chodzi o to, że od jakiegoś czasu po Wiosce Piasku zaczęły krążyć pewne plotki. Wydawałoby się, że to nic groźnego, ale sprawa dotyczy demonów. Gaara nie ma już w sobie bestii, ale są tacy, którzy w to nie wierzą. Twierdzą, że do spisek, by łatwiej było przekonać mieszkańców do władzy. Nie to jest jednak najgorsze. Gaara nie miał jeszcze z tego powodu żadnych większych nieprzyjemności, ale z wiarygodnych źródeł wiem, że ludzie zaczęli sporo plotkować na temat syna mojego brata. Nie chodzi mi tu o to, że jest on synem Kazakage, ale według niektórych jest on synem potwora. I nie mają tu na myśli Gaary, ale samego Shukaku – wyjaśnił w skrócie, uważnie obserwując reakcję dziewczyny.
Itami przez chwilę, wpatrywała się przed siebie, nieobecnym wzrokiem.
- Myślisz, że te plotki dotrą tutaj i mogą przerodzić się w coś niebezpiecznego? – zapytała cicho.
- Itami – zaakcentował jej imię, by na niego spojrzała. – W Konoha powoli zaczyna huczeć o tych plotek. Pozwoliłem sobie przeprowadzić małe śledztwo. Nie wiem jednak, kto podsunął mieszkańcom taki pomysł, ale mam pewne podejrzenia. Niemniej jednak, niektórzy ludzie są bardzo zdenerwowani. W waszej wiosce jest aż dwoje jinchuuriki. Ponadto, ty spodziewasz się drugiego dziecka. Są tacy, którzy w ogóle wam nie ufają i boją się waszych dzieci – powiedział spokojnie, acz takim tonem, że kobiecie włos zjeżył się na karku. Pośpiesznie spojrzała na swoją małą córeczkę. Nadal bawiła się w pisaku, tym razem zakopując wykopaną przez siebie wcześniej dziurę.
Trudno było nazwać tę małą i niewinną istotkę potworem. Niemniej jednak, do zwykły dzieci nie należała. Jinchuuriki nie często mieli dzieci. Dawniej było to niemal niespotykane. Czasy się jednak zmieniły i coraz więcej młodych osób, robiło się zachłannych na moc jakiegoś demona. Młodzi ludzie myślą często, że mogą mieć wszystko. Pragną mocy, ale również rodziny. Ona i Naruto nie prosili się o taki los. Zapewne oboje woleli by mieć normalną rodzinę, wyzbywając się całej mocy. Przeznaczenie jednak chciało inaczej i teraz strach było pomyśleć, czy w plotkach nie kryje się ziarno prawdy.
Może nie bez powodu jinchuuriki nie zakładali zwykle rodziny? Itami wiedziała, że ani Tii, ani synowi Naruto, ani nawet jej nienarodzonemu jeszcze dziecku, rodzic z zapieczętowanym w sobie demonem nie przyniesie nic dobrego.
- Czy syn Gaary… - Spojrzała na Kankuro nieobecnym wzrokiem. – Czy on… no wiesz… potrafi robić coś niezwykłego? – zapytała niepewnie, ściszając głos do minimum i odruchowo zerkając na boki.
Mężczyzny zdziwił się odrobinę, przechylając głowę lekko w bok.
- Nie, oczywiście, że nie. Chyba sama ciągle zapominasz, że Gaara nie jest już jinchuuriki – powiedział z naciskiem, robiąc urażoną minę.
- Tak, ale… - Itami zmieszała się nieco, ponownie spoglądając na córkę. – Moc demona jest bardziej skomplikowana niż może się wydawać. To nie tylko druga osoba, która w nas żyje. Poniekąd stanowimy jedność. Pomyślałam więc, że może jakaś cząstka Shukaku nadal tkwi w twoim bracie – wyjaśniła.
- Ciekawe, nigdy nie myślałem o tym w ten sposób – przyznał. – Tak czy inaczej, mój bratanek to przeciętniak. Już córka Temari wydaje się ciekawsza – dodał z uśmiechem.
Itami posłała mu przelotny uśmiech, ponownie pogrążając się w ponurych myślach. Zastanawiała się, co zrobi, gdy mieszkańcy wioski zaczną traktować jej córkę, tak jak dawniej traktowano Naruto. Ona zawsze miała Isamu. Owszem, czuła się straszliwie samotna i nienawidziła ludzi, którzy patrzyli na nią, jak na groźną bestię, ale miała przynajmniej świadomość, że Isamu również nienawidził innych za te spojrzenia. Bez względu na wszystko, wiedziała, że ma kogoś po swojej stronie. Tia miała dopiero trzy latka. Wszyscy bardzo ją lubili, miała wielu przyjaciół. Itami wiedziała, że cokolwiek ludzie usłyszą może liczyć na swoich bliskich. Co się jednak stanie, gdy w grę zacznie wchodzić bezpieczeństwo ich dzieci. Czy Rock Lee nadal będzie taki zadowolony, że jego jedyna córka i jednocześnie pamiątka po zmarłej żonie, przyjaźni się z dziewczynką, która nieświadomie mogłaby ją skrzywdzić? Czy pozostali, Tenten i Neji, Ino i Sai, Sasuke i Sakura, a nawet Haruki i Namida, czy sam Isamu i Kin… Czy oni również mimo tego, że ufają jej samej, będą potrafili zaufać jej małej córeczce? Jest przecież tylko dzieckiem, pomyślała z bólem serca. Tak bardzo niewinna i bezbronna. Za nic w świecie, Itami nie chciałaby, by jej maleństwo musiało przechodzić przez to co ona. Czy mogłaby jednak mieć żal do swoich przyjaciół o to, że chcą pewnego bezpieczeństwa dla własnych pociech?
Bezpieczeństwa… Biedna, mała Tia, pomyślała, patrząc na córkę. Dziecko demona o pięciu ogonach, dodała mimowolnie w myślach. Szybko skarciła się, za tak okrutne i niesprawiedliwe stwierdzenia. Nawet jeśli byłaby to prawda, nie chciała w ten sposób myśleć o własnych dzieciach.
- Przepraszam, że tak cię zdołowałem tymi wieściami – wyrwał ją z rozmyślań Kankuro. Spojrzała na niego, lekko oszołomiona. Uśmiechnął się, widząc jej zaskoczoną minę.
- Nie… To znaczy… muszę to wszystko sobie poukładać. Na spokojnie – powiedziała. Ale faktycznie, trochę mnie to zdenerwowało i zasmuciło.
- Pocieszyłbym cię, ale Kiba pewnie by się wkurzył – mruknął z lekkim uśmiechem, kołysząc się na boki.
- To chociaż  powiedz mi coś zabawnego, bym przestała o tym myśleć – jęknęła, opierając się o furtkę. Brunet myślał przez chwilę, aż w końcu uśmiechnął się złośliwie, zerkając na brzuch swojej znajomej.
- Przypomnij sobie, jak się bałaś, gdy nie byłaś pewna, z kim jesteś w ciąży. To dopiero był stres! Przy tamtym, ta dzisiejsza sprawa to pikuś – zaśmiał się głośno.
Kobieta zmroziła go lodowatym spojrzeniem, zgrzytając zębami.
- Przysięgam, że kiedyś cię…
- Nie składają fałszywych obietnic – przerwał jej, nachylając się do przodu. Ich twarze dzieliło teraz zaledwie kilka centymetrów. – Szczęście, że Tia, to wykapany Kiba. Moja córka, byłaby o wiele mądrzejsza – powiedział z szerokim uśmiechem, z przyjemnością patrząc, na czerwieniącą się ze złości Itami. – Skontaktuj się w najbliższym czasie z Naruto. Nie chcę by stało ci się coś złego – dodał, szybkim ruchem głaszcząc ją po głowie, niczym małą dziewczynkę. Wyprostował się o oddalił, zanim kobieta zdążyła obronić się przed niechcianą pieszczotą. Popatrzyła na niego wściekle, na co Kankuro tylko uśmiechnął się łobuzersko i machając, odszedł.

***

                Dwójka mężczyzn siedziała na ławce, w cieniu drzewa. Oboje byli znudzeni i przygaszeni. Czarnowłosy, ułożył ramiona na drewnianym oparciu, co jakiś czas rozglądając się na boki i od czasu do czasu zawieszając wzrok na co zgrabniejszej i skromniej ubranej kobiecie. Niezbyt przepadał za ciepłą i słoneczną pogodą, ale musiał przyznać, że ma ona swoje plusy.
Leniwie, spojrzał na swojego towarzysza. Skrzywił się, niezwykle wyraźnie odczuwając jego ponury nastrój.
Brunet, o potarganej fryzurze i czekoladowych oczach, siedział zgarbiony, podpierając ciężką głowę na rękach. Od czasu do czasu, wzdychał ciężko, jakby podsumowywał jakąś swoją beznadziejną myśl.
- Po co ja w ogóle się z tobą zadaję? Mogłem po prostu posiedzieć sobie w domu – jęknął, rozdrażniony.
Haruki zerknął na niego od niechcenia, po czym znów wbił wzrok w suchą ziemię.
- I pewnie przespałbyś cały dzień – mruknął cicho.
- Przyznaj, wyciągasz mnie z domu tylko dlatego, bo zazdrościsz mi, że ja mogę sobie przespać cały dzień, a ty nie – zagadną zgryźliwie. Toraberu nic nie odpowiedział. Burknął coś tylko pod nosem, wzruszając ramionami. Yuji kolejny raz, skrzywił się, patrząc na bruneta. Tym razem jednak, pomyślał sobie o całodniowym spaniu. Wzdrygnął się na samą myśl o nocnych koszmarach. Po tysiąckroć wolałby spędzać całe dnie w robocie, aniżeli spać więcej, niż to konieczne. Sen był dla niego najczęściej najgorszym momentem doby. Zawsze tak podobny do pozostałych. Zaczynał się niepozornie i bezpiecznie, by za chwilę przemienić się w brutalny koszmar. Może i dla kogoś innego, wcale nie wydałoby się to mrocznym snem. Osoba, która odwiedzała go jednak w nocnych myślach, była głównym powodem jego spaczonej psychiki. Kobieta, która dręczyła i wykorzystywała go przez tyle lat. Która bawiła się nim, jak zwykłą zabawką. Ile mógł mieć lat, gdy trafił w jej łabska? Czternaście? Piętnaście? W każdym razie, był jeszcze chłopcem. Jej jednak to nie przeszkadzało. Sumiennie, postarała się, by  poczuł się, jak najgorsze ścierwo.
Dostała za swoje, próbował się niekiedy podbudować. Sam wbił w jej krtań, jej własne ostrze i patrzył, jak umiera. Czuł wtedy swego rodzaju ulgę i uwolnienie, ale to wciąż było za mało. Ona już nigdy nie odejdzie. Wiedział to. Miała odwiedzać go w snach, do końca jego żałosnych dni.
- Znów mi się śnił – odezwał się nagle Haruki. Usami przez chwilę myślał, że jego stary znajomy, nauczył się tej specyficznej umiejętności czytania w myślach od swojej żony. Dopiero po chwili, zorientował się, że chłopak ma na myśli swój sen.
- Tsuki? – zapytał. Brunet kiwnął głową
- Miałem wrażenie, że chce mnie przed czymś ostrzec – zastanowił się. – A może to była po prostu zapowiedź czegoś? – dodał cicho, robiąc zamyśloną minę.
- Wątpię by sny mogły ostrzegać nas przed przyszłością – powiedział Yuji. Odchylił głowę do tyłu, wbijając wzrok w niebo. Było niemal, idealnie czyste. Dostrzegł zaledwie dwie małe chmurki, leniwie przesuwające się po bezkresnym błękicie. Słońce grzało nieprzyjemnie. Czuł to, pomimo tego, że skrywał się w cieniu.  – Chociaż… co ja tam wiem – dodał.
- Nie jestem pewien, czy wszystko dobrze zapamiętałem, ale wspominał coś o przyjacielu, który by mi pomógł, i którym powinienem się zaopiekować – powiedział w zamyśleniu, pytająco spoglądając na Yuji’ego. Czarnowłosy zrobił zniesmaczoną minę, marszcząc przy tym brwi i prychając cicho.
- Na mnie nie patrz. Nie potrzebuję twojej opieki, a jedyna pomoc jaką możesz ode mnie otrzymać, to sposób na szybkie poderwanie jakiejś łatwej panienki.
Haruki zaśmiał się, po czym wbił wzrok w błękitne niebo.
- Pomagasz mi bardziej, niż ci się wydaje – mruknął cicho ze spokojnym uśmiechem.
- Błagam – jęknął Usami, znużonym tonem. – Nie róbcie już ze mnie jakiegoś dobrego gościa. Jestem draniem i podoba mi się ta łatka.
Brunet nic na to nie odpowiedział, tylko posłał kompanowi przyjazny uśmiech, na co ten prychnął, obrażony odwracając głowę w bok.
- On mówił o jakiejś dziewczynie – odezwał się nagle Haruki, na powrót nieco poważniejąc. Chcąc nie chcąc, Yuji odruchowo spojrzał w jego stronę. – „Ona cię potrzebuje…. Jesteś dla niej najważniejszy… Zaopiekuj się nią.” – zacytował. – Myślę nad tym od rana, ale nie wiem, kto mógłby potrzebować mojej pomocy.
- Jesteś dla niej najważniejszy? – zakpił z drwiącym uśmieszkiem. – Może w głębi duszy, chcesz się po prostu jakoś podbudować? – zaśmiał się, na co Toraberu posłał mu wściekłe spojrzenie. – No dobra, to pokombinujmy trochę. W końcu i tak nie ma nic lepszego do roboty – dodał, wzdychając demonstracyjnie i również oparł ręce na kolanach, garbiąc się lekko. – Skoro to jakaś twoja przyjaciółeczka, to może być ktoś stąd. Dla kogo mógłbyś byś szczególnie ważny?
- Nie mam pojęcia – Haruki wzruszył ramionami. – Może Itami? Ze wszystkich dziewczyn, to z nią się najbardziej przyjaźnię. Teraz, kiedy Kiba wyruszył na misję… Może to ona będzie potrzebowała mojej pomocy! – wykrzyknął przy końcówce, z podekscytowania aż wstając i zaciskając pięści.
Usami pociągnął go za koszulkę, z rezygnacją kręcąc głową i mrucząc coś pod nosem. Brunet usiadł spokojnie, odrobinę urażony.
- Jeżeli mówimy o najważniejszych osobach dla Itami, to byliby to Kiba, z którym tylko ja mógłbym konkurować o to miejsce. Ewentualnie Isamu. No… jeszcze może Tia. Kin i Hinata również są dla niej ważne. – Wyliczał na palcach, a po chwili poklepał towarzysza po plecach. – Ty w każdym razie byłbyś w pierwszej dziesiątce, ale bez przesady – zaśmiał się. – Może to po prostu ktoś z twojej rodziny? Twoja mama, na przykład? Pewnie jesteś ukochanym syneczkiem mamusi, co?
- Nie prawda- burknął obrażony Haruki, splatając ręce na piersi. Kopnął nogą mały kamyczek, patrząc jak niepewnie dociera na drugą stronę drogi. – Moja mama kocha wszystkie swoje dzieci równo, nie ma więc sensu brać jej tu pod uwagę. Poza tym, mówimy o przyjacielu.
- No, a Mari? – zapytał, tym razem poważniejszym tonem. – Z całego swojego rodzeństwa, to z nią dogadywałeś się zawsze najlepiej, prawda? Z tego co wiem, często kłóci się z twoją matką, no i nadal jest panną. Może samotność doskwiera jej bardziej, niż mogłoby się wydawać? 
- Skąd wiesz tyle o mojej młodszej siostrze? – warknął cicho, zerkając na niego podejrzliwie. Yuji nagle zbladł, przez co jego i tak już jasna cera, wydała się niemal przeźroczysta. Z lękiem, powoli odwrócił twarz w stronę bruneta, uśmiechają się nerwowo.
Toraberu natomiast wpatrywał się w niego coraz wścieklejszym wzrokiem, odruchowo zagniatając swoje pięści. Słychać było tylko skrzypnięcia kości w jego dłoniach. Nagle, czarnowłosy zdał sobie doskonale sprawę, że jest dużo mniejszych gabarytów niż brunet. Przez swój wyostrzony zmysł, wyczuwania nastrojów, wiedział doskonale, jak Haruki zaczyna się denerwować. Było to do niego bardzo niepodobne, ale jeśli chodziło o sprawy dotyczące jego rodziny, a już szczególnie jego sióstr, stawał się bardzo drażliwy.
- Daj spokój, to nie tak jak myślisz – zaśmiał się niepewnie, ukazując dłońmi gest niewinności. – Widujemy się od czasu do czasu, ale… - zaciął się, nie wiedząc co właściwie powinien mu powiedzieć. Jeśli powie prawdę, to bez względu na to, jak to przedstawi i tak wyjdzie na drania, który zabawia się młodszymi siostrami swoich kumpli. Zresztą… nie tylko z młodszymi. Miałby więc skłamać? Z drugiej strony, chyba dawno nie zrobił nic, co przypomniałoby jego znajomym, że jest zwykłym śmieciem. – Dobra, wiem, głupio zrobiłem, ale nie potraktowałbym jej przecież, tak jak inne kobiety – powiedział w końcu z rezygnacją w głosie, ze skruszoną miną zerkając na Haruki’ego. Tamtego bynajmniej ta odpowiedź nie zadowoliła.
- A co, chcesz mi powiedzieć, że na Mari ci zależy? Może chcesz się z nią ożenić? – syknął wściekle.
Yuji skrzywił się nieco na te słowa, odważniej prostując się i patrząc w oczy towarzysza.
- Mam z nią pewien układ, jasna? Ale jestem bardziej niż w porządku w stosunku do niej. To ona ustaliła pewne zasady, więc nie wściekaj się teraz na mnie – powiedział, od razu żałując tych słów. Było to dla niego takie typowe. Zwalać winę na kogoś innego. Chronić swój własny tyłek.
Ku jego zaskoczeniu, Haruki po prostu wstał z ławki i szybkim krokiem zaczął się oddalać. Usami przez chwilę wpatrywał się w jego malejącą postać, aż w końcu zaklął pod nosem i rzucił się za nim w pogoń.
- Słuchaj, przepraszam, okej? Wiem, powinienem znać jakieś granice. Mari jest naprawdę śliczna, więc ja nie… - zaczął mówić, jak tylko go dogonił.
Brunet zatrzymał się nagle, przerywając mu wypowiedź gestem ręki. Wpatrywał się przed siebie, nieobecnym wzrokiem.
Yuji stanął obok niego, wyczekująco patrząc na jego twarz.
- Wiem… wiem kto to – odezwał się cicho, zachrypniętym głosem.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się. Haruki szarpnął go za bluzę, odwracając w swoją stronę i przerażeniem, wpatrując się w jego oczy.
- Ta dziewczyna! Moja przyjaciółka, dla której jestem ważny! Wiem, kto to jest!

***

                Noah stał na tyłach domu, opierając się o drewnianą ścianę. Miał na sobie tylko długie, brązowe spodnie i buty. Było dosyć ciepło, a medycy z Konoha szczelnie i obficie owinęli jego brzuch i klatkę piersiową bandażami. Miało go to usztywnić. Właściwie, to kazali mu również leżeć w łóżku. Było to dla niego śmieszne. Może i urazy nie zagoją się tak łatwo, ale miał to w nosie. Bardziej niż złamane żebro, przeszkadzały mu bandaże. Było w nich gorąco. Nawet on potrafił odczuwać coś takiego.
Odgonił od siebie jednak, denerwujące myśli związane z uszkodzeniami jego ciała i skupił się na fotografii. Uśmiechnął się pod nosem, czując wyraźną ulgę. Zawsze się tak czuł, ilekroć na nią patrzył. Samo jej zdjęcie wystarczyło, by poprawić mu nastrój. Błękitne i niewinne oczy, spoglądały na niego radośnie, utrwalone na kawałku papieru. Była słodka, myślał z rozkoszą. Słodka i niewinna, nie zasługująca na tak okrutny los. Chciałby móc jej jakoś pomóc, zapewnić lepsze życie. Chciałby uciec razem z nią, gdzieś daleko, tak by nikt nigdy ich nie znalazł. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Ona również by się na to nie zgodziła. Był przecież tylko zwykłym narzędziem. Sługą, mającym obowiązek wykonywać wszystkie polecenia jej i jej rodzeństwa. Był nikim na tym świecie. Ona z kolei była dla niego wszystkim. Jednak czy bycie całym światem, dal kogoś, kto nic nie znaczy, mogłoby obchodzić kogokolwiek?
                Nagle, fotografia zniknęła z jego dłoni. Momentalnie się zestresował i zaczął rozglądać na boki. Nikogo nie było. Był sam. Nikt miał go nie widzieć.
Usłyszał złośliwy śmiech tuż nad sobą. Przez sekundę miał ochotę się rozpłakać. To koniec, przemknęło mu przez myśl. Przełknął głośno ślinę, oddalając się nieco od domu i odwracając, spojrzał do góry.


Na niskim dachu, siedział Toby. Wesoło machał nogami, trzymając w dłoniach zdjęcie Lily. Śmiał się pod nosem, kiwając na boki głową.
- Moja mała siostrzyczka jest bardzo seksowna, prawda? – przemówił, figlarnie spoglądając na blondyna. Noha zrobił krok w tył, zaciskając pięści. Toby w tym czasie, podniósł się z miejsca i w mgnieniu oka, znalazł się przed swoim rozmówcą. – Stoisz tak tu sobie samotnie i zabawiasz się, patrząc na jej zdjęcie? – szepnął, zakrywając usta dłonią, jakby zdradzał mu jakąś tajemnice.
- Nie! To nie tak! – zaoponował pośpiesznie. Nie wiedział jednak, co mógłby jeszcze dodać. Toby i tak już wiedział. Był przebiegły i zły do szpiku kości, ale potrafił dodać dwa do dwóch. Swoją inteligencję wykorzystywał jednak tylko i wyłącznie, do znęcania się nad innymi.
Blondyn spuścił głowę z rezygnacją, wciąż zaciskając pięści.
- Ciekawe co na to Heidi – westchnął, teatralnie udając zmartwionego.
- Nie – jęknął szybko Noah. – Nie, błagam cię.
Młody chłopak, o czarnych włosach, uśmiechnął się chytrze, ukazując szereg swoich białych zębów. Uwielbiał, gdy ktoś błagał go o litość. Było to niczym miód dla jego uszu.
- Nie chcesz, by Heidi się dowiedziała? – dlaczego?
- Błagam. Ona… ona każe mnie zabić – powiedział, drżącym głosem.
Toby chwycił go za podbródek prawą ręką. Miał na niej zawsze długą, białą, gumową rękawiczkę, przypominającą tę, którą zakładali zawsze lekarze. Tym bardziej nadawało to jego osobie, wyglądu fanatyka.
Zacmokał kilkakrotnie, sztucznie smutnym wzrokiem, patrząc na skruszoną twarz sługi.
- Miałbym cię ochronić przed Heidi? – zapytał zdziwiony.
- Zrobię co zechcesz – powiedział.
- Czyżby? – Uśmiechnął się niezwykle szeroko. Przypominał dziecko, które otrzymało właśnie wymarzony prezent. – A jeśli kazałbym ci zrobić coś Lily, zrobiłbyś to? – zapytał z poważną ciekawością.
Źrenice Noah zmalały, wpatrując się w czarnowłosego z przestrachem, na co ten zaczął się głośno śmiać.
- Przecież tak sobie tylko żartuję, chłopie. – Poklepał go przyjaźnie, po ramieniu, wymijając i idąc przed siebie. Blondyn odprowadził go wzrokiem. – Ale nie martw się, jak tylko wrócę, obiecuję, że się tobą należycie zajmę – dodał.
- Dokąd idziesz? – wyrwało się brązowookiemu. Toby odwrócił się w jego stronę, najwyraźniej zadowolony, że o to zapytał. Podszedł bliżej, ściszając głos.
- Idę ubić bestię.
- Lorda feudalnego? – zapytał z przestrachem.
- Nie idioto. Jego żonę, która nosi w sobie potwora – wyjaśnił, zawiedziony inteligencją swojego rozmówcy. Spojrzał na trzymane przez siebie zdjęcie swojej młodszej siostry, po czym uśmiechnął się szeroko, machając nim przed twarzą blondyna. – Może jak wrócę, to osobiście dopilnuję, byś sam nigdy nie próbował umieszczać w mojej siostrze, żadnego dziwoląga. Odetnę ci to i owo i po problemie, jak myślisz? – zaśmiał się, zgniatając fotografię. Odwrócił się, rzucając papierową kartkę gdzieś w bok i nie przestając się śmiać, poszedł przed siebie.
                Noah wpatrywał się w niego z nienawiścią, do czasu aż ten zniknął z jego pola widzenia. Nadal będąc w lekkim szoku, zbliżył się do śmiecia, który wyrzucił Toby i kucając, podniósł go z ziemi. Wyprostował, pogniecione zdjęcie i uśmiechnął się smutno, widząc radosną twarz Lily.
- Jaka szkoda – mruknął cicho, pod nosem. – Jak tak dalej pójdzie, to nie pożyję zbyt długo, a ty zostaniesz zupełnie sama – dodał. Czule przejechał palcem po zdjęciu, po czym złożył je na pół i schował do kieszeni.

***

                Emi z klanu Tanaka, od kilku lat była żoną Lorda Feudalnego. Jej wysoko postawiony dziadek, zadbał o to, by zapewnić jej jak najlepszą przyszłość. Nie było to wcale trudne. Poprzedni Lord Feudalny, przyjaźnił się z jej dziadkiem. Gdy szukał żony dla swojego jedynego syna, miał wiele ciekawych ofert. Emi jednak, oprócz tego, że należała do powszechnie szanowanego i wysokiego rangą klanu, była również bardzo atrakcyjna.
Niezbyt wysoka, ale również nie za niska. Szczupła, ale jednak o wyraźnych kobiecych kształtach. Wąska talia, idealnej wielkości piersi i szerokie biodra, mające zapewnić młodemu szlachcicowi liczne, zdrowe potomstwo.
Zawsze była bardzo ładna, nawet ona doskonale o tym wiedziała. Kochała, gdy inni dostrzegali jej urok, gdy prawili jej komplementy i starali się o jej względy. Była rozpuszczonym dzieckiem, które najczęściej dostawało to, czego chce. Była taka, ale z czasem wszystko się zmieniło.
Oddałaby całą swoją urodę, cały swój majątek za wolność. Nigdy nie chciała wychodzić za żadnego lorda. Miała kogoś, kogo kochała ponad życie i z całą pewnością, nie był to jej mąż. Obecny Lord Feudalny, który przejął stołek po swoim ojcu, był dobrym człowiekiem. Z czystym sumieniem, mogłaby go nazwać swoim przyjacielem. Nie czuła jednak do niego nic więcej. Bywały momenty, że chciała uciec od niego jak najdalej, wyrwać się z jego objęć. On jednak był dużym i silnym mężczyzną. Znacznie większym, niż miłość jej życia. Był również jej mężem. Miał prawo robić z nią, co tylko chciał.
                Siedziała na wąskiej ławce, obitej miękkimi poduszkami. Z nostalgią spoglądała w dal, przez ogromne okno. Przygryzała kosmyk swoich fioletowych włosów, które teraz spięte miała w skomplikowany kok. Nie lubiła tej fryzury. Była niewygodna i rozpadała się przy gwałtowniejszych ruchach. Ale przecież była elegancka. Żona Lorda Feudalnego nie mogła wyglądać, jak zwyczajna, prosta dziewczyna. Musiała wyróżniać się fryzurą, strojem i ogólnym dostojeństwem. Od małego uczono ją dobrych manier, ale i tak największą ochotę miała na to, by po prostu zrzucić z siebie te ciężkie suknie, włożyć coś fikuśnego, rozpuścić włosy lub związać je w proste kitki i biec. Po prostu biec przed siebie, nie zwracając uwagi na spojrzenia innych.
Niestety była uwięziona. Nie mogła obarczyć hańbą swojego klanu. Wszyscy przecież byli z niej tacy dumni, że syn Lorda Feudalnego wybrał właśnie ją. Ona nie widziała w tym niż satysfakcjonującego. Pozostałe kandydatki były po prostu brzydsze, albo niżej postawione. Nie było ich zresztą nieskończenie wiele.
Emi często zastanawiała się, czy jej mąż również miał kogoś, kogo kiedyś kochał. Czy chciałby zastąpić ją kimś inny, kto w hierarchii społeczeństwa zwyczajnie znaczył za mało? Czy wyobraża sobie czasem, że zamiast niej, śpi nocą obok zupełnie ktoś inny?
Kiedyś go o to nawet zapytała. Nie odpowiedział nic konkretnego, ale wiedziała, że nie chce na ten temat rozmawiać nigdy więcej. Po co rozdrapywać stare rany i żyć przeszłością? Czy nie prościej po prostu pogodzić się z rzeczywistością? Gdyby to tylko było takie proste. Ona nie potrafiła. Każdego dnia, każdej nocy, myślami wracała do swojej rodzinnej wioski. Wioska Wodospadu, w której miała dwóch najwspanialszych na świecie przyjaciół. Jednego z nich obdarzyła szczególnym uczuciem. Było szczere i ciepłe. Nie wierzyła, że można kochać bardziej. On jednak jej nie kochał. Oboje mieli teraz własne, zupełnie różne życia. Własne rodziny. Oddaleni od siebie o wiele mil.
                Odetchnęła głęboko, znużona odwracając się w stronę pomieszczenia i przez chwilę wpatrując się w podłogę. Uniosła jedną dłoń, kpiąco patrząc jakie są zadbane i ozdobione. Chciałaby być znów zwykłym shinobi. Była przecież silna. Mogła mierzyć się nawet z jednym z Siedmiu Mistrzów Miecza. To była dawna Emi, przypomniała sobie szybko. Czy teraz wciąż potrafiłaby walczyć? Może zapomniała już, jak posługiwać się nawet własną techniką? Zastanawiała się, czy nadal mogłaby obronić kogokolwiek? Czy byłaby w stanie obronić siebie?
Przyłożyła dłoń do swojego dosyć sporego już brzucha, głaszcząc go czule. Czy swoje dziecko mogłaby obronić?

**************************************

Okej! Z czystym sumieniem, mogę obiecać Wam już, że w kolejnym rozdziale zacznie się coś dziać! Właściwie, nie wiem, co miałabym tu jeszcze dodać. Moje ciągle przeprosiny za jakość, ilość i opóźnienia zrobiły się już nudne, więc może nie będę się rozpisywała.
Jak zauważyłyście, pojawiła się nowa (debiut w tej serii) postać. Emi Tanaka. Wiele osób zdążyło ją już dobrze poznać, a reszta... mam nadzieję, że ją po prostu polubicie :)
Pracują na dodatkiem do bloga, w którym mają być zamieszczone opisy bohaterów, wraz z ich wizerunkami i różne inne ciekawości. Co prawda jestem jeszcze w lesie, ale gdy będę miała więcej czasu, na pewno to skończę. ;)
Pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. Takie krótkie? To znaczy, jak na ciebię :) Notka i tak super. Nie będę się jakoś rozpisywała, bo jestem LENIEM. o, chcę zobaczyć córkę Temari!

    Do następnego :)

    Przy okazji:

    Zapraszam cię do nowo, co powstałej ocenialni.

    http://oceny-kaori.blogspot.com/

    Zapraszamy serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córkę Temari już kiedyś przerabiałam, więc bardzo możliwe, że i ją umieszczę w jakiejś zakładce oznaczonej spoilerem ;)
      Hmm... tego bloga jeszcze do żadnej oceny nie zgłaszałam, a muszę przyznać, że bardzo to lubiłam, więc pewnie z czasem się skuszę.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ja ciesz pierdziele.... piszę ten komentarz drugi raz, bo - genialna ja - coś wcisnęłam na klawiaturze i BAM! Ni ma komentarza ;<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<< A już prawie kończyłam! I był długi! Więc sobie wyobraź moje wkurzenie....

    No dobra, to jeszcze raz:
    Tak! Niech Bóg Ci w dzieciach wynagrodzi, jak w końcu zrobisz te rysunki do postaci! Wiesz jak to ułatwia sprawę? Naprawdę, jak dopiero zaczynałam swoją przygodę z Itami (czyli wieki temu xd ile to już, 3-5 lat?) to za Chiny nie mogłam zapamiętać wyglądu jej, jak i innych osóbek. Dopiero jak po raz n-ty obejrzałam rysuneczki, to ogarnęłam ich :D Chociaż, co dziwne, zawsze mylili mi sie Tsuki i Haruki, hmmm... ale o nich później! No, więc do roboty, bo chcę zobaczyć Lili ^^ bo wiesz, w mojej główce, to ona jest bardzo ładna *q*

    To skoro już o niej... ten Noah to ma przesrane! Kocha się biedak w Lily, a to bezduszne rodzeństwo nie pozwala im być razem! I chłopaczyna może jedynie zabawiać się z jej zdjęciem, eeech (taaaak, teksty Toby'iego są świetne xd)... Wgl tamta dwójka mnie drażni. Ta cała siostra z tą swoją udawaną troskliwością mnie irytuje, a Toby... a Toby to mnie przeraża ^^" I ogólnie, to kojarzy mi sie z Joker'em z Batmana xd te białe rękawiczki, opętany uśmiech i ogólnie, to jego zachowanie... no przerażający typ. I ej! Czy on chce zabić Emi?! No ej, a ja mam zabić Ciebie?! xd Pamiętaj, już całkiem niedługo zjawisz się w MOIM mieście, a tu panują nieco inne zasady niż tam u Ciebie... Dobra, kończę z groźbami xd Ale prooosze, nie rób nic Emi! Bo naprawdę, nie dość, że dałaś ją do jakiego Lorda, a nie do Harukiego, to jeszcze chcesz jej się pozbyć zupełnie? NIE ZGADZAM SIE! NIE MOJA EMI!

    Ach, ten Kankuro. Wiesz, ze go lubię u Ciebie No pewnie, że wiesz ;p Tylko szkoda, ze takie niepokojące wieści przyniósł. Itami teraz zamartwia się o Tię ;< A tak swoją drogą, to to było wiadome, że córeczka Temari będzie bardziej uzdolniona niż bachor Gaary. Bo jak to, z takimi rodzicami musi być cudowna! <3

    Ach, no to teraz przejdę do sceny, która mnie uderzyła najbardziej. Wiesz, że się nawet wzruszyłam? Łezka mi się w oku zakręciła, jak znowu mogłam czytać o Tsukim ;< Tęsknię za tym zielonowłosym szajbusem, któremu tylko laski były w głowie! I to było takie smutne, jak mówił o tym, że jego córeczka posiada połowę jego, a Haruki drugą. I że jak za nim zatęskni, to ma przytulić małą... wstydź się, bo niemal nie doprowadziłaś mnie do płaczu! Bezczelność! Ale serio, ten fragment wygrał zdecydowanie <3 No i znowu mam Ci za złe, że go uśmierciłaś i w dodatku nawet nie wyjaśniłaś, jak zginął >.<

    Z błędów, to było sporo literówek, których nie chciało mi się wypisywać. I nadal czasami masz problem z przecinkami, nadal niekiedy jest ich za dużo, zupełnie nie potrzebnie. No i jedno mnie zabolało "kłuci" -> "KŁÓCI"!
    Ogólnie to strasznie fajnie się obserwuje, jakie postępy robisz :) w ciągu dnia czytałam jakąś książkę, bo nie miałam prądu w domu i właściwie, oprócz drobnych niuansów wymienionych wyżej, to nie czułam różnicy między Twoim rozdziałem, a rozdziałem tamtej książki, jeśli o styl chodzi. Tak więc: keep going! ;D

    Pozdrawiam i WENY! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toby przypomina Jokera? xD Nie porównywałam ich w sumię, ale trzeba przyznać, że charakterki mają nieco podobne. Toby to wariat i psychol, cieszę się więc, że Cię przeraża.
      Czy zabije Emi? W końcu po coś idzie do żonki Lorda.
      Haha, rozwaliłaś mnie z tymi zasadami w Twoim mieście xD No tak, to już nie moja dzielnia, więc będę musiała uważać. Tak czy inaczej, stawię czoła Twym groźbą i nie zmienię żadnej, zaplanowanej już sceny ;*

      Żałuję, że nie mam dla Konkuro większej rólki, ale może coś tam pokombinuję.

      Pierwsza scena, wydawało mi się, że wyszła najgorzej. Chyba sam Tsuki tak ją poratował ^^ Jak miło, że nadal potrafię wywrzeć na Tobie większe emocje. Tylko czekaj na ciąg dalszy.

      Co do moich dramatów ortograficznych i interpunkcyjnych. (oczywiście szybko poprawiłam tamten wyraz) Przyznaję bez bicia, że to moja pięta achillesowa. Mam wrażenie, że im więcej piszę, tym więcej głupich byków strzelam. Wstyd mi czasem przez to, tak że nie wiem ;p Może gdybym wolniej pisała... W każdym razie, jeżeli znów natkniesz się na jakieś mój haniebny błąd, będę wdzięczna za wytknięcie mi go :)

      Dziękuję Ci więc za komentarz (pisany dwa razy xD) i pozdrawiam!;*

      Usuń
  3. Ojejejej! Dzisiaj to był przesyt postaci, które lubię - kocham przesyt! ;D

    Zacznę od postaci numero uno - Oczywiście, że Tsuki i Haruki. Chciałas w tym fragmencie ukazać ich więź i całkowicie się to udało. Najgorszy był moment jak Tsuki znikał. Aż mnie skręciło, gdy wspomniał o Emi! Od razu sę zorientowałam kogo ma na myśli nasz zabawiaka. Za to, kocham go jeszcze mocniej! On jako jedyny doskonale znał Harusia, to znaczy.. że Harukiego Emi nigdy obojętna nie była. Inaczej Tsuki nie wspomniałby o niej w ostatnich sekundach. Miód na moje serce <3 Na początku chciałam się skarcić za "ocean" No bo... jak ocean i drzewo na środku? I dopiero później zrozumiałam, że to był sen! ;D

    Dalej... Haruki i Yuuji - kocham tego kolesia. A najbardziej jego stwierdzenie, że nie mają robić z niego kogoś miłego, bo jest draniem i jest mu z tym dobrze. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że własnie przez takie słowa staje się mniejszym draniem. Uwielbiam jego zgorzkniałą posturę. Niby skrzywdzony, niby nikogo nie lubi i na nikim mu nie zależy, ale jednak przywiązał się do Harukiego - choć pewnie sam w to nie chce uwierzyć. Lubię skomplikowane psychologiczne postacie. Czasami, widzę w nim siebie. Osobę, która została tak skrzywdzona, że po prostu udaje takiego mega, super, cool... a tak naprawdę oddałby wszystko za miłość. Tak go widzę. Ciesze się, że tak postanowiłaś rozbudować jego sylwetkę, bo kiedyś była ona pomijana - może stąd wiele osób nie przepadało za nim. Sama widzisz... ukazywanie emocji jednak jest na serio ważne w każdej książce. :) Cudownie jest czytać o akcji poprzeplatanej z ludzkimi uczuciami. Normalnie... masz poziom wyżej. Chociaż jeśli mogłabym coś zasugerować, jeśli chcesz żeby ludzie polubili Yujka ;D to jeszcze bardziej skup sie na jego ciemnej stronie i ukaż trochę słabości - ale tylko takich wiesz... psychicznych, emocjonalnych... ze gubi się w własnych uczuciach czasami.

    Trochę zabolało mnie, ze Haruki kompletnie nie wpadł na trop Emi... dopiero na końcu. Mam nadzieje, ze o niej nie zapomniał tylko ma problemy z szybkim myśleniem?:D OBY.

    Dalej... scena z Kankuro i Itami. Na początku trochę mnie ubodło, ze Itami tak niemile traktuje Kankuro. Jest taka sztywna, urzędnicza w zasadzie i uniosła, ale okazało się, że Kankuro sam jest sobie winien tymi żarcikami! No dup.ek totalny! ;D oczywiście pozytywnie mówię, bo spodobałby mi sie te niewybredne żarciki i uszyczpliwości. Ale fakt faktem... czuję, że zapowiada się drobna akcja. Te plotki... Itami na prawdę powinna zaczać się martwić. Podobało mi się, że ukazałaś jej ból i wątpliwości, że nawet przyjaciee mogliby się od niej odwrócić... W zasadzie nie od niej, ale od małej Tii. TO dla matki strasznie bolesne... ale podobało mi się uzasadnienie, że... czy mogłaby mieć im to za złe, skoro martwią się o swoje dzieci? No właśnie. Taki kurde idiotyczny dylemat.Bo jednak przyjaciele, jednak oczekuje się od nich lojalności, jednak boli, gdy odwracają się w trudnych sytuacjach, ale jednak... cały czas są ludźmi, ludźmi, którzy mają swoją rodzinę. W

    OdpowiedzUsuń
  4. genach człowieka zapisało się, aby chronić potomstwo, więć co teraz... bezpieczeństwo dzieci, czy przyjaźń z Itami? Trudne, na prawdę.

    EMI! EMI! EMI! Wisienka na sam koniec! Trochę się rozczarowałam, bo myślałam, że jest bardziej szykanowana przez swojego męża, a ty nawet nazwałaś go przyjacielem. Ale sądząc po tym, że Tobi się do niej zbliża, to dramatu będę miała aż pod dostatek. Niemniej jednak, mam nadzieje,zę zdrowo dasz jej w kość - wiem, jak to brzmi, ale kocham postacie udręczone, wtedy jeszcze bardziej chce dla niej szczęścia, w przypadku Emi... Z HARUKIM! ;d

    No i Emilka jest w ciąży.... Aale szok?! ;D

    No więc... rozdział był mega! Nie musisz ciągle przepraszać za jakość, ze niby nudne... Ja ani przez chwilkę nie nudziłam się przy tym rozdziale. Może dlatego, że lubie wszystkie postacie, które tutaj zawarłaś? Może dlatego, że akurat te wątki mnie ciekawią? A może też dlatego... ŻE PRZESADZASZ?!?!!!?!?!?!?!? Ja nie wiem co jest z Tobą nie tak, co ty uznajesz za akcje... bo mi to się mega podoba.;D

    AAAA I NOAH! Tekst z zabawianiem się przy zdjęciu jest epicki - na pewno to wiesz ;D ogólnie... tak słodko, że zakochał się w swojej Pani. Rozczula mnie to. Ogólnie to lubię go. Ciągle ktoś nim pomiata (TOBI!) i naprawdę żal mi go strasznie...:(

    ROZDZIAŁ OCENIAM NA CZWÓRĘ Z PLUSEM! ;d Dlaczego czwóre? a bo HINATY DAWNO TU NIE WIDZIAŁAM, ZIOMECZKU XD Muszę cie jakoś ukarać za to..


    WIDZIAŁAŚ NOWY CHAPTER?! MASAKRA, NIE?! Mnie on zmiażdżył totalnie... Hinata miała taki wyraz twarzy, że hohohohooho! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy chapek, to ja zawsze czytam zaraz po przetłumaczeniu na pl. Nawet u Ciebie pisałam, że Hinata coraz twardsza się robi. Jeszcze trochę, a poprowadzi całe wojsko xD
      Na pewno pojawi się niedługo, ale nie wiem jeszcze dokładnie kiedy. Jest w końcu na misji z Kibą <3

      Wiesz… pisząc o Noah, jakoś zaczęłam go sama bardziej lubić. Bardziej niż Feliksa nawet. Możliwe więc, że przygotuję dla niego coś specjalnego i bardziej rozwinę jego historię ;)

      Męża Emi od zawsze, z tego co pamiętam, chciałam zrobić na porządnego faceta, którego można nazwać przyjacielem. Może on też wolałby mieć inną żonę, dzięki czemu coś go łączy z Emi.
      I nie martw się. Dopilnuję, by Toby zajął się nią, jak należy :)

      O tych plotkach, to należy pamiętać, bo niby nic, a bywają one naprawdę niebezpieczne. Akurat to będzie bardzo istotne w stosunku do ogólnego wątku.

      Za każdym razem bardzo się cieszę, gdy mówicie, że lubicie Yuji’ego. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo go pokochasz, bo najlepsze jeszcze przed nami.

      Tak się złożyło, ze i u mnie pojawił się jeden sen, dlatego też wspominałam, że można w nim poszaleć (drzewko na środku oceanu). Czasem żałuję, że Tsuki może pojawiać się tylko w czyjejś wyobraźni.

      No… to chyba tyle. Dzięki za komentarz i pozdrawiam!!!;**

      Usuń
  5. Heeej. Po pierwsze strasznie przepraszam. Ja po prostu byłam pewna, że ten rozdział dawno temu skomentowałam. Jak widać wszystko już mi się w głowie miesza... A teraz pewnie ten komentarz będzie krótki, nieskładny i chaotyczny. Obiecuję poprawę, naprawdę!

    Po pierwsze Haruki jest tak niesamowitym miśkiem, że tylko chce się go przytulić. Zawsze podobają mi się motywy snu, bo to taka totalna dowolność autorka, brak zasad.

    Moje uwielbienie do Yuujiego rośnie. Bycie uważanym za drania mu pasuje, chociaż ja mam wrażenie, że to maska(wiesz, że podobno kobiety kochają takich drani, bo się w nich instynkt macierzyński odzywa i chcą ich zmieniać?). Jego relacja z Toraberu też jest świetna.

    Chyba najbardziej w tym rozdziale podobał mi się ten wątek dzieci demonów i te rozterki Itami dotyczące jej dzieci. Fajnie, że ona też popatrzyła na to dwupoziomowo, próbowała postawić się w ich sytuacji, a nie od razu wskoczyła na pozycję "Jak oni mogą?". Mam nadzieję, że będziesz ten wątek rozwijać.

    No i na koniec Emi. Ciężko mi powiedzieć, że polubiłam ją po jednym rozdziale, ale zainteresował mnie motyw małżeństwa z przymusu. No i też "fajnie", że to nie tylko ona cierpi, ale i jej mąż. No i jest z niebezpieczeństwie!
    Kurcze, im dłużej czytam tym bardziej się irytuje, że nie znam ich przeszłości, ale spokojnie, jeszcze tylko 5 tygodni i wezmę się za nadrabianie.

    Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za nadrabianie? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz odwagę nadrabiać te poprzednie serie?xD Niemniej jednak, na pewno byłoby łatwiej wczuć się w danego bohatera.

      Emi lepiej będzie można poznać dopiero od drugiego etapu historii(całość dzielę na trzy części. Każda po 10 rozdziałów).

      Wątek dzieci demonów jest (w brew pozorom) motywem przewodnim całości. Z czasem myślę, że pojawi się o tym coraz więcej.

      Instynkt macierzyński, powiadasz? Wiedziałam, że częściej kobiety ciągnie do drani, ale nie sądziłam, że z również z takiego powodu. Jak dla mnie, tacy wydają się po prostu bardziej męscy, niż takie ciapowate, maga wrażliwe cioty xDD

      Szczerze? Jestem chyba trochę przewrażliwiona i bałam się, że może już Ci się znudziła moja historia. Cieszę się więc bardzo, że postanowiłaś skomentować. To wiele dla mnie znaczy ^^

      Cóż więc... dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ciepło! ;)

      Usuń
    2. Ja skądś znam to przewrażliwienie...

      Powiem szczerze, że nie wiem, jak to się stało. W 90% przypadków czytam od razu po skomentowaniu, może po prostu było późno i poszłam spać i stwierdziłam, ze skomentuje jutro, a rano oczywiście byłam pewna, że już to zrobiłam, a że od tego czasu rzadko kiedy wchodziłam na kompa no i dopiero dzisiaj zajrzałam, żeby sobie jeszcze raz przeczytać tę rozmowę Itami i Kankuro(często wchodzę na blogi i czytam te fragmenty, które mi się wyjątkowo spodobały) i zobaczyłam, że jakoś tak za mało komentarzy. Kliknęłam i okazało się, że to ja jestem tą złą osobą...
      Ech, już się nie tłumaczę. Gdzieś tam kiedyś Ci zostawiłam gg więc jak następnym razem mi się coś takiego zdarzy( w sensie nie skomentuje po upływie trzech dni) to mnie po prostu kopnij w tyłek.

      A że dzieci demony to główny wątek domyśliłam się po nagłówku, bardziej mi chodziło o ten stosunek ludzi do nich. (;

      Usuń