sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział V

"Zapachem przypominasz ten dzień miłości początek,
 Zapachem tylko teraz przypominasz tę wiosnę."*

~*~

            Gorące słońce, wznosiło się nad Wioską Ukrytą w Piasku. Skwar panujący dookoła sprawiał, że niektórzy ludzie, chowali się w swoich domach. Większość z nich była jednak przyzwyczajona do powszechnego upału. Dla przeciętnego mieszkańca Suny, był to więc po prostu nieco cieplejszy dzień niż zwykle, który bynajmniej, nie zwalniał nikogo od pracy.
W znacznie trudniejszej sytuacji, znajdowali się przejezdni.  Nie przyzwyczajeni do tak drastycznej zmiany klimatu, mogli czuć się trochę nieswojo.
                Młoda kobieta, leżała płasko, twarzą w dół na jednej z ławek, które znajdowały się przy drodze. Ręce miała luźno opuszczone, dotykając palcami ziemi, a w jednej dłoni ściskała uchwyt, przymocowany do sporego plecaka.
Była wykończona i przez jakiś czas, nie miała zamiaru się ruszać. Położyła się tutaj, gdyż było to jedyne takie miejsce, na które padał słaby cień drzewa. Teraz jednak cień powędrował dalej, wystawiając jej gorące już plecy, na dalsze próby promieni słońca. 
- Jak tak dalej pójdzie, dostaniesz udaru. – Usłyszała znajomy głos i poczuła, że coś odgrodziło ją w niewielkim stopniu od gorącego światła. Burknęła niewyraźnie, po czym powoli przekręciła głowę w bok.
Przez kilka sekund wpatrywała się w ciemne spodnie chłopaka. Sięgały mu do połowy łydek i wydawały się dosyć przewiewne. Leniwie, powędrowała wzrokiem ku górze. Luźna, brązowa bluzka bez rękawów. Chusta na szyi. Wreszcie ten jego wiecznie znudzony wyraz twarzy. Włosy jak zwykle, związane miał w sterczącego kitka.
- Shikamaru… - wymamrotała mało zrozumiale. – Odwal się – dodała po chwili, ponownie odwracając twarz w stronę ziemi.
Chłopak westchnął z trwogą, wznosząc oczy ku niebu. Podniósł jedną rękę, rozmasowując nią swój zbolały kark. Po chwili znów spojrzał na dziewczynę, krzywiąc się nieco.
W pewnym momencie, chwycił jej plecak i bez problemu, wyrwał go z jej uścisku. Brunetka nawet specjalnie się nie opierała. Warknęła tylko cicho, ale była zbyt zmęczona, by jakkolwiek zawalczyć o swoją własność.
- Nie wiem, po co tu przyszłaś, ale wyglądasz teraz jak jakaś bezdomna. Wstawaj i chodź ze mną, nim zgarnie cię straż wioski – wyjaśnił, lekko szturchając ją w ramię. – No już, Itami. Zaczynasz powoli śmierdzieć spalenizną – dodał.
Młoda kobieta ponowie spojrzała na niego z chęcią mordu w oczach. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, aż w końcu dała za wygraną. Shikamaru wyglądał na zadowolonego z siebie. Pomógł wstać starej znajomej, odrobinę dziwiąc się jej złym stanem.
- Miałaś aż tak męczącą podróż? – zapytał, idąc obok niej i niosąc jej plecak na ramieniu.
Westchnęła ciężko, podmuchem starając się odgarnąć sobie grzywkę z czoła. Zgarbiona, leniwie powłóczyła nogami do przodu, bezwolnie kołysząc rękoma.
- Szkoda było mi czasu na postoje, więc ograniczyłam się do minimum- odparła krótko.
- Znam to twoje minimum. Jest skrajnie minimalne – powiedział cicho, zerkając na nią niepewnie. – Idziemy do Kazakage, czy do motelu? – zapytał.
- Motel. Nie jestem tu służbowo.
Shikamaru nie miał zamiaru o nic więcej pytać. Nigdy nie lubił, gdy ktoś wtykał nos w jego sprawy, toteż on starał się nie być zbyt dociekliwym. Potrafił jednak doskonale analizować i nawet maleńka garstka informacji, wystarczyła mu by obmyślić kilka, prawdopodobnych teorii. Tak też było i w tym wypadku. Jego umysł robił to odruchowo. Właściwie w ogóle nie obchodziło go, po co Itami przybyła do Suny. Automatycznie jednak ustalił już w głowie kilka możliwych opcji.
To jednak nie była jego sprawa i nie chciał dodatkowo zaprzątać sobie tym głowy. Miał wiele własnych spraw do przemyślenia. Temari była w ciąży i zbliżała się do rozwiązania, a on sam cały czas zastanawiał się, czy nie powrócić do Konohy.
                Zanim się obejrzeli, dotarli do niewielkiego budynku, który uchodził za motel.
- Dalej poradzę sobie sama – powiedziała zmęczonym głosem, wyciągając w jego stronę rękę i patrząc wyczekująco.
Nara podał jej plecak, z obojętnym wyrazem twarzy.
- Długo zostaniesz? Pewnie Temari ucieszyłaby się z twojej wizyty.
- Sama nie wiem – wzruszyła ramionami. – Jeżeli zajmie mi to więcej dni, to na pewno do was zajrzę – dodała po chwili i spojrzała na chłopaka. Uśmiechnęła się słabo, co wytrąciło go trochę z równowagi. – Pozdrów ją ode mnie, dobra? – rzekła, po czym udała się do motelu.

***

                Młody, wysoki mężczyzna, o krótko przyciętych, ciemno brązowych włosach i dosyć umięśnionej sylwetce, szedł wolnym krokiem przez jedną z uliczek wioski. Ręce schowane miał w kieszeniach spodni, a wzrok wbity w ziemię. Nie był w najlepszym nastroju. Garbił się, przytłoczony problemami życia, niechętnie brnąc do przodu.
Zła passa nie opuszczała go ostatnio ani na chwilę. Miał wrażanie, że czegokolwiek by nie dotknął, zamieniało się to w jedną, wielką ruinę. Doskonałym przykładem, mogłaby być jego ostatnia misja. Zwyczajna, nudna papierkowa robota, z którą wcześniej radził sobie bez żadnych zarzutów. Choć przyjemności nie sprawiało mu to żadnej.
Kilka drobnych błędów, chwila nieuwagi, rozkojarzenia i tak oto stracił kilka cennych papierów, potrzebnych do kontraktu z pobliską, małą wioską. Został więc z dosyć sporym długiem, zawieszeniem i surową naganom od samego Kazakage.
Gaara co prawda bardzo subtelnie powiedział mu, by zrobił sobie po prostu krótki urlop, ale Kankuro doskonale wiedział, że jeśli nie zgodziłby się dobrowolnie, jego młodszy braciszek jakimś sposobem zmusiłby go do odpoczynku.
Może rzeczywiście był tylko przepracowany. Przecież należał do elity shinobi Wioski Piasku. Fatum, które go ostatnio prześladowało, prawdopodobnie było tylko wynikiem zmęczenia.
Tak właśnie lubił sobie wmawiać na pociechę.
Idąc wąską drogą, doskonale zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec pecha. Bardzo możliwe, że za moment potknie się o własne nogi, przewróci na jakąś staruszkę z zakupami i jego wydatki poszerzą się jeszcze bardziej. Swoją drogą, musiał w tym miesiącu naprawdę zacisnąć pasa. Nie była to jednak dla niego żadna tragedia. Na domowe obiadki i tak najczęściej naciągał swoją siostrę, bądź brata. Z głodu więc nie umrze. Jedynym problemem był nadmiar wolnego czasu. Co powinien właściwie z sobą zrobić? Nigdy nie brał żadnego dłuższego urlopu. Powinien gdzieś wyjechać,  czy raczej przespać całe dnie?
Myśląc o tym, od razu poczuł się senny. Postanowił więc udać się do siebie, a dopiero od wieczoru zacząć cieszyć się przymusowym urlopem. Skoczy na jedno, czy dwa piwa. Może uda mu się wyciągnąć jakiegoś kumpla. Nie będzie tak źle.

***

                Siedział na jednej z grubszych gałęzi drzewa i z zamyśloną miną, wpatrywał się w dalekosiężny, płaski teren, który rozciągał się naprzeciwko. Bezmyślnie obracał na palcu, niewielką, psią miskę. Zawsze nosił ją przy sobie, w plecaku. Nalewał do niej wody dla swojego Akamaru, gdy robili przerwy podczas misji. Teraz jednak jego wierny towarzysz został w wiosce, a on był zupełnie sam. Zdarzało już mu się oczywiście wędrować samemu. Krótkie zlecenia, czy osobiste wypady poza wioskę, nie były czymś, do czego potrzebowałby Akamaru. Jego pies był jego najlepszym przyjacielem, ale nawet on musiał czasem odpoczywać. Nigdy jednak nie rozstawali się na zbyt długo.
Najbardziej czasochłonną rozłąką były prawie cztery tygodnie, kiedy to młode małżeństwo Inuzuka, tuż po ślubie, postanowiło wybrać się na swego rodzaju miesiąc miodowy. Nie udali się nigdzie daleko. Nie opuścili nawet Kraju Ognia. Ten błogi czas spędzili w małej, leśnej chatce, niedaleko jeziora. Oboje byli wtedy w sobie szaleńczo zakochani. Nie obchodziło ich, czy znajdują się w bogatej willi, czy w starym namiocie. Liczyło się tylko to, że byli tam razem. Sami. Mieli czas tylko dla siebie. Mogli cieszyć się własnym towarzystwem aż do znudzenia. Ani na moment jednak ich to nie nużyło. Wręcz przeciwnie. Gdy na nią spoglądał, miał wrażenie, że patrzy za mało. Ciągle była za daleko, ciągle za rzadko dotykał jej włosów, za słabo czuł jej zapach. Byli sobą wiecznie nienasyceni.
Co więc się zmieniło?
Później okazało się, że wcale nie muszą ciągle na siebie patrzeć. Przyjemniej jest wziąć chwilę oddechu. Lepiej żyje się w pięknym, zadbanym domu.
Po co mieli sobie codziennie wyznawać uczucia? Po co mieli je sobie okazywać?
                Był na siebie wściekły. Pozwolił by sprawy przybrały taki, a nie inny obrót. Może Itami była twardą sztuką, ale to on był facetem  tym domu. To od niego zależało, jak czuć się będzie jego kobieta.
A czuła się fatalnie.
Jak miał teraz to wszystko naprawić? Frustrująca sprawa.
Doskonale wiedział, gdzie zmierza, albo może gdzie już jest jego żona. Wiedział i siedząc na tym starym, odrobinę wysuszonym drzewie, wpatrywał się w pustynny teren. Nigdy nie lubił tej trasy, toteż nawet teraz z nią zwlekał. Wiedział, że powinien się śpieszyć, ale po tym gorącym piachu, biegło się tak nieprzyjemnie. Starał się zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia, dennymi tłumaczeniami, że przecież musi najpierw obmyślić plan. Jego marne wymówki, jednak nijak nie uspokajały jego myśli.
Nie lubił pustyni i już. Itami również jej nie lubiła. Nie. Ona jej nienawidziła. Ilekroć dostawała misję do Suny, czuła się jak zwiędnięta roślinka.
Dlaczego więc wybrała właśnie to miejsce? Czyżby dlatego, że to ostatnie miejsce, w którym ktoś by jej szukał? Inni może mieliby problem z jej odnalezieniem, ale on? On znalazłby ją na drugim końcu świata i ona doskonale o tym wiedziała. Wiedziała. Miał nadzieję, że wciąż o tym wiedziała.
                Zerwał się z miejsca, stając wyprostowany. Schował metalową miseczkę z powrotem do plecaka. Wziął ją z domu odruchowo, nawet o tym nie myśląc.
Gdy zarzucił swój bagaż na plecy, ponownie spojrzał przed siebie. Oparł się prawą ręką o pień drzewa, po czym skoczył do przodu, bezpiecznie lądując na ostatnich śladach trawy. Teraz czeka go tylko piach, myślał z goryczom. Nie miał prawa jednak narzekać. Gdyby trzeba było, chodziłby po rozżarzonych węglach, jeśli miałoby to jakkolwiek pomóc jego małżeństwu. Tu nie chodziło już o niego. Czas wyrzucić swoje ego i odpowiedzieć za swoje czyny.
Podróż nie powinna mu zająć więc niż jeden dzień, analizował. Uniósł wzrok, patrząc przymrużonymi oczami w stronę słońca. Zapowiadał się naprawdę upalny dzień. Będzie ciężko, wiedział to.
- Nie martw się, Itami. Twój durny mąż, niedługo zabierze cię do domu – powiedział cicho, uśmiechając się kpiąco, po czym ruszył przed siebie.

***

- Na wszystkich Kazakage, jak mogłem przespać cały dzień? – powtarzał pod nosem Kankuro. Szedł właśnie wolnym krokiem, w stronę wyznaczonego sobie wcześniej baru. Miał ambitny plan, upicia się do nieprzytomności. Dziwnym zrządzeniem losu, okazało się, że w środku tygodnia, większość ludzi pracuje. Oczywiście w knajpie codziennie ktoś bywał. Obiboki, przegrani, osoby bez ambicji. Tylko jego brakowało tam do kolekcji.
Właściwie, to miał nieodpartą ochotę, przewiercenia krótkiego ostrza, do macki jednej ze swoich nowych marionetek. Planował także ulepszyć swój ostatni wynalazek. Kukła przypominająca łasicę miała być niezwykle lekka, by mógł poruszać nią z dużo większą prędkością. Musiała jednak pozostać groźna. Nie mógł więc pozbawić ją całej broni, ale powinien mimo wszystko zmniejszyć jej wagę.
Żadne dobre rozwiązanie, póki co nie przychodziło mu do głowy. Gdy powrócił myślami do rzeczywistości, okazało się, że stoi obok niewielkiego budynku, który był jego celem. Od razu przyznał, że najlepiej będzie mu się myślało po kilku piwach. Umysł się rozjaśni i stanie bardziej elastyczny. Nic tylko robić burzę mózgów i wszystko zapisywać.
                Wchodząc do środka, zatrzymał się w przedsionku i nasłuchiwał, oniemiały. Przed sekundą zdawało się, że usłyszał znajomy głos. Musiało jednak coś mu się pomylić. Przecież ona nie mogła tu być. Tak nagle, bez uprzedzenia? W dodatku, w tak obskurnym miejscu jak to? Dla niego osobiście, ta knajpa była świetna, ale dla damy?
Przez sekundę, miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Porównywać ją do damy? Z jakiej planety musiałby być ktoś, komu przypominałaby ona wytworną panią?  Kryminalistkę, sadystkę, wrednego chochlika, albo modliszkę. To już prędzej. W żadnym wypadku jednak nie damę.
Nasłuchiwał dalej. Usłyszał śmiechy kilku facetów, a po chwili zbulwersowanie jednego z nich. Po kilku niewyraźnych słowach i burknięciach, głos mężczyzny zamilkł, a zastąpił go kobiecy ton.
- Oddawaj moją kasę, ścierwo! – wrzasnęła, uderzając czymś w stół.
Kankuro słyszał stukot szklanych kufli, odbijających się od stołu. Chyba powinien tam wkroczyć. Z nią to nigdy nic nie widomo. Jeszcze rozniesie mu, jego ulubiony bar.
Wyszedł zza rogu i zobaczył ją.
Stała kilka stolików dalej, w głębi lokalu. Zaciskała wściekle pięści, jedną nogą wchodząc już na stół, a drugą klękając na krześle. Naprzeciw niej siedział łysawy mężczyzna. Miał może niecałe czterdzieści lat. Nie wyglądał na zadowolonego. Widać było w jego postawie upokorzenie i zdenerwowanie. Obok niego stali dwaj inni mężczyźni, którzy z szerokim uśmiechem przyglądali się dziewczynie.
Władcy marionetek, wcale ten widok się nie spodobał. Dopiero teraz zauważył, że Itami w jednej dłoni trzyma kufel, opróżniony w dziewięćdziesięciu procentach. Znając życie, nie zawahałaby się, rozbić go na błyszczącej łepetynie tamtego gbura.
Podszedł więc w ich stronę, starając się pozostać, jak najbardziej bezstronnym. Za dziewczyną, pojawił się akurat wtedy, gdy ta klnąc głośno, unosiła w górę swój kufel.
Złapał ją mocno za nadgarstek, przytrzymując jej dłoń.
Wściekła, spojrzała w jego stronę , z chęcią wymierzenia solidnego ciosu w szkodnika, trzymającego jej rękę. Gdy zorientowała się jednak, kim jest owy szkodnik, rozchyliła nieco usta, wpatrując się w niego zaskoczona.
- Kankuro – jęknęła, krzywiąc się i schodząc ze stołu.
- Nie za dobrze się bawisz? – zapytał, puszczając jej rękę i robiąc krok do przodu.
- Ten drań wisi mi kasę! – poskarżyła się zbulwersowana, wskazując palcem łysawego mężczyznę. Winny nadal siedział nadąsany, krzyżując ręce i mrużąc  swoje małe ślepia. Brat Kazakage spojrzał na niego niepewnie, po czym przeniósł wzrok na stolik. Ujrzawszy porozrzucane karty do gry, uśmiechnął się lekko, zgadując wersje wydarzeń.
- Ograłaś go w Piotrusia? – zapytał rozbawiony. Dziewczyna dała mu tylko kuksańca w ramię, nadal mrożąc spojrzeniem swojego wroga.
- Ta mała to oszustka. Nie wiem, jak to robiła, ale odgadywała wszystkie rozdania – odezwał się w końcu oskarżony.
- Ja oszustką?! – wykrzyknęła z niedowierzeniem, podwijając rękawy swojej bluzy. – Chcesz się bić? Zrobię z ciebie miazgę, ty obleśny krętaczu! – warknęła, twardym krokiem zmierzając w jego stronę.
Mężczyzna wstał z krzesła, nie przejmując się jednak zbytnio słowami brunetki.
Itami z kolei wcale nie żartowała. Wygrała swoje pieniądze uczciwie, a ten łajdak nie wywiązywał się z umowy. Gdyby nie fakt, że Kankuro zdążył chwycić ją za ramię, zapewne wbiła by gościa w ziemię.
- Lepiej idźcie gdzieś indziej. Ja się nią zajmę – odezwał się młody brunet, poważnym tonem. Stał przez chwilę nieruchomo, obserwując trójkę, podstarzałych mężczyzn. Ci prychnęli kilkakrotnie, poprzeklinali pod nosami, po czym w końcu wyszli.
                Usiedli przy barze, zamawiając sobie drinki. Ludzi zaczynało przybywać i niebawem lokal wypełnił harmider. Brunetka siedziała nadąsana, sącząc swój trunek, natomiast chłopak przyglądał jej się z uśmiechem.
W pewnym momencie, odstawiła z hukiem szklankę na blat, krzywiąc się lekko. Kątem oka zerknęła na swojego towarzysza, a widząc, że stale ją obserwuje, westchnęła z rezygnacją.
- Kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma szczęście w kartach – powiedziała cicho, wbijając wzrok w przezroczystą ciecz. Uniosła nieco naczynie, kołysząc nim lekko, po czym wzięła spory łyk.
- Problemy w małżeństwie. – Bardziej stwierdził, niż zapytał. On również upił trochę swojego napoju, przy okazji machając do barmana, by szykował już następną kolejkę.  – Pokłóciłaś się z Kibą? – Spojrzał na nią uważnie, siadając tak, by być odwróconym w jej stronę. Oparł prawą rękę na blacie baru, ściskając w niej szklankę.
Itami wzruszyła ramionami, odrobinę się garbiąc. Po chwili, ona także chwyciła za swojego drinka, ale nie wzięła kolejnego łyka.
- Właściwie, to się nie pokłóciliśmy – powiedziała takim tonem, jakby sama nie była pewna swoich słów. – Jak można kłócić się z kimś, z kim się w ogóle nie rozmawia? To głupie… i niemożliwe – stwierdziła i uniosła szklankę do ust, kończąc swoją porcję alkoholu.
- Macie kryzys? – zapytał, szczerze zaintrygowany problemami dziewczyny. Co prawda zwykle nie interesowały go jakieś smętne historyjki kogokolwiek, ale dla niej mógł zrobić wyjątek.
- Mój związek jest martwy! – wykrzyknęła i uderzyła czołem o blat. W tym samym czasie barman podał im kolejne drinki.
Kankuro uśmiechnął się rozczulony, obserwując wybuch dawnej znajomej. Zawsze uwielbiał, gdy się złościła, czy denerwowała. Jej niski wzrost i drobna budowa ciała sprawiały, że wyglądała przy tym niezwykle uroczo. Tym razem jednak , brunetka wydawała się być naprawdę przygnieciona swoimi problemami. W skutek czego i jemu robiło się smutno. Chciał ją jakoś pocieszyć, a może nawet podsunąć rozwiązanie. Nic dobrego jednak nie przychodziło mu do głowy.
Wraz z wyznaniem dziewczyny, pojawiła się natomiast w jego głowie, pewna, niepoważna, acz niesamowicie kusząca myśl. Być może przeznaczenie pokierowało ją do tej knajpy, akurat tego samego dnia, gdy i on tu był. Czyżby miała symbolizować zadośćuczynienie jego, ostatniego ciągu niepowodzeń? Może więc, powinien wykorzystać nadarzającą się okazję i pocieszyć ją na inny sposób? Gdy był młodszy, podkochiwał się w tej niewielkiej istotce. Był nawet taki czas, kiedy myślał, że naprawdę ma u niej szanse. Jednak wraz z pojawieniem się pierścionka na jej palcu, jego fascynacja przestała być tak silna i uciążliwa. Teraz ona była tu, przygnębiona, zraniona, a pierścionka nie było. Musiał przyznać, że nadal była w świetnej formie. Może nawet w lepszej, niż dawniej. Była znacznie dojrzalsza i pociągająca.
Zmierzył ją ukradkiem spojrzeniem, z trudem powstrzymując uśmiech.
- Co takiego się wydarzyło? – zapytał.
Młoda kobieta, spojrzała na niego niepewnie. Wcale nie była przekonana, czy powinna zwierzać mu się ze swoich problemów. Nigdy za tym nie przepadała. W Kankuro było jednak coś, co sprawiało, że miała ochotę wyrzucić z siebie wszystko, co ją bolało. Zdawał się być o wiele doroślejszy i poważniejszy, niż większość jej znajomych. Czuła się przy nim bezpiecznie.
Westchnęła, zwilżając przy okazji usta, swoim trunkiem.
- Wszystko zaczęło się, gdy Kiba awansował…

-… a na koniec, ta lafirynda przyssała się do niego, jak profesjonalistka! – wykrzyknęła zbulwersowana, uderzając otwartą dłonią w blat baru. – Oczywiście, ten dureń musiał być gentelmanem i nie wypadało odtrącić tej latawicy! Założę się, że to nie była pierwsza! Pewnie zabawia się teraz z nią w naszym łóżku – prychnęła, po czym ukryła twarz w dłoniach. Kołysała się niebezpiecznie na boki, co jakiś czas wydając siebie dźwięk podobny do łkania.
Kankuro wysłuchawszy całej historii dziewczyny, był w lekkim szoku. Co prawda, bardziej zdziwiłby się, gdyby nie był aż tak pijany, ale mimo wszystko. Nie spodziewał się takiego zachowania po Kibie. Odkąd go znał, uważał go za porządnego faceta. Trochę narwanego, ale przede wszystkim lojalnego. Był jak ten wierny pies, z którym zawsze się panoszył. Dziwnie więc było słuchać o tym, jak traktuje swoją żonę, w której tak w ogóle był niegdyś szaleńczo zakochany.
Westchnął ciężko, ze smutkiem spoglądając na swoją pustą szklankę. Portfel robił się nieprzyjemnie lekki, co oznaczało, że niebawem będzie musiał wracać do domu.
- Co ja mam teraz ze sobą zrobić? – wymamrotała, podpierając teraz głowę na rękach i zmrużonymi oczami, patrząc przed siebie. – Wszyscy będą mi współczuć, albo wezmą stronę Kiby. Isamu pewnie skręci mu kark. Będę musiała zamieszkać w jakimś jednopokojowym mieszkanku… - wymieniała, znużona.
- Przestać z tymi planami na przyszłość – przerwał jej i położył swoją dłoń na ramieniu brunetki. – Jeszcze nie wszystko stracone. Może jakoś uda się to wszystko naprawić. Nigdy nic nie wiadomo – dodał, a widząc, że dziewczyna zaczyna się krzywic, szturchnął nią lekko. – Póki co, pomyśl o tym co teraz. Na co miałabyś ochotę?
- Chciałabym… - Zrobiła zamyśloną minę, przykładając palec do ust i unosząc oczy ku górze. Myślała bardzo intensywnie. Kankuro niemal widział, obracające się w jej głowie trybiki. Po chwili jednak wygięła usta w podkówkę, bezwolnie opuszczając rękę na kolana. – Chciałabym, żeby Kiba mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze – jęknęła, niemal szlochając.
Lalkarz, choć nie był szczególnie uczuciowy, poczuł ukłucie w sercu. Nie wiele myśląc, chwycił brunetkę za ramiona, przyciągając do siebie.
Przez kilka chwil siedział, obejmując ją mocno. Itami nie odwzajemniła uścisku, ale też go nie odepchnęła. Gdy odsuwał ją od siebie, zobaczył jej pusty wzrok.
- Słuchaj, widzę, że potrzebna ci dłuższa terapia. Chodźmy do mnie, mieszkam niedaleko. Po drodze kupimy coś dobrego i możesz jęczeć mi do rana – zaproponował.
- Kankuro! – Spojrzała na niego zgorszona, odsuwając się kawałek. Chłopak zrobił zbolałą minę.
- W sensie, że możesz narzekać, mówić ile ci się podoba. Naprawdę, Itami, ty to tylko o jednym myślisz – powiedział, wstając z krzesła i wkładając na siebie ciemną bluzę.
- Ale wymyśliłeś – prychnęła, zeskakując ze swojego siedzenia. – Po prostu nie mam zamiaru łajdaczyć się, jak te… te panie, na które tak leci mój mąż! Wiem, że ci się podobam, więc lepiej nic nie kombinuj – powiedziała, stając przy nim na palcach i grożąc mu ręką.
Brunet uśmiechnął się pobłażliwie. Mała dziewczynka, pijana w sztok, grozi mu palcem. Chyba zaczynał się bać.
- Zawsze miałaś słabą głowę – zauważył.
- Sam ledwo stoisz!
- Nie ważne – wzruszył ramionami, odwracając się w stronę wyjścia. – Po za tym, nie kręcisz mnie już. Chyba przytyłaś, albo coś – dodał.
Itami zaskoczona, przez moment przyglądała mu się tępo. Po chwili spojrzała szybko na siebie, po czym znów na niego, wściekle zgrzytając zębami. Przeklęła pod nosem i odrobinę chwiejnym krokiem, pobiegła za nim.
                Mieszkanie Kankuro rzeczywiście było dosyć blisko. Nie na tyle jednak, by nie zdążyć wypić po drodze, niewielkiej butelki trunku. Gdy dotarli do drzwi wejściowych, mieli ze sobą jeszcze dwa wina w zapasie. Oboje byli już w bardzo rozrywkowym nastroju. Śmieszyła ich każda opowieść, a właściwie nawet wszystko dookoła.
Kiedy tak stali pod drzwiami wejściowymi, chichotali co chwilę, próbując znaleźć klucze w spodniach chłopaka. W końcu, okazało się, że schował je do kieszeni bluzy.
Otwarcie zamka również nie należało do najprostszych czynności. Wymagało powagi i skupienia, a także dobrze przemyślanego planu. Po wielu próbach, w końcu udało się trafić we właściwe miejsce i przekręcić kluczyk. Coś kliknęło i Kankuro pchnął do przodu drzwi, otwierając je na oścież.
- Mam straszny bajzel. Nie spodziewałem się dziś gości – wyznał, patrząc krzywo na swój przedpokój. Itami wyjrzała zza jego pleców, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Gdybyś ty zobaczył mój dom, zanim z niego wyszłam – zaśmiała się, a po chwili znów posmutniała. Brunet, widząc to, wciągnął młodą kobietę do środka, zatrzaskując za nią drzwi.
- Dobra, umawialiśmy się, że koniec z depresjom. Lepiej się napij, albo coś – mówił, idąc powoli do przodu i zatrzymując się na końcu korytarza. Siatkę z zakupami odłożył na podłogę i przez moment przyglądał się swojej sypialni. Niepościelone łóżko, nieumyty talerz na szafce nocnej, jakieś papierki po chipsach na podłodze. Typowa sypialnia faceta.
Westchnął ciężko, odwracając się do dziewczyny. Ku jego zaskoczeniu, stała tuż za nim, również oglądając sypialnie.
- Masz spore łóżko – przyznała z uznaniem w głosie i minęła go w wejściu.
Bez słowa i cienia krępacji, rzuciła się na leżenie, wygodnie się na nim rozkładając. Uśmiechnęła się błogo, zamykając oczy i oddychając głęboko.
- Tu chociaż pachnie mężczyzną – zaśmiała się, chwytając za jedną z poduszek i przytulając się do niej.
Na twarzy chłopaka, pojawił się błogi uśmiech. Odruchowo, ściągnął z siebie bluzę, podchodząc do łóżka i siadając na jego brzegu.
- Brakuje już ci tego, co? – zapytał, odwracając się w jej stronę.
Itami położyła się na plecach, otwierając oczy i wpatrując się w biały sufit. Wzruszyła lekko ramionami.
Kankuro wdrapał się na materac, układając wygodnie tuż obok dziewczyny. Leżał bokiem, podpierając głowę ręką i przyglądając się brunetce. Ona również skierowała na niego swoje zielone tęczówki. Jęknęła po chwili głośno, zakrywając twarz dłońmi.
- Ech, za dużo wypiłam – mruknęło, uderzając jednocześnie obiema rękami w pościel.
- Czemu tak uważasz? – zapytał z szerokim uśmiechem, prawą dłonią, muskając delikatnie jej ramię i bawiąc się jej włosami. Ponownie na niego spojrzała, po czym na jego rękę. Zmarszczyła odrobinę brwi, przygryzając dolną wargę.
- Muszę już iść – powiedziała i już chciała wstawać, kiedy chłopak chwycił ją ramieniem, zaciągając z powrotem do leżenia. Wykonał taki manewr, że młoda kobieta znajdowała się teraz pod nim, patrząc nań zaskoczonym wzrokiem.
- Nic nie musisz – szepnął jej w usta, po czym delikatnie je pocałował.
Itami leżała nieruchomo, cały czas będąc w szoku. W głowie jej szumiała, a całe pomieszczenie zdawało się wirować. Co ona wyprawiała?! Czuła na swoich wargach przyjemne ciepło. Delikatne muśnięcia, miękkich ust chłopaka sprawiały, że całe jej ciało przeszywał dreszcz.
Mimowolnie zaczęła oddawać pocałunki. Wyraźnie dostrzegła to, że brunet uśmiechnął się szeroko, nie przestając jednak pieścić ją swoim językiem. Nagle wydało jej się to takie miłe i przyjemne. Zadrżała lekko, czując, jak chłopak wplata swoje dłonie w jej włosy. Po chwili, zaczął przesuwać je niżej, śmiało dotykając jej ciała.
Odruchowo, uniosła swoje ręce, kładąc je na jego twarzy. Zamiast go odepchnąć, przyciągnęła jeszcze bliżej siebie. Jakaś jej cząstka powtarzała, że źle robi, że powinna szybko stamtąd uciekać. Pokusa jednak była zbyt silna. Tak bardzo pragnęła czyjegoś dotyku. Chciała znów poczuć, że nie jest sama, że ktoś jest tu, blisko.
                Kankuro natomiast, sam był odrobinę zaskoczony swoim śmiałym zachowaniem. To, że Itami go pociągała, wiedział już od dawna. Nie był tylko do końca pewien, czy słusznie robi. W końcu to nie była pierwsza, lepsza dziewczyna. Poza tym, ona miała męża, do licha! Co on tu z nią wyprawia?!
Jej usteczka były jednak takie delikatne. Jej skóra pachniała niczym kwiaty. Mimo dosyć drobnej budowy ciała, piersi miała całkiem spore. Nie była przesadnie szczupła, ale dla niego wydawała się być teraz idealna. Była jak magnez. Nie potrafił oderwać od niej rąk. Jak narkotyk, który gdy raz spróbował, chciał więcej i więcej. Może to co robili, nie było dobre, ale jak mógł teraz przestać? Poza tym, jej również zdawało się to wszystko podobać. Sama pieściła go już po ramionach i klatce piersiowej, jakby starała się odszukać guziki od koszuli. Czując, co planuje dziewczyna, sam ściągnął z siebie górną część ubrania, odrywając się od jej ust tylko na sekundę. Gdy ponownie ją pocałował, czuł się już znacznie pewniej i zrobił to niemal brutalnie. Itami najwyraźniej wciąż była niezrażona, więc nie chcąc tracić dobrej passy i postawać dziewczynie dłużnym i jej koszulki pozbył się z niesamowitą łatwością.
Właściwie, nie miał do końca pewności, czy to aby nie sen. Wszystko było dosyć niewyraźne i jak na jego gust, aż za bardzo szalone. Mimo wszystko, nie chciał wypuszczać jej z ramion. Z całego serca pragnął, by ranek nigdy nie nadszedł.

"Dotykiem samym byłam,
Kochaniem samym wtedy,
Szeptaniem, po wodzie chodziłam.
 Chcę Cię takiego jak kiedyś"*

***

                Wolnym krokiem podszedł do recepcji motelu. Za ladą siedziała obficie wymalowana kobieta. Miała nie więcej niż czterdzieści lat. Krwisto czerwone usta, nadawały jej nieco mrocznego wyglądu, komponując się z jej czarnymi lokami, sięgającymi do ramion. Ze znudzonym wyrazem twarzy, malowała właśnie paznokcie. Dostrzegając jednak potencjalnego klienta, oderwała się od swojej czynności i uśmiechnęła do niego szeroko.
- Witam, pana. W czym mogę służyć? – zapytała uprzejmie, nie spuszczając z niego wzroku.
Brunet niepewnie rozejrzał się po pomieszczeniu, rozmasowując kark.
- Czy zameldowała się tu może Inuzuka Itami? – zapytał w końcu. Doskonale wiedział, że była tu niedawno. Jej rzeczy, znajdujące się w pokoju nad nimi, były przesiąknięte jej zapachem. Nie sądził jednak, by od tak po prostu dano mu klucz do jej pokoju, albo udzielono wszelkich informacji.
                Recepcjonistka przez chwilę, szukała czegoś w wielkim notesie, po czym pokręciła przecząco głową i ze smutkiem spojrzała na mężczyznę.
- Przykro mi, nie mamy tu nikogo o takim nazwisku – odparła.
- No to może Yasai? Itami Yasai? – polecił, wychylając się odrobinę do przodu i zerkając do zapisków.
- Ach, tak, rzeczywiście jest tu ktoś taki – odezwała się znów kobieta, uradowanym tonem, po czym ponownie spojrzała na bruneta. – Chciałby zostawić pan dla niej jakąś wiadomość?
- Nie, ale chciałbym wiedzieć, na jak długo opłaciła swój pokój?
Czarnowłosa skrzywiła się lekko, uważniej obserwując przybysza. Przez chwilę wahała się z odpowiedzią, aż w końcu zerknęła do notatnika.
-Do jutrzejszego ranka. Z możliwością przedłużenia – mruknęła, zerkając na niego podejrzliwie.
- Dziękuję pani bardzo i przepraszam za kłopot. – Ukłonił się, po czym odwrócił i ruszył w stronę wyjścia.
Na zewnątrz, rozglądał się na boki, myśląc o tym, dokąd powinien się udać i co zrobić. Gdyby chciał, potrafiłby zlokalizować położenie swojej żony. Jednak coś mu mówiło, że byłoby dużo lepiej, gdyby poczekał na nią tutaj. Po zapachu, potrafił stwierdzić, że ostatni raz była tu wczorajszego wieczoru. Czuł, że była gdzieś cała i zdrowa, ale postanowił jej nie szukać. Nie chciał jej denerwować jeszcze bardziej, bo wiedział, że i tak czeka ich długa i nieprzyjemna rozmowa.
Kawałek dalej, zauważył niewielką knajpę, w której serwowali śniadania. Bez zbędnego namysłu, ruszył w tamta stronę.

***

                Promienie słońca, wdzierały się do niewielkiego pokoju, przez niestarannie zasłonięte okna.
Powoli otworzyła swoje zmęczone oczy, marząc przy tym brwi. Czuła się fatalnie. Miała wrażenie, że ktoś uderza w wewnętrzną część czaszki wielkim młotem. Nawet najwolniejszy ruch sprawiał, że całe pomieszczenie zdawało się kołysać. Przez to, zaczynało robić jej się niedobrze. Potworna suchość w ustach, również nie poprawiała jej sytuacji.
Podniosła się nieco, opierając ciężar ciała na rękach. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to butelka wody stojąca na stoliczku obok. Zupełnie, jakby czekała tam specjalnie na nią. Bez zastanowienia, chwyciła za nią i odkręciwszy, od razu wzięła kilka sporych łyków. Nie zwróciła nawet uwagi na szklankę, która stała tuż obok butelki.
Chłodna woda, przyjemnie zwilżyła jej suche jak pustynia gardło. Po chwili poczuła się już pełna, ale nieprzyjemne pragnienie pozostało.
Otarła usta wierzchem dłoni, niepewnie rozglądając się po pokoju. Była już bardziej rozbudzona i czuła, jak zaczyna ją mdlić z innego powodu.
Gdzie właściwie się znajdowała? Coś tam jej świtało, ale nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli. Może to jej pokój w motelu? Może po prostu w nocy było gorąco na spanie w czymkolwiek? Może nie zrobiła tego, za co zapewne znienawidzi się do końca życia?
- O, widzę, że już się obudziłaś. – Jak strzał batem, do jej uszu dotarł głos młodego mężczyzny. Szybko odwróciła głowę w stronę wejścia do pokoju, czując jak do jej oczu napływają łzy. Z przerażeniem wpatrywała się w Kankuro.
Miał na sobie zwykłe spodnie od dresu i luźną koszulkę. Ręce skrzyżował na piersi, uważnie obserwując dziewczynę.
Itami automatycznie przykryła się kołdrą, a jej twarz pokryła się rumieńcami. Chłopak uśmiechnął się rozczulony, robiąc krok do przodu.
- Nie zbliżaj się! – wykrzyknęła nagle. Właściwie nie tyle krzyknęła, co pisnęła z wielkim przerażeniem. Brunet przystanął, nie spuszczając z niej wzroku. Przypominała mu teraz przerażone pisklę. Szczerze, to chyba jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Mogła sobie walczy z najgroźniejszymi mordercami, ale to teraz była naprawdę sparaliżowana strachem.
- Spokojnie, Itami – odezwał się, uspakajającym głosem. – Ubierz się, a potem chodź do kuchni na śniadanie. Powinniśmy pogadać – dodał, powoli wycofując się z pokoju.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową z drżącymi ustami. Gdy tylko Kankuro zniknął jej z oczu, uderzyła pięściami w materac. Zagryzła wargi, marszcząc brwi i wściekle wpatrując się w pościel.
Jak ona mogła, myślała. Jak mogła być taka… taka głupia?! Przecież to niewybaczalne! Kiba mógł sobie robić co chciał, ale ona i tak nie miała prawa do czegoś takiego! Stała się jedną z tych ladacznic z baru. To okropne! Zamieniła się w osobę, którą normalnie by pogardziła.
I co teraz? Co ona niby teraz ma zrobić? Po co dała się ponieść emocjom? Nie mogła w zamian rozwalić jakiejś ściany, albo natrzaskać komuś po pysku?! Nie! Ona musiała przespać się z Kankuro! A co! Była taka głupia, taka żałosna, bezwstydna, odrażająca… Jeszcze nigdy nie gardziła sobą tak bardzo, jak w tej chwili.
                W pełni ubrana, bez słowa weszła do kuchni. Przez chwilę stała w wejściu, patrząc na chłopaka. Stała kawałek przed nią, opierając się o kuchenne szafki. Miał zamknięte oczy, ręce splecione na piersi, a głowę nieco pochyloną.
Niespecjalnie śpieszyło jej się do jakiejkolwiek rozmowy, więc po cichu podeszła do stołu i usiadła na jednym z krzeseł. Przed nią stał wielki talerz z kanapkami, a obok dzbanek herbaty, mniejszy talerzyk, filiżanka z łyżeczką i miseczka cukru.
Ponownie zerknęła na bruneta, a widząc, że nie zmienił swojej pozycji, sięgnęła po jedną z kanapek. W prawdzie, ciężko jej było przełknąć nawet jeden kęs, ale żołądek przyrastał jej już do krzyża.
- Po prostu nie róbmy z tego afery – odezwał się nagle chłopak.
Itami spojrzała na niego z pełnymi ustami. Pośpiesznie przełknęła całe jedzenie i otarła usta.
- Nie zamierzałam – stwierdziła. – Tylko… - zawahała się, spuszczając głowę. – Nie jestem do końca pewna, co to oznacza dla mnie. Dla mojego małżeństwa – mruknęła cicho.
Zanim się zorientowała, Kankuro siedział już naprzeciwko niej, podpierając głowę na jednej ręce.
- Powiedz Kibie prawdę. Przynajmniej pokażesz, że jesteś lepsza i go nie oszukujesz. – Wzruszył ramionami, chwytając za jedną z kanapek.
- Lepsza od niego?! – wykrzyknęła z niedowierzeniem. – Niby w czym jestem lepsza?! O nie! Jeżeli już, to jestem tą gorszą. Tylko pomyśl, nawet nie wiem, czy on mnie zdradzał. To prawda, całował się z inną, ale ja posunęłam się dalej. Dużo dalej! W tym momencie, to ja jestem niewierną żoną, która…
- Przestać – warknął, uderzając pięścią w blat stołu. Spojrzała na niego zaskoczona, ale zamilkła. Kankuro odetchnął głęboko i skierował wzrok na dziewczynę. – Znowu to robisz. Obwiniasz się za wszystko. Chcesz wziąć całą winę na siebie. W imię czego? Nie chcę nikogo bronić. Sam przecież nie jestem bez winy. W końcu to ja zacząłem cię całować. Ale tu chodzi o was. O ciebie i o Kibę. Oboje zawiniliście i nie ma znaczenia kto bardziej. To nie są wyścigi – powiedział, już spokojniejszym tonem. – Posłuchaj mnie uważnie… wczorajsza noc była cudowna, ale oboje wiemy, że nie miała znaczenia. – Uśmiechnął się krzywo, cały czas utrzymując z nią kontakt wzrokowy. – Jeżeli wciąż zależy ci na swoim małżeństwie, powinnaś wrócić do domu i być szczerą wobec męża. Musisz podjąć jakieś działanie. Nie, nie masz nigdzie uciekać. Musicie zdecydować, co zrobić z waszą sytuacją, bo to wszystko prędzej, czy później cię wykończy. Pomyśl logicznie, co będzie dla ciebie najlepsze? Jeżeli masz cierpieć przez wasz związek, to może sobie odpuście. Postarajcie się tylko wszystko wyjaśnić. Najgorsze są takie kłamstwa i niedopowiedzenia.
- Ta… to wszystko tak łatwo powiedzieć – westchnęła, nalewając sobie herbaty i słodząc ją dwiema łyżeczkami cukry. Mieszała powoli, patrząc jak przeźroczyste kryształki znikają w gorącym naparze. – Niby rozmowa jest jakimś rozwiązaniem, ale myślę, że on chyba już sobie odpuścił. Po tym co zrobiłam, nie będzie miał nawet wątpliwości. Poza tym, innych kobiet może mieć na pęczki. Jest przystojny, miły, zabawny, ma dobrą pracę… dlaczego miałby wybierać mnie? – Spojrzała ze smutkiem na chłopaka.
Siedział, ściskając w dłoniach ciepłą filiżankę z herbatą. Uśmiechnął się przyjaźnie, wzruszając ramionami i podnosząc swój napój do ust.
- Ty to ty. Ja bym cię wybrał – powiedział, popijając  słodki wywar.

***

                Zauważyła go dopiero, gdy podeszła do motelu. Siedział koło wejścia, na swoim plecaku z zamkniętymi oczami, plecami opierając się o ścianę budynku. Wyglądał na zmęczonego. Uśmiechnął się cierpko, jak tylko stanęła obok niego. Od razu wyczuł jej zapach.
- Itami – mruknął, powoli otwierając swoje wilcze oczy i spoglądając na żonę.
- Co ty tu robisz? – wydusiła z siebie. Wpatrywała się w niego zaskoczona, niczego nie rozumiejąc.
- Przyszedłem po ciebie – odparł poważnym tonem.
- Dlaczego?
- Dlaczego?- Podniósł się z miejsca i podszedł do niej. Był o ponad głowę wyższy. – Jesteśmy małżeństwem. Kocham cię. Oto, dlaczego przyszedłem – powiedział, uśmiechając się na końcu nieśmiało. Wysunął prawą dłoń do przodu, by jej dotknąć. Ledwo musnął jej ramienia, a dziewczyna zadrżała i szybko zrobiła krok do tyłu.
- Porozmawiajmy – oznajmiła dosyć nerwowym tonem, po czym bez zbędnych wyjaśnień skierowała się do motelu.
Kiba podążył za nią wzrokiem, po chwili chwytając swój plecak i gnając za brunetką.

                W pokoju panowała napięta atmosfera. Itami siedziała na brzegu łóżka, ze smutkiem wpatrując się w drewnianą podłogę, natomiast Kiba stał na środku pomieszczenia, nerwowo zaciskając pięści. Jego wzrok wyrażał pustkę. W głowie trawił właśnie to, co powiedziała mu jego własna żona. Analizował, wyobrażał, szukał wyjaśnienia. Kobieta, która była dla niego wszystkim, która była sensem jego istnienia, właśnie oznajmiła mu, że ostatnią noc spędziła w ramionach innego. Jak miał na to zareagować? Powinien być na nią wściekły. Powinien krzyczeć, pokazywać, jak bardzo został zraniony. Może i powinien, ale nie mógł. Itami nie była taka. Po tym wszystkim, wciąż był pewien, że nie przestała go kochać. To jego wina. To on… on pchnął ją w objęcia kogoś innego. Dopuścił do tego. Nie potrafił jej zatrzymać.
Jak mógł się na nią gniewać? Najchętniej przeprosiłby ją i za to. Coś jednak go powstrzymywało. Gdy na nią zerkał, wzdrygał się mimowolnie. Myśl, że jakiś inny facet ją dotykał, pieścił, całował… To było coś odrażającego. Miał wielką ochotę uciec stąd. Ukryć się gdzieś w samotności i ciszy, by móc wszystko przemyśleć. Jeszcze bardziej chciał udać się do Kankuro i wyładować na nim swoją furię.  Mógł być sobie bratem Kazakage. Mógł być gościem, który niegdyś ocalił mu życie. Teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Być śmieciem. Ohydnym typkiem, który wtrynił się w ich związek.
- Powiesz mi coś? – Jak cięcie ostrzem, ciszę przerwał jej cichy głos.
- Jak…? Dlaczego…? – wychrypiał, wpatrując się tępo w swoje drżące dłonie.
Kobieta splotła palce, przykładając ręce do czoła.
- Nie wiem. Sama nie wiem. Nie pojmuję tego. Było mi tak smutno, tak źle… Piłam, by chociaż na chwilę o tym zapomnieć. Chciałam choć przez moment przestać o tobie myśleć! – załkała cicho, wierzchem dłoni ocierając oczy. – Ale nie potrafiłam. Wciąż widziałam cię z tamtą kobietą. Wyobrażałam sobie niestworzone rzeczy. Czułam, jakby ktoś wywiercił mi w sercu wielką dziurę. To tak bardzo bolało… Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Pamiętam to jak przez mgłę. Tylko takie urywki… Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Tak strasznie żałuję. – Rozpłakała się na dobre, zakrywając twarz dłońmi.
Inuzuka wpatrywał się przez chwilą w drżące i przygarbione plecy swojej żony. Wyglądały, jakby dźwigały na sobie ogromny ciężar. Większy, niż były w stanie udźwignąć.
Westchnął ciężko, myśląc o jej słowach.
- Czyli byłaś wtedy w barze, kiedy ja…
- Kiedy całowałeś tamtą dziwkę?! Owszem, byłam! – krzyknęła nagle, odwracając się w jego stronę. Kiba, zaskoczony jej niespodziewanym wybuchem, patrzył na nią z przerażeniem. – A może uważasz, że nie powinnam tak o niej mówić?! Może dla ciebie stałam się teraz taka sama?! – Zacisnęła pięści na pościeli łóżka, ponownie pochylając głowę.
- Itami…
- Tak – zaszlochała. – Niczym się od niej nie różnie. Masz rację – dodała, łkając cicho.
- Posłuchaj – odezwał się znów po chwili, po czym nabrał głęboko powietrza do płuc i wypuścił je z głośnym westchnięciem. – Zasługujesz na prawdę. Zasługujesz na nią, jak nikt inny. A prawdą jest to, że to nie ty… ja, to ja byłem powodem twojego stanu. Wiem to bardzo dobrze i ogromnie żałuję, że dopuściłem do czegoś takiego. Musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie przestałem cię kochać. Te kobiety… między nami nigdy nie doszło do niczego więcej. One nic nie znaczyły, to była tylko głupia zabawa. Bardzo głupia, teraz to wiem. Dlatego właśnie musisz mi wybaczyć. Musimy…
- Te kobiety – mruknęła cicho, powoli podnosząc głowę i nieobecnym wzrokiem, patrząc na ścianę.
- Itami… Wiem, oboje narozrabialiśmy – powiedział cicho, podchodząc do niej.
- I jesteśmy kwita?! – wydarła się, wstając z łóżka i cofając kilka kroków w tył. Patrzyła na niego wściekle, oddychając nerwowo.
- Nie traktuj tego w ten sposób – powiedział, niemal błagalnym tonem, krzywiąc się nieco.
- Ja… - Uniosła ręce, patrząc na nie, jakby nie należały do niej. – Nie, ja… ja po prostu nie potrafię – dodała ciszej, obejmując się rękoma i spuszczając głowę.
- Co masz na myśli? – zapytał niepewnie.
Wolnym krokiem, zbliżyła się do łóżka, siadając z powrotem na miejsce, z którego prze chwilą wstała.
- Powinniśmy od siebie odpocząć – szepnęła niezwykle cicho. Kiba jednak wyraźnie usłyszał jej słowa.
Odruchowo zaklął pod nosem, zaciskając wściekle pięści. Zazgrzytał zębami, nerwowo krążąc po pokoju. W końcu podszedł do drzwi i chwycił za klamkę. Otworzył je, ale kiedy już chciał opuścić pomieszczenie, przystanął.
- Itami… powinniśmy…
- Nie – przerwała mu. Cały czas, odwrócona była do niego tyłem. Nie chciała na niego patrzeć. – Zraniłeś mnie, a ja zraniłam ciebie. Czujemy to samo, wiem. Brzydzę się sobą, ale nie wiem, czy nawet tobie mogłabym wybaczyć. To wszystko mnie przerosło, Kiba. Zgubiliśmy się gdzieś po drodze. Poszliśmy różnymi ścieżkami, a teraz nie potrafimy się odnaleźć. To trudne. Za trudne – mówiła spokojnie. Jej głos przepełniał taki smutek, że mężczyzna czuł, jak ściska mu serce.
- Kocham cię – mruknął cicho.
- Powinieneś już pójść – odparła. Chwilę później, usłyszała trzaśnięcie drzwiami, a po nim ciszę. Najchętniej rozpłakałaby się jak małe dziecko i szlochała przez resztę, nic nie znaczącego życia. Łzy jednak same spływały, strumieniem po jej policzkach, a ona nieprzytomnie wpatrywała się w podłogę.
Nagle poczuła silne ramiona, obejmujące ją od tyłu. Przyjemny zapach i ciepły oddech na swoim karku. Przez ułamek sekundy chciała go odepchnąć, powiedzieć, żeby zostawił ją samą. Tak bardzo jednak tęskniła. Załkała głośno, dłońmi dotykając, tak dobrze znanych jej rąk i wtulając w nie twarz.
- Jak mogłeś mi to zrobić? – Płakała, a on przytulił ją jeszcze mocniej.
- Wybacz… wybacz mi – szepnął jej do ucha, opierając głowę na ramieniu żony.
- Tak strasznie mi przykro… Tak przepraszam – mamrotała dalej, bez większego ładu i składu.
- Najgorsze co możemy teraz zrobić, to „odpocząć” od siebie. Nie chcę się od ciebie oddalać. Wiem to teraz lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Chcę być przy tobie każdego dnia, każdej noc. Chcę znów widzieć twoją szczęśliwą twarz, zabierać cię na wycieczki, jeść z tobą śniadania, całować cię przed pracą i z niecierpliwością oczekiwać każdego kolejnego spotkania. Itami, jesteś przecież sensem wszystkiego. Bez ciebie, ta cała reszta nie ma żadnego znaczenia. Moje życie nie ma znaczenia. Dlatego proszę… błagam cię, daj mi jeszcze jedną, ostatnią szansę. Sprawię, że znów mnie pokochasz. Rzucę tę robotę i już nigdy nie przełożę nic ponad czas spędzony z tobą. Tylko… tylko powiedz, że spróbujemy, że się nie poddamy. Przejdziemy przez to razem i wygramy. Błagam cię, powiedz tak – mówił, a głos i jemu zaczynał drżeć. Naprawdę się bał. Nie potrafił sobie wyobrazić życia, w którym nie byliby razem.
- Nie wiem, Kiba. Naprawdę, nie wiem, czy jestem dość silna – mruknęła cicho, wplatając swoje dłonie w jego i patrząc na nie smutno.
- Jesteś najsilniejsza. Razem staniemy do tej walki i zobaczysz, że we dwoje zwyciężymy wszystko. – Zacisnął palce na jej małych rączkach. Były takie szczupłe i delikatne.
Podciągnął nieco jedną dłoń, nie puszczając jej i czule pocałował.
- Zaufaj mi. Nigdy cię nie opuszczę.

TERAŹNIEJSZOŚĆ

                Leżała na wielkim łóżku, z grymasem wpatrując się w biały sufit. W całym domu panował wyjątkowy spokój. Tia i Kiba bawili się na zewnątrz, a ona właśnie skończyła pobieżne porządki. Nawet drobne, domowe prace zaczynały ostatnio ją męczyć. Myślała, że to pewnie przez ciążę, ostatnio strasznie mało się rusza i stąd ta słaba kondycja.
Dodatkowo dobijała ją ostatnia, bezsensowna kłótnia. Nie miała zamiaru czuć się winna. Nic złego przecież nie zrobiła. Co mogła poradzić na to, że Kankuro przybył do wioski i zamienił z nią dwa zdania. Kiba na jego punkcie by zbyt impulsywny. Może i w jakimś stopniu miał do tego prawo, ale nie zaszkodziłaby mu jakaś terapia. Może powinna zabierać go ze sobą, na medytację, gdy udaje się do Isamu? Problem w tym, że z Isamu również najlepiej się nie dogadywał. Tu z kolei wina leżała po stronie jej nadopiekuńczego brata.
Przekręciła się na prawy bok, jedną rękę wkładając pod głową, a drugą dotykając swojego brzucha. Głaskała go czule, zastanawiając się nad tym, kto tym razem pierwszy wymięknie. Zwykle to Kiba był tym, który wyciągał dłoń na zgodę. Czasem jednak i ją zbyt mocno gryzły wyrzuty sumienia.
                Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi, a w uchylonych drzwiach ujrzała głowę męża.
- Śpisz? – zapytał niepewnie.
- Zgadnij – mruknęła, mrużąc powieki i podciągając się nieco, tak by usiąść. Brunet wszedł do pokoju, nerwowo rozglądając się na boki. Ręce schowane miał w kieszeni spodni.
- Tia była zmęczona, więc położyłem ją spać – powiedział, stając przy łóżku.
- No i bardzo dobrze. – Itami wzruszyła tylko ramionami, palcami jednej dłoni przeczesując swoje włosy i od czasu do czasu, spoglądając na mężczyznę obrażonym wzrokiem.
Kiba kołysał się lekko na boki, udając, że obserwuje coś za oknem. Próbował beztrosko pogwizdywać, ale coś mu chyba nie wychodziło. W końcu westchnął ciężko i bezradnie opadł na łóżko.
- No dobra – burknął, zmęczonym głosem. – Przepraszam.
Kobieta zerknęła na niego przez ramię, a po chwili znów odwróciła głowę, wysoko zadzierając nosa.
- Nie wiem, o czym mówisz – mruknęła chłodno.
- Oj, Itami – jęknął, przeciągając jej imię i nachylając się do przodu, tak że ręce miał po obu jej stronach. – Daruj mi tym razem. Byłem rozbity przez tę misję, a kiedy go zobaczyłem…
- Przestań już się tłumaczyć – prychnęła, krzyżując ręce na piersiach. – Prawie przy każdej kłótni wyrzucasz mi moje stare winy. Przestało już mnie to boleć, z czasem zrobiło się wręcz nudne, ale teraz naprawdę mnie wkurzyłeś. Czy ty nie potrafisz wymyślać żadnych innych pretekstów do awantur? Ja przynajmniej staram się je jakoś urozmaicić, żeby nie kłócić się ciągle o to samo.
- Czy ty pouczasz mnie, jak mam się z tobą kłócić? – zapytał z lekkim uśmiechem, pochylając się w jej stronę i opierając bronę na jej ramieniu.
- Nie… chociaż może i tak – zastanowiła się. – Czasem potrzeba w małżeństwie jakiejś kłótni. To podobno umacnia związek. Nie chcę jednak, byśmy przepraszali się wiecznie za to samo – dodała.
- Kocham się z tobą godzić – mruknął, całując jej kark. Wzdrygnęła się lekko, szturchając go ramieniem.
- Jeszcze jestem zła – ostrzegła, krzyżując nogi i kładąc dłonie na swoich kolanach.
Kiba westchnął ciężko, prostując się. Chwilę na nią patrzył, po czym pokręcił głową z rezygnacją i na czworakach przeszedł po łóżku na jej stronie, tak by siedzieć do niej przodem. Gdy spojrzał na twarz żony, ta miała zamknięte oczy i poważną minę. Wyglądała, jakby się na czymś koncentrowała.
- Jesteś zła też o tę misję, prawda? – zapytał skruszony, garbiąc się nieco. Tego ranka właśnie, oznajmił jej, że otrzymał misję zwiadowczą i może go nie być przez jakieś dwa tygodnie. Brunetkę tak rozzłościła ta wiadomość, że rzucała w niego czym popadnie.
- Trochę. Nie podoba mi się, że nie będzie cię tak długo i to akurat teraz – oznajmiła, otwierając oczy i wpatrując się w niego odważnie.
- Ostatecznie mogę powiedzieć Naruto, żeby spadał na drzewo i znalazł sobie jakiegoś innego jelenia. – Wzruszył ramionami, spoglądając na nocną szafkę. Stało na niej kilka ramek ze zdjęciami. W jednej z nich, znajdowało się jego ulubione, które przedstawiało jego i Itami, kiedy byli jeszcze dziećmi. Wręczał jej wtedy małego kwiatka, a ona rumieniła się, zawstydzona.
- Nie – odezwała się stanowczo. – Nie podoba mi się, to co mówię, ale przyda nam się dodatkowy zarobek. No i miałbyś mnóstwo problemów później, gdybyś teraz wystawił Naruto – dodała, pochylając nieco głowę.
- A więc nie jesteś już zła? – zapytał cicho. Pokręciła powili głową, smutniejąc odrobinę. Kiba uśmiechnął się rozczulony, dotykając dłonią jej policzka i podciągając tak, by spojrzała na niego. Zbliżył się, delikatnie całując jej usta.
- Mamy przecież swoje zasady i nigdy nie rozstajemy się skłóceni, prawda? – szepnął, opierając się głową o jej czoło. Uśmiechnęła się, zamykając oczy.
- Życie shinobi pokazuje nam, że to nie byłaby zbyt mądra decyzja – odparła, zarzucając mu ręce na szyję i mocno się do niego przytulając.
- Odprowadzisz mnie wieczorem do bramy?
- Tak.


                Stała kilka kroków przed wejściem do wioski, ze smutkiem patrząc na oddalającą się sylwetkę męża. W jednej dłoni ściskała małą rączkę swojej córeczki, natomiast drugą przykładała do serca. Nienawidziła tego. Nienawidziła patrzeć, jak ukochana osoba opuszcza wioskę, ale taką mieli przecież pracę. Ich ciągłe kłótnie o nic… przy tym były jedynie miłym wspomnieniem. Dawno temu, przyrzekli sobie, że żadne z nich nie ruszy się z wioski, będąc złym na to drugie. To byłoby głupie i bardzo niebezpieczne. Wiedzieli to. Każdy shinobi powinien to wiedzieć. Byli już dorośli i do niektórych spraw potrafili podejść o wiele rozsądniej niż przedtem. Wiele rzeczy byli w stanie sobie wybaczyć, wiele mogli razem znieść. Najważniejsze było, by walczyć o siebie nawzajem. Nie uciekać. Nie wycofywać się. Trwać przy swoim boku w najtrudniejszych chwilach. Wybaczać i kochać jeszcze mocniej.

****************************************

Chciałabym Was bardzo przeprosić. Za opóźnienie i za jakoś notki. Serio, nie jestem z niej zadowolona. Ale przynajmniej jeden (w prawdzie króciutki) fragment pasował mi do muzyki. Nie będę ukrywać, że sama nie mogę doczekać się już jakiejś walki, momentów, w których poleje się krew ;*
W tej notce z jednym fragmentem miałam spory problem. Dlatego też tyle czasu się ją pisało. Niby całość była mniej więcej zaplanowana już w pierwotnym pomyśle na trzecią serię, ale jakiś zastój słownictwa normalnie mnie złapał ^^"
Cóż no, jestem przygotowana na ostre słowa krytyki. Będę się bardziej starała, następnym razem. ;)
Pozdrawiam!

*Słowa z piosnki Kasi Wilk - Pierwszy raz


9 komentarzy:

  1. Według mnie było idealnie, ale jeśli chcesz jakieś ostre słowa to: ROZDZIAŁY MAJĄ BYĆ DŁUŻSZE I CZĘŚCIEJ DODAWANE >.<!!!!! No dobra... Heh... Jak ja się cieszę, że sobie wybaczyli... Ale Itami zdradziła Kibe? Nie... Za to strasznie podoba mi się imię ich córki... Tia... Cóż, skończyłam pisać i teraz zostało mi jedno: Czekam na kolejną notkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłuższe powiadasz? No to muszę się za siebie ostro wziąć, bo ten póki co chyba najdłuższy był. Przynajmniej na tym blogu ^^"
      Dziękuję za komentarz, bardzo się cieszę, że jesteś i czytasz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czy Pani sobie zdaje sprawę, że jest Pani coraz lepsza? :D No naprawdę, aż miło się patrzy, jak tak z notki na notkę coraz ładniej i fajniej, i... ach, milusio się obserwuje taki postęp ^^ A tym milej, jak sama Autorka nie jest ze swojego dzieła zadowolona! Zastój słownictwa? Chyba Ci się coś pomyliło kochana... Przeprosiny przyjęte, bo sama wiem, jak to jest stanąć na jednym momencie >.< okropne uczucie, ta frustracja...

    No tak, ale teraz nie wiem od czego zacząć ^^" Wypadało by chyba od początku czyli... ojej, od mojego Shikamaru! <3 Kłaniam się w podzięce, że go wcisnęłaś do rozdziału :D W dodatku przedstawiłaś go bardzo w jego stylu, czyli kolejny plus. Itami jako bezdomna i śmierdząca spalenizną to bardzo trafne określenie, bo jakżeby inaczej, kiedy Nara zawsze trafnie wszystko ocenia! :D

    Daaaaaalej. Uwielbiam Itami^^ Ten jej porywczy charakterek jest po prostu cudowny. O mało by nie zabiła faceta od kart (szkoda, że nie zadźgała oszusta!), gdyby nie interwencja Kankuro, hah. (swoją drogą, mój ulubiony fragment to ten w barze xd) A z drugiej strony taka delikatna, zwykła kobieta, która się złości na męża-świnię. I która go potem zdradza. Z D R A D Z A. Wiesz, że tego się akurat nie spodziewałam? Naprawdę myślałam, że się oprze zajebistości Kankuro, ale jednak nie odepchnęła jego uroku xd I potem był płacz i zgorszenie. Ogólnie bardzo pozytywnie zaskoczył mnie właśnie Kankuro. Fakt, wykorzystał sytuację, ale po cały zdarzeniu zachował się bardzo profesjonalnie :) Nie walczył, odsunął się na bok, zaproponował by nie robili afery - zaimponował mi chłopak xd

    Kiba i Itami ^^ (przez Ciebie nie potrafię już sobie wyobrazić Kiby z nikim innym!) Kiedy Kiba udał, że już wyszedł, zatrzasnął te drzwi, a potem przytulił Itami od tyłu, to się normalnie rozpłynęłam *q* Potem, już w teraźniejszości, nadal uśmiechałam się jak głupi do sera :))) Te dwa fragmenty były tak fajnie słodkie^^ Normalnie takie sceny mnie lekko drażnią, ale u Ciebie jakimś cudem tak nie było. I te ostatni fragment, który mówił, że shinobi nie mogą rozstawać się w gniewie <3

    Z krytyki: oj, ktoś w tym rozdziale jak szalony powstawiał pełno przecinków, nie wiadomo w sumie po co xd
    "Dla przeciętnego mieszkańca Suny, był to więc po prostu nieco cieplejszy dzień niż zwykle, który bynajmniej, nie zwalniał nikogo od pracy. W znacznie trudniejszej sytuacji, znajdowali się przejezdni. Nie przyzwyczajeni do tak drastycznej zmiany klimatu, mogli czuć się trochę nieswojo." -> cóż, ekspertem nie jestem i mogę się mylić, ale na moje wyczucie z tych pięciu przecinków potrzebny jest tylko jeden - przed "który"
    "Młoda kobieta, leżała płasko, twarzą w dół na jednej z ławek, które znajdowały się przy drodze" -> to samo, tylko przed "które"
    "Leniwie, powędrowała wzrokiem ku górze" i "W pewnym momencie, chwycił jej plecak i bez problemu, wyrwał go z jej uścisku" i "Właściwie, to miał nieodpartą ochotę, przewiercenia krótkiego ostrza, do macki jednej ze swoich nowych marionetek." -> nie potrzebny żaden. Takich błędów zauważyłam sporo, jednak nie bd ich wszystkich wymieniać.
    "naganom" -> "naganą"!
    "a dopiero od wieczoru zacząć cieszyć się" -> tu nie jestem pewna, ale chyba "od wieczora" albo prościej "wieczorem" ^^
    "z goryczom" -> "z goryczą"!
    "pozbawić ją całej" -> "jej"
    "depresjom" -> "depresją"!
    Ale to niuanse, które bynajmniej nie przeszkadzały w płynnym czytaniu notki :*

    No, to czekam na następną notkę, która mam nadzieję, tym razem będzie nieco szybciej :D Tak przed maturką daj jeszcze mi się rozluźnić przy Twojej twórczości, co? :)
    Pozdrawiam i WENY! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, aż mnie zszokowałaś tymi przecinkami. Musiałam przejrzeć notkę i zajrzeć nawet do worda, gdzie zawsze piszę. Nie mam pojęcia, dlaczego tak napisałam. Gdzie ja miałam głowę? Aż mi wstyd, bo naprawdę przecinki powstawiane bezsensu ;/ Poprawię to (jak mi się zachce ^^")

      Urzekłaś mnie tym, że nie widzi Ci się Kiba z nikim innym xD Mi również trudno byłoby go do kogokolwiek z oryginału teraz dopasować. Jest taką pominiętą w gruncie rzeczy postacią, że właściwie do nikogo konkretnego nie można go przypisać.

      Kankuro jest zajebisty sam w sobie. Mam tylko nadzieję, że nie zepsuję za bardzo jego wizerunku xD

      Cieszę się, że zaskoczył Cię motyw zdrady. Byłam pewna, że łatwo będzie Wam się tego domyślić i wykalkulować przebieg dalszych wydarzeń. Miło, że niekiedy udaje mi się czymś Was zaskoczyć. Pamiętaj, że dopiero się rozkręcam ;)

      Co do kolejnej notki. Myślę, że tym razem utrzymam się terminu i w przeciągu dwóch tygodni coś wstawię ;)

      Cóż no, dziękuję Ci, moja kochana za komentarz ;*
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Czuję się... zaskoczona.
    Niby wszystko na to wskazywało, ale jednak spodziewałam się, że Kiba zdąży na czas, może złapie ich na całowaniu czy coś, ale naprawdę nie spodziewałam się, że Itami zdradzi Kibę. Do tego z Kankuro! Najbardziej nie mogę uwierzyć w to, że Kiba tam był, tak niedaleko...

    Pijana Itami jest naprawdę rozczulająca. No jak oni śmieli ją oszukać...

    Shikamaru! On jest z Sunie z Temari? Zazwyczaj jest na odwrót. Ale się cieszę, że się pojawił. Stary, dobry Shikamaru. Kocham go, wspominałam już może?

    Poza tym strasznie mi się podobał sposób w jaki Kiba i Itami wszystko sobie... hmm, myślę, że "rozwiązali" będzie jednak złym słowem. Na spokojnie, bez wywlekania jakiś brudów i chociaż wiadomo, że o zdradzie się nie zapomni, można jednak ten etap zamknąć. W ogóle ich wspólne sceny był takie emocjonalne... świetnie się je czytało.

    Pozdrawiam i czekam na więcej. (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, chyba jeszcze o swojej miłość do Shikamaru tutaj mi nie mówiłaś xD
      Pomyślałam sobie, że to byłaby ciekawa odmiana, gdyby młodzi państwo Nara zamieszkiwali Sunę. Koniec końców jednak, w czasie teraźniejszym, właśnie przeprowadzili się do Konohy i jest znów zwyczajnie.

      Cieszę się, że podobały się Tobie sceny z Kibą i Itami. Niezbyt lubię takowe pisać, bo wydają mi się dosyć... smętne xD Dobrze jednak, jeśli nie wyszło tak źle, jak myślałam

      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Jak dobrze, że w końcu rozdział! :) No więc tak... powiem Ci szczerze, że spodziewałam się większej akcji. Widać było, że rozdziału nie czułaś i rzuciło się też w oczy, że urywałaś sceny - raz z tym opowiadaniem Itami Kankuro o jej związku, ale to jest do przeżycia, a drugi raz urwałaś dość istotną scene, tego jak Kiba się dowiedział. Moim zdaniem ten zabieg był niepotrzebny, bo naprawdę fajnie można oddać taką scenę. Wiesz, tą nerwowość, ból... ale dalej się zrekompensowałaś. Opisy... coraz szersze i coraz bardziej skupiające się na bohaterze niż na samych opisach otoczenia i ogólnego widoku. Moim zdaniem to wielki postep - ale nie będę powtarzała tego w każdym komentarzu bo to wiesz. :) Czasami mam ochotę cię palnąć... ciągle tylko zrzędzisz na brak słownictwa i nieumiejętność opisywanie uczuć... jedna, wielka bzdura i kłamstwo. Jesli myślisz, że ktokolwiek ci w to uwierzy, to chyba oszalałaś. Nie czytałoby się tego, jak ksiązke, gdyby twoje słownictwo nie było rozbudowane! To, że nie walisz niezrozumiałych frazesów jak ja, wcale nie odejmuje ci umiejętności zabawy słowami.:)

    Co do samej fabuły... :)
    Uroooocza, uroooooocza! Itami! Scene w barze to widziałam jak na youtubie ;d Podoba mi się ta jej nerwowość a potem ta delikatność i taki skrywany brak wiary w siebie... że jednak czuje sie gorsza od tych latawic, bo ciągle wydaje jej się, że Kiba woli je. A potem te jej okropne wyrzuty sumienia! Kurde, tak mi było żal dziewczyny...

    Jezu... naprawdę przepraszam Cię, ale nie jestem w stanie ci dzisiaj napisać tak długiego komentarza. Chciałam się odnieść do fabuły, ale nawet pozbierac mysli nie mogę. Jestem jeszcze trochę dobita, że tak powiem... Nie pogniewasz się jak reszte relacji ci zdam na gg? Nie chce ci pisać jakiś wydumanych pierdół. Ale chyba najważniejsze ci napisałam. Rozdział jak zwykle mi się podobał - o reszcie porozmawiamy jak będziesz miała chwile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty po prostu podnosisz mi poprzeczkę, dlatego mam zawsze wrażenie, że mój styl jest ciągle zbyt dziecinny xD Niby prostota nie jest zła, ale... oj tam, sama już nie wiem. To ten brak wiary w siebie po prostu tak dział. Wiem, wiem, za dużo jęczę, acz ostatnio baardzo się staram, by narzekań było mniej ;)

      Fajnie, ze pijana Itami wydała Wam się urocza. Starałam się tutaj pokazać jej charakterek, bo w teraźniejszości odniosłam wrażenie, że przez bycie matką aż nadto złagodniała ;/

      No cóż... oczywiście, że się nie pogniewam za zdawanie relacji na gg. Wiem, że masz ważniejsze sprawy na głowie, jak więc mogłabym mieć o coś takiego jakiekolwiek pretensje?

      Dziękuję Ci bardzo za komentarz i pozdrawiam ciepło ;*

      Usuń
  5. Nominowałam cię do "The Versatile Blogger Award". Więcej informacji na http://konoha-clans.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń